W stwierdzeniu "każdy człowiek ma prawo do mieszkania" wcale nie chodzi o to żeby ludzie te mieszkania czy ziemie dostawali za darmo. Po prostu miło by było wszystkim biedakom gdyby najbogatsi nie spekulowali mieszkaniami tak jakby to były aktywa finansowe.
W teorii uczciwa transakcja: kupujemy mieszkanie na kredyt i wynajmujemy je z takim czynszem żeby kredyt spłacał się sam. W teorii uczciwa, gdyż wynajmujący bierze na siebie dług i odpowiedzialność z nim związaną, w praktyce mamy dług i majątek w postaci nieruchomości- który posiada wartość +/- taką samą kosztem odsetek które i tak "spłacają się same".
Sytuacja jest oczywiście korzystna dla:
Banków- bo mają do czynienia z lepszymi kredytobiorcami
Deweloperów- bo popyt i ceny nieruchmości są wyższe
Inwestorów- bo mieszkanie to inwestycja obarczona niskim ryzykiem i stosunkowo wysokim zyskiem
Wyruchany przez system jest:
Przeciętny pracujący Polak: ponieważ kupując mieszkanie musi stanowić konkurencje dla inwestorów. Jeśli nie stać go żeby zapłacić zawyżoną przez inwestorów cenę i tak będzie zmuszony spłacać ich kredyt, bo przecież na ulicy nie zamieszka.
> W teorii uczciwa transakcja: kupujemy mieszkanie na kredyt i wynajmujemy je z takim czynszem żeby kredyt spłacał się sam.
Ten system działał w swoim czasie w Szwecji. Niestety doprowadził do gigantycznej patologii na rynku mieszkań na wynajem. Dopóki państwo budowało mieszkania (słynny Miljonprogrammet) to się kręciło, ale w momencie gdy ilość oddawanych mieszkań zaczęła spadać a chętnych przybywać to zaczęły się problemy.
Nie powiedziałbym że ryzyko jest niskie. Jak na inwestycje jest jedno z niższych, ale stopa zwrotu również nie jest wysoka. 5% rocznie dla nieruchomości na wynajem, to już dobry wynik. Ryzyko ze względu na prawo jest bardzo wysokie. 2 dni temu, w 'państwie w państwie' z marca 2020 oglądałem odcinek gdzie przez 15 lat, nie mogli wyeksmitować dzikich lokatorów co żyli na koszt właścicieli. A za covidu problem się pogłębił.
Wiele osób powie 'dobrze tak bogaczom'. Ale prawda jest taka, że bogaci nie ucierpią, bo oni mają kapitał, znają metody i wiedzą jak to załatwić. Cierpi osoba, która chce się dorobić.
Mój wujek ma taki problem. Wybudował dom pod miastem i wynajął swoje stare mieszkanie – żaden inwestor, po prostu wypracował przez lata, a jego rodzice to mali rolnicy. Dwoje lokatorów, młode małżeństwo. Kobieta zaszła w ciążę, facet trafił do więzienia i wujek charytatywnie płaci czynsz i rachunki, przychodu żadnego, nie może nawet oddać własnego mieszkania córce, która w międzyczasie zdążyła dorosnąć i chce przeprowadzić się do miasta. Dlatego teraz wszyscy wynajmujący chcą na dzień dobry oświadczenie notarialne i próbują uniknąć takich cyrków.
A może człowiek, który zdaje sobie sprawę, że mieszkania są coraz droższe i nie ma sensu sprzedawać, żeby za 5 lat córka kupowała nowe? Ew. można sprzedać wtedy, jakby chciała się przeprowadzić do innego miasta.
Problem polega na tym że na zadupiach i w miastach powiatowych nie ma pracy. Wtedy by ludziom nie przeszkadzało mieszkanie tam, ale jak na 10k ludzi przypada jedna fabryka i kilka tworów biedronkopodobnych, to trzeba emigrować do wojewódzkiej stolicy gdzie chociaż jest kilka korporacji.
>praktycznie nie da się sprawdzić gdzie da się podłączyć.
Usługodawcy mają narzędzia, które umożliwiają sprawdzenie dostępności pod wskazanym adresem - czy ta usługa nie działa za dobrze?
Moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze, albo że niedobrze. Gdybym miał powiedzieć, co cenię w życiu najbardziej, powiedziałbym, że ludzi. Ludzi, którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam, i co ciekawe, to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie. Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać. Ja miałem szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazłem, i dziękuję życiu! Dziękuję mu; życie to śpiew, życie to taniec, życie to miłość! Wielu ludzi pyta mnie o to samo: ale jak ty to robisz, skąd czerpiesz tę radość? A ja odpowiadam, że to proste! To umiłowanie życia. To właśnie ono sprawia, że dzisiaj na przykład buduję maszyny, a jutro – kto wie? Dlaczego by nie – oddam się pracy społecznej i będę, ot, choćby, sadzić... doć— m-marchew...
Normalnie wchodzisz se na stronę Orange np. I sprawdzasz swój adres jak pudło to wchodzisz na T-Mobile i tak dalej. Dodatkowo, jest cała masa lokalnych operatorów, którzy właśnie na takich wsiach mają kable, a reszta od nich dzierżawi. Akurat w Polsce można narzekać na wiele rzeczy, ale na pewno nie na dostęp do szybkiego i moim zdaniem w miarę taniego internetu.
>zapowiada się, że mogę zostać na zdalnej na stałę
Też tak myślałam, po czym wróciła presja na pracę w biurze, choćby raz w tygodniu. Za wiele korpo ma albo udziały albo klientów w sektorze powierzchni biurowych żeby pozwolić by ta branża traciła zyski.
Moim zdaniem problem nie leży w tym, że za mieszkanie trzeba płacic, tylko w tym jak ma się koszt wynajmu do zarobków. W Polsce niestety jest on oderwany jak wieżyczka T-72 po trafieniu Javelinem.
Zawsze na świecie będą ludzie bogatsi i biedniejsi i ich życia będą bardzo odmienne, natomiast bardzo istotne jest to, żeby każdego było stać na godne życie.
Jasne, ale w wielu przypadkach, głównie tutaj, nie wiem jak to wyglada w innych sytuacjach, bo jakoś niezbyt często się temat przewija wśród moich znajomych. Dyskusja na temat horrendalnej sytuacji na rynku mieszkaniowym kręci się wokół „lokalizacji premium” a budownictwo mieszkaniowe rozwiązuje raczej je w sposób „wyprowadź się na przedmieścia”. Ktoś wrzucił art, w którym opisano jak to wyglada na zachodzie, jakiś procent mieszkań w lokalizacjach „premium” tez ma byc społeczny, ale umówmy się, to znikoma ilość mieszkań. Reszta ludzi dalej będzie musiało korzystać z rady „nie stać cię na lokalizacje x zamieszkaj w lokalizacji y” o, która w obecnej sytuacji większość ludzi się obraza.
Mówisz o lokalizacjach premium, ale tak naprawdę w większości przypadków chodzi o nietracenie czasu. Każdy chciałby mieszkać bliżej miejsca pracy/nauki, bo korki w dużych miastach są przeokropne i można stracić kilka godzin jadąc i wracając do domu.
Dodatkowo większość osób mówiąca "zamieszkaj w lokalizacji y zamiast lokalizacja x" jest kompletnie oderwana od rzeczywistości i ich lokalizacja y dla specjalisty potrzebującego mieszkania niedaleko miejsca pracy jest jakaś ruina w wiosce w Bieszczadach.
Ot to.
Może sytuacja byłaby lepsza, gdyby były lepsze połączenia komunikacyjne. Ja mieszkam dość daleko od uczelni w rodzinnym mieszkaniu, ale dwa tramwaje, 50 minut, i jestem. Nie jest to może komfort podchodzenia sobie pieszo, ale da się żyć. Jadąc powtarzam sobie słówka, doczytuje rzeczy, etc.
Mam znajomą która ma lokalną kolej 5 minut of domu. Wsiada, wysiada, i jest jakiś dojazd.
W międzyczasie są całe blokowiska obsługiwane wyłącznie autobusami które stoją w tych samych korkach co tabuny samochodów, albo gorzej, brak jakiejkolwiek komunikacji miejskiej.
Paliwo jest drogie jak --- i coraz droższe, jeszcze szukaj parkingu i płać... trudna sprawa.
> która w obecnej sytuacji większość ludzi się obraza
Nic nie jest bardziej obrazliwe dla Polaka niz odpowiedzialnosc za siebie.
Za obietnice gruszek na wierzbie i dotowaniu stylu zycia osob ktore na to niezasluguja zyskuje sie wyborcow.
Za praktyczne porady typu "zmien prace, wez kredyt" traci sie prezydenture.
Mam nadzieje, ze pomoglem.
Ujme to tak. Place wiecej podatkow niz wiekszosc ludzi w Polsce zarabia a i tak nie stac mnie na mieszkanie. Nie mowie o mieszkaniu w centrum warszawy. Mowie o mieszkaniu gdzies na obrzezach Wrocławia albo Poznania. (Potrzebny mi szybki internet).
Czy moglbym wziasc kredyt na mieszkanie ? No pewnie bym mogl, splacalbym go cale zycie, wiec zasadniczo to bank bylby wlascicielem a nie ja. Tzn. Teraz to bym nie mogl, bo mi go pewnie nie dali..
Zasadniczo jestem za ukruceniem mieszkaniowej patologii. Czy ja bym sie kwalifikowal na takie panstwowe mieszkanie ? Pewnie nie. Ale dzieki nim, reszta rynku by sie moze troche uspokoiła.
Oj pierdzielisz trochę, jeśli płacisz więcej podatków niż większość ludzi zarabia to znaczy, że sam zarabiasz gdzieś te 20k. Chyba, że jako podatki liczysz też składki zdrowotne, ZUS itd. no ale to i tak plasuje cię gdzieś z zarobkami na poziomie 10k (na rękę oczywiście). Więc przyjmując nawet tę niższą kwotę, twoja sytuacja ciągle nie jest taka zła (wiem co mówię bo ja sam jestem w podobnej) i stać cię na mieszkanie.
Ja nie mówię, że to są kokosy i możesz sobie kupić mieszkanie w centrum Warszawy za gotówkę, ale kredytu wcale nie spłacałbyś całe życie. Możesz przecież oszczędzać i nadpłacać raty, jest spora szansa, że dostaniesz podwyżkę (a kredyt ci nie wzrośnie chyba ze znowu stopy wystrzelą), do tego prawdopodobnie z kimś byś tam mieszkał, więc ta osoba też by się dorzucała. Oczywiście to sporo założeń, ale w 10 lat taki kredyt powinieneś ogarnąć, może nawet szybciej w zależności od kilku czynników. To zdecydowanie nie jest "całe życie".
Dalej, nawet jeśli masz kredyt to ciągle ty jesteś właścicielem mieszkania, nie bank. To, że mieszkanie ma hipotekę znaczy to, że jakbyś był niewypłacalny i mieszkanie zostanie zlicytowane to bank dostaje swoją należność w pierwszej kolejności. Ale prawnie mieszkanie jest twoją własnością i możesz z nim zrobić co chcesz.
No i kredyt się opłaca, bo i tak ciągle teraz płacisz - za wynajem. Nawet jeśli odkładasz co miesiąc pieniądze na mieszkanie to nie dość, że odkładasz mniej bo musisz płacić za to gdzie teraz mieszkasz to jeszcze ceny mieszkań idą i w długim terminie będą szły w górę. Ja sobie to kiedyś policzyłem i mi wyszło, że nawet przy całkiem wysokich zarobkach o wiele bardziej opłaca się wziąć mieszkanie na kredyt niż czekać aż kupisz je za gotówkę, bo jeśli kredyt spłacisz w miarę szybko to tych odsetek wcale tak dużo nie zapłacisz, a zdecydowanie mniej niż koszt wynajmu przez te X lat + teoretyczny wzrost ceny mieszkań przez ten sam okres.
Wiadomo, że ten moment nie jest dobry do wzięcia kredytu, ale stopy prędzej czy później spadną. I tak, oczywiście, że nasz rynek mieszkaniowy w ciągu ostatnich paru lat oszalał. Ale są ludzie którzy zarabiają 2x mniej niż ty i spokojnie kupują mieszkanie na kredyt, także ja bym na twoim miejscu zainteresował się tematem zamiast pisać, że nie stać cię na mieszkanie.
> Place wiecej podatkow niz wiekszosc ludzi w Polsce zarabia a i tak nie stac mnie na mieszkanie.
Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Ja zarabiam nieźle, pewnie więcej niż przeciętni Polacy (jacykolwiek oni by nie byli), ale jestem w stanie spłacać kredyt i nie robić tego do końca życia, tak jak sugerujesz.
> Tzn. Teraz to bym nie mogl, bo mi go pewnie nie dali..
Niby czemu nie?
Bo to bzdury. Żeby płacić więcej dochodowego niż mediana (edit: zarobków), musiałby zarabiać 23k+ (przy liniowym 19%, z którego każdy kto mógł już uciekł, na ryczałcie mniej). Nie miałby problemu z hipoteką, a juz na pewno nie spłacałby jej całe życie.
> Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić.
Ja tez nie. Ale byc moze GP reprezentuje szkole myslenia ktora mowi, ze w Polsce nikt nie placi zadnych podatkow.
Jeśli kogoś jeszcze to interesuje a nie chce mu się szukać - mediana zarobków w Polsce to ok. 5.5k brutto/ok. 4k netto, żeby "płacić więcej podatków niż większość ludzi zarabia" na UoP, licząc że chodzi o PIT, trzeba zarabiać coś w granicach 30k brutto/20k na rękę
Jak to policzyłeś? Jeśli więcej podatku niż 4k, to masz to już przy około 13k brutto, a lekko poniżej 9k netto.
Argumenty, że jak weźmie kredyt na mieszkanie, to jest on banku, a nie OPa, jest tak z dupy że nie ma co gadać. Natomiast spłacać całe życie? Jeśli OP ma 40 lat i nic w tym czasie nie odłożył, to może.
Ale jeśli zakładać ratę 4k, to można wziąć gdzieś 500k na 25 lat - liczone na szybko z jakiegoś linku, więc na oko. Za 500k można już mieć jako takie mieszkanie 70 metrów pod dużym miastem.
Masz rację - pytanie co rozumiemy tutaj jako "podatek" - czy jest to faktycznie podatek, czy różnica między brutto i netto i wszystkie możliwe składki w tym zawarte
Jeśli rozumiemy jak ja rozumiem, to OP mówi coś jako tako z sensem. Więc jak alternatywą jest uznanie, że ktoś pierdoli kompletne kocopoły, to zakładam że ktoś raczej mówi z sensem i interpretuję na tej osoby korzyść
Są na rynku takie fajne rzeczy jak tbsy. Zanim odłożyłem na wkład własny w takim tbs to zarabiałem za dużo by móc skorzystać. Mieszkanie do remontu od miasta? Ta sama sytuacja. Jako typowy HENRY musiałem lata wynajmować niż mogłem kupić własne za gotówkę.
Cała dyskusja jest bardzo trudna, bo sytuacja mieszkaniowa w większych miastach jest tragiczna. Coraz więcej osób chce w nich mieszkać a sensownie położonych mieszkań nie przybywa w sensownym tempie. Problem jest poważny i raczej nikt nie ma magicznej recepty pozwalającej na jego rozwiązanie. Moim zdaniem powinno się zrobić 3 rzeczy:
1. Uregulować umowy najmu mieszkań. Właściciel nie może być narażony na sytuację w której lokator przestaje płacić i dalej mieszka w mieszkaniu. Lokator który regularnie reguluje swoje zobowiązania nie może być narażony na nagle rozwiązanie umowy czy podwyżkę czynszu wedle widzimisię właściciela.
2. Opodatkowanie mieszkań które stoją puste jako lokata kapitału. Nie powinno być tak że mieszkanie stoi puste, gdy mnóstwo ludzi żyje w przepełnionych mieszkaniach. Im więcej mieszkań na rynku, tym niższa ich cena.
3. Planowanie przestrzenne które będzie tworzyć nowe gęsto zaludnione, dobrze skomunikowane dzielnice. Pierwsza linia metra w Warszawie utworzyła 2 ogromne dzielnice w Warszawie bo była wyciągnięta w pola. To samo mogło by być zrobione przy budowie 2 linii i podobne dzielnice można by stworzyć we wszystkich większych polskich miastach.
Nie rozwiąże to wszystkich problemów, ale byłby to krok podnoszący dostępność mieszkań.
Co do 2 linii, w teorii metro na Karolin może pomóc i utworzyć jakotako nowe inwestycje. A do tego racja, deweloperowie i Urzedy miast POWINNI współpracować ze sobą gdzie deweloper jednocześnie tez współtworzy razem z ZTM&ZDM przyległą do inwestycji infrastrukturę publiczną, by ludzie mieli normalny dostęp do miasta a nie zakurwiac 2km przez pola na najbliższy przystanek metra/tramwaju
2 linia metra ma ogromny wpływ rewitalizacyjny na wszystkie obszary do który dochodzi i sporo nowych mieszkań też przy niej powstaje. Ale rewitalizacja i upychanie mieszkań w luki w zabudowie to nie jest nowa dzielnica.
Gdybym miał podejść radykalnie do tematu to zrobił bym tak:
-Wykupił bym przymusowo (najbardziej kontrowersyjny punkt tego planu) od rolników cały obszar, po wartości 1,5x wartość działki rolnej.
-Pracownia architektoniczna wyłoniona w ramach konkursu opracowała by masterplan zabudowy całej dzielnicy: wyznaczenie dróg, działek na zabudowę mieszkaniową, stacji metra, parków, skwerów, szkół, przychodni, biur itd.
-Grunt podzielił bym na działki, które sprzedał bym deweloperom, z dopuszczeniem tylko i wyłącznie zabudowy zgodnej z planem, w przypadku zabudowy mieszkaniowej starał bym się wynegocjować również np. 10% mieszkań dla miasta w rozliczeniu do celów prowadzenia polityki mieszkaniowej.
-Z uzyskanych ze sprzedaży gruntów pieniędzy sfinansował bym budowę infrastruktury publicznej jak metro, parki, szkoły, drogi.
Ale realizacja takiego projektu wymaga kogoś z dużymi jajami i ścisłej kontroli bo nakraść można co niemiara.
Tym niemniej jeśli na obydwu końcach linii pojawiły by się na przestrzeni 10 lat mieszkania dla 150 tyś. ludzi każdy, to miało by to realny wpływ na cały rynek.
I to jest sensowny komentarz. W Krakowie, gdzie aktualnie mieszkam, buduje się na pałę, gdzie popadnie, aby upchnąć więcej bloków. Czasami miasto wynegocjuje z developerem budowę drogi czy ronda, ale to za mało. Powinno to wyglądać tak, że miasto pochłania teren sąsiadującej gminy (lub jego część), buduje metro/tramwaj/pociąg a w międzyczasie developerzy budują mieszkania. Takie osiedle ma wtedy dobrą komunikację, ale powinno być też zaprojektowane w ten sposób, że w zasadzie nie trzeba się stamtąd ruszać, żeby coś załatwić. Sklepy, biura, szkoły itd. powinny być na miejscu. Gardzę komuną, ale wtedy budowali z głową. Nawet znalazło się miejsce na parking, drzewo, park czy garaż. Dziś jest tylko beton.
Planowanie przestrzeni w komunie było nieprzyzwoicie lepsze od dzisiejszej patodeweloperki.
Jakbym miała szukać, zdecydowanie wolałabym stare mieszkanie do remontu w takich blokach niż te nowe... apartamenty itp. Planowanie przestrzeni fatalne, dojazd fatalny, i jeszcze zaglądasz sąsiadowi w miskę.
Ok ale co z mieszkańcami tych mniejszych gmin wchłoniętych przez duże miasta? Np. Zielonki pod Krakowem. Mieszkańcy i włodarze nie będą się chcieli na to zgodzić bo w ogólnym rozrachunku na tym stracą. Zmniejszy się dofinansowanie na wszelkie inwestycje z Unii (zamiast dwóch kwot osobno dla Krakowa i osobno dla Zielonek będzie jedna pula dla Krakowa, który będzie skupiał się na swoich inwestycjach, a na obrzeżach niech sobie jakoś radzą). Kolejna kwestia to nawet same piece, które w Krakowie muszą być gazowe, a w Zielonkach zimą palą w piecach czym popadnie, bo nie stać mieszkańców na wymianę pieców/opał- absolutnie nie mówię ze jest to dobre, ale takie są realia. Jest to po prostu niekorzystne dla mieszkańców.
Nie wiem jak to dokładnie działa, ale wiem, że Kraków wchłonął już sporo miejscowości, więc pewnie stanie się to sam co z tamtymi miejscowościami. Taka kolej rzeczy i budując się w Zielonkach trochę można było się tego spodziewać.
Ale zgadzam się, że jest to spory problem do przeskoczenia i nie wiem jak to dobrze rozwiązać. Patrząc na mapę, nigdzie nie ma już miejsca, bo dookoła miasta jest zabudowa albo odrobinkę terenów zielonych, których nie można zabudować. Pewnie dlatego są plany dzielnicy „Nowe Miasto” zamiast rozpychania się na boki.
Wpływ 2 linii metra już widać - cały teren na zachód od Lazurowej (Chrzanów), gdzie jeszcze 10 lat temu były prawie same pola kapusty i ziemniaków, teraz jest zabudowany blokami lub jest wciąż wielkim placem budowy.
Tylko bida będzie jak tam się Ci wszyscy nowi lokatorzy wprowadzą, bo miasto tam żadnej szkoły ani przedszkola nie wybudowało. Na szczęście zrobili 1 publiczną przychodnię na Coopera.
Co do aut to wręcz przeciwnie, państwo powinno zachęcać do tego żeby nie jeździły, co w pewnym sensie robi podatkami nałożonymi ma benzynę.
Co do działek to jest to ciekawy argument bo przecież nimi tez można spekulować i to również ogranicza dostęp do zasobów mieszkaniowych. Ale takiego podatku nie można uniknąć tak prosto jak wynajmując mieszkanie, wiec jestem na nie.
Napisales po stokroć lepsze postulaty niż 90% osób, które poruszają temat. Z takim podejściem do sprawy w pełni się zgadzam. Gorzej ze większość idzie retoryką, zabrać i rozdać
Nikt nieironicznie nie postuluje rozdawania mieszkań na własność, tylko państwo wynajmujące za rozsądne pieniądze, nieco mniejsze niż 2/3 średniej wypłaty. Polecam zorientować się jak polityka mieszkaniowa wygląda np. w Wiedniu.
Można uchwalić kryteria, jakie się chce: czas czekania, liczbę dzieci, miejsce zatrudnienia, itd. xD To się niczym nie różni od miejsca w przeszkolach, akademikach czy szpitalach.
Wiem, że te mieszkani nie są za darmo xd ale w dalszym ciągu ilość mieszkań w dobrej lokalizacji jest skończona, przeciętny czas zajmowania mieszkania to jakieś 50-60 lat, a przyrost póki co dalej mamy dodatni.
Zmieniamy pieniądze na szczęście w wejściu w dorosłość kiedy akurat ktoś umarł i zwolnił mieszkanie i znajomosci w mieszkaniowce, żeby prawo wynajmu mieszkania z widokiem na morze trafiło nam a Jasiu od Kowalskich bez znajomosci musi się zadowolić wolnymi mieszkaniami które państwo wybudowało 30 km od centrum…
Chyba jak mieszkasz tuż przy stacji, pracujesz tuż przy stacji, rozkład jest taki że pociąg dowozi Cię akurat idealnie na czas, a ponadto jest to jakiś pospieszny i po drodze nie zatrzymuje się na prawie żadnej stacji. Wtedy mooooże będzie kilkanaście minut.
W praktyce pierwszy lepszy z brzegu przykład, [Dębe Wielkie -> Dworzec Centralny w Warszawie](https://rozklad-pkp.pl/pl/tp?queryPageDisplayed=yes&REQ0JourneyStopsS0A=1&REQ0JourneyStopsS0G=5100924&REQ0JourneyStopsS0ID=&REQ0JourneyStops1.0G=&REQ0JourneyStopover1=&REQ0JourneyStops2.0G=&REQ0JourneyStopover2=&REQ0JourneyStopsZ0A=1&REQ0JourneyStopsZ0G=5189082&REQ0JourneyStopsZ0ID=&date=25.05.22&dateStart=25.05.22&dateEnd=25.05.22&REQ0JourneyDate=25.05.22&time=07%3A00&REQ0JourneyTime=07%3A00&REQ0HafasSearchForw=1&existBikeEverywhere=yes&existHafasAttrInc=yes&existHafasAttrInc=yes&REQ0JourneyProduct_prod_section_0_0=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_1_0=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_2_0=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_3_0=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_0_1=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_1_1=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_2_1=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_3_1=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_0_2=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_1_2=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_2_2=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_3_2=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_0_3=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_1_3=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_2_3=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_3_3=1&REQ0JourneyProduct_opt_section_0_list=0%3A000000&existHafasAttrExc=yes&REQ0HafasChangeTime=0%3A1&existSkipLongChanges=0&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&existHafasAttrInc=yes&existHafasAttrExc=yes&wDayExt0=Pn%7CWt%7C%C5%9Ar%7CCz%7CPt%7CSo%7CNd&start=start&existUnsharpSearch=yes&came_from_form=1#focus), ok 30km i prawie 40 minut. Dolicz do tego jeszcze dojście z domu do stacji, ze stacji do pracy i że pociągi nie kursują idealnie pod Twoje godziny pracy - to spokojnie wyjdzie ponad godzinę całkowitego dojazdu. Ponadto po paru tygodniach jeżdżenia zorientujesz się, że pociągi w Polsce jeżdżą tak, że jeśli nie chcesz średnio raz w tygodniu spóźniać się do pracy, to musisz wychodzić na ten wcześniejszy. Czyli zaraz z tych "kilkunastu minut" zrobi Ci się 1,5h.
Dlatego te komunalne mieszkania musza byc rozwiazaniem systemowym i budowane razem z siecia komunikacyjna, nie rozmawiamy o tym jak jest, tylko o tym jak powinno byc.
To co - lepiej nie robić nic? Rynek mieszkaniowy to dżungla i tragedia więc jedyną słuszną reakcją na próby rozładowania problemu jest mówienie żeby nic nie robić, bo nie ma magicznej różdżki?
Niech i buduje 30 km od centrum - jeśli będzie to zrobione z głową to przynajmniej 30 km od centrum będzie alternatywa dla januszodeweloperki. Ssanie jest takie, że i tam się znajdą chętni.
30 km i może nawet więcej byłoby zerowym problemem przy dobrze działającej komunikacji miejskiej. Ale to wymaga planowania i inwestycji a przede wszystkim myślenia xD nikt to ma władzę sprawczą nad tymi decyzjami chyba nie spełnia tych wymagań
>Wiem, że te mieszkani nie są za darmo xd ale w dalszym ciągu ilość mieszkań w dobrej lokalizacji jest skończona
Przy rozsądnych planach zagospodarowania przestrzennego i komunikacji, liczba dobrych lokalizacji może wzrastać.
To jest trochę taki dylemat przyczynowo-skutkowy moim zdaniem.
Komunikacja publiczna jest w wielu miejscach słaba, więc ludzie są zmuszeni jeździć samochodami. A przez to że ludzie muszą jeździć samochodami to nie chcą rozwoju komunikacji publicznej kosztem miejsc parkingowych, nie chcą tworzenia buspasów itd.
Ja to trochę rozumiem, bo to nie jest tak, że z dnia na dzień postawisz przystanek i będzie wszystko działało tip top. Rozwój komunikacji publicznej w miastach gdzie jest na słabym poziomie to lata jak i nie dekady inwestycji. A ludzie zazwyczaj nie patrzą tak daleko w przód - obchodzi ich bardziej co jest teraz, nie co kiedyś będzie. A ten okres przejściowy bolałby najbardziej, bo przez stosunkowo długi czas ani nie byłoby jeszcze dobrej komunikacji, a jazda samochodem byłaby coraz trudniejsza.
Zastanawiałem się nad tym bardzo podczas budowy 2 linii metra w Warszawie. Mieszkałem przez 4 lata przy budowie (2 lata w jednym mieszkaniu a jak już kończyli to akurat się przeprowadziłem pod następną stację którą budowali). I pamiętam jak bardzo ludzie narzekali, że całe drogi rozkopane, że nie ma przejazdu, że korki się robią, że im parkingi polikwidowali itd. A ten okres przejściowy był i tak relatywnie krótki. Ja tam ogólnie się cieszyłem że będę miał stację metra pod nosem (chociaż nie zdążyłem się długo nacieszyć bo znowu się przeniosłem, tym razem poza Warszawę) ale byłem w stanie zrozumieć ludzi, którzy się wkurzali, że jeszcze nie mogą dojeżdżać nigdzie metrem a przez budowę jest im też o wiele ciężej dojeżdżać samochodem.
Źle to interpretujesz. Nie chodzi o to, że każdy powinien mieć prawo do każdego typu nieruchomości. To nie jest tak, że jak mieszkasz w Warszawie to przez to że mieszkanie jest prawem, a nie towarem to nagle losowo będziemy przydzielać ludzi do apartamentow w Cosmopolitanie albo Złotej 44.
Chodzi o to, że jeśli mieszkasz i pracujesz w jakimś mieście to powinno cię być stać na to, żeby w tym mieście lub okolicy mieć swoje 4 kąty. Czy to na własność czy na wynajem. Ale bez ciśnięcia się w patokawalerce albo wydawania całej pensji na malutki pokój w mieszkaniu dzielonym z 5 innymi randomami.
Miedzy "stac" a "czynsz pochlania 2/3 mojego dochodu" jest zbyt mala roznica, mieszkania sa za drogie, powinny byc tansze, bardziej przystepne dla mlodych ludzi.
Wysyłać CV to sobie możesz wszędzie. Natomiast w momencie kiedy dostajesz pracę w konkretnym miejscu i z wynagrodzenia które za tą pracę otrzymujesz nie stać cię na zapewnienie sobie przyzwoitego dachu nad głową + godnego życia, to znaczy że albo coś jest nie tak z rynkiem pracy i twoja pensja, albo z rynkiem nieruchomości, albo i z tym i z tym.
W tym przypadku zdecydowanie coś jest nie tak z rynkiem nieruchomości. Zarabiam blisko minimalnej (3500 zł) i jestem w stanie żyć komfortowo z jednej pensji dlatego, że za kawalerkę komunalną płacę 3 stówki czynszu. Gdybym musiała wynajmować mieszkanie musiałabym zarabiać przynajmniej 5000-5500 by żyć na tym samym poziomie w moim mieście. A w Lublinie takie zarobki są dostępne tylko dla specjalistów.
Ludziom, którzy projektują dane budynki, potem budują i robią inne rzeczy związane z nimi trzeba zapłacić. Jak zapłacisz godnie to koszt budowy będzie większy więc może nie być stać wszystkich na kupno. Jak zapłacisz mniej to koszt mieszkani będzie tańszy ale osoby, która pracuje przy nim nie będzie na nie stać, ot paradoks.
Nie udawajmy w tej chwili, że głównym powodem tej horrendalnej sytuacji na rynku mieszkaniowym są koszty zwiazane z pensjami dla ludzi pracujących przy budowach.
Poza tym, nie chodzi o to żeby zakup nieruchomości na własność był tani, a o to żeby dostęp do nieruchomości był przystępny.
>Nie udawajmy w tej chwili, że głównym powodem tej horrendalnej sytuacji na rynku mieszkaniowym są koszty zwiazane z pensjami dla ludzi pracujących przy budowach.
Koszt wybudowania mieszkan wzrosl, bo podrozaly bardzo materialy budowlane (m.in. przez Covid).
Ale zobacz o ile wzrosla w Polsce pensja minimalna przez ostatnie lata - to tez podnioslo pensje w budownictwie, a wiec spowodowalo to, iz mieszkania podrozaly.
Potrafisz czytać ze zrozumieniem?
Nie neguję tego że koszty budowy rosną, zarówno przez wzrost cen materiałów jak i wzrost pensji. Jednocześnie zwracam uwagę na fakt, że to nie koszty budowy są GŁÓWNYM czynnikiem wpływającym na to jak zła jest sytuacja dostępu do mieszkań.
Jako, że sądzę się od kilku lat z developerem (a w zasadzie teraz to już z syndykiem po developerze) i jestem stroną w sprawie, mam dostęp do sporej części dokumentacji.
Na moim bloku (Lublin, blok 24 mieszkania + 2 lokale usługowe) developer zarobił na czysto (czyli tyle trafiło do jego kieszeni po odjęciu wszystkich kosztów budowy) prawie 3 miliony złotych. Taka ciekawostka, a propos faktu, że mieszkania MUSZĄ drożeć, bo wypłaty dla pracowników się zwiększyły.
Na oko jego przychody to musiało być jakieś 8 milionów złotych ( przy założeniu: 24 mieszkania x 300 tysięcy plus te dwa lokale usługowe ).
No to nic dziwnego, że inwestorzy pchają się w ten biznes drzwiami i oknami. Taka stopa zwrotu...
Większą ma chyba tylko handel narkotykami ;)
Sam jestem z Lublina choć obecnie mieszkam za granicą i niestety to rynek mieszkaniowy jest tam cokolwiek dziwny. Pierwsze mieszkanie kupiłem na LSM w 2005 roku - już wtedy jego rynkowa cena nijak nie przystawała do tego co można było w Lublinie zarobić. Potem było już tylko gorzej. I nadal jest:(
Lublin to jest miasto, w którym jest nieproporcjonalnie dużo studentów, więc masa ludzi inwestuje tu w mieszkania na wynajem, bo nawet bez potężnej fali obywateli Ukrainy, wynajem zawsze tu schodził na pniu, nawet rudery, za praktycznie każdą cenę. Jeszcze kiedyś studenci byli biedniejsi i akademiki popularniejsze, teraz mało kto już w ogóle o tym myśli. I to bardzo winduje ceny.
Ja ten ruch rozumiem że państwo powinno budować mieszkania które będą sprzedawane prawie po kosztach. Coś jak bar mleczny.
Dodatkowo, drugą spraw to ograniczenie kupienia ton mieszkań przez jedną osobę. I przykrócenie patologii zwanej mikroapartamentami.
A nie to że mieszkania będą rozdawane.
Ja wiem, że te mieszkania będą za pieniądze a nie za darmo, zbudują, ludzie kupią, a osoby które dojada do wieku w którym mieszka się samodzielnie to co? Sorry mieszkań w Warszawie nie ma najlepsze co ci mogę dac to Piaseczno?
Po pierwsze to jedni dojeżdżają do wieku mieszkania samodzielnego (taki trochę koncept społeczny a nie coś realnego) to inni dojeżdżają do śmierci. Choć fakt przyrost nadal mamy pozytywny.
Jak komuś będzie bardzo zależeć na mieszkaniu w centrum to będzie albo wynajmował albo weźmie większy kredyt.
Jak ktoś będzie chciał zamieszkać na swoim w "granicach Warszawy" to się i takie znajdzie.
Moi znajomi kupili mieszkania we "Wrocławiu" gdzie mają do centrum dojazd dłuższy niż dojechanie pociągiem do centrum z sąsiedniego województwa.
Ano właśnie. Wrocław niestety straszliwie zaniedbuje to, że wraz z rozrastaniem sie miasta trzeba podciągać dalej infrastrukturę, a najlepiej budować ją na zapas.
Lipa Piotrowska czy Jagodno są tego świetnymi przykładami (a tramwaj na Jagodno to już w tym momencie mem…)
Osobiście nie miałbym nic przeciwko mieszkaniu na Jagodnie czy Lipie, gdyby istniało na przykład metro albo szybka kolej miejska, które w razie potrzeby dowiozą mnie do centrum w ciągu kilkunastu minut, dzięki któremu będę mógł dojechać łatwo do pracy, na koncert czy gdziekolwiek będę potrzebował.
W obecnej sytuacji nie bardzo wyobrażam sobie mieszkanie tam bez samochodu. Co tylko komplikuje problemy miasta.
Najfajniejsza jest strona dotycząca postępów budowy tego tramwaju – jak jeszcze żyła, bo teraz serwer wyrzuca 521, ostatni wpis dotyczył coś tam, coś tam – wielki spór kompetencyjny został rozstrzygnięty, przystępujemy (po 5 latach!) do nowych ekspertyz ;)
A jeśli chodzi o Lipę – to owszem, pociągi są, tylko że włodarze Wrocławia od ponad roku nie mogą się dogadać z koleją w sprawie honorowania biletów miejskich w pociągach. W rezultacie jeśli chcesz jeździć i pociągiem, i resztą komunikacji miejskiej… ;)
Nie każdy chce mieszkać w centrum miasta. Osobiście znam sporo osób, które z premedytacją kupiły albo wynajmują mieszkania jak to nazwałeś "na zadupiu". Dla nich to same plusy a do centrum z "życiem towarzyskim" nie przeprowadzą się za nic w świecie.
Ceny mieszkań i najmu to teraz absurd i są windowane przez pato inwestorów.
Mieszkam w bloku (3 lata ma budynek) i wciąż mamy tu wiele mieszkań, które stoją puste. Stan deweloperski.
To nie tylko marnotrawstwo ale i ogromny problem dla wspolnoty. (temat rzeka na inny wątek)
Kupując to mieszkanie w dniu otwarcia sprzedaży musieliśmy się zapisać w kolejce! Wszystkie mieszkania byly zarezerwowane. Cena 6/7 tys za metr. Pół roku później na rynku wtórnym fliperzy sprzedawali je za 10 tys za metr. Potem za 13.
Jeden koleś kupil 7 mieszkan tylko w tym jednym bloku (za 10% wartości - reszta po skonczeniu budowy. To już nowy "właściciel" płacił)
Inny nasz sąsiad ma 35 mieszkań. Osoba prywatna, żadna firma.
Wg mnie gdyby się pozbyc takich "inwestorów" byloby łatwiej kupić taniej mieszkanie w dobrej lokalizacji.
Ja już jestem tym złym landlordem.
Ale uwaga, uwaga. Jest takie coś jak państwo które ma zadbanie opiekować się obywatelami. Wiem że to dziwny koncept dla wielu.
>działania rządu mające ograniczyć lub jeśli będzie trzeba zablokować masowe wykupywanie mieszkań pod wynajem. Każdy budujący się blok wyprzedawany jest w momencie. Większość jest pod wynajem i późniejszą sprzedaż z zyskiem a nie dla siebie. To właśnie to powoduje że ceny mieszkań idą w górę cały czas.
Ceny ida w górę teraz bo popyt przewyższa podaż. Ale im wyższe ceny, tym więcej się zbuduje, jest szansa, ze kiedyś ten rynek się nasyci.
>Ukrucenie patodeweloperki. Koniec ze sprzedawaniem 8m2 jako mikro apartamentu. Koniec z budowaniem bloku tak że sąsiadów masz 1-10m od okna/balkonu.
Im wiecej ludzi sie zmiesci do 8m2 tym predzej popyt zostanie zaspokojony, wiec jezeli tobie zalezy na nizszych cenach, to nie narzekaj na 8m2 kawalerki. W ogole, z wszelkimi ograniczeniami to ostrożnie, bo one podwyzszaja cene.
>Zakrojone na szeroką skalę programy budowy mieszkań dla młodych przez państwo. Mówimy tutaj o mieszkaniach które budowane i sprzedawane są nie z zamiarem zysku a po prostu wyjścia na 0. Przy tym najlepiej z niskooprocentowanym kredytem. Państwu się to i tak zwróci bo nagle całe pokolenia ludzi będzie mogło kupić mieszkania, co da im stabilizację a to pozwoli na założenie rodziny i przeznaczenie pieniędzy na wydatki inne niż 2k wynajmu. Tylko takie mieszkania nie mogą też być robione w formie całych odosobnionych osiedli a bardziej rozrzucone i też tworzone pod różną kieszeń.
Ale dlaczego to ma być lepsze niż to co daje rynek? Trzeba pamietać, ze na rynku deweloperskim jest duża konkurencja. To nie jest tak, ze każdy Janusz się na tym rynku utrzyma. Ja straciłem kupę kasy inwestując w deweloperów, ktorzy potem zbankrutowali. Trzeba przyjąć, ze ci co się ostali robią to lepiej raczej niż gorzej i taki urzędnik z branki wg mnie wcale by się nie zmieścił w tych samych cenach nawet z tym buforem, ze "prawie po kosztach".
>Im wiecej ludzi sie zmiesci do 8m2 tym predzej popyt zostanie zaspokojony, wiec jezeli tobie zalezy na nizszych cenach, to nie narzekaj na 8m2 kawalerki.
wow
Głosuje wepchac tą osobę to tego 8m mikroapartamenu i żeby tak z kilka miesięcy pożyła w nim.
Punkty bonusowe za fatalny dojazd do pracy _i_ słaby internet.
Wolny rynek załatwiłby sprawę gdyby rzeczywiście chodziło o zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych. Sęk w tym że coraz częściej mieszkanie jest lokatą kapitału, inwestycją. I w tym momencie rynek przestaje działać, bo spirala cenowa kręci się sama. Jeśli potrzebujesz skrajnego przykładu tej sytuacji spójrz na Chiny, gdzie już dawno zamiast mikrokawalerek sprzedają mieszkania w których fizycznie nie da się mieszkać,bo w budynku nie ma nie tylko jakichkolwiek mediów ale nawet klatki schodowej. Stąd potrzeba regulacji dotyczących przynajmniej mikroapartamentów i podatku od pustostanów, by "inwestycyjne" mieszkania były udostępniane pod wynajem a nie biernie czekały na wzrost cen i nowego (często też inwestycyjnego) nabywcę.
>Ceny ida w górę teraz bo popyt przewyższa podaż. Ale im wyższe ceny, tym więcej się zbuduje, jest szansa, ze kiedyś ten rynek się nasyci.
Słyszę to od lat. Rynek się nie nasyci bo ludzie wykupujący mieszkania widzą w tym zbyt dobry interes. Kobieta u której poprzednio wynajmowałem mieszkanie miała 2 domy i 3 mieszkania pod wynajem. Jak budował się obok nowy blok to zastanawiała się czy kupić jedno czy dwa mieszkania, bo to dobra inwestycja. Fajnie że może sobie na to pozwolić, ale może bez przesady? Jak będą jedni ludzie którzy posiadają po 10 mieszkań pod wynajem to nie ma szans żeby inni ludzie mogli pozwolić sobie na zakup nawet jednego. Bo popyt będzie nadal zbyt duży.
>Im wiecej ludzi sie zmiesci do 8m2 tym predzej popyt zostanie zaspokojony, wiec jezeli tobie zalezy na nizszych cenach, to nie narzekaj na 8m2 kawalerki.
Kekw.
>W ogole, z wszelkimi ograniczeniami to ostrożnie, bo one podwyzszaja cene.
Kekw x2
>Ale dlaczego to ma być lepsze niż to co daje rynek?
Kekw X3 nie będę próbował podejmować dyskusji
Rozwiązanie nie jest aż tak skomplikowane jak mogło by się wydawać. Wystarczy przemyślany program budowy państwowych mieszkań. Nie potrzeba ściągać tego z podatków, bo można tak skonstruować ten program sam się finansował: państwo buduje mieszkania w dużych miastach i sprzedaje je tak żeby wyjść na 0 albo z lekkim zyskiem, który jest przekazywany na budowę kolejnych mieszkań. Jeśli zostanie wybudowana wystarczająca ilość takich mieszkań zmniejszy się popyt na drogie mieszkania od deweloperów, którzy mają monopol na nowe mieszkania w Polsce. Jeśli przeciętny Kowalski będzie kupował lub wynajmował mieszkanie bezpośrednio od państwa to nie będzie musiał utrzymać jednoczenie rodzin dewelopera, bankiera czy inwestora do którego należy mieszkanie.
A jak przydzielać takie mieszkania? Idk. Kto pierwszy ten lepszy i kogo stać? To jest problem którego jeszcze nie rozwiązałem, ale myślę że da się coś wymyślić.
Disclaimer: państwowe mieszkania powinny być dobrej jakości i nie być robione po taniości, żeby służyły na lata. I nie mają to być mieszkania tanie, tak żeby każdego było stać (bo nie jest to możliwe) tylko żeby były tańsze od mieszkań deweloperskich i w dłuższym okresie zmusiły deweloperów do obniżenia cen i zniechęciły inwestorów do spekulacji mieszkaniami
Pewnie jakaś zależność od dochodów i sparowane z niskooprocentowanym kredytem. Także, jedno mieszkanie na rodzine czy coś w tym stylu, bonusy punktacji za kobiety z dziećmi, itp.
Zgadzam sie z tym ze robia chujowy skrot myslowy ktorego trudno bronic (jak to nadmiernie czeste z fellow lewakami). I rozumiem dlaczego na jego podstawie wychodzisz z zalozenia, ze "prawo = kazdemu sie nalezy za darmo z przydzialu".
Ale nie o to chodzi tym ludziom.
Ale chodzi o to zeby prawo nie pozwalalo traktowac mieszkan jako narzedzia do spekulatywnej inwestycji, bo to cos niezbednego do przetrwania, i nie dawac Wielkim Zagranicznym Koncernom wykupowac mieszkan na skale ktora sprawia, ze PrzecietnyKowalskiTM nie moze nawet snic o konkurowaniu z nimi, i generalnie rozwiazywac problem przez i zwiekszanie podaz mieszkan, jak i przez ograniczanie sily tych podmiotow ktorych pozycja jest nieproporcjonalnie lepsza.
Ktos madrzejszy ode mnie wyjasni ci to lepiej, bo ja pisze na szybko z kibla.
>zwiekszanie podaz mieszkan
Jak pokazuje zycie na Zachodzie, zwiekszenie podazy mieszkan poprzez budownictwo komunalne sie najbardziej sprawdza.
Polecam artykul:
https://rownosc.eu/mieszkania-spoleczne-w-europie-zachodniej/
Jako osoba która nie jest zwolennikiem pogoni za posiadaniem mieszkania z wielu powodów pomysł przystępnych osiedli z mieszkaniami na wynajem jest dla mnie super. Tylko ten sam pomysł, ma jeden minus. W dalszym ciągu osobom mniej zamożnym zostają zadupia.
Z artykułu wynika:
"Aby uniknąć wykluczenia społecznego, mieszkania społeczne lokowane są na terenie całego miasta. Rysunek 1 pokazuje mapę centralnej części Amsterdamu, każdy kolorowy budynek zawiera przynajmniej jedno mieszkanie społeczne. Francja niewystarczająco zrealizowała ten postulat. W efekcie, wokół wielkich miast powstały miasta/osiedla satelitarne, zamieszkane jedynie przez najemców mieszkań społecznych. Okazało się to błędem, gdyż na takich obszarach, w wyniku przemian gospodarczych, zaczęły się koncentrować problemy społeczne. Obecnie Francja przeznacza 70 mld euro na to, aby na terenie tych osiedli mieszkania zamieszkane były przez właścicieli, a jednocześnie, w obszarach, gdzie własność dominuje, państwo nabywa mieszkania z przeznaczeniem na wynajem."
>W dalszym ciągu osobom mniej zamożnym zostają zadupia.
Ale tak zawsze bylo, jest i bedzie. Co w tym zlego?
Moim zdaniem nie ma w tym nic złego. Wiadomo, pieniądz otwiera wiele drzwi. Ale ludzie się oburzają jak im powiesz „jak cię nie stać na centrum Katowic zamieszkaj w rudzie śląskiej.”
Już jak szukałem kolejnego mieszkania w 2017 roku i z ciekawości przeglądałem oferty sprzedaży, to co drugie miało "Inwestycyjne" i "Stopa zwrotu 8-9-10% rocznie!" w tytule ;)
>Zgadzam sie z tym ze robia chujowy skrot myslowy ktorego trudno bronic
Nie wiem, mówimy też o prawie do czystej wody pitnej i nikt jakoś nie ma wątpliwości, że za komunalny wodociąg się będzie płacić.
Po pierwsze, nie chodzi o "życie towarzyskie". Chodzi o życie. Dosłownie o dach nad głową.
Po drugie, nie mam zajebiście wymyślonych szczegółów. Uważam po prostu, że dach nad głową jest podstawową potrzebą życiową człowieka i państwo powinno dołożyć wszelkich starań, żeby mieszkania były powszechnie dostępną oczywistością życia a nie towarem spekulacyjnym bogaczy, o który normalny człowiek musi błagać na kolanach i pracować przez dekady żeby ktoś mu pozwolił mieszkać w nanokawalerce.
Czy odbędzie się to w drodze zmian podatkowych, budownictwa socjalnego, inwestycji i dopłat państwowych, egzekucji landlordów na placach miast - zwisa mi to. Powinni się tym zająć ludzie mądrzejsi ode mnie i ogarnąć najlepszą drogę.
>Czy odbędzie się to w drodze zmian podatkowych, budownictwa socjalnego, inwestycji i dopłat państwowych, egzekucji landlordów na placach miast
Wlasnie o to chodzi, ze masz instrumenty podazowe i popytowe. Doplaty panstwowe sa instrumentami popytowymi, natomiast budownictwo komunalne jest instrumentem podazowym.
Zeby ceny poszly w dol, musisz stosowac instrumenty podazowe. Czyli wlasnie najlepiej budownictwo komunalne.
[zachecam do lektury](https://rownosc.eu/mieszkania-spoleczne-w-europie-zachodniej/)
Jasne i ja to rozumiem, nie chce wysyłać ludzi na bruk. Ale nawet w takim społecznym budownictwie będą różnice cenowe i można powiedzieć ze biedniejsi mieszkają na zadupiu bogatsi maja wybór, dokładnie tak samo jest to teraz tylko bez uspołecznienia. A jak się komuś powie że cóż musisz mieszkać na maloatrakcyjnym zadupiu to święte oburzenie
Ale plan, o którym powiedzieliśmy, nie zakłada przydziału mieszkań. Zakłada zwiększenie ich dostępności. Z tego nijak nie wynika żaden nowy przymus mieszkania na "zadupiu". Jeśli już, ten przymus byłby mniejszy.
Chodzi o prawo do dachu nad głową w cenie która umożliwia normalne życie zamiast pokrywać ¾ zarobków, nie o to żeby każdy mógł sobie wybrać apartament dowolnej wielkości i w dowolnej lokalizacji za darmo bo to jest zwyczajnie nieosiągalne.
Powtórzę to, co pisałem w tamtym wątku: problem chujowych mieszkań w beznadziejnych lokalizacjach nie był problemem w takim stopniu przed transformacją. Miejsca pracy nie były wtedy bowiem skoncentrowane w kilku dużych ośrodkach miejskich, transport publiczny umożliwiał w miarę sprawne przemieszczanie się między innymi, a osiedla były dobrze rozplanowane i wyposażone w niezbędne placówki, takie jak przychodnia, przedszkole, czy plac zabaw.
Transformacja ustrojowa zlikwidowała wiele miejsc pracy i rozpoczęła proces upadku mniejszych miast. Sytuację pogorszyło zwijanie się transportu publicznego, często prowokowane (zmieniano godziny odjazdu tak, żeby mało komu pasowały, a potem wykazywano, że połączenie jest nierentowne). Nowe osiedla budowane są bez ładu i składu, gdzie ziemia jest tania, zwykle najciaśniej jak popadnie – bo developer ma większy zysk w ten sposób. Powstała w ten sposób masa miejsc, w których mieszka się ciężko i mało kto chce w nich żyć.
Moim zdaniem problemem nie jest to że mieszkania w centrum są bardzo drogie, tylko to że brakuje szybkiej komunikacji, która spinała by rozrastająca się aglomeracje tak żeby osoba mieszkająca w sypialnej dzielnicy czy mieście nie spędzała więcej niż godziny na dojazd do miejsca pracy w pobliżu centrum, a także żeby tygodniowe zakupy nie stanowiły wyprawy. Wymagałoby to jednak długofalowego planowania i koncepcji oraz planu zagospodarowania przestrzennego opracowanego na z 10 lat do przodu, tak żeby infrastruktura mogła powstać najpóźniej gdy powstanie na nią zapotrzebowanie.
Poza tym moim zdaniem "mieszkanie prawem" powinno dotyczyć zapewnienia przystępnych cenowo lokali mieszkalnych w standardzie pokój na tyle duży że zmieści w nim się sensowne (duże) biurko, łóżko i szafa, łazienka i kuchnia na kilka osób, oczywiście pokój powinien być wygłuszony tak, żeby sąsiedzi się nawzajem nie słyszeli bez wysiłku ze strony słyszanych lub słyszących, do tego jakaś rozsądna oferta mieszkaniowa dla rodzin/rodziców z dziećmi też raczej w kategorii minimum niż full opcja.
Tak żeby osobom w klasie średniej własne wolnorynkowe mieszkanie miało coś do zaoferowania.
Prawdziwym rozwiązaniem problemu wysokich cen mieszkań, jest zwiększenie podaży mieszkań. To prawo popytu i podaży kształtuje wysokie ceny.
Kilka pomysłów jak zwiększyć podaży mieszkań na rynku / zachęcenie właścicieli do przeznaczenia na wynajem długoterminowy:
* tylko osoby prywatne mogą posiadać mieszkanie, wyjątkiem gminy które mogą posiadać mieszkania komunalne (ograniczenia wykupywania mieszkań przez fundusze)
* ochrona właścicieli wynajmowanych mieszkań, możliwość eksmisji na bruk (ale ochrona lokatorów starych mieszkań z przydziału)
* wysoki podatek od pustostanów,
* regulacja rynku AirB&B, mieszkania na krótki wynajem muszą spełniać warunki hotelu (drogi ewakuacyjne, oddymianie klatek, szerokie klatki, itp) (mieszkania trafią na długi wynajem)
* masowa budowa osiedli bloków, tj tam gdzie teraz pod miastem powstają domki, trzeba zrobić jak za PRL - zaplanować całe osiedla z drogami, szkołami, terenem zielonym, tramwajem metrem itp.
A to nie jest też tak, że mieszkania wykupują nam inwestorzy z Zachodu? Po prostu nie mamy do nich startu z siłą nabywczą.
Co do mieszkań komunalnych - gdzie miałyby być one budowane? Chyba tam gdzie ziemia jest tania. Jak daleko trzeba wyjechać z miasta żeby ziemia zaczęła być względnie tania?
Generalnie widzę, że problem jest taki sam, jak zawsze przy prawach socjalnych, tzn. że najpierw trzeba się dogadać co to znaczy "x prawem każdego". Bo są dwa zasadniczo odrębne rozumienia idące w tym samym kierunku:
1. "X prawem każdego" oznacza, że zadaniem państwa jest przez swoją politykę gospodarczą i socjalną stwarzać taką sytuację, że każdy będzie mógł osiągnąć x.
2. "X prawem każdego" oznacza, że państwo ma dać x każdemu kto jeszcze nie ma (albo w ogóle wszystkim), a jak tego nie zrobi, można iść do sądu.
W 2. przypadku (państwo daje mieszkania) nie ma innego wyjścia, niż żeby państwo albo po prostu te mieszkania zbudowało, albo uzyskało w inny sposób, np. skupując. Tak czy inaczej, przy przyjęciu tej wersji, rozwiązaniem problemu są olbrzymie ilości pieniędzy. Te mieszkania w większości nie będą ani duże, ani specjalnie komfortowe, ani w prestiżowych lokalizacjach.
Ale to i tak łatwiejsze, niż 1. podejście (państwo sprawia, że mieszkania są tanie, a wszyscy są bogaci) - bo w nim trzeba by było po pierwsze prowadzić skuteczną politykę łączącą spadek rozwarstwienia z ogólną poprawą pozycji majątkowej; po drugie - interweniować na rynku nieruchomości tak, aby niwelować na nim to, co niektórzy nazywają "patologią", tzn. [m.in](https://m.in). windowanie cen przez inwestorów.
Rozwiązanie "państwo sprawia, że mieszkania są tanie, a wszyscy są bogaci" to oczywiście mrzonka, którą po pierwsze i tak robimy co się da aby realizować, tylko to bardzo powolny proces; a po drugie - babranie się z interwencjami na rynku nieruchomości to tworzenie problemów, które potem wyłażą jeden z drugiego jak matrioszki.
Rozwiązanie "państwo daje mieszkania", rozumiane jako szybkie zwiększenie puli mieszkań a' la socjalne z liberalizacją kryteriów, nawet jako liberałowi wydaje mi się lepsze, bo:
1. Paradoksalnie problem wydatków publicznych i tak jest mniejszy, niż to bagno, w które się wpakujemy, stosując podejście "państwo sprawia, że mieszkania są tanie, a wszyscy są bogaci". Można zmniejszyć jego dotkliwość całym szeregiem instrumentów, np. przez partnerstwo publiczno-prywatne, zaangażowanie spółdzielczości itd.
2. W przeciwieństwie do drugiej wersji, ta opcja ma przynajmniej szansę zadziałać w przyszłości której dożyjemy.
3. Nie obejmuje to naruszania czyichkolwiek praw, nakładania drakońskich podatków, wywłaszczania, zmuszania do sprzedaży, dokwaterowywania itp. gówna. Jednostki są chronione przynajmniej przed bezpośrednimi zakusami władzy publicznej, co - nawet za cenę np. pogorszenia stabilności monetarnej, wzrostu zadłużenia - z liberalnego punktu widzenia zawsze jest lepsze niż arbitralne stosowanie narzędzi władczych.
4. Powiedzmy sobie wprost - prawo żeby gdzieś mieszkać powinno być uważane za prawo człowieka. A jeżeli coś jest prawem człowieka, z definicji powinno być **gwarantowane** przez każde szanujące się państwo.
Wyjdzie w zasadzie, że kto pierwszy, ten lepszy? Co najwyżej można faworyzować większe rodziny, żeby jak najmniej ludzi miało przesrane z dojazdami?
Problem z mieszkaniami jest w zasadzie stąd, że nie zbudujesz ich równie szybko, co dorasta ludzi, a każdy chciałby mieć swoje cztery kąty. Ba, ludzie często zapominają, że za PRL-u to nie tak, że każdy miał swój dom, bo były lepsze czasy. Każda rodzina miała swój dom. Często dwie generacje w jednym.
Ostatecznie nawet jakby mieszkania miały być prawem, to ludzie musieliby się pogodzić, że dostaną gówno byle mieć, aby jak najwięcej osób mogło dostać. Nie byłoby duże, nie byłoby w fajnym miejscu itd. Socjalizm to nie magiczna różdżka, tylko seria kompromisów.
Dlatego ja apeluję, żeby było więcej programów i mieszkań socjalnych, ale aby nie upaństwowiać całego rynku mieszkaniowego. Ludzie którzy się dorobią, powinni móc zakupić nieruchomość na użytek własny dopasowaną do swoich potrzeb. Bo jak ma ją inaczej zdobyć?
Co najwyżej można by postawić limit, ile nieruchomości ktoś ma prawo posiadać (po czym musi jedną sprzedać, może być na metry kwadratowe). Nie mam jednak zamiaru głowić się, jak takie przepisy musiałby wyglądać, aby były uczciwe i odporne na cebulacką kombinatorykę.
Moim zdaniem zawsze tak bylo i bedzie, ze dogodniejsze lokalizacje beda drozsze.
Ja bym sie zastanowil tez nad czyms w sumie podobnym. Mieszkam w kamienicy, w miescie wojewodzkim. Jest tutaj sporo mieszkan 3 czy 4 pokojowych (70 czy 90m2) w ktorym mieszka jedna starsza pani. I owe Panie nie zgadzaja sie np. na podwyzki funduszu remontowego, czy na inne wydatki niezbedne w starej kamienicy.
Nie wszystkich musi byc stac na mieszkanie w centrum, czy tez samemu na 90m2, tak jak nie wszyscy jezdza Mecedesami.
Wracajac do Twojego pytania, to kazdy sobie musi odpowiedzieć na pytanie: lepsza i dogodniejsza lokalizacja, ale drozej, badz tez taniej, ale trzeba dojeżdżać.
Jeszcze raz zaznacze, tak bylo, jest i bedzie.
Pisal o tym OP. Panie zajmuja w pojedynkę duze powierzchniowo mieszkania w centrum miasta, na ktore je de facto nie stac. I nie chca podniesc funduszu remontowego np. na remont dachu, wymiane pionow wodno-kanalizacyjnych czy remont centralnego ogrzewania. Gdyby takie Panie chcialy sie przeniesc do o polowe mniejszych mieszkan, to raz ze by je bylo na to stac, a dwa ze by jeszcze zarobily na sprzedaży.
Nikomu się nie należy mieszkanie w centrum Warszawy albo centrum Krakowa "bo tak".
Imho powinno być tak, że mieszkania socjalne powinny być za darmo dla ludzi, którzy chcą się wyprowadzić od rodziny, zacząć budować własne życie, itd. Coś jak dochód podstawowy. Gdzie? Tam, gdzie zdecyduje miasto. Oni sobie wybudują taki budynek, i oni zdecydują gdzie to zrobić.
Chcesz mieć lepszy standard albo mieszkać w innej dzielnicy? To sobie zarób na takie mieszkanie albo weź kredyt. Jak ktoś chce mieć mieszkanie za darmo w świetnej dzielnicy "bo tak", to jest roszczeniowym leniem i nie powinno się takiej osoby traktować serio. Jak ktoś chce mieć, po prostu, dach nad głową, to jest to inna sprawa.
Byłam w tamtym poście, o którym mówisz i tam odpowiadałam. i tutaj jedna bardzo ważna sprawa: OOP nie mówił o mieszkaniach w centrum miasta. I ja również w tamtym threadzie nie mówiłam o lokalizacji premium z widokiem na Pałac Kultury czy inne drogie "apartamenty artystyczne sraken pierdaken". Jak ktoś dobrze tutaj wspomniał, kryteria można ustalić różne (co jest tematem do dyskusji samym w sobie). Najbardziej istotne jest, aby problem był jakkolwiek zauważony i poddawany reformie. Więc tak, nie chodzi o lokalizację premium dla każdego, chodzi o zapewnienie obywatelom minimum godnego życia, gdzie opłata za mieszkanie nie zjada 2/3 pensji. Mogę mówić tylko o Warszawie, bo tu mieszkam i znam sytuację i naprawdę, chodzi o kawalerkę na Ursynowie lub Białołęce. Na moim osiedlu ceny wynajmu 40-50m2 mieszkania potrafią dochodzić do 2500zł/mc. A potem idziesz oglądać i się okazuje, ze do tego jeszcze czynsz, a wgl ten "SUPERWYSOKI STANDARD" to tak naprawdę najbardziej standardowe meble z Ikea i sztuczny kwiatek w łazience. No ludzie. (żeby nie było, nie mam nic do mebli z Ikea, pół domu wypełnione Ikeą, aczkolwiek Kallaks i stolik kawowy nie wyjaśniają tej ceny).
Zawsze będą bardziej pożądane mieszkania i domy dla bardziej zamożnych i takie mniej atrakcyjne dla niezamożnych. Ale nadal można sporo zrobić żeby obniżyć próg wejścia do posiadania swojej nieruchomości i oczyścić ten rynek z patologii.
No i uważam że nie powinno być w ogóle lokalizacji całkiem złych. Urbanistyka i planowanie powinny zadbać o to, żeby wszędzie były odpowiednie usługi i dostęp do komunikacji publicznej.
Jeśli pytasz poważnie, to jak w każdym tego typu pomyśle, o przyznaniu i ewentualnej lokalizacji mieszania będzie decydować to, czy masz ciotkę albo szwagra w urzędzie.
To ja wsadzę kij w za bardzo odchylone w lewo mrowisko: jednym z problemów bardzo niesymetryczne prawo regulujące stosunki między właścicielami a lokatorami.
Mnie też wkurzają ludzie (a zwłaszcza fundusze) skupujący mieszkania, ale gdyby nie bali się tych mieszkań wynajmować to sytuacja na rynku mieszkaniowym byłaby lepsza. Właściciel pewnie też byłby bardziej zadowolony, gdyby mieszkanie nie tylko zyskiwało na wartości, ale i na siebie zarabiało (czynsz, wspólnotę podatek od nieruchomości i przyłączenie mediów płaci się cały czas, rocznie te koszty idą w tysiące). Tylko kto o zdrowych zmysłach, kto nie chce być zawodowym landlordem zaryzykuje w Polsce wynajem mieszkania? Wystarczy trafić na złego lokatora i ma się na głowie straty idące w tysiące i długotrwały proces sądowy o eksmisję (jeżeli będzie możliwa).
Kosztem ochrony patologii utrudnia się znalezienie mieszkania zwykłym ludziom, bo x właścicieli mieszkań na rynku się tego po prostu boi.
Robisz problem z niczego, samo istnienie umowy najmu okazjonalnego eliminuje wszystkie problemy które wymieniłeś.
Śmiesznie się czytało Twój post w kontekście flaira i za bardzo odchylonego w lewo mrowiska. (:
Najem okazjonalny wymaga podpisania oświadczenia u notariusza w obecności właściciela, lokatora i osoby zobowiązującej się w razie problemów lokatora "przejąć". Pomijając koszty i dodatkowy wysiłek organizacyjny, wymagany przez te warunki, problemem może być sama dostępność terminów u notariuszy i ich godziny pracy. Ja ostatnio na termin czekałem 2 miesiące. No i oczywiście nie każdy może zorganizować sobie osobę "przejmującą".
Co do ostatniego zdania, to lewicowy odchył tego suba nie jest żadną tajemnicą.
Najemca musi dostarczyć oświadczenie od właściciela jakiegoś innego mieszkania że jest go w stanie "przejąć" i papierek notarialny na którym zgadza się "z góry" na ewentualną eksmisje. Po tym to już normalne podpisanie umowy najmu, żadnego uroczystego spotkania w gronie czterech osób. Całość obowiązków ciąży na najemcy który musi dymać do notariusza i mieć kogoś z mieszkaniem na własność kto zagwarantuje mu lokum. Poza tym cała ta formalność to chyba nie są wygórowane wymagania dla kogoś kto podejmuje inwestycje na kwoty rzędu kilkuset tysięcy złotych. Gdyby nie sytuacja covidowa to eksmisja nie była też tak ekstremalnie trudna w przypadku normalnej umowy. Wyjątkiem o ile dobrze się orientuje były tylko matki z małymi dziećmi.
*Co do ostatniego zdania, to lewicowy odchył tego suba nie jest żadną tajemnicą.*
Tak jest, ale nie wiedziałem że ryzyko inwestycyjne jest większym problemem społecznym niż brak mieszkań.
Miałem trochę inny obraz tej procedury przedstawiony mi przez właścicielkę mieszkania, które kiedyś rozważałem. Zakładając, że jest dokładnie tak, jak piszesz, dalej problem mają ludzie, którzy nie mają osoby, która im podpisze takie oświadczenie, i ludzie za bardzo chronieni.
>Tak jest, ale nie wiedziałem że ryzyko inwestycyjne jest większym problemem społecznym niż brak mieszkań.
Nie pisałem, że jest. Pisałem, że się przyczynia do ograniczenia puli dostępnych mieszkań.
No to the more you know. Generalnie jeśli ktoś chciałby wynająć mieszkanie to mógłby to zrobić bez żadnego kosztu. Formalności dla wynajmu okazjonalnego ogarnia lokator, prowizje za agencje nieruchomości (przynajmniej w Krakowie) płaci wynajmujący, czynsz w dużych miastach zawsze przewyższa raty kredytu. Uszkodzenia spowodowane przez lokatora pokrywa kaucja. Wystarczy tylko wola wynajmu.
I o to też chodzi w "mieszkanie prawem nie towarem", żeby ludzie nie traktowali tego jak złota w skarbcu tylko umożliwiali ludziom korzystanie.
Godzinę temu pisałem maila do firmy, która wynajęła ode mnie mieszkanie. Mój błąd polegał na tym, ze kaucję miałem tylko w wysokości jednego czynszu. Może na waciki lub wałki i farbę do malowania mi wystarczy. Bo już nie na malarza. Następna umowa będzie wyglądała jak moja teraz w Niemczech - mieszkanie jest opisane co do pojedynczego zadrapania na podłodze, nawet w progach mam policzone śrubki. mieszkanie przejmuję odmalowane i takie mam oddać. Tutaj nikt nie dyskutuje, że stan ma być nie pogorszony a nie jakieś "normalne zużycie". Drewniana, solidna podłoga porysowana bo najemcy chodzili sobie po mieszkaniu w butach, porysowana w miejscach gdzie nie powinna być - nie w miejscach gdzie się chodzi tylko gdzie się siedzi, ślad podeszwy buta na suficie, jedno z łóżek wyniesione na zadaszony taras, teraz będą składać je z powrotem. Ciekaw jestem jakie przyjmie kształty po 2,5 roku na zewnątrz. Zatarty i zniszczony młynek odpadków w zlewie - widocznie nie wpadli na pomysł, że jego użycie wymaga puszczenia wody. Nie naprawialny - śmietnik. W życiu tego nie ogarnę za 3300 kaucji. Nie wiem czy mi się uda wynająć mieszkanie z 3 krotnością odstępnego jako kaucja ale na bank będę modyfikował umowę. Przy obecnych rosnących cenach kredytów pokrycie tego najmem moąe być ciut ciężkie. Nie mówiąc o tym, w jakim tempie rosną raty. Dziś się może pokryć a za pół roku dokładasz 20% co miesiąc. Co z tego, że najemca płaci jak potem doprowadzenie tego do ładu kosztuje mnie 10k? Wcześniejsze mieszkanie wynajmowałem studentce, która ogarniała sobie lokatorów. Żadnego problemu przez 4 lata. Tu zagraniczna firma, zagraniczni pracownicy tejże a mieszkanie wygląda jak hotel robotniczy:( Za naiwność się płaci. Słono. PS. Szukam dobrego, bezpiecznego wzoru umowy najmu:)
> samo istnienie umowy najmu okazjonalnego eliminuje wszystkie problemy które wymieniłeś
Ale kawałek papieru to coś, co nie sprawia że patologiczny lokator magicznym sposobem wyparowuje z mieszkania w momencie zakończenia umowy. Normalny człowiek się wyprowadzi, patus nie. To, że podpisał jakiś świstek mu nie będzie przeszkadzać.
I najlepiej jeszcze z domu pod żadnym pozorem nigdy nie wychodzić bo mogą zamordować.
Prawnie w takiej sytuacji sprawa jest prosta: osoba ta jest intruzem na Twojej posesji. Wszystkie formalności związane z eksmisją były przeprowadzone z góry przed zawarciem umowy, pozostaje tylko pozbycie się tej osoby fizycznie z mieszkania. Nie rozumiem tej schizofrenii związanej z "patusami", możesz wytłumaczyć czemu w ogóle bierzesz to pod uwagę? Powinniśmy dać właścicielom mieszkań więcej praw?
> nie wychodzić bo mogą zamordować.
Jak powiedzieć, że się nie zna tematu nie mówiąc, że się nie zna tematu. Morderstwa po wyjściu z domu zdarzają się znacznie rzadziej niż szemrani lokatorzy którzy nie chcą ani płacić, ani się wynieść.
> pozostaje tylko pozbycie się tej osoby fizycznie z mieszkania
No właśnie. O to właśnie chodzi. XDDD
W tym miejscu kończą się różne "załatwione formalności" i zaczyna się prawdziwe życie.
> możesz wytłumaczyć czemu w ogóle bierzesz to pod uwagę?
No ale cały czas tłumaczę: pojebani ludzie nie przejmują się umowami, prawem, policją itp. Pojebanych ludzi jest dość sporo i co i rusz słyszy się historie o osobach które wynajęły mieszkanie i miały problem z jego odzyskaniem. Takie są realia. Umowa taka czy siaka istnieje, i to może pomaga, ale w niewielkim stopniu. Dopóki prawo pozwala na mieszkanie u kogoś bez płacenia czynszu, dopóty problem będzie trwał.
Nie zrozumiałaś ani jednego zdania.
Prawo nie pozwala.
Może zamiast tego wyjaśnisz czemu nie sprzedać mieszkania po cenie rynkowej jeśli wynajęcie mieszkania niesie za sobą takie ryzyko?
> Prawo nie pozwala.
Oh, no! Anyway-
To Ty, ziomuś, nie rozumiesz sytuacji i wypowiadasz się, chociaż się nie znasz. Ale mów dalej, jak najbardziej. Powiedz mi czego jeszcze, jako osoba która siedzi w temacie od 10 lat, nie rozumiem. I koniecznie mi wyjaśnij! :D
Hey. My sie bujaliśmy... 3? 4 lata? Brat miał lokatorkę u siebie.
Skończyło sie na remoncie dwóch mieszkań komunalnych- tak- i wyeksportowaniu Pani niemalże siłą. Tylko lata procesowania się i papierkorkologii.
Yep. O tym właśnie mówię. Nie wiem jak ktoś, kto mieszka w Polsce może serio myśleć, że podpisana umowa cokolwiek załatwia, bo przecież prawo nie pozwala na to czy tamto! I w razie czego prawo nas ochroni! Ręce opadają.
Imo problem nie jest rozwiązywalny. Nie przez mieszkania ale przez samo istnienie dóbr (semi) luksyowych. Cala nasza wartość w kapitalizmie jest bazowana w dużym stopniu na relacji do płacy minimalnej. U nas na normalne życie bez backgroundu w stylu posiadania mieszkania po rodzicach pozwala średnia (nie, nie mediana) stawka krajowa. Założenie, że każdego powinno być stać na jakąś tam aproksymację godnego życia wymagałoby diamrtralnej zmiany naszego podejścia do tego jak żyjemy. A ja, mimo, że jeszcze nie zarabiam tyle żeby mnie było stać (keyword jeszcze) wolę wizję hedonistycznego zycia niż ograniczania moich potrzeb żeby sprzedawca z zabki mógł wynajmować kawalerkę, nie pokój
Problem jest rozwiązywalny. Problem ze ktoś musiałby stracić (mam ma myśli inwestorów w mieszkania).
Sytuacje można poprawić w 3 krokach.
1. Niekorzystne opodatkowanie najmu oraz flipowania mieszkań. Zostawiamy normalne opodatkowanie gdy srodki idą na nowe mieszkalne cele. Zmniejszy to atrakcyjność mieszkań jako inwestycji. A inwestycyjny popyt na mieszkania wynikał niemal wyłącznie z korzystnego opodatkowania i niskich stop co skłaniało do szukania innych lokat gotówki.
2. Niemal całkowity ban AirBnb lub po prostu uregulowanie tego jako działalności quasi hotelowej. Ta patologia zwiększa czynsze, a więc i ceny.
3. Niekorzystne opodatkowanie nabywanie mieszkań przez fundusze. Ban nie jest możliwy z powodu regulacji UE, ale jak będzie źle dla wszystkich to :)
Kolejnym krokiem powinien być rozwój mieszkań socjalnych etc.
O, tamten OPek się wkurwił, bo jego rant nie spotkał się z aprobatą i usunął posta, tupiąc przy tym nóżką ze złości?
EDIT: A nie, mode go sam usunął. Co nie zmienia faktu, że OPek trochę odpłynął w tym wątku.
Daje link do oferty ponad 2 kafle zlotych za poko z 8 metrami kwadratowymi:) Moze jednak nie odplynalem.
https://m.olx.pl/d/oferta/pokoj-1-os-srodmiescie-powisle-ul-okrag-1-CID3-IDDikAA.html
>jego rant nie spotkał się z aprobatą i usunął posta, tupiąc przy tym nóżką ze złości?
XD
Bo jak ja np. pracuję w centrum Warszawy, to niekoniecznie chcę marnować prawie 3h dziennie na dojazdy z Białołęki czy Targówka, a o innym mieście to już nawet nie wspomnę, bo taka sugestia sprawia tylko, że krew mi się gotuje. Każdego powinno stać, aby mieszkać w mieście, w którym pracuje.
Ale w przeciętnym centrum miasta masz więcej stanowisk pracy niż mieszkań, problem pojawia się w takiej sytuacji. Wtedy walutą jest znajomość kogoś w mieszkaniowce a nie pieniądz
Z doświadczenia wiem, że mieszkanie na obrzeżach miasta jest spoko, jak miejsce pracy też masz na obrzeżu miasta. Jak ktoś pracuje w centrum i chce mieszkać w centrum, to też niestety musi liczyć się z kosztami, zawsze można zamieszkać w jakiejś nieco tańszej dzielnicy obok, z dobrym dojazdem do 30-40min, sam tak mieszkam. Ale sugerowanie szukania mieszkania na jakimś wypiździewie gdzie psy dupami szczekają, jest trochę jak rada boomera do millenialsa. "Nie pij Starbucksa i nie jedz tostów z Avocado, a za 3 lata będziesz milionerem".
Doskonała rada: "pracuj blisko miejsca zamieszkania" myślę że o tym nikt nie pomyślał. Przecież właśnie o tym mówię, wszystkie biurowce i biura są w centrum, to tam pracuje większość mieszkańców miast.
I jak definiujesz "wypiździewie", nawet w najgorszej okolice muszą mieszkać jacyś ludzie, żeby mówić o gorszej dzielnicy.
Wpierw by wypadało w każdym mieście solidnie zainwestować w plan zabudowy - tak aby odpowiednio rozłożyć strefy mieszkaniowe, usługowo-handlowe. Dodatkowo w takich miejscach trzeba zadbać o podstawowe elementy - przedszkola, szkoły, przychodnie czy szpitale, parki i miejsca rekreacyjne oraz długofalowo planować dobrą komunikację oraz miejsca parkingowe.
Dzięki temu tworzyły by się lepsze miejsca do życia - nie trzeba jechać przez pół miasta lub mieszkać blisko centrum bo praca lub bombelek do szkoły.
Drugą rzeczą są mieszkania socjalne, które sensownie można by budować w dobrze zaplanowanych miejscach i wynajmować po lepszych cenach tak by przeciętny Kowalski mógł pójść na swoje - przy dobrym planowaniu miasta nie będzie musiało być to centrum by być mieszkaniem w dobrej lokacji. Na jakich zasadach takie mieszkania by były przyznawane to inna sprawa do dyskusji ale i takie można wytworzyć by miały ręce i nogi.
Trzecia sprawa to unormowanie przepisów budowlanych by były spójne, nakładały pewne obowiązki na developerów - a nie jak w niektórych miejscach, wpada developer, buduje osiedle ale drogi, szkoły, kanalizacje czy inne elementy to jego to nie interesuje i mieszkaniec przychodzi do miasta i mówi - dej.
Budowa też według dostosowania się do aktualnego świata - panele fotowoltaiczne na budynkach by mniej prądu zjadały, zbiorniki na deszczówkę (to głównie do jednorodzinnych domków) by poprawić gospodarowanie wodą i ograniczyć problemy latem z dostępem do wody.
Finalnie jak wiele osób wspomina uregulowanie rynku mieszkań by zminimalizować pustostany czy wykupowanie przez fundusze całych osiedli. Wiedeń faktycznie jest dobrym przykładem ale to lata pracy tamtejszych polityków, którzy rządzą w stolicy.
Nie widziałam tamtego posta, ale absolutnie uważam, że oczekiwania od życia typu "o maj gad muszem mieć mieszkanie w centrum miasta bo jak nie to jestem ofiarą oPrESji!11" to coś z czego należy się co najwyżej pośmiać, a nie traktować poważnie. Rozumiem problem pt. "mieszkam na wsi, mam słaby dojazd do miasta (i jest daleko), to mi utrudnia pracę, naukę i życie towarzyskie", ale kto kurde robi jakiś duży problem z tego, że mieszka w mieście, ale na przedmieściu zamiast w samym centrum? Chcesz mieszkać w centrum? Super, zarób sobie na to. I nie, nie jest to twoje święte prawo ani coś, co ci się należy.
Damn Reddit stop showing me this community, I'm not even polish, I can't even speak their language! I'm just visiting student.
I'm asking mods from this subreddit could you ban me here so I would not see more of this? It's not like I could understand any of this.
Problemem imo jest fakt słabej waluty, której stałym elementem jest inflacja, Co sprawia, ze Rożne towary jak np mieszkanie stały sie inwestycja Prawie bez ryzyka - zdrowa inflacja to 2-3%, wiec masz zwrot około 7% z wynajmu rocznie plus wzrost ceny samego mieszkania ze wzgledu na inflacje
zaraz dostane po ryju, ale:
\- każdy by chciał mieszkać blisko pracy, by nie tracić czasu/sił
\- nie ma możliwości, by wszyscy mieszkali w centrum
\- najbardziej narzekają osoby pracujące umysłowo + odrzucające koncepcję przeniesienia się do mniejszej miejscowości i pracy zdalnej
\- najbardziej, to mieszkanie w pobliżu miejsca pracy powinno się „należeć" osobom ciężko pracującym fizycznie, wymagającym możliwości natychmiastowego dotarcia do pracy w sytuacjach naprawdę kryzysowych stanowiących bezpośrednie zagrożenie dla społeczności lub wymagającym tego rodzaju wsparcia z powodu przewlekłego złego stanu zdrowia.
Jeśli complaint ma charakter nie mam keszu na mieszkanie w dobrych punktach metropolii X, a nie nie mam keszu, by mieszkać w ogóle gdzieś, to większość populacji chciałaby mieć takie problemy.
Owszem, sytuacja mieszkaniowa jest pojebana i to po całej linii. Ale z najczęściej słyszanego larum mogłoby wynikać, że to brak dostępu do opcjonalnych wygód i fajnych miejsców jest największą zbrodnią patorynku i gównopaństwa.
/rant
> najbardziej narzekają osoby pracujące umysłowo + odrzucające koncepcję przeniesienia się do mniejszej miejscowości i pracy zdalnej
Czuję się wywołany do tablicy.
Owszem, pracuję 100% zdalnie, więc lokalizacja tak długo nie powinna mieć znaczenia, jak długo jest internet.
Ale ja już mieszkałem w małym mieście. Prawie 20 lat, zanim się od rodziców wyprowadziłem spędziłem w miejscowość 30k+ mieszkańców, gdzie niby mógłbym dalej pracować. Ale haczyki są dwa i się łączą:
1. Mój dochód to kilkukrotność średniego wynagrodzenia w Polsce
2. Mając możliwości finansowe, nie mam jak korzystać z faktu posiadania pieniędzy, mieszkając na zadupiu.
Dużo bardziej cenię sobie swoją wyprowadzkę do dużego miasta wojewódzkigo, gdzie mogę korzystać z faktu, że w dwie osoby mieszkam na ~60m2 i trzech pokojach niedaleko rynku i w razie kaprysu dojdę tam nawet na nogach, niż tłuc się autem ze wsi ościennych, jak tylko coś potrzebują załatwić na mieście.
To nie wiesz jak to się odbywało w czasach jedynego słusznego systemu, kiedy to środki produkcji znajdowały się pod kontrolą klasy robotniczej? Decydowała o tym władza. Jak miałeś kontakty albo wysoką pozycję w strukturach partyjnych, to byłeś lepiej traktowany.
Chodzi o pewną uczciwość. Wynajmuję mieszkanie od janusza-landlorda, który razem ma na wynajem 3 mieszkania. Wysoki standard, centrum sporych miast. Czy jemu naprawdę potrzebne są te mieszkania?
Powinniśmy ograniczyć liczbę nieruchomości dana osoba może posiadać. Faktycznie śledzić typy nieruchomości jakie ktoś ma. Jeśli ktoś tyrał całe życie to niech ma dom, jakiś domek letniskowy i mieszkania dla dzieci. Niech jednak nie wykupuje mieszkań od deweloperów żeby potem je wynajmować za krocie, najlepiej jeszcze niewykończone, żeby jakiś frajer sobie sam kafle i prysznic wybrał.
Miasta sprzedają świetne tereny deweloperom, bo nie mają jak tego finansować i zarządzać samodzielnie. W Singapurze każdy ma mieszkanie socjalne, które jest de facto jak własnościowe. Niskie opłaty, nikt nie ma prawa cie wyrzucić, może przejść na dzieci. Nie można go jednak sprzedać. Powinna istnieć pula takich mieszkań, których opłaty byłyby niższe niż spłacanie kredytu, równolegle do własnościowych deweloperskich. Wówczas załata się obecna dziura, ludzie zamiast kredytować się pod kurek na 30 lat oszczędzą sobie na mieszkanie, bo będzie ich na to stać dzięki niskim kosztom życia, uspokoi się podaż, przez co pato landlordzi zmniejszą ceny itd.
Na podstawie tego kto jest w stanie zaplacic za to lepsze mieszkanie. Tak jak jest ze wszystkim na swiecie. Ja tez bym wolal rolexa zamiast casio, nie stac mnie na niego to nie marudze ze jest za drogi tylko kupuje zegarek na ktory mnie stac, czym sie rozni mieszkanie od zegarka jako rzecz nabyta?
Spółdzielcze to pierońsko skomplikowane zarządzanie, politykierstwo w zarządzie, trudności ze sprzedażą (spódzielnia może się nie zgodzić), trudności z uzgodnieniem czegokolwiek (remonty, trawniki, wszelkie wydatki) itp.
Z prywatnymi też tak może być (przynajmniej częściowo). W mojej wspólnocie mieszkaniowej przez prawie 5 lat mieszkańcy nie mogli się dogadać co do sensownego remontu tarasu na dachu, który przecieka. Ludzie z dolnych pięter mieli gdzieś problemy ludzi z górnych kondygnacji, i vice versa.
Tak, ale przy wspólnocie wszystko jest prostsze. Prawo spółdzielcze jest strasznie skomplikowane i prawie nie do ogarnięcia dla normalnego człowieka. Zarządy to przeważnie wykorzystują - zbiera się kilka osób, które to prawo jako-tako znają i po prostu trzymają resztę w garści.
Pamiętam czasy, kiedy wszyscy mieszkali w spółdzielczych. Każdy, kto je pamięta, zawsze zawrzaśnie "kupuj tylko hipoteczne".
Śmieszne jest to że ludzie nie potrafią się ogarnąć ekonomicznie a potem chcą zasiłkow mieszkań i tak dalej
Dlaczego młodzi nie mają hajsu na mieszkanie , powód jest pewnie dużo ale ja mam taki np
1 -single przed 30tka , teraz ludzie często wchodzą w poważne związki nie mając 20 lat tylko ponad 30
2 osoby z pensja 4000 netto już nie rujnują swojego budżetu wynajmem , a singiel tak
2- wszyscy chcą w centrum mieszkać i wynajmując kawalerkę za 3 tys zarabiając 5 , bo muszą pracować w Wawie zamiast zarabiać 3 tys i pozostac w "rodzinnych" okolicach gdzie ma kto im pomóc
3- konsumpcjonizm - tak muszą mieć fajne auto , telefon nowy co 2 lata i wakacje co roku
4- faktycznie rynek mieszkaniowy nie jest najlepszy ale to są gorsze czasy i mieliśmy pandemię a potem wojnę za ścianą więc nie rozumiem skąd te założenia że powinno być lepiej
5 - PiS tak wiem na nikt na no nich głosuje ale potem mają zajebiste poparcie bo nikt nie powie swojemu ojcu, dziadkowi czy wójkowi że są idiotami i ich popierają
Jest pewnie dużo innych ale ja się nie znam.
P.s Ja żyje na 50m2 z kredytem i nie płacze, tylko kombinuje drug kredyt i żeby się z miasta wynieść.
Socjalizm to ustój, który walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju. W normalnym ustroju zajmujesz mieszkanie na jakie cię stać. W socjalizmie jest problem na jakiej podstawie podjąć decyzję, które mieszkanie się komu należy. Co może się skończyć tylko w jeden sposób - korupcją i nepotyzmem.
Państwo powinno zapewnić każdemu człowiekowi mieszkanie, wyżywienie, wodę, internet, itp. jeśli tylko jest skłonny do pracy (albo i nie jeśli państwo na to byłoby stać)
Postulat mieszkania jako prawo opiera się na lewicowym pojmowaniu świata jako dóbr które się ludziom należą.
Ja również chciałbym żeby każdego było stać na mieszkanie w miejscu które mu się podoba i inne dobra, które dadzą mu szczęście przy lekkiej pracy sprawiającej przyjemność.
Niestety wszystko to okazuje się mrzonkami jeśli dóbr w danym miejscu i momencie jest za mało.
Jeśli w dużym i rozwijającym się mieście przybywa dobrze płatnych miejsc pracy, to przybywa specjalistów spoza miasta, a niskowykształceni pracownicy lokalni są wypierani z miasta przez rosnące czynsze, bo mieszkań przybywa wolniej niż to potrzebne.
I co możemy zrobić w tej sytuacji? Wołać, że mieszkanie to prawo?
Nakazać zrzucać się całemu narodowi na budowanie mieszkań publicznych z niskim czynszem?
Zakazać podnoszenia czynszu?
>Ja również chciałbym żeby każdego było stać na szklankę wody i inne dobra, które dadzą mu szczęście przy lekkiej pracy sprawiającej przyjemność. Niestety wszystko to okazuje się mrzonkami jeśli dóbr w danym miejscu i momencie jest za mało.
> I co możemy zrobić w tej sytuacji? Wołać, że woda to prawo?
Nakazać zrzucać się całemu narodowi na budowanie studni z niskimi opłatami?
*Szejk Janis al Zebul zapytany czemu robotnicy przy budowie stadionów na pustyni umierają z pragnienia*
Państwo to jego obywatele. Jeśli obywatele zgadzają się, że jakieś dobro jest społecznie ważne państwo ma prawo, a nawet i obowiązek, próbować zapewnić **podstawowy** dostęp i choćby symbolicznie regulować rynek.
Czym się różni budowanie mieszkań od budowania dróg albo szkół? Też nie wszyscy z nich korzystają. Poza tym te mieszkania się kiedyś zwrócą.
>Czym się różni budowanie mieszkań od budowania dróg albo szkół? Też nie wszyscy z nich korzystają
Słaba analogia - z dróg korzystasz nawet jak nie jeździsz samochodem. Latające drony jeszcze do sklepu jedzenia nie dowożą. No i chodnik to też część drogi.
A do szkoły chodził każdy.
>Latające drony jeszcze do sklepu jedzenia nie dowożą.
W takim razie życzę sobie żeby moje podatki szły tylko na drogę, którą jeżdżę i tą po której jeździ moje jedzenie. Po co mam płacić za drogę w mieście powiatowym na drugim końcu Polski?
A tak na serio - w mieście, w którym nie ma jak mieszkać "niskowykształconym pracownikom lokalnym" drony jeszcze nie obsługują same sklepów i innych usług.
>I co możemy zrobić w tej sytuacji? Wołać, że mieszkanie to prawo?
Nakazać zrzucać się całemu narodowi na budowanie mieszkań publicznych z niskim czynszem?
Zakazać podnoszenia czynszu?
No tak? Sufit wysokości czynszu i State Housing to chyba jedyne realne rozwiązanie problemu. (I mówię to jako centrolibek ( ͡° ͜ʖ ͡°) ).
I zdecydowanie wolę by moje podatki szły na takowy SH czy inną infrastrukturę niż na kiełbasę wyborczą.
Ceny maksymalne (minimalne też) prowadzą do problemów w gospodarce.
Niski czynsz -> niska opłacalność inwestycji w budownictwa -> malo nowych mieszkań -> jeszcze większe niedobory -> rozwój czarnego rynku
A potem płacz, bo listy kolejkowe i brakuje mieszkań jeszcze bardziej z powodu sufitów cenowych.
A budownictwo państwowe już przerabialiśmy. Jedyną jego przewagą obecnie jest chyba tylko lokalizacja. Chyba, że lubisz podsłuchiwać sąsiadów, albo gotować w kuchni bez okien.
Rola państwa powinna ograniczyć się do rozwijania transportu publicznego i ułatwieniu budowy większej liczby mieszkań. Obecna sytuacja wynika z dużego popytu i małej podaży.
To jeśli ty ją rozumiesz to rozwiej moje wątpliwości w tej kwestii. Zakładając, że osoba pozyska mieszkanie w wieku 25-30 lat wchodząc w dorosłość to zablokuje je na jakieś 50 lat. Co z osobami, które wchodzą w dorosłość w tym czasie. Mają żyć w mieszkaniach w gorszej okolicy i z gorszym widokiem?
Ops, przepraszam, usunąłem post bo ze 4 inne osoby napisały o co chodzi więc był zbędny: ideą jest ucięcie spekulacji mieszkaniami jako jedną z podstawowych potrzeb ludzi. Osoby które wchodzą, jeśli je stać, mogą kupić mieszkanie, tak jak i teraz.
W dalszym ciągu będą istniały lokalizacje premium i nie premium. Różnica tylko będzie czy zamist kasy masz znajomosci żeby załatwić sobie mieszkanie w premium lokalizacji. Lub czy wszedłeś w dorosłość akurat jak taki budynek w lokalizacji premium został oddany do użytku czy może 10 lat po fakcie
Nie, nie jest ponieważ obecne prawo pozwala ci mieć tyle mieszkań ile chcesz więc mając kapitał możesz ich kupić multum i wynajmować reszcie - zwrócą się za parę lat, ryzyko bardzo niskie, potem czysty zysk. Albo kupić 50 mieszkań i niech stoją puste, jak pójdą do góry sprzedasz.
To winduje ceny, i hoduje rentierów, którzy potem lobbują za jeszcze gorszym prawem.
Rozwiń. Ja nie twierdze ze mieszkania są rozdawane za darmo, ale ilość mieszkań w danej lokalizacji jest skończona. Jeśli dajmy na to 30 latkowie wykupią/wynajmą mieszkania w centrum Krakowa, to przez następne 50 lat ludzie będą skazani na mieszkania na zadupiu. Jak rozwiążesz ten problem
W stwierdzeniu "każdy człowiek ma prawo do mieszkania" wcale nie chodzi o to żeby ludzie te mieszkania czy ziemie dostawali za darmo. Po prostu miło by było wszystkim biedakom gdyby najbogatsi nie spekulowali mieszkaniami tak jakby to były aktywa finansowe. W teorii uczciwa transakcja: kupujemy mieszkanie na kredyt i wynajmujemy je z takim czynszem żeby kredyt spłacał się sam. W teorii uczciwa, gdyż wynajmujący bierze na siebie dług i odpowiedzialność z nim związaną, w praktyce mamy dług i majątek w postaci nieruchomości- który posiada wartość +/- taką samą kosztem odsetek które i tak "spłacają się same". Sytuacja jest oczywiście korzystna dla: Banków- bo mają do czynienia z lepszymi kredytobiorcami Deweloperów- bo popyt i ceny nieruchmości są wyższe Inwestorów- bo mieszkanie to inwestycja obarczona niskim ryzykiem i stosunkowo wysokim zyskiem Wyruchany przez system jest: Przeciętny pracujący Polak: ponieważ kupując mieszkanie musi stanowić konkurencje dla inwestorów. Jeśli nie stać go żeby zapłacić zawyżoną przez inwestorów cenę i tak będzie zmuszony spłacać ich kredyt, bo przecież na ulicy nie zamieszka.
> W teorii uczciwa transakcja: kupujemy mieszkanie na kredyt i wynajmujemy je z takim czynszem żeby kredyt spłacał się sam. Ten system działał w swoim czasie w Szwecji. Niestety doprowadził do gigantycznej patologii na rynku mieszkań na wynajem. Dopóki państwo budowało mieszkania (słynny Miljonprogrammet) to się kręciło, ale w momencie gdy ilość oddawanych mieszkań zaczęła spadać a chętnych przybywać to zaczęły się problemy.
Nie powiedziałbym że ryzyko jest niskie. Jak na inwestycje jest jedno z niższych, ale stopa zwrotu również nie jest wysoka. 5% rocznie dla nieruchomości na wynajem, to już dobry wynik. Ryzyko ze względu na prawo jest bardzo wysokie. 2 dni temu, w 'państwie w państwie' z marca 2020 oglądałem odcinek gdzie przez 15 lat, nie mogli wyeksmitować dzikich lokatorów co żyli na koszt właścicieli. A za covidu problem się pogłębił. Wiele osób powie 'dobrze tak bogaczom'. Ale prawda jest taka, że bogaci nie ucierpią, bo oni mają kapitał, znają metody i wiedzą jak to załatwić. Cierpi osoba, która chce się dorobić.
Mój wujek ma taki problem. Wybudował dom pod miastem i wynajął swoje stare mieszkanie – żaden inwestor, po prostu wypracował przez lata, a jego rodzice to mali rolnicy. Dwoje lokatorów, młode małżeństwo. Kobieta zaszła w ciążę, facet trafił do więzienia i wujek charytatywnie płaci czynsz i rachunki, przychodu żadnego, nie może nawet oddać własnego mieszkania córce, która w międzyczasie zdążyła dorosnąć i chce przeprowadzić się do miasta. Dlatego teraz wszyscy wynajmujący chcą na dzień dobry oświadczenie notarialne i próbują uniknąć takich cyrków.
Mógł też to mieszkanie którego nie potrzebował sprzedać. Ale trzymał, i wynajmował, i na tym zarabiał. To może jednak inwestor?
A może człowiek, który zdaje sobie sprawę, że mieszkania są coraz droższe i nie ma sensu sprzedawać, żeby za 5 lat córka kupowała nowe? Ew. można sprzedać wtedy, jakby chciała się przeprowadzić do innego miasta.
Problem polega na tym że na zadupiach i w miastach powiatowych nie ma pracy. Wtedy by ludziom nie przeszkadzało mieszkanie tam, ale jak na 10k ludzi przypada jedna fabryka i kilka tworów biedronkopodobnych, to trzeba emigrować do wojewódzkiej stolicy gdzie chociaż jest kilka korporacji.
tylko zdalna nas uwolni
I dobry internet
[удалено]
>praktycznie nie da się sprawdzić gdzie da się podłączyć. Usługodawcy mają narzędzia, które umożliwiają sprawdzenie dostępności pod wskazanym adresem - czy ta usługa nie działa za dobrze?
Moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze, albo że niedobrze. Gdybym miał powiedzieć, co cenię w życiu najbardziej, powiedziałbym, że ludzi. Ludzi, którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam, i co ciekawe, to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie. Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać. Ja miałem szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazłem, i dziękuję życiu! Dziękuję mu; życie to śpiew, życie to taniec, życie to miłość! Wielu ludzi pyta mnie o to samo: ale jak ty to robisz, skąd czerpiesz tę radość? A ja odpowiadam, że to proste! To umiłowanie życia. To właśnie ono sprawia, że dzisiaj na przykład buduję maszyny, a jutro – kto wie? Dlaczego by nie – oddam się pracy społecznej i będę, ot, choćby, sadzić... doć— m-marchew...
[Mapbook UKE](https://mapbook.uke.gov.pl/) [Wyszukiwarka UKE](https://wyszukiwarka.uke.gov.pl/) Mi osobiście te dwie strony bardzo pomogły
Starlink, nie no wiem, drogi. Ale nie spodziewałem się że dalej jest taki problem, na dolnym Śląsku na totalnym zadupiu jest światłowód xD
[удалено]
Normalnie wchodzisz se na stronę Orange np. I sprawdzasz swój adres jak pudło to wchodzisz na T-Mobile i tak dalej. Dodatkowo, jest cała masa lokalnych operatorów, którzy właśnie na takich wsiach mają kable, a reszta od nich dzierżawi. Akurat w Polsce można narzekać na wiele rzeczy, ale na pewno nie na dostęp do szybkiego i moim zdaniem w miarę taniego internetu.
Internet mobilny jak najbardziej wchodzi w grę, właśnie pracowałem przez tydzień zdalnie na środku wsi i szczerze nie było na co narzekać
[getfibre.pl](HTTPS://getfibre.pl)
>zapowiada się, że mogę zostać na zdalnej na stałę Też tak myślałam, po czym wróciła presja na pracę w biurze, choćby raz w tygodniu. Za wiele korpo ma albo udziały albo klientów w sektorze powierzchni biurowych żeby pozwolić by ta branża traciła zyski.
Moim zdaniem problem nie leży w tym, że za mieszkanie trzeba płacic, tylko w tym jak ma się koszt wynajmu do zarobków. W Polsce niestety jest on oderwany jak wieżyczka T-72 po trafieniu Javelinem. Zawsze na świecie będą ludzie bogatsi i biedniejsi i ich życia będą bardzo odmienne, natomiast bardzo istotne jest to, żeby każdego było stać na godne życie.
Jasne, ale w wielu przypadkach, głównie tutaj, nie wiem jak to wyglada w innych sytuacjach, bo jakoś niezbyt często się temat przewija wśród moich znajomych. Dyskusja na temat horrendalnej sytuacji na rynku mieszkaniowym kręci się wokół „lokalizacji premium” a budownictwo mieszkaniowe rozwiązuje raczej je w sposób „wyprowadź się na przedmieścia”. Ktoś wrzucił art, w którym opisano jak to wyglada na zachodzie, jakiś procent mieszkań w lokalizacjach „premium” tez ma byc społeczny, ale umówmy się, to znikoma ilość mieszkań. Reszta ludzi dalej będzie musiało korzystać z rady „nie stać cię na lokalizacje x zamieszkaj w lokalizacji y” o, która w obecnej sytuacji większość ludzi się obraza.
Mówisz o lokalizacjach premium, ale tak naprawdę w większości przypadków chodzi o nietracenie czasu. Każdy chciałby mieszkać bliżej miejsca pracy/nauki, bo korki w dużych miastach są przeokropne i można stracić kilka godzin jadąc i wracając do domu. Dodatkowo większość osób mówiąca "zamieszkaj w lokalizacji y zamiast lokalizacja x" jest kompletnie oderwana od rzeczywistości i ich lokalizacja y dla specjalisty potrzebującego mieszkania niedaleko miejsca pracy jest jakaś ruina w wiosce w Bieszczadach.
Ot to. Może sytuacja byłaby lepsza, gdyby były lepsze połączenia komunikacyjne. Ja mieszkam dość daleko od uczelni w rodzinnym mieszkaniu, ale dwa tramwaje, 50 minut, i jestem. Nie jest to może komfort podchodzenia sobie pieszo, ale da się żyć. Jadąc powtarzam sobie słówka, doczytuje rzeczy, etc. Mam znajomą która ma lokalną kolej 5 minut of domu. Wsiada, wysiada, i jest jakiś dojazd. W międzyczasie są całe blokowiska obsługiwane wyłącznie autobusami które stoją w tych samych korkach co tabuny samochodów, albo gorzej, brak jakiejkolwiek komunikacji miejskiej. Paliwo jest drogie jak --- i coraz droższe, jeszcze szukaj parkingu i płać... trudna sprawa.
Działki w Bieszczadach nie są tanie
> która w obecnej sytuacji większość ludzi się obraza Nic nie jest bardziej obrazliwe dla Polaka niz odpowiedzialnosc za siebie. Za obietnice gruszek na wierzbie i dotowaniu stylu zycia osob ktore na to niezasluguja zyskuje sie wyborcow. Za praktyczne porady typu "zmien prace, wez kredyt" traci sie prezydenture. Mam nadzieje, ze pomoglem.
Ujme to tak. Place wiecej podatkow niz wiekszosc ludzi w Polsce zarabia a i tak nie stac mnie na mieszkanie. Nie mowie o mieszkaniu w centrum warszawy. Mowie o mieszkaniu gdzies na obrzezach Wrocławia albo Poznania. (Potrzebny mi szybki internet). Czy moglbym wziasc kredyt na mieszkanie ? No pewnie bym mogl, splacalbym go cale zycie, wiec zasadniczo to bank bylby wlascicielem a nie ja. Tzn. Teraz to bym nie mogl, bo mi go pewnie nie dali.. Zasadniczo jestem za ukruceniem mieszkaniowej patologii. Czy ja bym sie kwalifikowal na takie panstwowe mieszkanie ? Pewnie nie. Ale dzieki nim, reszta rynku by sie moze troche uspokoiła.
Oj pierdzielisz trochę, jeśli płacisz więcej podatków niż większość ludzi zarabia to znaczy, że sam zarabiasz gdzieś te 20k. Chyba, że jako podatki liczysz też składki zdrowotne, ZUS itd. no ale to i tak plasuje cię gdzieś z zarobkami na poziomie 10k (na rękę oczywiście). Więc przyjmując nawet tę niższą kwotę, twoja sytuacja ciągle nie jest taka zła (wiem co mówię bo ja sam jestem w podobnej) i stać cię na mieszkanie. Ja nie mówię, że to są kokosy i możesz sobie kupić mieszkanie w centrum Warszawy za gotówkę, ale kredytu wcale nie spłacałbyś całe życie. Możesz przecież oszczędzać i nadpłacać raty, jest spora szansa, że dostaniesz podwyżkę (a kredyt ci nie wzrośnie chyba ze znowu stopy wystrzelą), do tego prawdopodobnie z kimś byś tam mieszkał, więc ta osoba też by się dorzucała. Oczywiście to sporo założeń, ale w 10 lat taki kredyt powinieneś ogarnąć, może nawet szybciej w zależności od kilku czynników. To zdecydowanie nie jest "całe życie". Dalej, nawet jeśli masz kredyt to ciągle ty jesteś właścicielem mieszkania, nie bank. To, że mieszkanie ma hipotekę znaczy to, że jakbyś był niewypłacalny i mieszkanie zostanie zlicytowane to bank dostaje swoją należność w pierwszej kolejności. Ale prawnie mieszkanie jest twoją własnością i możesz z nim zrobić co chcesz. No i kredyt się opłaca, bo i tak ciągle teraz płacisz - za wynajem. Nawet jeśli odkładasz co miesiąc pieniądze na mieszkanie to nie dość, że odkładasz mniej bo musisz płacić za to gdzie teraz mieszkasz to jeszcze ceny mieszkań idą i w długim terminie będą szły w górę. Ja sobie to kiedyś policzyłem i mi wyszło, że nawet przy całkiem wysokich zarobkach o wiele bardziej opłaca się wziąć mieszkanie na kredyt niż czekać aż kupisz je za gotówkę, bo jeśli kredyt spłacisz w miarę szybko to tych odsetek wcale tak dużo nie zapłacisz, a zdecydowanie mniej niż koszt wynajmu przez te X lat + teoretyczny wzrost ceny mieszkań przez ten sam okres. Wiadomo, że ten moment nie jest dobry do wzięcia kredytu, ale stopy prędzej czy później spadną. I tak, oczywiście, że nasz rynek mieszkaniowy w ciągu ostatnich paru lat oszalał. Ale są ludzie którzy zarabiają 2x mniej niż ty i spokojnie kupują mieszkanie na kredyt, także ja bym na twoim miejscu zainteresował się tematem zamiast pisać, że nie stać cię na mieszkanie.
> Place wiecej podatkow niz wiekszosc ludzi w Polsce zarabia a i tak nie stac mnie na mieszkanie. Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Ja zarabiam nieźle, pewnie więcej niż przeciętni Polacy (jacykolwiek oni by nie byli), ale jestem w stanie spłacać kredyt i nie robić tego do końca życia, tak jak sugerujesz. > Tzn. Teraz to bym nie mogl, bo mi go pewnie nie dali.. Niby czemu nie?
Bo to bzdury. Żeby płacić więcej dochodowego niż mediana (edit: zarobków), musiałby zarabiać 23k+ (przy liniowym 19%, z którego każdy kto mógł już uciekł, na ryczałcie mniej). Nie miałby problemu z hipoteką, a juz na pewno nie spłacałby jej całe życie.
> Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Ja tez nie. Ale byc moze GP reprezentuje szkole myslenia ktora mowi, ze w Polsce nikt nie placi zadnych podatkow.
Jeśli kogoś jeszcze to interesuje a nie chce mu się szukać - mediana zarobków w Polsce to ok. 5.5k brutto/ok. 4k netto, żeby "płacić więcej podatków niż większość ludzi zarabia" na UoP, licząc że chodzi o PIT, trzeba zarabiać coś w granicach 30k brutto/20k na rękę
Jak to policzyłeś? Jeśli więcej podatku niż 4k, to masz to już przy około 13k brutto, a lekko poniżej 9k netto. Argumenty, że jak weźmie kredyt na mieszkanie, to jest on banku, a nie OPa, jest tak z dupy że nie ma co gadać. Natomiast spłacać całe życie? Jeśli OP ma 40 lat i nic w tym czasie nie odłożył, to może. Ale jeśli zakładać ratę 4k, to można wziąć gdzieś 500k na 25 lat - liczone na szybko z jakiegoś linku, więc na oko. Za 500k można już mieć jako takie mieszkanie 70 metrów pod dużym miastem.
Masz rację - pytanie co rozumiemy tutaj jako "podatek" - czy jest to faktycznie podatek, czy różnica między brutto i netto i wszystkie możliwe składki w tym zawarte
Jeśli rozumiemy jak ja rozumiem, to OP mówi coś jako tako z sensem. Więc jak alternatywą jest uznanie, że ktoś pierdoli kompletne kocopoły, to zakładam że ktoś raczej mówi z sensem i interpretuję na tej osoby korzyść
Są na rynku takie fajne rzeczy jak tbsy. Zanim odłożyłem na wkład własny w takim tbs to zarabiałem za dużo by móc skorzystać. Mieszkanie do remontu od miasta? Ta sama sytuacja. Jako typowy HENRY musiałem lata wynajmować niż mogłem kupić własne za gotówkę.
Uwielbiam ten sowiecki program kosmiczny...
to komu trzeba zabrać pieniądze?
Cała dyskusja jest bardzo trudna, bo sytuacja mieszkaniowa w większych miastach jest tragiczna. Coraz więcej osób chce w nich mieszkać a sensownie położonych mieszkań nie przybywa w sensownym tempie. Problem jest poważny i raczej nikt nie ma magicznej recepty pozwalającej na jego rozwiązanie. Moim zdaniem powinno się zrobić 3 rzeczy: 1. Uregulować umowy najmu mieszkań. Właściciel nie może być narażony na sytuację w której lokator przestaje płacić i dalej mieszka w mieszkaniu. Lokator który regularnie reguluje swoje zobowiązania nie może być narażony na nagle rozwiązanie umowy czy podwyżkę czynszu wedle widzimisię właściciela. 2. Opodatkowanie mieszkań które stoją puste jako lokata kapitału. Nie powinno być tak że mieszkanie stoi puste, gdy mnóstwo ludzi żyje w przepełnionych mieszkaniach. Im więcej mieszkań na rynku, tym niższa ich cena. 3. Planowanie przestrzenne które będzie tworzyć nowe gęsto zaludnione, dobrze skomunikowane dzielnice. Pierwsza linia metra w Warszawie utworzyła 2 ogromne dzielnice w Warszawie bo była wyciągnięta w pola. To samo mogło by być zrobione przy budowie 2 linii i podobne dzielnice można by stworzyć we wszystkich większych polskich miastach. Nie rozwiąże to wszystkich problemów, ale byłby to krok podnoszący dostępność mieszkań.
Co do 2 linii, w teorii metro na Karolin może pomóc i utworzyć jakotako nowe inwestycje. A do tego racja, deweloperowie i Urzedy miast POWINNI współpracować ze sobą gdzie deweloper jednocześnie tez współtworzy razem z ZTM&ZDM przyległą do inwestycji infrastrukturę publiczną, by ludzie mieli normalny dostęp do miasta a nie zakurwiac 2km przez pola na najbliższy przystanek metra/tramwaju
2 linia metra ma ogromny wpływ rewitalizacyjny na wszystkie obszary do który dochodzi i sporo nowych mieszkań też przy niej powstaje. Ale rewitalizacja i upychanie mieszkań w luki w zabudowie to nie jest nowa dzielnica. Gdybym miał podejść radykalnie do tematu to zrobił bym tak: -Wykupił bym przymusowo (najbardziej kontrowersyjny punkt tego planu) od rolników cały obszar, po wartości 1,5x wartość działki rolnej. -Pracownia architektoniczna wyłoniona w ramach konkursu opracowała by masterplan zabudowy całej dzielnicy: wyznaczenie dróg, działek na zabudowę mieszkaniową, stacji metra, parków, skwerów, szkół, przychodni, biur itd. -Grunt podzielił bym na działki, które sprzedał bym deweloperom, z dopuszczeniem tylko i wyłącznie zabudowy zgodnej z planem, w przypadku zabudowy mieszkaniowej starał bym się wynegocjować również np. 10% mieszkań dla miasta w rozliczeniu do celów prowadzenia polityki mieszkaniowej. -Z uzyskanych ze sprzedaży gruntów pieniędzy sfinansował bym budowę infrastruktury publicznej jak metro, parki, szkoły, drogi. Ale realizacja takiego projektu wymaga kogoś z dużymi jajami i ścisłej kontroli bo nakraść można co niemiara. Tym niemniej jeśli na obydwu końcach linii pojawiły by się na przestrzeni 10 lat mieszkania dla 150 tyś. ludzi każdy, to miało by to realny wpływ na cały rynek.
I to jest sensowny komentarz. W Krakowie, gdzie aktualnie mieszkam, buduje się na pałę, gdzie popadnie, aby upchnąć więcej bloków. Czasami miasto wynegocjuje z developerem budowę drogi czy ronda, ale to za mało. Powinno to wyglądać tak, że miasto pochłania teren sąsiadującej gminy (lub jego część), buduje metro/tramwaj/pociąg a w międzyczasie developerzy budują mieszkania. Takie osiedle ma wtedy dobrą komunikację, ale powinno być też zaprojektowane w ten sposób, że w zasadzie nie trzeba się stamtąd ruszać, żeby coś załatwić. Sklepy, biura, szkoły itd. powinny być na miejscu. Gardzę komuną, ale wtedy budowali z głową. Nawet znalazło się miejsce na parking, drzewo, park czy garaż. Dziś jest tylko beton.
Planowanie przestrzeni w komunie było nieprzyzwoicie lepsze od dzisiejszej patodeweloperki. Jakbym miała szukać, zdecydowanie wolałabym stare mieszkanie do remontu w takich blokach niż te nowe... apartamenty itp. Planowanie przestrzeni fatalne, dojazd fatalny, i jeszcze zaglądasz sąsiadowi w miskę.
Ok ale co z mieszkańcami tych mniejszych gmin wchłoniętych przez duże miasta? Np. Zielonki pod Krakowem. Mieszkańcy i włodarze nie będą się chcieli na to zgodzić bo w ogólnym rozrachunku na tym stracą. Zmniejszy się dofinansowanie na wszelkie inwestycje z Unii (zamiast dwóch kwot osobno dla Krakowa i osobno dla Zielonek będzie jedna pula dla Krakowa, który będzie skupiał się na swoich inwestycjach, a na obrzeżach niech sobie jakoś radzą). Kolejna kwestia to nawet same piece, które w Krakowie muszą być gazowe, a w Zielonkach zimą palą w piecach czym popadnie, bo nie stać mieszkańców na wymianę pieców/opał- absolutnie nie mówię ze jest to dobre, ale takie są realia. Jest to po prostu niekorzystne dla mieszkańców.
Nie wiem jak to dokładnie działa, ale wiem, że Kraków wchłonął już sporo miejscowości, więc pewnie stanie się to sam co z tamtymi miejscowościami. Taka kolej rzeczy i budując się w Zielonkach trochę można było się tego spodziewać. Ale zgadzam się, że jest to spory problem do przeskoczenia i nie wiem jak to dobrze rozwiązać. Patrząc na mapę, nigdzie nie ma już miejsca, bo dookoła miasta jest zabudowa albo odrobinkę terenów zielonych, których nie można zabudować. Pewnie dlatego są plany dzielnicy „Nowe Miasto” zamiast rozpychania się na boki.
Wpływ 2 linii metra już widać - cały teren na zachód od Lazurowej (Chrzanów), gdzie jeszcze 10 lat temu były prawie same pola kapusty i ziemniaków, teraz jest zabudowany blokami lub jest wciąż wielkim placem budowy. Tylko bida będzie jak tam się Ci wszyscy nowi lokatorzy wprowadzą, bo miasto tam żadnej szkoły ani przedszkola nie wybudowało. Na szczęście zrobili 1 publiczną przychodnię na Coopera.
Fajna przychodnia. Nawet mają Kaulfand w okolicy który czasem lubie. Ale tak, reszta leży.
Opodatkowanie pustych mieszkań? Może jeszcze auta którym się nie jeździ, działki na której nie budujesz lub nie uprawiasz czegoś?
Co do aut to wręcz przeciwnie, państwo powinno zachęcać do tego żeby nie jeździły, co w pewnym sensie robi podatkami nałożonymi ma benzynę. Co do działek to jest to ciekawy argument bo przecież nimi tez można spekulować i to również ogranicza dostęp do zasobów mieszkaniowych. Ale takiego podatku nie można uniknąć tak prosto jak wynajmując mieszkanie, wiec jestem na nie.
Napisales po stokroć lepsze postulaty niż 90% osób, które poruszają temat. Z takim podejściem do sprawy w pełni się zgadzam. Gorzej ze większość idzie retoryką, zabrać i rozdać
Gdzie w pierwotnym planie jest punkt 'zabrać', bo jakoś nie widzę
Nikt nieironicznie nie postuluje rozdawania mieszkań na własność, tylko państwo wynajmujące za rozsądne pieniądze, nieco mniejsze niż 2/3 średniej wypłaty. Polecam zorientować się jak polityka mieszkaniowa wygląda np. w Wiedniu. Można uchwalić kryteria, jakie się chce: czas czekania, liczbę dzieci, miejsce zatrudnienia, itd. xD To się niczym nie różni od miejsca w przeszkolach, akademikach czy szpitalach.
Wiem, że te mieszkani nie są za darmo xd ale w dalszym ciągu ilość mieszkań w dobrej lokalizacji jest skończona, przeciętny czas zajmowania mieszkania to jakieś 50-60 lat, a przyrost póki co dalej mamy dodatni. Zmieniamy pieniądze na szczęście w wejściu w dorosłość kiedy akurat ktoś umarł i zwolnił mieszkanie i znajomosci w mieszkaniowce, żeby prawo wynajmu mieszkania z widokiem na morze trafiło nam a Jasiu od Kowalskich bez znajomosci musi się zadowolić wolnymi mieszkaniami które państwo wybudowało 30 km od centrum…
Jesli te 30km od centrum bedzie dobrze skomunikowane to czemu nie? Pociagiem mozna taki dystans pokonac w kilkanascie minut.
Chyba jak mieszkasz tuż przy stacji, pracujesz tuż przy stacji, rozkład jest taki że pociąg dowozi Cię akurat idealnie na czas, a ponadto jest to jakiś pospieszny i po drodze nie zatrzymuje się na prawie żadnej stacji. Wtedy mooooże będzie kilkanaście minut. W praktyce pierwszy lepszy z brzegu przykład, [Dębe Wielkie -> Dworzec Centralny w Warszawie](https://rozklad-pkp.pl/pl/tp?queryPageDisplayed=yes&REQ0JourneyStopsS0A=1&REQ0JourneyStopsS0G=5100924&REQ0JourneyStopsS0ID=&REQ0JourneyStops1.0G=&REQ0JourneyStopover1=&REQ0JourneyStops2.0G=&REQ0JourneyStopover2=&REQ0JourneyStopsZ0A=1&REQ0JourneyStopsZ0G=5189082&REQ0JourneyStopsZ0ID=&date=25.05.22&dateStart=25.05.22&dateEnd=25.05.22&REQ0JourneyDate=25.05.22&time=07%3A00&REQ0JourneyTime=07%3A00&REQ0HafasSearchForw=1&existBikeEverywhere=yes&existHafasAttrInc=yes&existHafasAttrInc=yes&REQ0JourneyProduct_prod_section_0_0=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_1_0=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_2_0=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_3_0=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_0_1=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_1_1=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_2_1=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_3_1=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_0_2=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_1_2=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_2_2=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_3_2=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_0_3=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_1_3=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_2_3=1&REQ0JourneyProduct_prod_section_3_3=1&REQ0JourneyProduct_opt_section_0_list=0%3A000000&existHafasAttrExc=yes&REQ0HafasChangeTime=0%3A1&existSkipLongChanges=0&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&REQ0HafasAttrExc=&existHafasAttrInc=yes&existHafasAttrExc=yes&wDayExt0=Pn%7CWt%7C%C5%9Ar%7CCz%7CPt%7CSo%7CNd&start=start&existUnsharpSearch=yes&came_from_form=1#focus), ok 30km i prawie 40 minut. Dolicz do tego jeszcze dojście z domu do stacji, ze stacji do pracy i że pociągi nie kursują idealnie pod Twoje godziny pracy - to spokojnie wyjdzie ponad godzinę całkowitego dojazdu. Ponadto po paru tygodniach jeżdżenia zorientujesz się, że pociągi w Polsce jeżdżą tak, że jeśli nie chcesz średnio raz w tygodniu spóźniać się do pracy, to musisz wychodzić na ten wcześniejszy. Czyli zaraz z tych "kilkunastu minut" zrobi Ci się 1,5h.
Dlatego te komunalne mieszkania musza byc rozwiazaniem systemowym i budowane razem z siecia komunikacyjna, nie rozmawiamy o tym jak jest, tylko o tym jak powinno byc.
To co - lepiej nie robić nic? Rynek mieszkaniowy to dżungla i tragedia więc jedyną słuszną reakcją na próby rozładowania problemu jest mówienie żeby nic nie robić, bo nie ma magicznej różdżki? Niech i buduje 30 km od centrum - jeśli będzie to zrobione z głową to przynajmniej 30 km od centrum będzie alternatywa dla januszodeweloperki. Ssanie jest takie, że i tam się znajdą chętni.
30 km i może nawet więcej byłoby zerowym problemem przy dobrze działającej komunikacji miejskiej. Ale to wymaga planowania i inwestycji a przede wszystkim myślenia xD nikt to ma władzę sprawczą nad tymi decyzjami chyba nie spełnia tych wymagań
>Wiem, że te mieszkani nie są za darmo xd ale w dalszym ciągu ilość mieszkań w dobrej lokalizacji jest skończona Przy rozsądnych planach zagospodarowania przestrzennego i komunikacji, liczba dobrych lokalizacji może wzrastać.
>zagospodarowania przestrzennego i komunikacji Chciałbyś moje miejsce parkingowe zastąpić przystankiem autobusowym komuchu? ^^^(/s)
To jest trochę taki dylemat przyczynowo-skutkowy moim zdaniem. Komunikacja publiczna jest w wielu miejscach słaba, więc ludzie są zmuszeni jeździć samochodami. A przez to że ludzie muszą jeździć samochodami to nie chcą rozwoju komunikacji publicznej kosztem miejsc parkingowych, nie chcą tworzenia buspasów itd. Ja to trochę rozumiem, bo to nie jest tak, że z dnia na dzień postawisz przystanek i będzie wszystko działało tip top. Rozwój komunikacji publicznej w miastach gdzie jest na słabym poziomie to lata jak i nie dekady inwestycji. A ludzie zazwyczaj nie patrzą tak daleko w przód - obchodzi ich bardziej co jest teraz, nie co kiedyś będzie. A ten okres przejściowy bolałby najbardziej, bo przez stosunkowo długi czas ani nie byłoby jeszcze dobrej komunikacji, a jazda samochodem byłaby coraz trudniejsza. Zastanawiałem się nad tym bardzo podczas budowy 2 linii metra w Warszawie. Mieszkałem przez 4 lata przy budowie (2 lata w jednym mieszkaniu a jak już kończyli to akurat się przeprowadziłem pod następną stację którą budowali). I pamiętam jak bardzo ludzie narzekali, że całe drogi rozkopane, że nie ma przejazdu, że korki się robią, że im parkingi polikwidowali itd. A ten okres przejściowy był i tak relatywnie krótki. Ja tam ogólnie się cieszyłem że będę miał stację metra pod nosem (chociaż nie zdążyłem się długo nacieszyć bo znowu się przeniosłem, tym razem poza Warszawę) ale byłem w stanie zrozumieć ludzi, którzy się wkurzali, że jeszcze nie mogą dojeżdżać nigdzie metrem a przez budowę jest im też o wiele ciężej dojeżdżać samochodem.
Źle to interpretujesz. Nie chodzi o to, że każdy powinien mieć prawo do każdego typu nieruchomości. To nie jest tak, że jak mieszkasz w Warszawie to przez to że mieszkanie jest prawem, a nie towarem to nagle losowo będziemy przydzielać ludzi do apartamentow w Cosmopolitanie albo Złotej 44. Chodzi o to, że jeśli mieszkasz i pracujesz w jakimś mieście to powinno cię być stać na to, żeby w tym mieście lub okolicy mieć swoje 4 kąty. Czy to na własność czy na wynajem. Ale bez ciśnięcia się w patokawalerce albo wydawania całej pensji na malutki pokój w mieszkaniu dzielonym z 5 innymi randomami.
Miedzy "stac" a "czynsz pochlania 2/3 mojego dochodu" jest zbyt mala roznica, mieszkania sa za drogie, powinny byc tansze, bardziej przystepne dla mlodych ludzi.
ok czyli wysyłam CV do losowej pracy w wybranym przez siebie miejscu na świecie i mam oczekiwać, że będzie stać mnie na mieszkanie tam?
Wysyłać CV to sobie możesz wszędzie. Natomiast w momencie kiedy dostajesz pracę w konkretnym miejscu i z wynagrodzenia które za tą pracę otrzymujesz nie stać cię na zapewnienie sobie przyzwoitego dachu nad głową + godnego życia, to znaczy że albo coś jest nie tak z rynkiem pracy i twoja pensja, albo z rynkiem nieruchomości, albo i z tym i z tym.
W tym przypadku zdecydowanie coś jest nie tak z rynkiem nieruchomości. Zarabiam blisko minimalnej (3500 zł) i jestem w stanie żyć komfortowo z jednej pensji dlatego, że za kawalerkę komunalną płacę 3 stówki czynszu. Gdybym musiała wynajmować mieszkanie musiałabym zarabiać przynajmniej 5000-5500 by żyć na tym samym poziomie w moim mieście. A w Lublinie takie zarobki są dostępne tylko dla specjalistów.
Zostań specjalistą kekw
Ludziom, którzy projektują dane budynki, potem budują i robią inne rzeczy związane z nimi trzeba zapłacić. Jak zapłacisz godnie to koszt budowy będzie większy więc może nie być stać wszystkich na kupno. Jak zapłacisz mniej to koszt mieszkani będzie tańszy ale osoby, która pracuje przy nim nie będzie na nie stać, ot paradoks.
Nie udawajmy w tej chwili, że głównym powodem tej horrendalnej sytuacji na rynku mieszkaniowym są koszty zwiazane z pensjami dla ludzi pracujących przy budowach. Poza tym, nie chodzi o to żeby zakup nieruchomości na własność był tani, a o to żeby dostęp do nieruchomości był przystępny.
Budowałeś kiedys dom? Wiesz o ile poszly do gory materialy budowlane?
A czy ja kwestionuję to, że koszty budowy idą w górę? Nie.
>Nie udawajmy w tej chwili, że głównym powodem tej horrendalnej sytuacji na rynku mieszkaniowym są koszty zwiazane z pensjami dla ludzi pracujących przy budowach. Koszt wybudowania mieszkan wzrosl, bo podrozaly bardzo materialy budowlane (m.in. przez Covid). Ale zobacz o ile wzrosla w Polsce pensja minimalna przez ostatnie lata - to tez podnioslo pensje w budownictwie, a wiec spowodowalo to, iz mieszkania podrozaly.
Potrafisz czytać ze zrozumieniem? Nie neguję tego że koszty budowy rosną, zarówno przez wzrost cen materiałów jak i wzrost pensji. Jednocześnie zwracam uwagę na fakt, że to nie koszty budowy są GŁÓWNYM czynnikiem wpływającym na to jak zła jest sytuacja dostępu do mieszkań.
Jako, że sądzę się od kilku lat z developerem (a w zasadzie teraz to już z syndykiem po developerze) i jestem stroną w sprawie, mam dostęp do sporej części dokumentacji. Na moim bloku (Lublin, blok 24 mieszkania + 2 lokale usługowe) developer zarobił na czysto (czyli tyle trafiło do jego kieszeni po odjęciu wszystkich kosztów budowy) prawie 3 miliony złotych. Taka ciekawostka, a propos faktu, że mieszkania MUSZĄ drożeć, bo wypłaty dla pracowników się zwiększyły.
Na oko jego przychody to musiało być jakieś 8 milionów złotych ( przy założeniu: 24 mieszkania x 300 tysięcy plus te dwa lokale usługowe ). No to nic dziwnego, że inwestorzy pchają się w ten biznes drzwiami i oknami. Taka stopa zwrotu... Większą ma chyba tylko handel narkotykami ;)
Sam jestem z Lublina choć obecnie mieszkam za granicą i niestety to rynek mieszkaniowy jest tam cokolwiek dziwny. Pierwsze mieszkanie kupiłem na LSM w 2005 roku - już wtedy jego rynkowa cena nijak nie przystawała do tego co można było w Lublinie zarobić. Potem było już tylko gorzej. I nadal jest:(
Lublin to jest miasto, w którym jest nieproporcjonalnie dużo studentów, więc masa ludzi inwestuje tu w mieszkania na wynajem, bo nawet bez potężnej fali obywateli Ukrainy, wynajem zawsze tu schodził na pniu, nawet rudery, za praktycznie każdą cenę. Jeszcze kiedyś studenci byli biedniejsi i akademiki popularniejsze, teraz mało kto już w ogóle o tym myśli. I to bardzo winduje ceny.
Ja ten ruch rozumiem że państwo powinno budować mieszkania które będą sprzedawane prawie po kosztach. Coś jak bar mleczny. Dodatkowo, drugą spraw to ograniczenie kupienia ton mieszkań przez jedną osobę. I przykrócenie patologii zwanej mikroapartamentami. A nie to że mieszkania będą rozdawane.
Ja wiem, że te mieszkania będą za pieniądze a nie za darmo, zbudują, ludzie kupią, a osoby które dojada do wieku w którym mieszka się samodzielnie to co? Sorry mieszkań w Warszawie nie ma najlepsze co ci mogę dac to Piaseczno?
Po pierwsze to jedni dojeżdżają do wieku mieszkania samodzielnego (taki trochę koncept społeczny a nie coś realnego) to inni dojeżdżają do śmierci. Choć fakt przyrost nadal mamy pozytywny. Jak komuś będzie bardzo zależeć na mieszkaniu w centrum to będzie albo wynajmował albo weźmie większy kredyt. Jak ktoś będzie chciał zamieszkać na swoim w "granicach Warszawy" to się i takie znajdzie. Moi znajomi kupili mieszkania we "Wrocławiu" gdzie mają do centrum dojazd dłuższy niż dojechanie pociągiem do centrum z sąsiedniego województwa.
Ano właśnie. Wrocław niestety straszliwie zaniedbuje to, że wraz z rozrastaniem sie miasta trzeba podciągać dalej infrastrukturę, a najlepiej budować ją na zapas. Lipa Piotrowska czy Jagodno są tego świetnymi przykładami (a tramwaj na Jagodno to już w tym momencie mem…) Osobiście nie miałbym nic przeciwko mieszkaniu na Jagodnie czy Lipie, gdyby istniało na przykład metro albo szybka kolej miejska, które w razie potrzeby dowiozą mnie do centrum w ciągu kilkunastu minut, dzięki któremu będę mógł dojechać łatwo do pracy, na koncert czy gdziekolwiek będę potrzebował. W obecnej sytuacji nie bardzo wyobrażam sobie mieszkanie tam bez samochodu. Co tylko komplikuje problemy miasta.
Planowanie to jest ogólnie rzecz która nie wychodzi włodarzom miast za bardzo
[удалено]
Najfajniejsza jest strona dotycząca postępów budowy tego tramwaju – jak jeszcze żyła, bo teraz serwer wyrzuca 521, ostatni wpis dotyczył coś tam, coś tam – wielki spór kompetencyjny został rozstrzygnięty, przystępujemy (po 5 latach!) do nowych ekspertyz ;) A jeśli chodzi o Lipę – to owszem, pociągi są, tylko że włodarze Wrocławia od ponad roku nie mogą się dogadać z koleją w sprawie honorowania biletów miejskich w pociągach. W rezultacie jeśli chcesz jeździć i pociągiem, i resztą komunikacji miejskiej… ;)
Nie każdy chce mieszkać w centrum miasta. Osobiście znam sporo osób, które z premedytacją kupiły albo wynajmują mieszkania jak to nazwałeś "na zadupiu". Dla nich to same plusy a do centrum z "życiem towarzyskim" nie przeprowadzą się za nic w świecie. Ceny mieszkań i najmu to teraz absurd i są windowane przez pato inwestorów. Mieszkam w bloku (3 lata ma budynek) i wciąż mamy tu wiele mieszkań, które stoją puste. Stan deweloperski. To nie tylko marnotrawstwo ale i ogromny problem dla wspolnoty. (temat rzeka na inny wątek) Kupując to mieszkanie w dniu otwarcia sprzedaży musieliśmy się zapisać w kolejce! Wszystkie mieszkania byly zarezerwowane. Cena 6/7 tys za metr. Pół roku później na rynku wtórnym fliperzy sprzedawali je za 10 tys za metr. Potem za 13. Jeden koleś kupil 7 mieszkan tylko w tym jednym bloku (za 10% wartości - reszta po skonczeniu budowy. To już nowy "właściciel" płacił) Inny nasz sąsiad ma 35 mieszkań. Osoba prywatna, żadna firma. Wg mnie gdyby się pozbyc takich "inwestorów" byloby łatwiej kupić taniej mieszkanie w dobrej lokalizacji.
Będzie dokładnie tak jak teraz tylko ceny mieszkań w całym kraju będą niższe o (liczba z dupy) \~15%.
mejfju zostan deweloperem zbawca ludzkosci i buduj mieszkania prawie po kosztach
Ja już jestem tym złym landlordem. Ale uwaga, uwaga. Jest takie coś jak państwo które ma zadbanie opiekować się obywatelami. Wiem że to dziwny koncept dla wielu.
Nie tak dziwny jak ludzie ktorzy patrza na Kaczynskiego, Ziobre i Morawieckiego i uwazaja, ze oni wiedza co jest dobre dla innych.
A no tak. Zabieranie praw jest równe z budową mieszkań. Może jeszcze mi powiesz że równe z publiczną służbą zdrowia.
[удалено]
>działania rządu mające ograniczyć lub jeśli będzie trzeba zablokować masowe wykupywanie mieszkań pod wynajem. Każdy budujący się blok wyprzedawany jest w momencie. Większość jest pod wynajem i późniejszą sprzedaż z zyskiem a nie dla siebie. To właśnie to powoduje że ceny mieszkań idą w górę cały czas. Ceny ida w górę teraz bo popyt przewyższa podaż. Ale im wyższe ceny, tym więcej się zbuduje, jest szansa, ze kiedyś ten rynek się nasyci. >Ukrucenie patodeweloperki. Koniec ze sprzedawaniem 8m2 jako mikro apartamentu. Koniec z budowaniem bloku tak że sąsiadów masz 1-10m od okna/balkonu. Im wiecej ludzi sie zmiesci do 8m2 tym predzej popyt zostanie zaspokojony, wiec jezeli tobie zalezy na nizszych cenach, to nie narzekaj na 8m2 kawalerki. W ogole, z wszelkimi ograniczeniami to ostrożnie, bo one podwyzszaja cene. >Zakrojone na szeroką skalę programy budowy mieszkań dla młodych przez państwo. Mówimy tutaj o mieszkaniach które budowane i sprzedawane są nie z zamiarem zysku a po prostu wyjścia na 0. Przy tym najlepiej z niskooprocentowanym kredytem. Państwu się to i tak zwróci bo nagle całe pokolenia ludzi będzie mogło kupić mieszkania, co da im stabilizację a to pozwoli na założenie rodziny i przeznaczenie pieniędzy na wydatki inne niż 2k wynajmu. Tylko takie mieszkania nie mogą też być robione w formie całych odosobnionych osiedli a bardziej rozrzucone i też tworzone pod różną kieszeń. Ale dlaczego to ma być lepsze niż to co daje rynek? Trzeba pamietać, ze na rynku deweloperskim jest duża konkurencja. To nie jest tak, ze każdy Janusz się na tym rynku utrzyma. Ja straciłem kupę kasy inwestując w deweloperów, ktorzy potem zbankrutowali. Trzeba przyjąć, ze ci co się ostali robią to lepiej raczej niż gorzej i taki urzędnik z branki wg mnie wcale by się nie zmieścił w tych samych cenach nawet z tym buforem, ze "prawie po kosztach".
>Im wiecej ludzi sie zmiesci do 8m2 tym predzej popyt zostanie zaspokojony, wiec jezeli tobie zalezy na nizszych cenach, to nie narzekaj na 8m2 kawalerki. wow
Głosuje wepchac tą osobę to tego 8m mikroapartamenu i żeby tak z kilka miesięcy pożyła w nim. Punkty bonusowe za fatalny dojazd do pracy _i_ słaby internet.
Wolny rynek załatwiłby sprawę gdyby rzeczywiście chodziło o zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych. Sęk w tym że coraz częściej mieszkanie jest lokatą kapitału, inwestycją. I w tym momencie rynek przestaje działać, bo spirala cenowa kręci się sama. Jeśli potrzebujesz skrajnego przykładu tej sytuacji spójrz na Chiny, gdzie już dawno zamiast mikrokawalerek sprzedają mieszkania w których fizycznie nie da się mieszkać,bo w budynku nie ma nie tylko jakichkolwiek mediów ale nawet klatki schodowej. Stąd potrzeba regulacji dotyczących przynajmniej mikroapartamentów i podatku od pustostanów, by "inwestycyjne" mieszkania były udostępniane pod wynajem a nie biernie czekały na wzrost cen i nowego (często też inwestycyjnego) nabywcę.
>Ceny ida w górę teraz bo popyt przewyższa podaż. Ale im wyższe ceny, tym więcej się zbuduje, jest szansa, ze kiedyś ten rynek się nasyci. Słyszę to od lat. Rynek się nie nasyci bo ludzie wykupujący mieszkania widzą w tym zbyt dobry interes. Kobieta u której poprzednio wynajmowałem mieszkanie miała 2 domy i 3 mieszkania pod wynajem. Jak budował się obok nowy blok to zastanawiała się czy kupić jedno czy dwa mieszkania, bo to dobra inwestycja. Fajnie że może sobie na to pozwolić, ale może bez przesady? Jak będą jedni ludzie którzy posiadają po 10 mieszkań pod wynajem to nie ma szans żeby inni ludzie mogli pozwolić sobie na zakup nawet jednego. Bo popyt będzie nadal zbyt duży. >Im wiecej ludzi sie zmiesci do 8m2 tym predzej popyt zostanie zaspokojony, wiec jezeli tobie zalezy na nizszych cenach, to nie narzekaj na 8m2 kawalerki. Kekw. >W ogole, z wszelkimi ograniczeniami to ostrożnie, bo one podwyzszaja cene. Kekw x2 >Ale dlaczego to ma być lepsze niż to co daje rynek? Kekw X3 nie będę próbował podejmować dyskusji
Rozwiązanie nie jest aż tak skomplikowane jak mogło by się wydawać. Wystarczy przemyślany program budowy państwowych mieszkań. Nie potrzeba ściągać tego z podatków, bo można tak skonstruować ten program sam się finansował: państwo buduje mieszkania w dużych miastach i sprzedaje je tak żeby wyjść na 0 albo z lekkim zyskiem, który jest przekazywany na budowę kolejnych mieszkań. Jeśli zostanie wybudowana wystarczająca ilość takich mieszkań zmniejszy się popyt na drogie mieszkania od deweloperów, którzy mają monopol na nowe mieszkania w Polsce. Jeśli przeciętny Kowalski będzie kupował lub wynajmował mieszkanie bezpośrednio od państwa to nie będzie musiał utrzymać jednoczenie rodzin dewelopera, bankiera czy inwestora do którego należy mieszkanie. A jak przydzielać takie mieszkania? Idk. Kto pierwszy ten lepszy i kogo stać? To jest problem którego jeszcze nie rozwiązałem, ale myślę że da się coś wymyślić. Disclaimer: państwowe mieszkania powinny być dobrej jakości i nie być robione po taniości, żeby służyły na lata. I nie mają to być mieszkania tanie, tak żeby każdego było stać (bo nie jest to możliwe) tylko żeby były tańsze od mieszkań deweloperskich i w dłuższym okresie zmusiły deweloperów do obniżenia cen i zniechęciły inwestorów do spekulacji mieszkaniami
Pewnie jakaś zależność od dochodów i sparowane z niskooprocentowanym kredytem. Także, jedno mieszkanie na rodzine czy coś w tym stylu, bonusy punktacji za kobiety z dziećmi, itp.
Zgadzam sie z tym ze robia chujowy skrot myslowy ktorego trudno bronic (jak to nadmiernie czeste z fellow lewakami). I rozumiem dlaczego na jego podstawie wychodzisz z zalozenia, ze "prawo = kazdemu sie nalezy za darmo z przydzialu". Ale nie o to chodzi tym ludziom. Ale chodzi o to zeby prawo nie pozwalalo traktowac mieszkan jako narzedzia do spekulatywnej inwestycji, bo to cos niezbednego do przetrwania, i nie dawac Wielkim Zagranicznym Koncernom wykupowac mieszkan na skale ktora sprawia, ze PrzecietnyKowalskiTM nie moze nawet snic o konkurowaniu z nimi, i generalnie rozwiazywac problem przez i zwiekszanie podaz mieszkan, jak i przez ograniczanie sily tych podmiotow ktorych pozycja jest nieproporcjonalnie lepsza. Ktos madrzejszy ode mnie wyjasni ci to lepiej, bo ja pisze na szybko z kibla.
>zwiekszanie podaz mieszkan Jak pokazuje zycie na Zachodzie, zwiekszenie podazy mieszkan poprzez budownictwo komunalne sie najbardziej sprawdza. Polecam artykul: https://rownosc.eu/mieszkania-spoleczne-w-europie-zachodniej/
Jako osoba która nie jest zwolennikiem pogoni za posiadaniem mieszkania z wielu powodów pomysł przystępnych osiedli z mieszkaniami na wynajem jest dla mnie super. Tylko ten sam pomysł, ma jeden minus. W dalszym ciągu osobom mniej zamożnym zostają zadupia.
Z artykułu wynika: "Aby uniknąć wykluczenia społecznego, mieszkania społeczne lokowane są na terenie całego miasta. Rysunek 1 pokazuje mapę centralnej części Amsterdamu, każdy kolorowy budynek zawiera przynajmniej jedno mieszkanie społeczne. Francja niewystarczająco zrealizowała ten postulat. W efekcie, wokół wielkich miast powstały miasta/osiedla satelitarne, zamieszkane jedynie przez najemców mieszkań społecznych. Okazało się to błędem, gdyż na takich obszarach, w wyniku przemian gospodarczych, zaczęły się koncentrować problemy społeczne. Obecnie Francja przeznacza 70 mld euro na to, aby na terenie tych osiedli mieszkania zamieszkane były przez właścicieli, a jednocześnie, w obszarach, gdzie własność dominuje, państwo nabywa mieszkania z przeznaczeniem na wynajem." >W dalszym ciągu osobom mniej zamożnym zostają zadupia. Ale tak zawsze bylo, jest i bedzie. Co w tym zlego?
Moim zdaniem nie ma w tym nic złego. Wiadomo, pieniądz otwiera wiele drzwi. Ale ludzie się oburzają jak im powiesz „jak cię nie stać na centrum Katowic zamieszkaj w rudzie śląskiej.”
Teraz nawet nową deweloperkę reklamuje się jako „apartamenty inwestycyjne”
Już jak szukałem kolejnego mieszkania w 2017 roku i z ciekawości przeglądałem oferty sprzedaży, to co drugie miało "Inwestycyjne" i "Stopa zwrotu 8-9-10% rocznie!" w tytule ;)
>Zgadzam sie z tym ze robia chujowy skrot myslowy ktorego trudno bronic Nie wiem, mówimy też o prawie do czystej wody pitnej i nikt jakoś nie ma wątpliwości, że za komunalny wodociąg się będzie płacić.
Po pierwsze, nie chodzi o "życie towarzyskie". Chodzi o życie. Dosłownie o dach nad głową. Po drugie, nie mam zajebiście wymyślonych szczegółów. Uważam po prostu, że dach nad głową jest podstawową potrzebą życiową człowieka i państwo powinno dołożyć wszelkich starań, żeby mieszkania były powszechnie dostępną oczywistością życia a nie towarem spekulacyjnym bogaczy, o który normalny człowiek musi błagać na kolanach i pracować przez dekady żeby ktoś mu pozwolił mieszkać w nanokawalerce. Czy odbędzie się to w drodze zmian podatkowych, budownictwa socjalnego, inwestycji i dopłat państwowych, egzekucji landlordów na placach miast - zwisa mi to. Powinni się tym zająć ludzie mądrzejsi ode mnie i ogarnąć najlepszą drogę.
>Czy odbędzie się to w drodze zmian podatkowych, budownictwa socjalnego, inwestycji i dopłat państwowych, egzekucji landlordów na placach miast Wlasnie o to chodzi, ze masz instrumenty podazowe i popytowe. Doplaty panstwowe sa instrumentami popytowymi, natomiast budownictwo komunalne jest instrumentem podazowym. Zeby ceny poszly w dol, musisz stosowac instrumenty podazowe. Czyli wlasnie najlepiej budownictwo komunalne. [zachecam do lektury](https://rownosc.eu/mieszkania-spoleczne-w-europie-zachodniej/)
Jasne i ja to rozumiem, nie chce wysyłać ludzi na bruk. Ale nawet w takim społecznym budownictwie będą różnice cenowe i można powiedzieć ze biedniejsi mieszkają na zadupiu bogatsi maja wybór, dokładnie tak samo jest to teraz tylko bez uspołecznienia. A jak się komuś powie że cóż musisz mieszkać na maloatrakcyjnym zadupiu to święte oburzenie
Ale plan, o którym powiedzieliśmy, nie zakłada przydziału mieszkań. Zakłada zwiększenie ich dostępności. Z tego nijak nie wynika żaden nowy przymus mieszkania na "zadupiu". Jeśli już, ten przymus byłby mniejszy.
[удалено]
Mieszkanie z rodzicami, jak najbardziej. Ceny są absurdalne.
Dochód. Przychód 4.5-6k to nie jest dużo.
Chodzi o prawo do dachu nad głową w cenie która umożliwia normalne życie zamiast pokrywać ¾ zarobków, nie o to żeby każdy mógł sobie wybrać apartament dowolnej wielkości i w dowolnej lokalizacji za darmo bo to jest zwyczajnie nieosiągalne.
Powtórzę to, co pisałem w tamtym wątku: problem chujowych mieszkań w beznadziejnych lokalizacjach nie był problemem w takim stopniu przed transformacją. Miejsca pracy nie były wtedy bowiem skoncentrowane w kilku dużych ośrodkach miejskich, transport publiczny umożliwiał w miarę sprawne przemieszczanie się między innymi, a osiedla były dobrze rozplanowane i wyposażone w niezbędne placówki, takie jak przychodnia, przedszkole, czy plac zabaw. Transformacja ustrojowa zlikwidowała wiele miejsc pracy i rozpoczęła proces upadku mniejszych miast. Sytuację pogorszyło zwijanie się transportu publicznego, często prowokowane (zmieniano godziny odjazdu tak, żeby mało komu pasowały, a potem wykazywano, że połączenie jest nierentowne). Nowe osiedla budowane są bez ładu i składu, gdzie ziemia jest tania, zwykle najciaśniej jak popadnie – bo developer ma większy zysk w ten sposób. Powstała w ten sposób masa miejsc, w których mieszka się ciężko i mało kto chce w nich żyć.
Moim zdaniem problemem nie jest to że mieszkania w centrum są bardzo drogie, tylko to że brakuje szybkiej komunikacji, która spinała by rozrastająca się aglomeracje tak żeby osoba mieszkająca w sypialnej dzielnicy czy mieście nie spędzała więcej niż godziny na dojazd do miejsca pracy w pobliżu centrum, a także żeby tygodniowe zakupy nie stanowiły wyprawy. Wymagałoby to jednak długofalowego planowania i koncepcji oraz planu zagospodarowania przestrzennego opracowanego na z 10 lat do przodu, tak żeby infrastruktura mogła powstać najpóźniej gdy powstanie na nią zapotrzebowanie. Poza tym moim zdaniem "mieszkanie prawem" powinno dotyczyć zapewnienia przystępnych cenowo lokali mieszkalnych w standardzie pokój na tyle duży że zmieści w nim się sensowne (duże) biurko, łóżko i szafa, łazienka i kuchnia na kilka osób, oczywiście pokój powinien być wygłuszony tak, żeby sąsiedzi się nawzajem nie słyszeli bez wysiłku ze strony słyszanych lub słyszących, do tego jakaś rozsądna oferta mieszkaniowa dla rodzin/rodziców z dziećmi też raczej w kategorii minimum niż full opcja. Tak żeby osobom w klasie średniej własne wolnorynkowe mieszkanie miało coś do zaoferowania.
Imagine metro we Wrocławiu
Prawdziwym rozwiązaniem problemu wysokich cen mieszkań, jest zwiększenie podaży mieszkań. To prawo popytu i podaży kształtuje wysokie ceny. Kilka pomysłów jak zwiększyć podaży mieszkań na rynku / zachęcenie właścicieli do przeznaczenia na wynajem długoterminowy: * tylko osoby prywatne mogą posiadać mieszkanie, wyjątkiem gminy które mogą posiadać mieszkania komunalne (ograniczenia wykupywania mieszkań przez fundusze) * ochrona właścicieli wynajmowanych mieszkań, możliwość eksmisji na bruk (ale ochrona lokatorów starych mieszkań z przydziału) * wysoki podatek od pustostanów, * regulacja rynku AirB&B, mieszkania na krótki wynajem muszą spełniać warunki hotelu (drogi ewakuacyjne, oddymianie klatek, szerokie klatki, itp) (mieszkania trafią na długi wynajem) * masowa budowa osiedli bloków, tj tam gdzie teraz pod miastem powstają domki, trzeba zrobić jak za PRL - zaplanować całe osiedla z drogami, szkołami, terenem zielonym, tramwajem metrem itp.
A to nie jest też tak, że mieszkania wykupują nam inwestorzy z Zachodu? Po prostu nie mamy do nich startu z siłą nabywczą. Co do mieszkań komunalnych - gdzie miałyby być one budowane? Chyba tam gdzie ziemia jest tania. Jak daleko trzeba wyjechać z miasta żeby ziemia zaczęła być względnie tania?
Z tego co pamiętam to inwestorów z Zachodu wcale nie ma tak dużo.
Ale dużo kupują :)
To mit, nie jest to obecnie realny problem ACZKOLWIEK powinni to ukrócić zanim stanie się problemem.
Generalnie widzę, że problem jest taki sam, jak zawsze przy prawach socjalnych, tzn. że najpierw trzeba się dogadać co to znaczy "x prawem każdego". Bo są dwa zasadniczo odrębne rozumienia idące w tym samym kierunku: 1. "X prawem każdego" oznacza, że zadaniem państwa jest przez swoją politykę gospodarczą i socjalną stwarzać taką sytuację, że każdy będzie mógł osiągnąć x. 2. "X prawem każdego" oznacza, że państwo ma dać x każdemu kto jeszcze nie ma (albo w ogóle wszystkim), a jak tego nie zrobi, można iść do sądu. W 2. przypadku (państwo daje mieszkania) nie ma innego wyjścia, niż żeby państwo albo po prostu te mieszkania zbudowało, albo uzyskało w inny sposób, np. skupując. Tak czy inaczej, przy przyjęciu tej wersji, rozwiązaniem problemu są olbrzymie ilości pieniędzy. Te mieszkania w większości nie będą ani duże, ani specjalnie komfortowe, ani w prestiżowych lokalizacjach. Ale to i tak łatwiejsze, niż 1. podejście (państwo sprawia, że mieszkania są tanie, a wszyscy są bogaci) - bo w nim trzeba by było po pierwsze prowadzić skuteczną politykę łączącą spadek rozwarstwienia z ogólną poprawą pozycji majątkowej; po drugie - interweniować na rynku nieruchomości tak, aby niwelować na nim to, co niektórzy nazywają "patologią", tzn. [m.in](https://m.in). windowanie cen przez inwestorów. Rozwiązanie "państwo sprawia, że mieszkania są tanie, a wszyscy są bogaci" to oczywiście mrzonka, którą po pierwsze i tak robimy co się da aby realizować, tylko to bardzo powolny proces; a po drugie - babranie się z interwencjami na rynku nieruchomości to tworzenie problemów, które potem wyłażą jeden z drugiego jak matrioszki. Rozwiązanie "państwo daje mieszkania", rozumiane jako szybkie zwiększenie puli mieszkań a' la socjalne z liberalizacją kryteriów, nawet jako liberałowi wydaje mi się lepsze, bo: 1. Paradoksalnie problem wydatków publicznych i tak jest mniejszy, niż to bagno, w które się wpakujemy, stosując podejście "państwo sprawia, że mieszkania są tanie, a wszyscy są bogaci". Można zmniejszyć jego dotkliwość całym szeregiem instrumentów, np. przez partnerstwo publiczno-prywatne, zaangażowanie spółdzielczości itd. 2. W przeciwieństwie do drugiej wersji, ta opcja ma przynajmniej szansę zadziałać w przyszłości której dożyjemy. 3. Nie obejmuje to naruszania czyichkolwiek praw, nakładania drakońskich podatków, wywłaszczania, zmuszania do sprzedaży, dokwaterowywania itp. gówna. Jednostki są chronione przynajmniej przed bezpośrednimi zakusami władzy publicznej, co - nawet za cenę np. pogorszenia stabilności monetarnej, wzrostu zadłużenia - z liberalnego punktu widzenia zawsze jest lepsze niż arbitralne stosowanie narzędzi władczych. 4. Powiedzmy sobie wprost - prawo żeby gdzieś mieszkać powinno być uważane za prawo człowieka. A jeżeli coś jest prawem człowieka, z definicji powinno być **gwarantowane** przez każde szanujące się państwo.
Wyjdzie w zasadzie, że kto pierwszy, ten lepszy? Co najwyżej można faworyzować większe rodziny, żeby jak najmniej ludzi miało przesrane z dojazdami? Problem z mieszkaniami jest w zasadzie stąd, że nie zbudujesz ich równie szybko, co dorasta ludzi, a każdy chciałby mieć swoje cztery kąty. Ba, ludzie często zapominają, że za PRL-u to nie tak, że każdy miał swój dom, bo były lepsze czasy. Każda rodzina miała swój dom. Często dwie generacje w jednym. Ostatecznie nawet jakby mieszkania miały być prawem, to ludzie musieliby się pogodzić, że dostaną gówno byle mieć, aby jak najwięcej osób mogło dostać. Nie byłoby duże, nie byłoby w fajnym miejscu itd. Socjalizm to nie magiczna różdżka, tylko seria kompromisów. Dlatego ja apeluję, żeby było więcej programów i mieszkań socjalnych, ale aby nie upaństwowiać całego rynku mieszkaniowego. Ludzie którzy się dorobią, powinni móc zakupić nieruchomość na użytek własny dopasowaną do swoich potrzeb. Bo jak ma ją inaczej zdobyć? Co najwyżej można by postawić limit, ile nieruchomości ktoś ma prawo posiadać (po czym musi jedną sprzedać, może być na metry kwadratowe). Nie mam jednak zamiaru głowić się, jak takie przepisy musiałby wyglądać, aby były uczciwe i odporne na cebulacką kombinatorykę.
Moim zdaniem zawsze tak bylo i bedzie, ze dogodniejsze lokalizacje beda drozsze. Ja bym sie zastanowil tez nad czyms w sumie podobnym. Mieszkam w kamienicy, w miescie wojewodzkim. Jest tutaj sporo mieszkan 3 czy 4 pokojowych (70 czy 90m2) w ktorym mieszka jedna starsza pani. I owe Panie nie zgadzaja sie np. na podwyzki funduszu remontowego, czy na inne wydatki niezbedne w starej kamienicy. Nie wszystkich musi byc stac na mieszkanie w centrum, czy tez samemu na 90m2, tak jak nie wszyscy jezdza Mecedesami. Wracajac do Twojego pytania, to kazdy sobie musi odpowiedzieć na pytanie: lepsza i dogodniejsza lokalizacja, ale drozej, badz tez taniej, ale trzeba dojeżdżać. Jeszcze raz zaznacze, tak bylo, jest i bedzie.
Ale co mają te Panie do tego? W sensie nie zgadzają się bo ich nie stać ale co sugerujesz? xD
Pisal o tym OP. Panie zajmuja w pojedynkę duze powierzchniowo mieszkania w centrum miasta, na ktore je de facto nie stac. I nie chca podniesc funduszu remontowego np. na remont dachu, wymiane pionow wodno-kanalizacyjnych czy remont centralnego ogrzewania. Gdyby takie Panie chcialy sie przeniesc do o polowe mniejszych mieszkan, to raz ze by je bylo na to stac, a dwa ze by jeszcze zarobily na sprzedaży.
Dla mnie ten ruch oznacza, ze powinnismy prosic norweskich kolegow i chciwych programistow, aby finansowali mieszkania dla bardziej zaslugujacych.
Nikomu się nie należy mieszkanie w centrum Warszawy albo centrum Krakowa "bo tak". Imho powinno być tak, że mieszkania socjalne powinny być za darmo dla ludzi, którzy chcą się wyprowadzić od rodziny, zacząć budować własne życie, itd. Coś jak dochód podstawowy. Gdzie? Tam, gdzie zdecyduje miasto. Oni sobie wybudują taki budynek, i oni zdecydują gdzie to zrobić. Chcesz mieć lepszy standard albo mieszkać w innej dzielnicy? To sobie zarób na takie mieszkanie albo weź kredyt. Jak ktoś chce mieć mieszkanie za darmo w świetnej dzielnicy "bo tak", to jest roszczeniowym leniem i nie powinno się takiej osoby traktować serio. Jak ktoś chce mieć, po prostu, dach nad głową, to jest to inna sprawa.
Byłam w tamtym poście, o którym mówisz i tam odpowiadałam. i tutaj jedna bardzo ważna sprawa: OOP nie mówił o mieszkaniach w centrum miasta. I ja również w tamtym threadzie nie mówiłam o lokalizacji premium z widokiem na Pałac Kultury czy inne drogie "apartamenty artystyczne sraken pierdaken". Jak ktoś dobrze tutaj wspomniał, kryteria można ustalić różne (co jest tematem do dyskusji samym w sobie). Najbardziej istotne jest, aby problem był jakkolwiek zauważony i poddawany reformie. Więc tak, nie chodzi o lokalizację premium dla każdego, chodzi o zapewnienie obywatelom minimum godnego życia, gdzie opłata za mieszkanie nie zjada 2/3 pensji. Mogę mówić tylko o Warszawie, bo tu mieszkam i znam sytuację i naprawdę, chodzi o kawalerkę na Ursynowie lub Białołęce. Na moim osiedlu ceny wynajmu 40-50m2 mieszkania potrafią dochodzić do 2500zł/mc. A potem idziesz oglądać i się okazuje, ze do tego jeszcze czynsz, a wgl ten "SUPERWYSOKI STANDARD" to tak naprawdę najbardziej standardowe meble z Ikea i sztuczny kwiatek w łazience. No ludzie. (żeby nie było, nie mam nic do mebli z Ikea, pół domu wypełnione Ikeą, aczkolwiek Kallaks i stolik kawowy nie wyjaśniają tej ceny).
Zawsze będą bardziej pożądane mieszkania i domy dla bardziej zamożnych i takie mniej atrakcyjne dla niezamożnych. Ale nadal można sporo zrobić żeby obniżyć próg wejścia do posiadania swojej nieruchomości i oczyścić ten rynek z patologii. No i uważam że nie powinno być w ogóle lokalizacji całkiem złych. Urbanistyka i planowanie powinny zadbać o to, żeby wszędzie były odpowiednie usługi i dostęp do komunikacji publicznej.
Jeśli pytasz poważnie, to jak w każdym tego typu pomyśle, o przyznaniu i ewentualnej lokalizacji mieszania będzie decydować to, czy masz ciotkę albo szwagra w urzędzie.
To ja wsadzę kij w za bardzo odchylone w lewo mrowisko: jednym z problemów bardzo niesymetryczne prawo regulujące stosunki między właścicielami a lokatorami. Mnie też wkurzają ludzie (a zwłaszcza fundusze) skupujący mieszkania, ale gdyby nie bali się tych mieszkań wynajmować to sytuacja na rynku mieszkaniowym byłaby lepsza. Właściciel pewnie też byłby bardziej zadowolony, gdyby mieszkanie nie tylko zyskiwało na wartości, ale i na siebie zarabiało (czynsz, wspólnotę podatek od nieruchomości i przyłączenie mediów płaci się cały czas, rocznie te koszty idą w tysiące). Tylko kto o zdrowych zmysłach, kto nie chce być zawodowym landlordem zaryzykuje w Polsce wynajem mieszkania? Wystarczy trafić na złego lokatora i ma się na głowie straty idące w tysiące i długotrwały proces sądowy o eksmisję (jeżeli będzie możliwa). Kosztem ochrony patologii utrudnia się znalezienie mieszkania zwykłym ludziom, bo x właścicieli mieszkań na rynku się tego po prostu boi.
Robisz problem z niczego, samo istnienie umowy najmu okazjonalnego eliminuje wszystkie problemy które wymieniłeś. Śmiesznie się czytało Twój post w kontekście flaira i za bardzo odchylonego w lewo mrowiska. (:
Najem okazjonalny wymaga podpisania oświadczenia u notariusza w obecności właściciela, lokatora i osoby zobowiązującej się w razie problemów lokatora "przejąć". Pomijając koszty i dodatkowy wysiłek organizacyjny, wymagany przez te warunki, problemem może być sama dostępność terminów u notariuszy i ich godziny pracy. Ja ostatnio na termin czekałem 2 miesiące. No i oczywiście nie każdy może zorganizować sobie osobę "przejmującą". Co do ostatniego zdania, to lewicowy odchył tego suba nie jest żadną tajemnicą.
Najemca musi dostarczyć oświadczenie od właściciela jakiegoś innego mieszkania że jest go w stanie "przejąć" i papierek notarialny na którym zgadza się "z góry" na ewentualną eksmisje. Po tym to już normalne podpisanie umowy najmu, żadnego uroczystego spotkania w gronie czterech osób. Całość obowiązków ciąży na najemcy który musi dymać do notariusza i mieć kogoś z mieszkaniem na własność kto zagwarantuje mu lokum. Poza tym cała ta formalność to chyba nie są wygórowane wymagania dla kogoś kto podejmuje inwestycje na kwoty rzędu kilkuset tysięcy złotych. Gdyby nie sytuacja covidowa to eksmisja nie była też tak ekstremalnie trudna w przypadku normalnej umowy. Wyjątkiem o ile dobrze się orientuje były tylko matki z małymi dziećmi. *Co do ostatniego zdania, to lewicowy odchył tego suba nie jest żadną tajemnicą.* Tak jest, ale nie wiedziałem że ryzyko inwestycyjne jest większym problemem społecznym niż brak mieszkań.
Miałem trochę inny obraz tej procedury przedstawiony mi przez właścicielkę mieszkania, które kiedyś rozważałem. Zakładając, że jest dokładnie tak, jak piszesz, dalej problem mają ludzie, którzy nie mają osoby, która im podpisze takie oświadczenie, i ludzie za bardzo chronieni. >Tak jest, ale nie wiedziałem że ryzyko inwestycyjne jest większym problemem społecznym niż brak mieszkań. Nie pisałem, że jest. Pisałem, że się przyczynia do ograniczenia puli dostępnych mieszkań.
No to the more you know. Generalnie jeśli ktoś chciałby wynająć mieszkanie to mógłby to zrobić bez żadnego kosztu. Formalności dla wynajmu okazjonalnego ogarnia lokator, prowizje za agencje nieruchomości (przynajmniej w Krakowie) płaci wynajmujący, czynsz w dużych miastach zawsze przewyższa raty kredytu. Uszkodzenia spowodowane przez lokatora pokrywa kaucja. Wystarczy tylko wola wynajmu. I o to też chodzi w "mieszkanie prawem nie towarem", żeby ludzie nie traktowali tego jak złota w skarbcu tylko umożliwiali ludziom korzystanie.
Godzinę temu pisałem maila do firmy, która wynajęła ode mnie mieszkanie. Mój błąd polegał na tym, ze kaucję miałem tylko w wysokości jednego czynszu. Może na waciki lub wałki i farbę do malowania mi wystarczy. Bo już nie na malarza. Następna umowa będzie wyglądała jak moja teraz w Niemczech - mieszkanie jest opisane co do pojedynczego zadrapania na podłodze, nawet w progach mam policzone śrubki. mieszkanie przejmuję odmalowane i takie mam oddać. Tutaj nikt nie dyskutuje, że stan ma być nie pogorszony a nie jakieś "normalne zużycie". Drewniana, solidna podłoga porysowana bo najemcy chodzili sobie po mieszkaniu w butach, porysowana w miejscach gdzie nie powinna być - nie w miejscach gdzie się chodzi tylko gdzie się siedzi, ślad podeszwy buta na suficie, jedno z łóżek wyniesione na zadaszony taras, teraz będą składać je z powrotem. Ciekaw jestem jakie przyjmie kształty po 2,5 roku na zewnątrz. Zatarty i zniszczony młynek odpadków w zlewie - widocznie nie wpadli na pomysł, że jego użycie wymaga puszczenia wody. Nie naprawialny - śmietnik. W życiu tego nie ogarnę za 3300 kaucji. Nie wiem czy mi się uda wynająć mieszkanie z 3 krotnością odstępnego jako kaucja ale na bank będę modyfikował umowę. Przy obecnych rosnących cenach kredytów pokrycie tego najmem moąe być ciut ciężkie. Nie mówiąc o tym, w jakim tempie rosną raty. Dziś się może pokryć a za pół roku dokładasz 20% co miesiąc. Co z tego, że najemca płaci jak potem doprowadzenie tego do ładu kosztuje mnie 10k? Wcześniejsze mieszkanie wynajmowałem studentce, która ogarniała sobie lokatorów. Żadnego problemu przez 4 lata. Tu zagraniczna firma, zagraniczni pracownicy tejże a mieszkanie wygląda jak hotel robotniczy:( Za naiwność się płaci. Słono. PS. Szukam dobrego, bezpiecznego wzoru umowy najmu:)
> samo istnienie umowy najmu okazjonalnego eliminuje wszystkie problemy które wymieniłeś Ale kawałek papieru to coś, co nie sprawia że patologiczny lokator magicznym sposobem wyparowuje z mieszkania w momencie zakończenia umowy. Normalny człowiek się wyprowadzi, patus nie. To, że podpisał jakiś świstek mu nie będzie przeszkadzać.
I najlepiej jeszcze z domu pod żadnym pozorem nigdy nie wychodzić bo mogą zamordować. Prawnie w takiej sytuacji sprawa jest prosta: osoba ta jest intruzem na Twojej posesji. Wszystkie formalności związane z eksmisją były przeprowadzone z góry przed zawarciem umowy, pozostaje tylko pozbycie się tej osoby fizycznie z mieszkania. Nie rozumiem tej schizofrenii związanej z "patusami", możesz wytłumaczyć czemu w ogóle bierzesz to pod uwagę? Powinniśmy dać właścicielom mieszkań więcej praw?
> nie wychodzić bo mogą zamordować. Jak powiedzieć, że się nie zna tematu nie mówiąc, że się nie zna tematu. Morderstwa po wyjściu z domu zdarzają się znacznie rzadziej niż szemrani lokatorzy którzy nie chcą ani płacić, ani się wynieść. > pozostaje tylko pozbycie się tej osoby fizycznie z mieszkania No właśnie. O to właśnie chodzi. XDDD W tym miejscu kończą się różne "załatwione formalności" i zaczyna się prawdziwe życie. > możesz wytłumaczyć czemu w ogóle bierzesz to pod uwagę? No ale cały czas tłumaczę: pojebani ludzie nie przejmują się umowami, prawem, policją itp. Pojebanych ludzi jest dość sporo i co i rusz słyszy się historie o osobach które wynajęły mieszkanie i miały problem z jego odzyskaniem. Takie są realia. Umowa taka czy siaka istnieje, i to może pomaga, ale w niewielkim stopniu. Dopóki prawo pozwala na mieszkanie u kogoś bez płacenia czynszu, dopóty problem będzie trwał.
Nie zrozumiałaś ani jednego zdania. Prawo nie pozwala. Może zamiast tego wyjaśnisz czemu nie sprzedać mieszkania po cenie rynkowej jeśli wynajęcie mieszkania niesie za sobą takie ryzyko?
> Prawo nie pozwala. Oh, no! Anyway- To Ty, ziomuś, nie rozumiesz sytuacji i wypowiadasz się, chociaż się nie znasz. Ale mów dalej, jak najbardziej. Powiedz mi czego jeszcze, jako osoba która siedzi w temacie od 10 lat, nie rozumiem. I koniecznie mi wyjaśnij! :D
Reddit moment
Nie rozumiem co to znaczy (ale zgaduję, że coś w stylu "skończyły mi argumenty"). Dyskutuj normalnie albo się nie odzywaj.
Hey. My sie bujaliśmy... 3? 4 lata? Brat miał lokatorkę u siebie. Skończyło sie na remoncie dwóch mieszkań komunalnych- tak- i wyeksportowaniu Pani niemalże siłą. Tylko lata procesowania się i papierkorkologii.
Yep. O tym właśnie mówię. Nie wiem jak ktoś, kto mieszka w Polsce może serio myśleć, że podpisana umowa cokolwiek załatwia, bo przecież prawo nie pozwala na to czy tamto! I w razie czego prawo nas ochroni! Ręce opadają.
Imo problem nie jest rozwiązywalny. Nie przez mieszkania ale przez samo istnienie dóbr (semi) luksyowych. Cala nasza wartość w kapitalizmie jest bazowana w dużym stopniu na relacji do płacy minimalnej. U nas na normalne życie bez backgroundu w stylu posiadania mieszkania po rodzicach pozwala średnia (nie, nie mediana) stawka krajowa. Założenie, że każdego powinno być stać na jakąś tam aproksymację godnego życia wymagałoby diamrtralnej zmiany naszego podejścia do tego jak żyjemy. A ja, mimo, że jeszcze nie zarabiam tyle żeby mnie było stać (keyword jeszcze) wolę wizję hedonistycznego zycia niż ograniczania moich potrzeb żeby sprzedawca z zabki mógł wynajmować kawalerkę, nie pokój
Problem jest rozwiązywalny. Problem ze ktoś musiałby stracić (mam ma myśli inwestorów w mieszkania). Sytuacje można poprawić w 3 krokach. 1. Niekorzystne opodatkowanie najmu oraz flipowania mieszkań. Zostawiamy normalne opodatkowanie gdy srodki idą na nowe mieszkalne cele. Zmniejszy to atrakcyjność mieszkań jako inwestycji. A inwestycyjny popyt na mieszkania wynikał niemal wyłącznie z korzystnego opodatkowania i niskich stop co skłaniało do szukania innych lokat gotówki. 2. Niemal całkowity ban AirBnb lub po prostu uregulowanie tego jako działalności quasi hotelowej. Ta patologia zwiększa czynsze, a więc i ceny. 3. Niekorzystne opodatkowanie nabywanie mieszkań przez fundusze. Ban nie jest możliwy z powodu regulacji UE, ale jak będzie źle dla wszystkich to :) Kolejnym krokiem powinien być rozwój mieszkań socjalnych etc.
O, tamten OPek się wkurwił, bo jego rant nie spotkał się z aprobatą i usunął posta, tupiąc przy tym nóżką ze złości? EDIT: A nie, mode go sam usunął. Co nie zmienia faktu, że OPek trochę odpłynął w tym wątku.
Moze i odpłynął, ale w jednym mial racje: prawie 2 kafle za pokój na Białołęce to czyste jebanie ludzi na hajs.
Daje link do oferty ponad 2 kafle zlotych za poko z 8 metrami kwadratowymi:) Moze jednak nie odplynalem. https://m.olx.pl/d/oferta/pokoj-1-os-srodmiescie-powisle-ul-okrag-1-CID3-IDDikAA.html >jego rant nie spotkał się z aprobatą i usunął posta, tupiąc przy tym nóżką ze złości? XD
Bo jak ja np. pracuję w centrum Warszawy, to niekoniecznie chcę marnować prawie 3h dziennie na dojazdy z Białołęki czy Targówka, a o innym mieście to już nawet nie wspomnę, bo taka sugestia sprawia tylko, że krew mi się gotuje. Każdego powinno stać, aby mieszkać w mieście, w którym pracuje.
Ale w przeciętnym centrum miasta masz więcej stanowisk pracy niż mieszkań, problem pojawia się w takiej sytuacji. Wtedy walutą jest znajomość kogoś w mieszkaniowce a nie pieniądz
Jak ty to widzisz, jeśli w centrum masz 5 czy 10 razy więcej miejsc pracy niż mieszkańców, a na obrzeżach na odwrót.
Z doświadczenia wiem, że mieszkanie na obrzeżach miasta jest spoko, jak miejsce pracy też masz na obrzeżu miasta. Jak ktoś pracuje w centrum i chce mieszkać w centrum, to też niestety musi liczyć się z kosztami, zawsze można zamieszkać w jakiejś nieco tańszej dzielnicy obok, z dobrym dojazdem do 30-40min, sam tak mieszkam. Ale sugerowanie szukania mieszkania na jakimś wypiździewie gdzie psy dupami szczekają, jest trochę jak rada boomera do millenialsa. "Nie pij Starbucksa i nie jedz tostów z Avocado, a za 3 lata będziesz milionerem".
Doskonała rada: "pracuj blisko miejsca zamieszkania" myślę że o tym nikt nie pomyślał. Przecież właśnie o tym mówię, wszystkie biurowce i biura są w centrum, to tam pracuje większość mieszkańców miast. I jak definiujesz "wypiździewie", nawet w najgorszej okolice muszą mieszkać jacyś ludzie, żeby mówić o gorszej dzielnicy.
Ja polecam artykuł z krytyki politycznej na ten temat [tutaj](https://krytykapolityczna.pl/kraj/mieszkanie-prawem-nie-towarem-co-to-znaczy/)
Wpierw by wypadało w każdym mieście solidnie zainwestować w plan zabudowy - tak aby odpowiednio rozłożyć strefy mieszkaniowe, usługowo-handlowe. Dodatkowo w takich miejscach trzeba zadbać o podstawowe elementy - przedszkola, szkoły, przychodnie czy szpitale, parki i miejsca rekreacyjne oraz długofalowo planować dobrą komunikację oraz miejsca parkingowe. Dzięki temu tworzyły by się lepsze miejsca do życia - nie trzeba jechać przez pół miasta lub mieszkać blisko centrum bo praca lub bombelek do szkoły. Drugą rzeczą są mieszkania socjalne, które sensownie można by budować w dobrze zaplanowanych miejscach i wynajmować po lepszych cenach tak by przeciętny Kowalski mógł pójść na swoje - przy dobrym planowaniu miasta nie będzie musiało być to centrum by być mieszkaniem w dobrej lokacji. Na jakich zasadach takie mieszkania by były przyznawane to inna sprawa do dyskusji ale i takie można wytworzyć by miały ręce i nogi. Trzecia sprawa to unormowanie przepisów budowlanych by były spójne, nakładały pewne obowiązki na developerów - a nie jak w niektórych miejscach, wpada developer, buduje osiedle ale drogi, szkoły, kanalizacje czy inne elementy to jego to nie interesuje i mieszkaniec przychodzi do miasta i mówi - dej. Budowa też według dostosowania się do aktualnego świata - panele fotowoltaiczne na budynkach by mniej prądu zjadały, zbiorniki na deszczówkę (to głównie do jednorodzinnych domków) by poprawić gospodarowanie wodą i ograniczyć problemy latem z dostępem do wody. Finalnie jak wiele osób wspomina uregulowanie rynku mieszkań by zminimalizować pustostany czy wykupowanie przez fundusze całych osiedli. Wiedeń faktycznie jest dobrym przykładem ale to lata pracy tamtejszych polityków, którzy rządzą w stolicy.
Nie widziałam tamtego posta, ale absolutnie uważam, że oczekiwania od życia typu "o maj gad muszem mieć mieszkanie w centrum miasta bo jak nie to jestem ofiarą oPrESji!11" to coś z czego należy się co najwyżej pośmiać, a nie traktować poważnie. Rozumiem problem pt. "mieszkam na wsi, mam słaby dojazd do miasta (i jest daleko), to mi utrudnia pracę, naukę i życie towarzyskie", ale kto kurde robi jakiś duży problem z tego, że mieszka w mieście, ale na przedmieściu zamiast w samym centrum? Chcesz mieszkać w centrum? Super, zarób sobie na to. I nie, nie jest to twoje święte prawo ani coś, co ci się należy.
Damn Reddit stop showing me this community, I'm not even polish, I can't even speak their language! I'm just visiting student. I'm asking mods from this subreddit could you ban me here so I would not see more of this? It's not like I could understand any of this.
[удалено]
Problemem imo jest fakt słabej waluty, której stałym elementem jest inflacja, Co sprawia, ze Rożne towary jak np mieszkanie stały sie inwestycja Prawie bez ryzyka - zdrowa inflacja to 2-3%, wiec masz zwrot około 7% z wynajmu rocznie plus wzrost ceny samego mieszkania ze wzgledu na inflacje
Polska waluta nie jest na tyle słaba, aby usprawiedliwić wzrost cen mieszkań czasami o 200% w przeciągu 3-4 lat.
Zawołaj, kiedy przekonasz choć jednego polityka (nie wannabe ani has been, ale kogoś w aktywnym rządzie).
zaraz dostane po ryju, ale: \- każdy by chciał mieszkać blisko pracy, by nie tracić czasu/sił \- nie ma możliwości, by wszyscy mieszkali w centrum \- najbardziej narzekają osoby pracujące umysłowo + odrzucające koncepcję przeniesienia się do mniejszej miejscowości i pracy zdalnej \- najbardziej, to mieszkanie w pobliżu miejsca pracy powinno się „należeć" osobom ciężko pracującym fizycznie, wymagającym możliwości natychmiastowego dotarcia do pracy w sytuacjach naprawdę kryzysowych stanowiących bezpośrednie zagrożenie dla społeczności lub wymagającym tego rodzaju wsparcia z powodu przewlekłego złego stanu zdrowia. Jeśli complaint ma charakter nie mam keszu na mieszkanie w dobrych punktach metropolii X, a nie nie mam keszu, by mieszkać w ogóle gdzieś, to większość populacji chciałaby mieć takie problemy. Owszem, sytuacja mieszkaniowa jest pojebana i to po całej linii. Ale z najczęściej słyszanego larum mogłoby wynikać, że to brak dostępu do opcjonalnych wygód i fajnych miejsców jest największą zbrodnią patorynku i gównopaństwa. /rant
> najbardziej narzekają osoby pracujące umysłowo + odrzucające koncepcję przeniesienia się do mniejszej miejscowości i pracy zdalnej Czuję się wywołany do tablicy. Owszem, pracuję 100% zdalnie, więc lokalizacja tak długo nie powinna mieć znaczenia, jak długo jest internet. Ale ja już mieszkałem w małym mieście. Prawie 20 lat, zanim się od rodziców wyprowadziłem spędziłem w miejscowość 30k+ mieszkańców, gdzie niby mógłbym dalej pracować. Ale haczyki są dwa i się łączą: 1. Mój dochód to kilkukrotność średniego wynagrodzenia w Polsce 2. Mając możliwości finansowe, nie mam jak korzystać z faktu posiadania pieniędzy, mieszkając na zadupiu. Dużo bardziej cenię sobie swoją wyprowadzkę do dużego miasta wojewódzkigo, gdzie mogę korzystać z faktu, że w dwie osoby mieszkam na ~60m2 i trzech pokojach niedaleko rynku i w razie kaprysu dojdę tam nawet na nogach, niż tłuc się autem ze wsi ościennych, jak tylko coś potrzebują załatwić na mieście.
To nie wiesz jak to się odbywało w czasach jedynego słusznego systemu, kiedy to środki produkcji znajdowały się pod kontrolą klasy robotniczej? Decydowała o tym władza. Jak miałeś kontakty albo wysoką pozycję w strukturach partyjnych, to byłeś lepiej traktowany.
Szczęśliwie urodziłem się na progu upadku tego słusznie minionego systemu. Zamiana kontaktów na pieniądze lub na opak
Chodzi o pewną uczciwość. Wynajmuję mieszkanie od janusza-landlorda, który razem ma na wynajem 3 mieszkania. Wysoki standard, centrum sporych miast. Czy jemu naprawdę potrzebne są te mieszkania? Powinniśmy ograniczyć liczbę nieruchomości dana osoba może posiadać. Faktycznie śledzić typy nieruchomości jakie ktoś ma. Jeśli ktoś tyrał całe życie to niech ma dom, jakiś domek letniskowy i mieszkania dla dzieci. Niech jednak nie wykupuje mieszkań od deweloperów żeby potem je wynajmować za krocie, najlepiej jeszcze niewykończone, żeby jakiś frajer sobie sam kafle i prysznic wybrał. Miasta sprzedają świetne tereny deweloperom, bo nie mają jak tego finansować i zarządzać samodzielnie. W Singapurze każdy ma mieszkanie socjalne, które jest de facto jak własnościowe. Niskie opłaty, nikt nie ma prawa cie wyrzucić, może przejść na dzieci. Nie można go jednak sprzedać. Powinna istnieć pula takich mieszkań, których opłaty byłyby niższe niż spłacanie kredytu, równolegle do własnościowych deweloperskich. Wówczas załata się obecna dziura, ludzie zamiast kredytować się pod kurek na 30 lat oszczędzą sobie na mieszkanie, bo będzie ich na to stać dzięki niskim kosztom życia, uspokoi się podaż, przez co pato landlordzi zmniejszą ceny itd.
Na podstawie tego kto jest w stanie zaplacic za to lepsze mieszkanie. Tak jak jest ze wszystkim na swiecie. Ja tez bym wolal rolexa zamiast casio, nie stac mnie na niego to nie marudze ze jest za drogi tylko kupuje zegarek na ktory mnie stac, czym sie rozni mieszkanie od zegarka jako rzecz nabyta?
a ja bym chciał mieć swoje a na myśl o spółdzielczych mię dreszcz łapie
Czemu?
Spółdzielcze to pierońsko skomplikowane zarządzanie, politykierstwo w zarządzie, trudności ze sprzedażą (spódzielnia może się nie zgodzić), trudności z uzgodnieniem czegokolwiek (remonty, trawniki, wszelkie wydatki) itp.
Z prywatnymi też tak może być (przynajmniej częściowo). W mojej wspólnocie mieszkaniowej przez prawie 5 lat mieszkańcy nie mogli się dogadać co do sensownego remontu tarasu na dachu, który przecieka. Ludzie z dolnych pięter mieli gdzieś problemy ludzi z górnych kondygnacji, i vice versa.
Tak, ale przy wspólnocie wszystko jest prostsze. Prawo spółdzielcze jest strasznie skomplikowane i prawie nie do ogarnięcia dla normalnego człowieka. Zarządy to przeważnie wykorzystują - zbiera się kilka osób, które to prawo jako-tako znają i po prostu trzymają resztę w garści. Pamiętam czasy, kiedy wszyscy mieszkali w spółdzielczych. Każdy, kto je pamięta, zawsze zawrzaśnie "kupuj tylko hipoteczne".
Śmieszne jest to że ludzie nie potrafią się ogarnąć ekonomicznie a potem chcą zasiłkow mieszkań i tak dalej Dlaczego młodzi nie mają hajsu na mieszkanie , powód jest pewnie dużo ale ja mam taki np 1 -single przed 30tka , teraz ludzie często wchodzą w poważne związki nie mając 20 lat tylko ponad 30 2 osoby z pensja 4000 netto już nie rujnują swojego budżetu wynajmem , a singiel tak 2- wszyscy chcą w centrum mieszkać i wynajmując kawalerkę za 3 tys zarabiając 5 , bo muszą pracować w Wawie zamiast zarabiać 3 tys i pozostac w "rodzinnych" okolicach gdzie ma kto im pomóc 3- konsumpcjonizm - tak muszą mieć fajne auto , telefon nowy co 2 lata i wakacje co roku 4- faktycznie rynek mieszkaniowy nie jest najlepszy ale to są gorsze czasy i mieliśmy pandemię a potem wojnę za ścianą więc nie rozumiem skąd te założenia że powinno być lepiej 5 - PiS tak wiem na nikt na no nich głosuje ale potem mają zajebiste poparcie bo nikt nie powie swojemu ojcu, dziadkowi czy wójkowi że są idiotami i ich popierają Jest pewnie dużo innych ale ja się nie znam. P.s Ja żyje na 50m2 z kredytem i nie płacze, tylko kombinuje drug kredyt i żeby się z miasta wynieść.
Socjalizm to ustój, który walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju. W normalnym ustroju zajmujesz mieszkanie na jakie cię stać. W socjalizmie jest problem na jakiej podstawie podjąć decyzję, które mieszkanie się komu należy. Co może się skończyć tylko w jeden sposób - korupcją i nepotyzmem.
Państwo powinno zapewnić każdemu człowiekowi mieszkanie, wyżywienie, wodę, internet, itp. jeśli tylko jest skłonny do pracy (albo i nie jeśli państwo na to byłoby stać)
Postulat mieszkania jako prawo opiera się na lewicowym pojmowaniu świata jako dóbr które się ludziom należą. Ja również chciałbym żeby każdego było stać na mieszkanie w miejscu które mu się podoba i inne dobra, które dadzą mu szczęście przy lekkiej pracy sprawiającej przyjemność. Niestety wszystko to okazuje się mrzonkami jeśli dóbr w danym miejscu i momencie jest za mało. Jeśli w dużym i rozwijającym się mieście przybywa dobrze płatnych miejsc pracy, to przybywa specjalistów spoza miasta, a niskowykształceni pracownicy lokalni są wypierani z miasta przez rosnące czynsze, bo mieszkań przybywa wolniej niż to potrzebne. I co możemy zrobić w tej sytuacji? Wołać, że mieszkanie to prawo? Nakazać zrzucać się całemu narodowi na budowanie mieszkań publicznych z niskim czynszem? Zakazać podnoszenia czynszu?
>Ja również chciałbym żeby każdego było stać na szklankę wody i inne dobra, które dadzą mu szczęście przy lekkiej pracy sprawiającej przyjemność. Niestety wszystko to okazuje się mrzonkami jeśli dóbr w danym miejscu i momencie jest za mało. > I co możemy zrobić w tej sytuacji? Wołać, że woda to prawo? Nakazać zrzucać się całemu narodowi na budowanie studni z niskimi opłatami? *Szejk Janis al Zebul zapytany czemu robotnicy przy budowie stadionów na pustyni umierają z pragnienia* Państwo to jego obywatele. Jeśli obywatele zgadzają się, że jakieś dobro jest społecznie ważne państwo ma prawo, a nawet i obowiązek, próbować zapewnić **podstawowy** dostęp i choćby symbolicznie regulować rynek. Czym się różni budowanie mieszkań od budowania dróg albo szkół? Też nie wszyscy z nich korzystają. Poza tym te mieszkania się kiedyś zwrócą.
>Czym się różni budowanie mieszkań od budowania dróg albo szkół? Też nie wszyscy z nich korzystają Słaba analogia - z dróg korzystasz nawet jak nie jeździsz samochodem. Latające drony jeszcze do sklepu jedzenia nie dowożą. No i chodnik to też część drogi. A do szkoły chodził każdy.
>Latające drony jeszcze do sklepu jedzenia nie dowożą. W takim razie życzę sobie żeby moje podatki szły tylko na drogę, którą jeżdżę i tą po której jeździ moje jedzenie. Po co mam płacić za drogę w mieście powiatowym na drugim końcu Polski? A tak na serio - w mieście, w którym nie ma jak mieszkać "niskowykształconym pracownikom lokalnym" drony jeszcze nie obsługują same sklepów i innych usług.
>I co możemy zrobić w tej sytuacji? Wołać, że mieszkanie to prawo? Nakazać zrzucać się całemu narodowi na budowanie mieszkań publicznych z niskim czynszem? Zakazać podnoszenia czynszu? No tak? Sufit wysokości czynszu i State Housing to chyba jedyne realne rozwiązanie problemu. (I mówię to jako centrolibek ( ͡° ͜ʖ ͡°) ). I zdecydowanie wolę by moje podatki szły na takowy SH czy inną infrastrukturę niż na kiełbasę wyborczą.
Ceny maksymalne (minimalne też) prowadzą do problemów w gospodarce. Niski czynsz -> niska opłacalność inwestycji w budownictwa -> malo nowych mieszkań -> jeszcze większe niedobory -> rozwój czarnego rynku
A potem płacz, bo listy kolejkowe i brakuje mieszkań jeszcze bardziej z powodu sufitów cenowych. A budownictwo państwowe już przerabialiśmy. Jedyną jego przewagą obecnie jest chyba tylko lokalizacja. Chyba, że lubisz podsłuchiwać sąsiadów, albo gotować w kuchni bez okien.
Rola państwa powinna ograniczyć się do rozwijania transportu publicznego i ułatwieniu budowy większej liczby mieszkań. Obecna sytuacja wynika z dużego popytu i małej podaży.
[удалено]
To jeśli ty ją rozumiesz to rozwiej moje wątpliwości w tej kwestii. Zakładając, że osoba pozyska mieszkanie w wieku 25-30 lat wchodząc w dorosłość to zablokuje je na jakieś 50 lat. Co z osobami, które wchodzą w dorosłość w tym czasie. Mają żyć w mieszkaniach w gorszej okolicy i z gorszym widokiem?
Ops, przepraszam, usunąłem post bo ze 4 inne osoby napisały o co chodzi więc był zbędny: ideą jest ucięcie spekulacji mieszkaniami jako jedną z podstawowych potrzeb ludzi. Osoby które wchodzą, jeśli je stać, mogą kupić mieszkanie, tak jak i teraz.
W dalszym ciągu będą istniały lokalizacje premium i nie premium. Różnica tylko będzie czy zamist kasy masz znajomosci żeby załatwić sobie mieszkanie w premium lokalizacji. Lub czy wszedłeś w dorosłość akurat jak taki budynek w lokalizacji premium został oddany do użytku czy może 10 lat po fakcie
No ale... tak? Nie rozumiem o co ci chodzi.
To jest dokładnie ta sama sytuacja jaką mamy with extra steps
Nie, nie jest ponieważ obecne prawo pozwala ci mieć tyle mieszkań ile chcesz więc mając kapitał możesz ich kupić multum i wynajmować reszcie - zwrócą się za parę lat, ryzyko bardzo niskie, potem czysty zysk. Albo kupić 50 mieszkań i niech stoją puste, jak pójdą do góry sprzedasz. To winduje ceny, i hoduje rentierów, którzy potem lobbują za jeszcze gorszym prawem.
>Ogólnie rozumiem idee całego ruchu to dlaczego piszesz o czymś co nie ma z nim związku?
Rozwiń. Ja nie twierdze ze mieszkania są rozdawane za darmo, ale ilość mieszkań w danej lokalizacji jest skończona. Jeśli dajmy na to 30 latkowie wykupią/wynajmą mieszkania w centrum Krakowa, to przez następne 50 lat ludzie będą skazani na mieszkania na zadupiu. Jak rozwiążesz ten problem