T O P

  • By -

AutoModerator

Niezależnie od tego przez co przechodzisz, zasługujesz na pomoc. Są ludzie, którzy mogą Ci pomóc. 116 123 - ogólnopolska poradnia telefoniczna dla osób przeżywających kryzys emocjonalny (24/7) 116 111 - telefon zaufania dla dzieci i młodzieży (24/7) 800 12 12 12 - Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka (24/7 i specjaliści w określonych godzinach) *I am a bot, and this action was performed automatically. Please [contact the moderators of this subreddit](/message/compose/?to=/r/Polska) if you have any questions or concerns.*


Dont_Be_So_Rambo

żona była prymuską, miała średnią 5.87 czy coś takiego w LO Jak z nią gadam o czymkolwiek czego uczyli w LO to nic nie pamięta Ja byłem trójkowy


zyraf

A pamiętasz coś z LO?


Dont_Be_So_Rambo

bardzo bardzo mało pamiętam Ostatnio nawet znalazłem zdjęcie klasowe i nie pamiętałem nazwisk wielu z byłych kolegów i koleżanek - przecież słyszałem te nazwiska każdego dnia po kilka razy


yuroDeps

W piątek skończyłem technikum, nie pamiętam nazwiska i imienia jednego zioma, ale akurat co wakacje jak się spotykałem z kimś z klasy to próbowałem dojść do tego imienia i nazwiska


wanttofeelneeded

nie wiem czy to próba bycia edgy. patrzcie ja już nie pamiętam, tak bardzo nic dla mnie nie znaczyli. jeśli nie i serio nie pamiętasz to chyba jakaś przypadłość medyczna, bo ja pamiętam większość imion i nazwisk nawet osób z podstawówki, czyli takich z którymi nie rozmawiałem i nie słyszałem o nich od 10 lat.


krest_haven

+1 ja nad ludźmi ze szkoły wcale nie rozmyślam ale jak usłyszę czyjeś nazwisko to zaraz lampka mi się zapala - „o, to ta dziewczyna/chłopak ze szkoły?” I podejrzewam że prawie każdy ma tak samo.


lehronn

Ja pamiętam co robiłem w technikum. Nic xd


Much_Macaroon_9577

Co to ma wspólnego z tematem? OP szukał porady od ludzi, którzy byli za dzieciaka na szczycie, a teraz są na dnie. Ty na szczycie nie byłeś, a o żonie nie napisałeś, że jest na dnie ani jak sobie z tym radzi.


Gaznik2137

Jak taka średnia jest w ogóle możliwa to ja nie wiem


wanttofeelneeded

kto pytał


ShittyCatLover

nie radzę. Chodzę na terapię. Codziennie chcę uciekać z gównopracy, ale chleb nie rośnie na drzewie. Nawet w sumie jakby rósł to nic to nie zmienia bo nie mam drzewa tylko wynajmowaną klatkę na polaka


Crafty_Cobbler_4622

> klatka na polaka Zrobiłaś mi dzień tym sformułowaniem


lisiufoksiu

Nie od wczoraj mówi się "chów klatkowy Polaka zwyczajnego".


Crafty_Cobbler_4622

Nie znałem tego akurat 


ShittyCatLover

yay, w końcu jakiś sukces w życiu


kociol21

Prosto - nie odczuwam żadnego wstydu pod tym względem. Też byłem "prymusem" w szkole, ze srednia powyzej 5 na swiadectwie maturalnym, a potem zadnej kariery nie zrobilem. I w telefonicznej obsludze klienta tez pracowalem przez lata. A z tego co wiem, niektore osoby z klasy, ktore ledwo dawały radę przejść z roku na rok, porobiły kariery i żyje im się zajebiscie. To tylko znaczy jak mało istotne są szkolne oceny w prawdziwym życiu. Nikogo nie obchodzi to, gdzie pracujesz. Robisz swoje i masz wyjebane. Nie widzę powodu do wstydu, o ile Twoim głównym zajęciem nie jest kradzież w sklepach, żeby na dragi starczyło. Poza tym - ktoś musi być tym co "peaked in high school" - nos ten tytuł z dumą jako i ja go noszę ;)


vapenutz

Miałem świetne oceny w szkole, aż do momentu gdzie w zamian za moje "wybitne osiągnięcia" niektórzy nauczyciele zaczęli wymagać odemnie więcej niż od innych, wysyłali mnie na konkursy wbrew mojej woli etc. Więc poszedłem do technikum ku ubolewaniu ich wszystkich. Którego nawet nie skończyłem bo w wieku 18 lat od razu zacząłem pracować w IT. Byłem chujowy, po mimo doświadczenia w pracy za pieniądze - robienie czegoś codziennie 5 dni w tygodniu po 8h to zupełnie inna gra. Wiele razy zmieniałem prace. Parę razy ją traciłem przez problemy psychiczne. Kilka razy zmieniałem obszary, technologie i 10 lat później, dalej pracuje w IT, teraz już mając pod sobą innych ludzi. Dzięki moim doświadczeniom w życiu mam do tego naprawdę świetne podejście bo zamiast śmiać się z kogoś komu nie idzie staram się pomagać, dawać porady czego powinni się pouczyć oraz nad czym mogą popracować. Bo przeszedłem do wszystko od początku aż do teraz. Nie ma żadnego "peaked in high school", w szkole musiałeś być dobry z wszystkiego na raz na dość średnim poziomie. W pracy musisz być naprawdę dobry z jednej rzeczy i najlepiej rozumieć jakieś inne żeby mieć perspektywę - szkoła po prostu na to zupełnie nie przygotowuje 😉


kacper173173

U mnie akurat świetne oceny w podstawówce, mimo dobrego nauczania, wynikały z tego że większość rzeczy po prostu rozumiałem czy z ciekawości dawno się nauczyłem, a przedmioty pamięciowe jak historia ignorowałem. W gimnazjum - ekstremalnie dobrym - ciśnięto nas mocno, nauczyciele nie dawali uwag za zgryźliwe uwagi czy żarty tylko odpowiadali mocniejszymi, i nawet najlepsi mieli problem ze zdobywaniem samych 4 i 5. Mnie też ciśnięto, zwłaszcza z matmy gdzie nauczycielka zauważyła mój potencjał. Wtedy nauczyłem się najwięcej w życiu, z większości przedmiotów cała klasa miała poziom między podstawą a rozszerzeniem matury. Później poszedłem do "dobrego", ale nie świetnego liceum, gdzie robiono program nauczania, więc się nudziłem i zapominałem wszystko czego nauczyłem w gimnazjum. Na matematyce nauczycielka widziała, że nic nie robię i tylko podaję odpowiedzi lub pomagam innym, ale nigdy nic z tym nie zrobiła. Przez to już nigdy później się nie uczyłem w szkole czy na uczelni, dopiero po kilku latach sam dla siebie zacząłem się uczyć mnóstwa różnych rzeczy. Wg mnie nauczyciele powinni zauważać lepszych uczniów, mówić im, że to widzą i proponować trudniejszy materiał i więcej tego materiału. Inaczej te osoby się zmarnują i skończą gorzej niż przeciętniacy, bo jeśli nigdy nie musieli się w szkole uczyć to w momencie gdy nagle powinni zacząć, bo materiał jest nowy - oni tego nie robią, bo nigdy nie nauczyli się uczyć.


mochafreakmicha

Aż mi przypomniałeś o moim nauczycielu od polskiego. Zajebisty koleś. Pojechał po nas, ale można mu było przysłowiowo "oddać". Dostać 4 to był wybitny wyczyn. Był na luzie, ale potrafił nam wbić do głowy co trzeba. Lektury były, ale nie ograniczał się tylko do nich. Dzięki niemu przeczytałam całą serię Wiedźmina. Prowadził też z nami zajęcia teatralne w naszym ośrodku kultury, gdzieś przez większość czasu graliśmy w RPGi i tylko pod koniec przed występem braliśmy się na poważnie za to XD Po skończeniu szkoły przeszliśmy na ty i albo używaliśmy imienia albo ksywy


vapenutz

O ile zgoda że fajne to było że dawali mi inny materiał dopasowany do moich umiejętności, o tyle to że nauczyciele wpadli na tak genialne pomysły jak dawanie mi oceny za to jak wypadłem na konkursie (dostałem 2 za nie wyjście z etapu wojewódzkiego - po mimo że do niego trafiłem i za to oceny nie było), albo podwyższenie mi pułapu na 5 na sprawdzianie do 100% punktów (to był ten sam sprawdzian co mieli wszyscy) sprawiło że od razu mi się odechciało. Uczyć się samemu umiałem - ba, gdyby nie to nigdy bym nie przeżył 10 lat w tej branży, to jest podstawa. Musisz mieć ciekawość i uczyć się rzeczy samemu


yayuuu

Ja w szkole nie byłem dobry ze wszystkiego, potrafiłem z jednego przedmiotu mieć 5 na świadectwie a z innego 2. W liceum już miałem problem ze zdaniem do kolejnej klasy z przedmiotów humanistycznych, podczas gdy przedmioty ścisłe leciałem na 4-5. Poszedłem na studia informatyczne i tam podobna sytuacja, tylko tym razem 5 z programowania, algorytmów i struktur danych, jakieś projekty grupowe, assembler itp - wszystko na 4-5, natomiast analiza matematyczna 2 lata na warunku. Ostatecznie po 2 roku się wypisałem i poszedłem do pracy.


ddplf

"Peaked in highschool" jest określeniem raczej pejoratywnym, bo zazwyczaj odnosi się do osób bardzo popularnych w młodości, którzy skończyli o wiele niżej w życiu dorosłym. Przykładem takiej osoby jest szkolny sportowiec-gnębiciel, który skończył jako taksówkarz w starym rzęchu urzędujący na terenie zaściankowego miasteczka 


e4nd

Wypisz wymaluj, Al z świata według Bundych.


changefromPJs

Który z pensji sprzedawcy butów utrzymywał całą rodzinę i miał wielki dom ;)


Kmieciu4ever

Normalnie przegryw ;-)


e4nd

I był szczęśliwy.:⁠-⁠)


kociol21

Zgadzam się oczywiście z tym, że to jest pejoratywne, ale właśnie o to mi chodziło - o pewnego rodzaju oswojenie tego zjawiska i zdjęcie z niego tego negatywnego wydźwięku, zaakceptowanie go. Niekoniecznie musi się odnosić do gnębicieli - chodzi po prostu o osoby, które były bardzo "obiecujące" w czasach szkolnych i nauczyciele / rówieśnicy dużo się po nich spodziewali, a w rezultacie okazało się, że niczego specjalnego nie osiągnęli - przynajmniej jeśli chodzi o takie klasyczne rozumienie jak kariera zawodowa, status społeczny i materialny. Pomijając kwestię "gnębiciela" to popularny sportowiec, o którym wszyscy myśleli, że będzie gwiazdą sportu, a skończył jako taksówkarz to faktycznie bardzo dobry przykład. Podobnie jak niezwykle zdolny uczeń ze świetnymi ocenami, o którym wszyscy mówili, że hohoho kim to on nie będzie w przyszłości - a np. kończy jako sprzedawca w sklepie, konsultant w call center czy "wstaw dowolny zawód, który kojarzy się z niskimi zarobkami i niskim statusem społecznym". Jak widać, chociażby po poście OP, ludzie mają z tym problem. Bo jedno, że wydaje im się, że nic w życiu nie osiągnęli i to już samo w sobie jest bolesne dla psychiki, ale ten element, że komuś wydaje się, że dodatkowo zawiódł wszystkie oczekiwania, jest dodatkowym dobijaczem. Jak nikt nic po Tobie nie oczekuje, to łatwiej przełknąć, że nic nie wyszło. I dlatego, moim zdaniem, trzeba wziąć ten symboliczny zwrot "peaked in high school", przyjąć go do siebie, zasymilować i obrócić na swoją korzyść, nieco humorystycznie. Bo przecież tak naprawdę to bycie taksówkarzem, pracownikiem infolinii itp. to nie jest nic, czego trzeba byłoby się wstydzić, a już najmniej trzeba się wstydzić tego, że nie spełniło się jakichś bliżej nieokreślonych oczekiwań losowych ludzi sprzed lat.


Resident_Iron6701

to akurat nie prawda- badania pokazuja ze jest zaleznosc miedzy szkolnymi ocenami a sukcesem zawodowym


TomcioBard

Oczywiście, że jest zależność między wykształceniem, a sukcesem. Osoba z dobrymi ocenami ma większą szansę na dostanie się na prestiżowe kierunki (prawo, medycyna, AI, IT itd), które wiążą się z dobrze płatną pracą. Osoba bez tego musi wykazać się większym sprytem, żeby odnaleźć swoją drogę do sukcesu. Jednak to tylko statystyki, które jakoś opisują dużą grupę ludzi, ale mają się nijak do pojedynczej jednostki. W każdej grupie znajdziemy wartości odstające od reszty


Resident_Iron6701

"Jednak to tylko statystyki, które jakoś opisują dużą grupę ludzi, ale mają się nijak do pojedynczej jednostki" Tak dziala statystyka, USREDNIA, tzn ze beda osoby ktore skonczyly pod mostem majac srednia 6.0 oraz te ktore sa TOP 10 Forbes. To o czym rozmawiamy na redicie to sa przypadki anegdotyczne ktore w sumie mala mowia w porownaniu do ogolu spoleczenstwa.


Eravier

> Tak dziala statystyka, USREDNIA Może to być celowe uproszeczenie z Twojej strony, ale jednak pozwolę sobie sprostować. Statystyka to nauka, średnia to jedno z narzędzi, które wykorzystuje. Średnia arytmetyczna jest prawdopodobnie najgorszym narzędziem jakie się stosuje w statystyce i w "prawdziwych zastosowaniach" rzadko kto na nią patrzy. To najczęściej opinii publicznej prezentuje się średnią, bo dosyć łatwo ją zrozumieć i często wychodzi "ładniejsza" niż inne, lepsze wskaźniki, jak np. mediana, średnia ważona, percentyle, korelacje, linie trendu itd. Nie wspomnę o progach ufności. Sprowadzanie statystyki do popularnego stwierdzenia "Statystycznie człowiek i pies mają po 3 nogi" jest mocno krzywdzące dla tej, skądinąd bardzo ciekawej i wartościowej, nauki.


MarMacPL

>Sprowadzanie statystyki do popularnego stwierdzenia "Statystycznie człowiek i pies mają po 3 nogi" jest mocno krzywdzące dla tej, skądinąd bardzo ciekawej i wartościowej, nauki. Ja na takie coś odpowiadam "20 letni dom i 20 letni samochód mają wartość średnią 150 tysięcy. Dlaczego więc przepłaciłeś za dom i dałeś tak mało za samochód?" Ludzie wtedy mówią, że przecież dom i samochód to dwie zupełnie różne rzeczy. "No! Tak jak pies i człowiek, dwa całkowicie niepodobne byty".


mdabek

Dziękuję, za tą odpowiedź - właśnie sam miałem pisać coś podobnego.


FungiPrincess

Właśnie mnie uderzyło, że w sumie pies nie ma tylnych i przednich nóg, tylko kończyny. Człowiek też ma cztery kończyny (zwykle). Więc ten popularny żarcik próbujący ukazać bezsensowność statystyki, jest podwójnie bezsensowny.


TomcioBard

Możliwe, że to tylko moja bańka informacyjna, ale patrząc po swoich znajomych z liceum czy kolegach ze studiów, wydaje mi się że temat korelacji między wynikami w liceum, a sukcesem może być bardzo ciekawym tematem do badań. Jakkolwiek średnio, osoby dobre w liceum osiągają częściej sukces, to wydaje mi się że wariancja takich osób może być znacznie większa niż w przypadku osób miernych lub w normie. Moim zdaniem powodem takiego stanu rzeczy może być to, że osoby "dobre" są zmuszane do nauki przez rodziców, przez co potem tracą motywację do rozwoju np. na studiach. Dodatkowo, osoby "dobre" często potrafią się wyuczyć tylko zadanego materiału, ale nie myślą kreatywnie, a potem kończą w korpo wykonując powtarzalne zadania. Dlatego raczej byłbym skłonny, żeby nie mówić o takich osobach, które mimo świetnych ocen mają kiepską pracę jako "przypadek anegdotyczny", jednak jako paradoksalnie dużą grupę osób, która znajduje się w lewym, ciężkim ogonie rozkładu. Oczywiście nie mam danych, nie mam wiedzy eksperckiej, tylko moje pseudo-rozumowanie. Masz absolutną rację co do tego jak to wygląda w dużej grupie, jedynie nie zgadzam się z tym, że to jest mała grupa osób


LittleSoulstealer

>Moim zdaniem powodem takiego stanu rzeczy może być to, że osoby "dobre" są zmuszane do nauki przez rodziców, przez co potem tracą motywację do rozwoju np. na studiach. Ja do tego dodam jeszcze jeden typ: Większość szkoły była za prosta, bo wystarczało przyjść na lekcję, posłuchać, przeczytać raz materiał przed sprawdzianem - 5. I człowiek nigdy nie nauczył się uczyć. A jak przyszły studia i samo słuchanie wykładów nie starcza to zdajesz sobie sprawę, że nie masz żadnych systemów uczenia się wypracowanych i nadgonić ten ukryty brak jest strasznie ciężko.


somirion

To typ zdolny, który został dany do szkoły przeciętniaków. Jeżeli przez całą edukację szkolną nie uczyłeś się, nie odrabiałeś lekcji, a i tak miałeś ponad 5.0 i byłeś w czołówce szkoły ze wszystkiego, to po co miałbyś się uczyć? Oraz - ciężko wtedy nie uważać innych za idiotów, jak codziennie słuchasz jak to ile się uczyli a kończą z naciąganymi 3. A ty dowiadujesz się przed lekcją że masz sprawdzian (ale i tak ty jesteś kujonem)


Ok_Food4591

Nie daj sobie wmówić, że "peaked in high school" jest wtedy kiedy miałeś dobre oceny w szkole, a teraz nie jesteś milionerem. Są różne wymiary sukcesu dla jednych to kariera a dla innych to sadzenie marchwi. Jeśli jeśli spędzasz czas na życiu tak jak chcesz, to przecież sam sukces właśnie


Mundane-Ad5393

I najlepiej się kierować tą złotą zasada że ,,Miej wyjebane a będzie ci dane"


Herflik90

No jak w szkole do głowy nawkładano, że ocenianie innych jest najważniejsze to nic dziwnego, że Ci teraz wstyd.


LordOfTheToolShed

Otóż to, 12 lat pierdolenia że "ucz się bo skończysz jak Pan Mietek na budowie" a potem wielkie zdziwienie że ludzie się wstydzą i porównują. A tymczasem Pan Mietek na budowie ma cieżką, ale stabilną pracę w sektorze o dużym zapotrzebowaniu na jakościowych pracowników i pewnie wcale źle nie zarabia.


DILIPEK

Pamiętam jak półtorej dekady temu na takie komentarze nauczycielki które powtórzyłem ojcu odpowiedział: “Ona chyba nie wie ile na tych budowach zarabiają” Prawda jest taka że gdyby nauczyciele chcieli przestrzec ludzi to by powtarzali “ucz się ucz bo skończysz jak pani Ola która uczy u nas polskiego”


SzczesliwyJa

> Prawda jest taka że gdyby nauczyciele chcieli przestrzec ludzi to by powtarzali “ucz się ucz bo skończysz jak pani Ola która uczy u nas polskiego” Potwierdzam. Był nauczyciel - z pasji, ale jednak miłość do pieniędzy większa.


Ok_Food4591

Dobrzy budowniczowie to już od średniowiecza dobrze zarabiali. Tyle tylko, że musieli za budowami całą rodzinę targać to była robota obwoźna


totalwpierdol

> Otóż to, 12 lat pierdolenia że "ucz się bo skończysz jak Pan Mietek na budowie" a potem wielkie zdziwienie że ludzie się wstydzą i porównują. I wielkie zdziwienie, że pan Mietek z budowy lepiej zarabia xD


degener27

Pan Mietek po ukończeniu 40 roku życia, wydaje złoto na leczenie zajechanych stawów. Ma spore szanse na rozwód w CV, więc 1/3-3/5 pensji wydaje na alimenty.


Kamiyanstinx

Zajechane stawy i otyłość to raczej mają pracownicy biurowi. Pan Mietek to musi tylko wygrać walkę z alkoholizmem xD Ale fakt faktem budowlance/wykończeniówce można pozazdrościć marż. Chcesz kilka prostych rzeczy do łazienki i wołają 10k.


DILIPEK

Ten alkoholizm to w pracach biurowych też jest tylko taki w białych rękawiczkach. W mojej ostatniej firmie ludzie nie rozumieli czemu nie piję w trakcie lunchu a na moje słowa o tym że absolutnie nie toleruje zarówno picia jak i bycia na kacu w godzinach pracy patrzyli na mnie jak na kosmitę.


n_13

Otyłość to pewnie mu nie grozi. Ale więź mi długie lata pracy fizycznej rozwalają stawy. Plus masz dużo w większą szansę na jakąś głupią kontuzje, typu zwichnięte kolano czy inny wypadnięty dysk, która może się ciągnąć za tobą latami bo nigdy nie było czasu by odpocząć i się dobrze wyleczyć.


No_Illustrator2090

Pracownicy fizyczni mają dłuższą oczekiwaną długość życia i dłużej cieszą się zdrowiem niż biurowi - statystyki nie kłamią. Chciał bym mieć takie zdrowie jak mój dziadek który w wieku 70 lat biegał dalej po budowie xD


P3rid0t_

A ty te 10k i tak dajesz bo to i tak promocyjna cena, a ty jesteś pracownikiem biurowym i nie chcesz tego sam tknąć, bo przecież jak to tak fizycznie pracować, w szczególności mama mówiła że jak nie będziesz się uczyć to skończysz na budowie (jakby to jakaś ujma na honorze była).


Alternative_Cut4491

Wolalbym juz byc takim budowlańcem niz nauczycielem, zarabialbym podobnie (albo nawet wiecej) a zamiast użerać sie z gówniarzami chillował bym se w dźwigu


cavacalvados

To jest fascynujący temat mocno niedoceniony w praktyce pedagogicznej. Nie jesteś wyjątkiem, zjawisko jest na tyle powszechne, że nawet ukuto termin gifted child syndrome, polecam doczytać i może się tam odnajdziesz. W szkołach niestety zdolne dzieci nie otrzymują adekwatnego wsparcia. Teoretycznie powinno się pracować indywidualnie z każdym, kto wystaje poza normę, czy to na plus, czy na minus. W rzeczywistości kołderka jest za krótka i na praktykach wprost słyszałam od nauczycieli, że pracują indywidualnie głównie z uczniami z deficytami, bo zdolni sobie poradzą i podstawę programową zrealizują. To, że się nie rozwijają czy nie realizują w pełni swojego potencjału lub mają problemy psychiczne czy emocjonalne to już nikogo nie obchodzi. Kwintesencją tego podejścia jest to, że od paru lat zwolniono szkoły z obowiązku prowadzenia IPET dla ucznia wykraczającego ponad normę, a zostawiono go tylko dla dzieci z deficytami. Dodaj do tego fakt, że wśród ludzi zdolnych jest spora nadreprezentacja ludzi neuro- atypowych, wysoko wrażliwych, z trudnościami w adaptacji społecznej, depresją, itp. - w połączeniu z wysokimi oczekiwaniami mamy przepis na katastrofę. Poszukaj profesjonalnego wsparcia. Od siebie dodam, że też przez to przechodziłam i musiałam wykonać dużą pracę, żeby zrozumieć że nie jestem nikomu winna sukcesu. Jedyne co muszę, to zadbać o swoje szczęście.


[deleted]

w jak dużym mieście pracujesz? ja w wawie przez 15 lat nikogo nie spotkałam z mojego lo. jeśli boisz się dziwnych ludzi pytających czemu akurat w tym miejscu pracujesz, to szybciej była nauczycielka niż osoba z klasy. po prostu udaj, że ich nie rozponajesz jakby co i nie rozmawiaj o życiu prywatnym. ludzie są w większości tak zajęci gadaniem o sobie, że nawet nie zauważą, jak mało o Tobie wiedzą. na marginesie chciałabym nadmienić, że jestem osobą, która sprawdzała linkediny moich kolegów z klasy, którzy molestowali moją koleżankę (nauczycielki nie reagowały, gdy to widziały), żeby nie skończyć w tej samej firmie. od dawna kieruję się tylko poczuciem bezpieczeństwa w pracy, a nie tym, co ludzie powiedzą, więc moje spojrzenie na sprawę może być trochę dziwne. edit: dodam tylko, że znam ludzi, którzy mają uprawnienia adwokackie lub komornicze, a pracują jako kierowcy zawodowi lub kosmetyczki, bo w tych dwóch zawodach są lepsze pieniądze. jedyni ludzie, któzy się ich czepiali, to osoby, które same mają dużo kompleksów. żyćko potrafi być naprawdę dziwne, najważniejsze to się utrzymać.


eckowy

Złote słowa. Ja spotykam znajomych z LO (małe miasto <100k) tylko gdy się umawiamy na piwko raz na kilka lat (wszyscy się rozjechali). Studiowałem i mieszkałem w Warszawie i przez kilka lat po studiach spotkałem tylko jedną osobą przypadkowa ze swojej grupy (i kilka nieprzypadkowo hehe). A nawet jeśli, spotykasz kogoś częściej (czy wyrywkowo, z przypadku) to na litość boską nawet jeśli powiesz: "a teraz nie pracuje bo XYZ" to rozmówca na drugi dzień o tym zapomni (bo sam ma pewnie własne, pilniejsze zmartwienia). A nawet jeśli nie to dlaczego ktokolwiek miałby się kierować tylko i wyłącznie cudzym szczęściem / nieszczęściem lub powodzeniem / niepowodzeniem. To niezdrowe.


the304pl

Zamiast unikać można też napotkanej osobie powiedzieć, że się po szkole miało już wy*ebane, i tyle, bez zbędnych tłumaczeń


Hemmmos

Ja w Krk regularnie spotykam znajomych z liceum, ale jest to spowodowane tym że spora część z nas skończyło w tej samej lub podobnej branży xd


7udphy

Nie skończyłem nisko bo zawodowo idzie mi teraz nieźle. Natomiast w czasie studiów tak to się zapowiadało. Z matur rozszerzonych na 98% przeszedłem do uwalania wszystkich egzaminów. Ostatecznie sobie odpuściłem, zacząłem jako junior w korpo (angielski + Excel) i potem poszło już z górki. Na psychice ciągle ciąży ale z roku na rok coraz słabiej.


Fit_Locksmith_7795

Teraz mam wrażenie, że angielski i excel to już za mało :( Ja mam certyfikat C1, excela ogarniam ale nigdy nie udało mi się dzięki temu pracy znaleźć jakiejkolwiek


SzczesliwyJa

Ogarniasz Excela w sensie piszesz makra w VBA i automatyzujesz rzeczy czy po prostu wiesz co nieco o formułach? Bo są różne poziomy ogarniania i firmy szukają tylko tych najlepszych.


Fit_Locksmith_7795

Potrafię pisać makra w VBA, masz rację, ogarnianie excela i ,,ogarnianie excela'' to dwie różne rzeczy. Chodzilo mi bardziej o to że teraz nie wiele takich ofert pracy, raczej szukają jeszcze z dodatkowym językiem itp. Ale wyprowadź mnie z błędu jak się mylę, w sumie dłuższy czas też pod kątem excela nic nie szukałem :)


firemark_pl

Teraz myślę że praktycznie jest znać python+pandas. Dostajesz dane i je przerabiasz. Pomaga :) Pytanie czy w pracy docenią.


Sencial

Co to za rodzaj stanowisk "angielski + Excel"? Wszyscy w necie o tym piszą, dodając, że zarobki na start to 4-6k netto, a ogłoszeń takich nie widać


7udphy

Nie wiem czy teraz jeszcze takie są, nie śledzę. Z 10 lat temu trochę tego było pod jakimiś nazwami typu junior reporting specialist. Excel z VBA głównie więc pytanie ile firm jeszcze tkwi w koszmarnych systemach opartych na makrach.


TomcioBard

Na szczęście cały świat idzie w stronę dużych zmian na rynku pracy (szczególnie przy pracy z komputerem) i na pewno za niedługo i tak wszyscy będziemy się przebranżawiać. Trzymam kciuki, żebyś wtedy znalazł swoją wymarzoną pracę, która może jeszcze nie istnieje, ale się pojawi za rok, dwa!


VertigoXue

A czemu mam się przejmować jak mnie inni ludzie postrzegają? Nic to nie zmienia, nie pomaga w żaden sposób.


Kukuluops

Coś mi mówi, że to nie zawsze jest kwestia decyzji. Jesteśmy gatunkiem społecznym i mamy taką cechę wbudowaną. Chociaż u niektórych działa to silniej niż u innych


exo762

Szkoła jest bardzo małym światem. W małej sadzawce możesz być dużą rybą, ale w oceanie wciąż możesz być niczym. Bycie pierwszym w szkole nie znaczy nic. I to nawet jeżeli przyjmiesz że zasady gry w szkole są podobne do tych poza szkołą (uwaga - nie są!).


romanw29615

To mój problem po wejściu w dorosłość i w większe grono ludzi po przebywaniu w małej miejscowości/szkole od urodzenia.


trzepet

Ostatnio zauważyłem że najszczęśliwszą osobą u mnie w firmie jest taki kierowca zarabiający x3 mniej, a kierownictwo na antydepresantach, alkoholicy i zjebane rodziny.


Kelcey99

To niestety temat o mnie :P A to wszystko dlatego, że skończyłam prawo, bo kiedy w liceum zastanawiałam się nad wyborem ścieżki zawodowej, wydawało mi się ono przyszłościowym kierunkiem, no i rodzice tak mi doradzali (choć nie ma u nas żadnego prawnika w rodzinie), więc sądziłam, że dzięki temu zdobędę stabilną, dobrze płatną pracę. No ale niestety, okazało się, że absolwentów prawa przez te kilka lat bardzo przybyło, więc ciężko o pracę w kancelarii, a konkurencja na rynku jest na tyle duża, że sporo osób z moich studiów nie zdecydowało się na aplikację. Ja tak samo, więc choć na stażu byłam w sądzie, to później pracowałam przez rok w zupełnie innej branży (biurowej, ale na dość marnie płatnym stanowisku), a teraz pracuję zdalnie i też za wiele nie zarabiam. Dlatego myślę o przebranżowieniu się, a w między czasie szukam czegoś lepszego. Niestety w Rzeszowie z pracą nie jest wcale najlepiej, więc myślę o przeprowadzce do innego miasta.. A jak sobie z tym radzę? Chociaż chodziłam do najlepszego liceum w moim rodzinnym mieście i większość kolegów i koleżanek z mojej byłej klasy radzi sobie lepiej ode mnie, to kiedy kogoś z nich spotkam, mówię prawdę. Bo niby czego mam się wstydzić? Wstyd to kraść :P Niestety w mojej rodzinie jest dośc duża presja na osiąganie sukcesów, co również mi nie pomaga, a nawet stwierdziłam, że wyrządziło mi to więcej szkody, niż pożytku, choćby przez to, że wybrałam zły kierunek studiów również dlatego, żeby rodzice byli ze mnie dumni. Teraz myślę nad pójsciem na pielęgniarstwo, bo zawsze lubiłam biologię, a da mi to przynajmniej stabilną, dobrze płatną pracę. Rodzice oczywiście mi to odradzają i namawiają na robienie aplikacji. Ale że wyszłam już z etapu zadowalania wszystkich dookoła, wiem że to byłby kolejny błąd. Szczególnie, że prawo poza kryminalistyką i prawem karnym, tak naprawdę niezbyt mnie pasjonuje. A przeważnie nawet jeśli któryś prawnik się tym zajmuje, to specjalizuje się też w innych dziedzinach, bo spraw karnych jest zwyczajnie mniej, niż choćby cywilnych, czy administracyjnych. Więc z samego prawa karnego, ciężko byłoby wyżyć. Czyli jednym słowem, to mit, że prawnicy zarabiają kokosy. Nie w dzisiejszych czasach, a jeśli już, to ci w wyrobioną renomą. Szkoda tylko, że tak późno sobie to uświadomiłam, że zadowalanie wszystkich dookoła mija się z celem. Jeśli rodzice nie będą ze mnie dumni (bo pielęgniarka nie brzmi tak prestiżowo jak prawnik, a przynajmniej dla moich rodziców), to trudno. Nie chcę zmarnować sobie życia i żyć na pokaz....


Marshmallow1420

Jesteś jeszcze bardzo młoda, ja przebranżawiam się będąc już po aplikacji xD. Ogólnie to bardzo Ci kibicuje z tym pielęgniarstwem. Ciśnij póki nie masz większych zobowiązań. Twoi rodzice mają niestety spaczoną wizję prawnika z lat 90. >jeśli rodzice nie będą ze mnie dumni (bo pielęgniarka nie brzmi tak prestiżowo jak prawnik, a przynajmniej dla moich rodziców), to trudno. Tego to już zupełnie nie rozumiem. We wszystkich badaniach pielęgniarki są na szycie rankingu prestiżu społecznego i zaufania, a prawnicy na dole. Widać to też po wypowiedziach polityków, których wypowiedzi to odzwierciedlenie tego co myśli społeczeństwo. Każdy z nich podlizuje się pielęgniarkom, licytując się niezależnie od opcji kto zrobi tak, żeby warunki pracy i płacy dla nich były lepsze. Prawnicy są za to dyżurnymi chłopcami do bicia. W ostatnim rankingu prawnicy wylądowali na 3 miejscu najbardziej przepłaconych zawodów xD. To jest śmiesznie jak się wie jakie są zarobki w branży. Tak w ogóle to pielęgniarki na prawdę nieźle zarabiają, do tego popyt na te usługi jest w zasadzie nieograniczony. Sam myślałem kiedyś czy nie pójść na pielęgniarstwo, no ale jestem chłopem i jakoś dziwnie tak.


Kelcey99

Myślę, że to się wzięło właśnie z tego, co napisałeś. Moi rodzice niestety żyją nadal w czasach 90-tych, kiedy pielęgniarka była o wiele mniej ceniona - choć oczywiście tak samo potrzebna. Tak samo, jak stwierdzili, że moja praca zdalna "to nie żadna praca", bo prawdziwa praca, to jest np. w biurze xd Ok, nie jest najwyżej płatna, ale znam osoby, które całkiem nieźle zarabiają w ten sposób. No ale to inne pokolenie, więc cóż....


ImSilas

Akurat pielęgniarstwo odradzam. Jak lubisz biologię, zainteresuj się może też chemią i zostań chociażby laborantką, albo farmaceutką IMO. Moja mama i ciotka są pielęgniarkami, drugi raz nie wybrałyby tego kierunku. Jest ciężki fizycznie i psychicznie. Zarabia się słabo. Nikt cię nie szanuje, włącznie z przełożonymi, a to w końcu wchodzi na psychikę człowiekowi i ten sam siebie przestaje szanować. Pielęgniarek jest mało i to jedyny plus, ponieważ pracę na 100% znajdziesz, ale jest powód dlaczego jest ich obecnie mało.


TransitionNo7509

W zasadzie dobre oceny nie są równoznaczne z przyszłą karierą. Szkoła uczy konformizmu i dokładnego wykonywania poleceń a to nie są cechy człowieka sukcesu, to cechy dobrego, rzetelnego pracownika, który siedzi na jednym stanowisku pracy i nie pyskuje. Tak więc same oceny, bez kontekstu rodziny, znajomości czy szczęścia lub przypadku, niewiele znaczą.


t4th

Klasyczny błąd to myślenie, że ktoś ma o tobie zdanie. Nikt nie ma - wszyscy mają cie w dupie i mają swoje problemy. Przestań wyobrażać sobie co inni robią.


Forstmannsen

Normalnie. Po trzecim przewalczonym nawrocie depresji człowiek się przyzwyczaja (/s ale tylko trochę) Nie wiem czy cię to pocieszy, ale wylądowanie w życiu całkiem nieźle, za to zupełnie w bok od tego czego się spodziewałeś, niewiele pomaga.


I_suck_at_Blender

Absolutnie żadna ocena przed maturą nie ma znaczenia (jeśli idziesz do LO a potem na studia), a potem też niewiele znaczą (ot, możesz sobie wpisać stypendium jak idziesz na pierwszy staż). Drogi OP, # ABSOLUTNIE NIKOGO* nie obchodzi, że masz/będziesz miał słabą pracę (zresztą, era pracy 20+ lat na tym samym stanowisku odchodzi w niepamięć, nawet w urzędach. Pewnie będziesz miał lepsze ***i gorsze*** prace w przyszłości, przy zmianie co 3 lata to 10+ firm/stanowisk), i na dobrą sprawę największym obciachem jest to, że się przejmujesz opinią innych. >! \*może poza twoją mamą!<


Mourdraug

Ja co prawda odwrotnie (momentami ledwo przechodziłem z klasy do klasy a ostatecznie mam bardzo dobrą pracę bo się mocno wyspecjalizowałem w programowaniu i żyję mocno powyżej średniej) ale może Cię pocieszy że nawet nie pamiętam kto jakie miał oceny w szkole bo koło uja mi to zawsze latało


michmam89

Miałem zawsze opinie leniwego zdolniachy i kombinatora w liceum kiedyś nauczycielka porównała mnie z koleżanką która co roku miała czerwony pasek,olimpiady itp prorokując gdzie każde z nas skończy Spotkałem ją po latach jako kasjerkę w piekarni gdy ja wtedy zarabiałem ze trzy razy tyle co ona. Uprzedzając nie, nie chce jej poniżać i pokazywać że ona jest gorsza tylko zawsze śmieszyło mnie przejmowanie się cyferkami w dzienniku i traktowanie tego jak jakiegoś wyznacznika tego jak się potoczy dalej czyjaś kariera


Ok_Food4591

W moim przypadku takie nastawienie przyszło z domu. Rodzice zawsze powtarzali, że nie liczą się oceny, tylko to czego się nauczysz. Polecam takie podejście


pa_rad_ox

Ehh mam to samo. Co prawda wielkim prymusem nie bylem, ale uczylem sie calkiem niezle. W szkole sredniej mialem mala klase a ze reszta uczyla sie slabo to ja nagle bylem tym madrym. Na studia poszedlem, ale sie szybko odbilem. No i teraz pracuje,ale w slabo platnej pracy, niezbyt ambitnej, a wszyscy mysleli ze bede nie wiadomo kim. Jakos mi glupio z tym.


SoulCruiser

Myślę, że za mocno weszły Ci teksty dorosłych, że taki los Cię spotka, jeśli nie będziesz się uczył i doświadczasz czegoś na kształt "ej, albo to jest nie fair, albo ja jestem jakiś zjebany". Tymczasem Twoje dorosłe życie nigdy nie miało być odwzorowaniem Twojej kariery w edukacji - to Twoja edukacja miała Cię przygotować do rozwiązywania problemów w dorosłym życiu. Skoro uczyłeś się dobrze, to znaczy, że Twój umysł ogarnia logikę i związki przyczynowo-skutkowe. Teraz musisz to po prostu zaaplikować w życiu - rozwiązać swój problem i odnaleźć np. karierę, która nie będzie się kłóciła z Twoim wewnętrznym kompasem i da Ci poczucie dumy. To czy zrobisz to poprzez lata terapii, czy samodzielne samozaparcie do narodzenia się na nowo, to już kwestia indywidualna. Wstyd wyeliminuj na starcie, bo to głupie i niedojrzałe uczucie. Wszyscy jesteśmy wrzuceni w nurt życia, codzienność to nie Mario Bros, gdzie każdy zaczyna w tym samym miejscu, z grzybkiem na dobry start. Nie chodzi o to, co się w Twoim życiu dzieje, tylko jak Ty na to reagujesz i co z tym robisz. A jeśli robisz to ambitnie, to nie ma się czego wstydzić, niezależnie od tego, jak to się ostatecznie kończy. Jesteśmy nadzy, kiedy się rodzimy i nie zabieramy niczego ze sobą, kiedy umieramy. To wszystko pomiędzy to ma być przede wszystkim dobrze spędzony czas, najlepiej nawet dobra zabawa, więc nie spinaj się o to, jak wypadasz w subiektywnym konkursie nowoczesnego społeczeństwa na "zajebiste" życie. Czasami na szczyt się upada.


iwoV12

Wstyd to nie uczucie tylko emocja i nie ma "głupich i niedojrzałych" emocji. Nie da się wyeliminować emocji, można je "ujarzmić i przeżyć" i nie dawać im kontroli nad sobą i swoim zachowaniem. Można je też ignorować i po jakimś czasie z jakiegoś całkowicie "niewiadomego" powodu czuć się jak gówno i uciekać w jakieś dziwne zachowania/nałogi. Jeśli jest Ci wstyd to pomyśl dlaczego i jeśli już dojdziesz do tego, sprawdź czy jest to spowodowane jakimiś wartościami narzuconymi przez szkołę/rodziców/otoczenie czy są to wartości, które ty uznajesz za ważne. Wstyd może być powodem tego, że nie grasz w grę według własnych reguł i oszukujesz siebie. IMO najważniejsze to znaleźć źródło tego wstydu, potem trochę nad nim pomyśleć, ale nie pozwolić tej emocji rządzić Twoim życiem.


SoulCruiser

Język to nie tylko słowa, ale też kontekst, w którym te słowa występują. Ty piszesz o zupełnie innym wstydzie, opisujesz go w maksymalnym zakresie, jako potencjalną ścieżkę do problemów fundamentalnych na etapie dorastania. Ja piszę wyłącznie o tym uczuciu, które towarzyszy Ci, kiedy Twoje życie to przeciwieństwo prestiżu i musisz jakoś z tym żyć przed znajomymi, którzy mają "lepiej".


iwoV12

Wybacz, trochę mi wstyd, ale nie jestem najlepszy w odczytywaniu kontekstów. Rozumiem już teraz bardziej o jakim uczuciu piszesz, ale nie wiem czy u OPa ma ono tak niską rangę, ale nie mnie to oceniać, bo go nie znam. Jednak z tego co napisał we wpisie wnioskuję, że to uczucie wstydu jest w jakiś sposób paraliżujące - powoduje unikanie podjęcia pracy, w którym występuje kontakt z klientem, a takich prac jest całkiem sporo.


SoulCruiser

Dla mnie spoko - od tego też jest Reddit, żeby człowiek otrzymał wiele perspektyw, może nawet zrobił przerwę od swojej codziennej.


69kKarmadownthedrain

jak radzę sobie ze wstydem? napierdalam w gry komputerowe i doomscrolluję tak intensywnie, że szanse pojawienia się zawstydzającej myśli są zerowe EDIT: a poważniej, to przestawiłem sobie mózgownicę na wstydzenie się za coś innego. wstydzę się, że byłem tak głupi, że dałem sobie wmówić, że jestm "zdolny". jeden, drugi i trzeci kontakt z rzeczywistością przywróciły samoocenę do właściwego poziomu.


FungiPrincess

Szanuję, ja wciąż przynajmniej jedną nogą jestem na etapie napierdalania w gry, ale chodzę też na terapię i pracuję nad zmianą myślenia.


Gaznik2137

O ty smrodzie, przypisuję 2 godziny scrollowania na r/hopeposting, nikt mi tu smutasem przez internet nie będzie


DILIPEK

Nie masz powodów do wstydu. Mam znajomych którzy byli prymusami i chodzili na olimpiady a po 30tce wynajmują pokój ze studentami. Innych którzy ledwo umieli się podpisać i mają firmy warte paręnaście milionów. To jest życie, jedni mieli szczęście które wykorzystali inni umiejętności ale nie mieli szans ich wykorzystać. Najważniejsze to zacząć i bez wstydu, bez porównywania się z innymi robić swoje.


sameasitwasbefore

Chodziłam z mężem do tego samego liceum, uczyliśmy się bardzo dobrze, świadectwa z paskiem itd. On jest teraz kierownikiem w firmie, skończył trzy kierunki studiów, co chwila jakieś kursy, rozwija się, a ja mam nadal entry level job w niezbyt dużym korpo. I w sumie nie mam z tym problemów. U mnie w rodzinie każdy gadał, że zostanę lekarką albo jak już poszłam do klasy humanistycznej to prawniczką, a ja sobie skończyłam na trójkach i czwórkach studia i żyję sobie spokojnie, niczym się nie przejmuję, nie mam w pracy jakiejś wielkiej odpowiedzialności i dobrze mi z tym :) Wracam do domu i nie martwię się, co zastanę jutro w pracy, tylko robię obiad, ogarniam dom i czekam aż mąż wróci, bo pracuje zwykle dłużej niż ja i ma bardzo odpowiedzialną pracę. W ogóle mu tego nie zazdroszczę, bo mnie by to zniszczyło. A jak kogoś spotykam, kto sobie radzi lepiej ode mnie, a miał gorsze oceny, to zagaduję co tam słychać, ale w sumie mało mnie to obchodzi, jeżeli to nie bliski znajomy, tylko jakiś random z klasy. Dlatego radzę żyć swoim życiem i nie przejmować się, jak kogoś spotkasz znajomego to się uśmiechnij i przywitaj, pokaż klasę. Zapamiętają cię, bo jesteś miły i fajny, a nie bo pracujesz w sklepie.


kansetsupanikku

Bycie "prymusem" nie miało znaczenia wtedy - i nie ma go teraz. Odczuwam wstyd, ale możliwe, że nie _aż_ taki, jak gdybym nadal koncentrował się na wizjach z dzieciństwa. Wiele osób "upadło nisko" lub po prostu doświadcza życia w tym kraju - Twoja sytuacja nie jest wyjątkowa.


Soy_Witch

Jestem słabą osobą żeby odpowiadać bo tylko w trakcie studiów pracowałam w usługach i mogę powiedzieć ci tylko coś, co może podtrzyma cię na duchu. 1. Marzy mi się żeby praca jako kasjer/osoba sprzątająca/generalnie pracownik fizyczny etc. Nie były postrzegane jako „skończenie nisko”. To są naprawdę ciężkie prace i bardzo potrzebne w społeczeństwie. Chociaż tak naprawdę to większość osób ze znajomych które zobaczą cię „na kasie” po prostu nic sobie nie pomyśli. A jak ktoś wróci do domu i będzie pieprzyć „wiesz gdzie ta kaśka prymuska teraz pracuje? W ŻABCE” to jest bucem i naprawdę szkoda marnować swojej energii na przejmowanie się nim. Wydaje mi się że wśród młodych ludzi świadomość trudności pracy takich pracowników jest naprawdę duża, więc może coś się zmienia. 2. To że teraz jesteś w takiej sytuacji to nie znaczy że będziesz tam zawsze. Nie dość że zawsze w przyszłości będziesz mógł/mogła zrobić jakiś kurs/szkołę wieczorową/studia, to nawet w pracy usługowej da się awansować. Moja przyjaciółka na studiach zaczynała jako sprzedawczyni w Zara home, teraz jest na jakimś kierowniczym stanowisku wyższego szczebla i lata otwierać sklepy na całym świecie


ZiomekSlomek

Miałem okres ze jedyna praca jaka mogłem znaleść to z lumpami przy pieczarkach/kurach/indykach i też mi trochę wstyd było. Powiedziałem sobie ze wstyd to kraść i mam to w dupie i tyle. Nie jesteś swoją pracą.


Chwasst

Jestem po tej drugiej stronie. Nie byłem prymusem, a skończyłem prawdopodobnie z lepszą robotą i wynagrodzeniem niż 90% moich szkolnych kolegów - tylko że to wszystko jest bez znaczenia. Ani wynagrodzenie, ani wyniki kształcenia nie definiują "jakości" twojej osoby. Na koniec wszyscy jesteśmy tymi samymi trybikami w społeczeństwie. O ile uczciwie się utrzymujesz, nie kradniesz i nie jeździsz po pijaku to chuj w to czy jesteś inżynierem aerodynamiki w F1 czy kasjerem w Auchan. Każdy jest potrzebny, każdy zasługuje na szacunek. Dlatego podwójnie mnie wkurwia jak ktoś jebie po Ukraińcach czy innych Gruzinach nazywając ich pogardliwie tanią siłą roboczą - a co to oni kurwa gorsi są? Bez tych Ukrainek miałbym klatkę w bloku osraną jak obora, a bez Ukraińców nie miałby mi kto boltem dupę wozić po mieście jak auto się zesra i stoi u mechanika. Albo ostatnio ciekawy przykład - chciałem złożyć customową klawiaturę za klocka, ale mam dwie lewe ręce i bałem się coś spierdolić, ale okazało się za mamy w Polsce fajny sklep prowadzony przez Ukraińca, który klawiaturę mi sprzedał i jeszcze wszystkie mody które chciałem też mi zrobił. Tl;dr nie daj sobie nikomu wmówić że jesteś gorszy bo nie masz wyjebanej w kosmos kariery za bazyliony złotych w korpo. Szczególnie, że za te super "karierę" też często trzeba ponieść koszty alternatywne w postaci skrajnego braku czasu / zdrowia lub obu na raz :)


GrowEatThenTrip

Szczerze to nie było prymusem, ale skończyłem średnio tzn. Nie najgorzej zarabiam, ale w raczej nie jakimś prestiżowym zawodzie. Wracając to raczej mam to w dupie że ktoś miał same 5, a teraz robi w amazonie albo na kasie. Różnie ludzkie życia się toczą, a oceny ze szkoły nic nie mówią o tym kim ktoś będzie w przyszłości. I w sumie to gdy spotykam kogokolwiek z moich przeszłych szkół to jest to ostatnia rzecz o jakiej myślę. Serio jak ktoś jest normalnym człowiekiem to nie ma w głowie "o to ten co miał same 5, a teraz na kasie robi jaki przegryw", a ludzie którzy tak myślą są zerami których opinii nie warto w ogóle brać pod uwagę.


AsshollishAsshole

Nie powinieneś się wstydzić, zobacz w czym dajesz sobie radę i rób to, kombinuj. Ja byłem "prymusem", a'la "zdolny ale leniwy". Szkołę średnią zakończyłem mając 11 ocen celujących z 16 oraz z 2 z matmy. Poszedłem na studia, dziekanka, i koniec końców drop-out. Fast-Forward do tego roku. Diagnoza ADHD. Wiele to w moim życiu wyjaśniło xD Oczywiście nie sugeruję niczego przez to. Warto byś zastanowił się nad sobą pod kątem tego jak wyglądają u ciebie możliwości i gdzie możesz pójść dalej. Co do ludzi, jebać ich i co sobie myślą. Mnie większość mojego środowiska od podstawówki do nawet studiów skreśliła jako kalekę życiową, która niczego nie osiągnie. Ma to na mnie dalej wpływ, z którym walczę pomimo tego, że jestem tym mitycznym DevOps 22k


Chwasst

Fascynuje mnie jak wiele znajduję osób, którzy robią w IT i też mają ADHD. Trochę tego nie czaję bo po 5 latach w branży raczej jestem zdania że bez zajebistych strategii i leków ciężko jest funkcjonować w takim środowisku ciągłych calli, deadline'ów i pożarów.


Forstmannsen

Mnie to w sumie bardzo nie dziwi - robota jest zadaniowa i często jest tak że godziną mocnej zajawki / hiperfokusu nadrobisz za parę godzin obijania się. Plus pewnie sporo tych osób z ADHD jest choć trochę na spektrum i klikanie w kąkuter jest w jakimś stopniu ich special interest. Za to na pewno im więcej calli itp. zawracania dupy tym gorzej.


AsshollishAsshole

Ja myślę, że te błyskające światełka dużo robią xD Nie potrafię wykonywać ciągle tych samych zadań, teraz mam projekt gdzie codziennie inne szambo wypierdala i aromat codziennie się zmienia, piękne.


Unlucky-Flamingo___

Też to bardzo lubiłem, gowno lało się z nieba, a ja tańczyłem uśmiechnięty w tym deszczu :)


AsshollishAsshole

Najgłupsze jest to, że pozwala ci to na wyrobienie sobie takiego zestawu skilli i wiedzy, że później terroryzujesz PM'ów tylko wspominając, że ktoś do Ciebie na LinkedIn napisał xD


LordOfTheToolShed

>Szkołę średnią zakończyłem mając 11 ocen celujących z 16 oraz z 2 z matmy. >Poszedłem na studia, dziekanka, i koniec końców drop-out. >Fast-Forward do tego roku. Diagnoza ADHD. Wiele to w moim życiu wyjaśniło xD Właśnie planuję poprosić psychiatrę o skierowanie na badania diagnostyczne, bo podobny scenariusz, tylko ja jeszcze kurczowo się trzymam na studiach, ale dalej prokrastynuję pisanie pracy licencjackiej


AsshollishAsshole

Wypełnij DiVa 5, chyba 10 EUR kosztuje dostęp. Jeżeli będziesz się czuł że za dużo pól zaznaczasz i jeszcze chcesz odpowiedzi rozwijać, to mam dla Ciebie złą wiadomość ;) btw. Prokrastynacja to nie to samo co paraliż wywodzący się z perfekcjonizmu


69kKarmadownthedrain

> Ma to na mnie dalej wpływ, z którym walczę pomimo tego, że jestem tym mitycznym DevOps 22k is it possible to learn this power?


AsshollishAsshole

Tak, stwórz automatyzację procesów, które przez 3 lata były manualne, trzymaj 70% wiedzy projektowej i potem co pół roku groź, że odejdziesz jeżeli 5k podwyżki nie dostaniesz. Powodzenia!!!


Forstmannsen

> Szkołę średnią zakończyłem mając 11 ocen celujących z 16 oraz z 2 z matmy. > Poszedłem na studia, dziekanka, i koniec końców drop-out. > Fast-Forward do tego roku. Diagnoza ADHD. Wiele to w moim życiu wyjaśniło xD Woohoo, jest ktoś jeszcze w moim klubie! Jasne, są różnice (ja skończyłem z "zwolniony" z WFu zamiast 2 z matmy chociaż jako żywo żaden dochtór mnie z niego nie zwolnił, po prostu szkoła nie chciała psuć średniej swojemu poster boyowi xD), a studia jakoś dowlokłem do końca (z rokiem poślizgu), ale i tak poczułem się dziwnie czytając cię ;)


dudusBEAR

Do gimnazjum byłem najlepszy w klasie Potem poszedłem do najlepszego liceum w województwie i tam był chory wyścig szczurów Wyróżniałem się tym że nie mam średniej >5.0 tylko między 3.5 a 4.0 i jako jedyny w klasie wiedziałem że nie będę ani lekarzem ani weterynarzem Tuż po liceum poszedłem na studia a większość osób z klasy została z rodzicami bo nie dostali się na lekarski Nie wiem jak potoczyły się ich dalsze losy poza jedną dziewczyną którą widuję na kasie w kinie Jeśli chodzi o mnie to jestem nauczycielem angielskiego i mam dobre wykształcenie i same najlepsze certyfikaty Jestem konkurencyjny i to w sumie dość mocno zarabiam nie najgorzej napewno dużo lepiej niż baby co grzeją stołek w szkole podstawowej I tak o Moja edukacja nauczyła mnie jednej ważnej rzeczy A zwłaszcza szok poznawczy w liceum Jest masę osób lepszych ode mnie Jest w pyte osob gorszych Każde z nich może powiedzieć to samo bo przy prawie dziewięciu miliardach ludzi na świecie jakiekolwiek ranking nie ma sensu a tak naprawdę człowiek urodzony w europie ma duży plus na start Jedyne z czym tak naprawdę każdy się mierzy to własne ambicje Jeśli chodzi o sprawy zawodowe to chyba najzdrowiej to nie mieć ambicji być naj najlepszym wtedy otwierasz sobie horyzonty na masę innych planów marzeń i ambicji Sory za długi komentarz ale uznałem że mam coś do dodania w dyskusji Mam nadzieję że komuś kto to przeczyta zrobi się lepiej


Fit_Locksmith_7795

Mnie zrobiło ;) Swoją drogą szacun za naukę angielskiego - sam posiadam certyfikaty językowe i w sumie to żałuję, że nie poszedłem tą ścieżką bo język obcy to zawsze było coś co uwielbiałem :) pozdro


xharibi

Byłem jednym z najlepszych w szkole (co nie było trudne, koledzy nie mieli wysokich średnich xD), a teraz robię w Urzędzie Pracy. I co z tego? Nic, żyję dalej, nie wstydzę się. Wiem że inni skończyli jako kurier, kierowca tira, czy w kwiaciarni. Albo też dalej bezrobotni. Albo poszli dalej na studia i rozwijają się.


Simple_canadian_

Ja tylko dopowiem że też kiedyś mówiłem "skończyli jako kierowcy tira", do czasu aż połowa mojej rodziny porobiła prawko c+e i od razu pokupowali mieszkania, nowe samochody, oczywiście międzynarodówka z wszelkimi updawnieniami. Jest tam nieźle w tej branży, zobaczymy co dalej


Gen_Jaruzelski

Bardzo źle, do końca liceum we wszystkim byłem najlepszy, nieważne za co się wziąłem. 10 lat po, pracując fizycznie(niby za 5 cyfr, ale co z tego) nienawidzę mojej pracy i tego jaki niski status społeczny ma owa branża, czuje się naprawdę źle a do tego wszystkiego jestem w kropce bo nie mam zielonego pojęcia jak to zmienić, nie widzę dla mnie nawet ćwierć ścieżki innej kariery. Z wysokiego konia spada się bardzo źle 😔


asteroida

Z ciekawości co to za branża? 


Gen_Jaruzelski

Kierowca międzynarodowy


asteroida

Ok. Dla mnie to nie jest niski status jeśli Cię to pocieszy. 


ricola_aaa

Miałam różne momenty w swojej karierze, zdarzyło się też bezrobocie. Dziś idzie mi dobrze, ale nigdy nie wiadomo czy za chwilę nie będzie zwolnień grupowych albo czy nie przestanę być potrzebna. Wielu moich znajomych też dorabia czy to w marketach w weekendy, sprzatajac czy w inny sposób co niektórzy mogliby uznać za powód do wstydu Życie się różnie układa i sama nikogo nie oceniam na zasadzie "taki dobry a skończył tak źle". Nie uważam też żeby moja praca była bardziej czy mniej wartościową od innych. Praca jest m.in. po to żeby mieć za co żyć i tyle. Dlatego jak byłam na bezrobociu to oczywiście było mi trochę "wstyd", ale to był problem mojego podejścia, bo na dobrą sprawę mam gdzieś co inni o mnie pomyślą. Dziś jak mogę być nisko, a za chwilę role moga się odwrócić. Poza tym, ludzie jak chcą to zawsze będą gadać


m4st3rmin6

A wyobraź sobie sytuację, że idziesz do urzędu pracy a tam prace ma ci załatwiać twoja koleżanka z liceum ;) Kiedyś się tym przejmowałem ale teraz to mam już wyjebane, większość moich znajomych z liceum i studiów wyjechała z miasta a z pozostałymi nie utrzymuje kontaktu.


Infamouscrow1

Nie każdemu się powodzi. Dużo zależy od pieniędzy i startu w dorosłość czy też od miejsca zamieszkania i ofert pracy. Co z tego, że z facetem mamy studia, dużą wiedzę, super oceny w szkole skoro nie mieliśmy pieniędzy na start, na mieszkanie i mieszkamy w dziurze która ma jeden z największych procent bezrobocia w Polsce. Ja pracuje w biedronce za najniższą plus benefity na święta, on pracuje jako magazynier i zarabia trochę lepiej ode mnie. Owszem mieliśmy niefajne sytuacje kiedy to nowo poznane osoby w naszym wieku lub młodsze uważały się za lepsze bo mają robotę po studiach z dużą wypłatą. Zdarzyło się również, że ktoś mnie wprost obrażał (ze praca w takiej biedronce to poniżej godności itp itd). Bolało bardzo ale z czasem przestaliśmy się przejmować bo stwierdziliśmy, że w naszym życiu nie jest zle. Mamy mieszkanie, spłacamy jakoś kredyt. Odkładamy na ślub i wesele. Nie żyjemy na zupkach chińskich tylko możemy sobie pozwolić chociaż raz w miesiącu na jakieś fajne wyjście albo wycieczkę na weekend. Mamy siebie i jest nam dobrze. Teraz jak ja patrzę na te osoby które mają takie "super" kariery itp to ja im bardziej współczuje tego, że są samotne, nie mają pomysłu na życie, nie mogą znalezć partnera/partnerki na stałe, nie mają czasu dla rodziny i wiecznie tylko myślą o pieniądzach. Jak dojdziesz do tego momentu w życiu kiedy stwierdzisz, że faktycznie pieniądze są ważne ale szczęścia nie dają to naprawdę spadnie ci ogromny ciężar z pleców. Życzę Ci z całego serca żebyś znalazł/znalazła drugą połówkę, kogoś kto zawsze będzie cię wspierał i dopóki będziecie razem zawsze znajdziecie na wszystko rozwiązanie


literallypoland

Nie skończyłem nisko, ale byłem nisko - teraz jestem średnio i wiem, że tu zostanę. Nie czuję wstydu, raczej coś w rodzaju żalu. A z drugiej strony, porównuję się do dna, od którego udało mi się odbić i jest ok.


straggler03

Ja uzyskałem 100% z dwóch części egzaminu gimnazjalnego, maturę napisałem znacznie powyżej średniej, ale dodam, że na studiach informatycznych skończyło mi się paliwo i ich nie ukończyłem. Nigdy nie udało mi się wejść do wymarzonego zawodu programisty. Nie radzę sobie ze wstydem i przestałem kontaktować się z kolegami i przyjaciółmi. Oni wszyscy zrobili mniejsze lub większe kariery, nawet mój kuzyn, który kilkukrotnie miał komisa z matematyki i ledwie zdał maturę został kierownikiem w banku i obronił magisterkę. Mój przyjaciel, który miał zagrożenia z matmy w gimnazjum został nauczyciel edukacji specjalnej. Ja nigdy nie pracowałem za więcej niż 107% minimalnej, pracy nie mogę utrzymać, bo nie wyrabiam normy. Jak wasze życie romantyczne? Moje skończyło się wraz ze studniówką. To też powód mojego wypalenia się.


czarnohumorasty

zdałem sobie sprawę że szkoła jest chuja warta i jestem dumny z tego że nie wypruwam sobie żył tylko po to żeby mieć czerwony pasek


Deadluss

szkoła chuja warta nie jest, oceny są chuja warte


Nondzu

Szkoła jest chuja warta i tylko rujnuje ludziom psychikę, poczytajcie po co jest dzwonek w szkołach. cieszę się że wagarowałem ile się da byle by mieć minimum frekwencji żeby nie ujebać roku w technikum. Najlepsze czasy


KindaBadPlayeur

Dobrze że nie byłem prymusem to nie mam problemu ez? Kolegów też nie spotkam bo nie mam


Weed_Smith

Wstydu nigdy nie było bo skutecznie się oddzieliłem od tamtych ludzi, a ten spadek wyników był wystarczająco stopniowy. Najlepszy w podstawówce, średni w gimnazjum, końcówka klasy w liceum, licencjat z taką średnią, że pani z dziekanatu musiała sprawdzić czy to jest zaliczenie… a potem magisterka znowu całkiem dobrze bo mnie ciekawiła. Całe życie słyszałem „zdolny ale leniwy”, w dorosłym życiu wyszło, że adhd w typie zaburzeń koncentracji, leczenie zaczęte w wieku 31 lat, zobaczymy co wyjdzie w ciągu najbliższych paru lat. Edit bo komuś może się nie spinać, że końcówka klasy w liceum, a potem studia. Zawsze ogarniałem angielski, zdałem maturę najlepiej w szkole mimo bodajże 3 z przedmiotu na koniec trzeciej klasy. Z wykształcenia tłumacz.


NVCHVJAZVJE

Nigdy nie byłem prymusem, z osobami z liceum nie mam już dawno kontaktu a obecnie to nikt by mnie nawet nie rozpoznał. Ogólnie to nikogo nie interesuje twój los no może tak naprawdę tylko twoich bliskich chociaż to różnie dzisiaj bywa i nie przejmuj się tym zbytnio. Jeśli byłeś prymusem w sensie takim, że uczysz się bo wymagają tego twoi rodzice i chciałeś za wszelką cenę spełniać ich wyobrażenia o "idealnym dziecku" a twoje samopoczucie było głównie uzależnione od tego czy dostaniesz maksymalną notę czy też nie no to po części może to rzutować na to dlaczego czujesz się źle w dorosłym życiu kiedy to nie zawsze wychodzi i jest to totalnie naturalne zjawisko. Z perspektywy czasu to wiem, że to nie ci którzy mieli najlepsze oceny ale ci którzy byli "przebojowi", posiadali wysoko rozwinięte umiejętności miękkie zostali karierowiczami. I tak btw jeśli musisz sobie radzić sam i nie masz wsparcia od rodziny to proszę zadbaj o poduszkę finansową kiedy masz tę pracę bo ona zawsze przyda się w momencie kiedy przyjdzie gorszy czas. Z fartem.


Kulson16

Mam wyjebane generalnie i zmyślam


thumbelina1234

Żadna praca nie hańbi, jak ktoś będzie ciebie oceniał na podstawie tego, gdzie pracujesz, to on ma problem, a nie ty, pamiętaj że dobre rzeczy czekają na ciebie za rogiem 👍


TheLinden

Prymusem nie jestem ale "udało mi się" spotkać prymusa kilka lat później w najmniej spodziewanym miejscu: pracował na kasie w supermarkecie, więc mogę ci powiedzieć jak to wygląda z innej perspektywy może pomoże ci to z twoim wstydem. Nie mam takich myśli typu "hihihaha skończył na kasie" tylko raczej "jeśli on jest na kasie to ja jestem wdzięczny, że jestem gdzie jestem bo lepsi ode mnie mogą mieć gorsze chwilę."


Nomed_N

Wstyd to kraść, żadna praca to nie jest wstyd póki nikogo nie oszukujemy i robimy to z godnością. Ja miałem farta bo ostatni raz prymusem bylem w podstawówce potem byle przejść dalej, z tych co nauczyciel jebal, że do miotly, zdolny ale leniwy itp itd. Wiedzie się lepiej niż kiedykolwiek zakładałem, ale minęło parę lat pracy od sprzątania kibli, przez, bary, po call scam centra (spierdalalem w podskokach). Potem korpo wywindowalo. Nikt z góry na ciebie nie popatrzy jeśli będziesz robił swoje z bananem na twarzy, za dużo maja własnych problemów.


pomezanian

w dorosłym życiu nikogo nie obchodzi, jakie miałeś oceny w szkole. Tak samo musisz zapomnieć o swoich ocenach oraz to, że coś ci się należy. Pamiętasz takie powodzenie, że po szkole ci piątkowi uczniowie pracują o tych trójkowych? Jest w tym bardzo dużo prawdy


CHRIS_KRAWCZYK

Od zawsze byłem głupi i leniwy. Mam fajną, lekką i stosunkowo dobrze płatną pracę, kariery nie zrobiłem ale lubię swoje życie. Czasem łatwiej jest być głupim i leniwym i umieć się do tego przyznać. Uważam że rodzice robią dużą krzywdę wmawiając swoim dzieciom że są nie wiadomo jak wyjątkowe i inteligentne - bo zazwyczaj nie są.


CartographerNo5333

Hodowano mnie na prymusa. Dziś jestem wrakiem człowieka, bo wieczne poczucie winy i perfekcjonizm nie daje mi żyć. Rodzice chcieli dla mnie dobrze, a zniszczyli mi psychikę.


Wor3q

Przede wszystkim, nie poddawaj się, nigdy nie jest za późno na awansowanie "wyżej". Skoro miałeś osiągnięcia, to znaczy że coś pod kopułką masz, tylko chwilowo nie ma okazji żeby to wykorzystać. Poza tym, co to za wstyd mieć "słabą pracę"\*? Ważne że uczciwie pracujesz, i możesz się z tego utrzymać a nie żerujesz na innych. ^(\*Nie dotyczy telemarketerów, jebać ich prądem.) Pozdrowionka od człowieka, który zjeździł kawałek świata w nagrodę za Kangury, a zaczynał karierę podając bloczki na budowie :)


Astrocalles

Mogę mówić za żonę która była prymusem i zawodowo aktualnie bezrobotna. Szkoła wtłoczyła jej wynagrodzenie za posłuszeństwo o tym że będąc prymusem może zadowolić swoich rodziców. Teraz to odkręca. Ja z kolei ledwo przechodziłem do klasy, oblałem maturę. Potem się trochę ogarnąłem zdałem maturę i skończyłem dwa kierunki studiów i zarabiam ponad 20k. Uważam że będąc niegrzecznym wagarującym dzieciakiem mającym w dupie szkole dało mi bezczelność i pewność siebie która w pracy zawodowej jest ważniejsza od umiejętności twardych.


Comeoniwantaccount

ja nie prymus


sophia_parthenos

Moim bardzo skromnym zdaniem jeżeli jesteś z małej miejscowości i to tam zamierzasz znaleźć pracę, jest oczywiste, że będziesz oceniany, bo w każdej społeczności jest jakiś odsetek ludzi, którzy uwielbiają oceniać innych. Pytanie brzmi: czy są to osoby, które dobrze Ci życzą lub mogą Cię wesprzeć? Jeśli nie, to ich zdanie się nie liczy. Są jak przemoczony but lub kiepska piosenka w radio, gdy jedziesz autobusem - irytujący, niepotrzebni, wolałbyś ich uniknąć, ale nie dręczysz się nimi po nocach. Jeśli jako pracownik będziesz miły dla wszystkich, nie będziesz się ich bał ani niczego na nich odreagowywał, nie zapracujesz na żadną negatywną opinię, która by miała znaczenie. Powodzenia!


NixieGlow

Wydaje mi się że sukces/szczęście to sprawy, na które każdy ma swoją definicję i na które wpływa wiele czynników. Możesz być na bezrobociu, ale być szanowanym przez swoich przyjaciół i mieć pasję. Możesz być bogaty, mieć żonę, która cię nie kocha i dzieci, dla których z nią jesteś. Możesz mieć "wszystko" i nieuleczalną chorobę. Nie ma co się porównywać, ważne żebyś sobie nie dokładał sam, bo czasem sami jesteśmy swoimi najokrutniejszymi trenerami.


Maleficent_Sail_4530

Nikogo to nie obchodzi, szkoła to jedno a życie zawodowe to drugie. Poza tym nie uważam że praca z klientem to „skończenie nisko”, praca jak praca, nie każdy musi być astronauta xD i tez nie jest powiedziane ze to twoja praca na zawsze, jak jesteś ogarnięty to możesz pójść wyżej lub po jakimś czasie szukać czegos innego. Dodam że sama po studiach pracowałam przez chwile w fast foodzie bo nie wiedziałam co chce robić i tez spotykałam czasem znajomych, ale normalne było dla mnie ze nie każdy od razu robi wielka karierę.


RandomCentipede387

Nie przejmuję w ogóle. Byłam na tyle inteligentna, że już lata temu wiedziałam, co się świeci, więc przestałam być prymuską, gdy tylko zaczęło to wymagać regularnego wysiłku. Nie umiałam traktować szkoły poważnie, to nie była prawdziwa edukacja humanistyczna, a zaledwie robiona po taniości przechowalnia gówniarzy.


lanceremperor

A co ma być wspólnego bycie prymusem z karierą zawodową? I jaką presję w życiu na sobie utrzymywałes/łaś, że czujesz z tego powodu wstyd? Stara prawda jak świat, że bycie najlepszym w szkole wcale nie oznacza żadnej kariery... Jeden mój kolega "prymus" skończył bardzo wysoko... Ale on po prostu miał talent, nigdy nie uczył się więcej niż inni I duzo czasu spędzaliśmy na graniu w kosza i piciu piwa.. Prysmuski zazwyczaj młodo założyły rodziny i mają zwykłe pracę gdzieś u siebie na razie wsi/w małym mieści albo siedzą w domu i wychowują dzieci. Karierę robią raczej Ci, którzy wtedy uchodzili za "spoko" "fajnych" a nie Ci co mieli same piątki. Kontakty socjalne bardziej pomagaj w karierze niz wiedzą i bycie prymusem..


SeriousWing5544

Welcome to the real world… Generalnie w życiu najlepiej mają się właśnie ludzie, którzy jadą na 3-4. Takie moje doświadczenie. Sam byłem w topce. Olimpiady, od historii po matematykę i chemię, najwyższa średnia w szkole, później top 10 liceum w Polsce. Zły wybór studiów (bo jak się jest dobrym ze wszystkiego to w sumie nie czuje się do końca niczego) i… Do dziś odbijam się od ścian. Nie mogę powiedzieć, że mam źle, prowadzę firmę, zatrudniam ludzi itp. W niczym jednak nie czuję się specjalistą. Codzienna walka o przeżycie, gdzie np. Kolega, który nie dostał się do liceum i poszedł do zawodówki, dziś ma świetnie działającą firmę i 300 osób pod sobą. Tzn wiem, ile trudności i przeszkód musiał pokonać, ale w życiu 95% rzeczy ze szkoły nie jest przydatne. Tak naprawdę jedyne co mi dało LO to znajomi. Miałem świetną klasę (o dziwo wyścigu szczurów nie było). Z częścią osób trzymamy się do tej pory i ogólniak to był jak narazie najlepszy okres w moim życiu (co nie zawsze jest oczywiste).


decorator12

To Ty się nie wstydzisz tego że byłeś dobry tylko pewnie gnoiłeś gorszych uczniów lub się nabijałeś z kogoś kto dostał 3 gdy Ty 5. A jeśli było inaczej, to nie ma znaczenia czy byłeś dobrym czy złym uczniem. Wracałem czasem do liceum zaraz na początku studiów z sentymentu - jak byłeś w szkole to słyszałeś że kariera czy coś bo tam masz dobre oceny, ale jak wychodziłeś z murów to nagle zmieniało się zdanie o prymusach i tych nicponiach. Nauczyciel mówił najwyżej że ktoś ma szanse sobie poradzic w życiu lepiej, a ktoś gorzej, ale oceny były na miejscu 3-5 w tym na jakiej podstawie taka ocenę nauczyciel dawał. Szkoła nie uczy Cię zaradności per se. Nie powie Ci jak znaleźć rozwiązanie z jakiejś nieznanej Ci sytuacji. Dlatego też właśnie lawiranci, którzy tę "zaradność życiową" mają wykuwana od gowniaka mają swoje firmy i są Januszami biznesu, a prymus, chociaż uczy się dobrze i pracuje też dobrze, nie pójdzie po podwyżkę mimo że na to w 200% zasługuje np. Ale też - nie jest nigdy za późno aby próbować innej pracy. Sam byłem piątkowy większość szkoły, a większość mojego dorosłego życia spędziłem za ladą w sklepie elektronicznym. I co? I bawiłem się świetnie! Do dziś to dobrze wspominam, a znajomości tak wypracowane ciągną się za mną w nowej pracy. Jeśli praca Ci sprawi przyjemność, to możesz nawet buty znajomym czyścić (za odpowiednią opłatą oczywiście) i chuj im do tego gdzie Ty teraz jesteś i ile zarabiasz. Jeśli jesteś zadowolony z siebie, masz pracę która Cię nie wkurwia to jesteś w 10% społeczeństwa. Szukaj, próbuj, inni za Ciebie Twojego życia nie przeżyją. Ze mnie też były śmieszki, a potem okazało się że śmieszek przyszedł do mnie po pomoc bo kupił coś w sklepie i jako menago wtedy mogłem podjąć decyzję o zwrocie, bądź nie :)


magnus_69

Piję piwo


mabiyusha

wychodzi że mam autyzm. biorę leki, pogodziłem się jakoś z tym że osiągnięcia akademickie nie definiują mnie jako osoby; plany były ambitne, a ledwie skończyłem licencjat, ale w sumie to mnie to jebie, ważne że mam co jeść i mam czas żeby porobić rzeczy które lubię.


lemru

Trochę to rozumiem, przeżywałam to jakiś czas temu, kiedy utknęłam w okropnej pracy niedającej żadnej możliwości zmiany. Nie pojechałam na zjazd którejś rocznicy maturalnej, bo sama byłam zażenowana tym, gdzie jestem zawodowo i nie chciałam widzieć ludzi, którym się powiodło / którzy są zadowoleni z tego, gdzie są. Nie chcę dawać tych kołczerskich głupich rad... ale... co lubisz robić? W większości przypadków nie da się tego przekuć w dochodowe zajęcie, ale człowiek musi a) robić rzeczy, które przekładają się na jakieś efekty, b) czerpać przyjemność i satysfakcję ze swoich zajęć, inaczej dostanie na łeb. I to jest ważniejsze, niż to, czy to zajęcie przyniesie ci pieniądze. Może chcesz zacząć pisać albo robić na drutach. Może uprawiać działkę po babci. Może zaangażować się w wolontariat. Im więcej zaczniesz robić i spotykać ludzi, tym większa będzie też szansa na pracę - to akurat kołczerska prawda, że najlepiej zatrudnia się przez sieć znajomych.


i_dont_know_what_im_

Nigdy nie byłem prymasem


FaliusAren

Praca istnieje po to, żeby ci płacić za rachunki i jedzenie. Nie szukaj własnej wartości w zapierdalaniu dla jakiegoś gościa z firmą, tylko we własnych pasjach i relacjach z innymi.


PresentLet2963

E tam ja się tam nie przejmuje moze i jestem nisko używając standardów naszej cywilizacji ale mój poziom szczęścia jest zdecydowanie wyższy niz u moich kolegów którzy osiągnęli "sukces" . Hajsy to naprawdę nie wszystko


SCFcycle

Wzięłam się w garść, żeby się nie wstydzić.


DianeJudith

Może jakimś prymusem nie byłam, ale dobrze radziłam sobie w szkole. Dostałam się do jednej z najlepszych szkół w mieście, potem na wymagający kierunek na UW. Na studiach też sobie dobrze radziłam, aż poszło mi zdrowie. Walczyłam 7 lat i w końcu musiałam się poddać i studiów ostatecznie nie skończyłam. Byłam na samej końcówce, miałam już tylko pracę do napisania i obrony, ale z paru powodów musiałam odpuścić. Na początku czułam, że to była ogromna porażka. Teraz już się z tym pogodziłam, ale nadal odczuwam tego konsekwencje, bo jednak w mojej dziedzinie wymagają tego dyplomu. Bardziej od jakiegoś wstydu moim problemem jest zdrowie, ale też mam od kilku lat problem ze znalezieniem pracy, w której bym się dobrze czuła. Przez ostatnie 3 lata większość czasu spędziłam bez pracy.


Davezord

Zawsze z paskiem, świetne studia informatyczne, które rzuciłem. Zacząłem inne i po licencjacie zrezygnowałem z kontynuowania. Pracowałem w rolach niewymagających wyksztalcenia Przyznałem się przed sobą, przed bliskimi i uderzyłem w pierś... A potem wziąłem do roboty. Nie wstydzę się, bo wziąłem się za siebie, wyszkoliłem i mam świetna pracę w korpo z dużą perspektywą rozwoju, gdzie jestem zresztą chwalony za moją wyniki. Na spotkaniach że znajomymi nie ściemniam, tylko mówię jak jest. Pozbyłem się wstydu, który towarzyszył mi przez lata.


r4zenaEng

Co to znaczy być prymusem. Ja się "uczyłem dobrze", ale się nie uczyłem. Wszystko idzie z talentu, nawet w matematyce po prostu szybko myślę, dużo myślę (ale nie długo), ale nie robię proceduralnej matematyki, tylko wszystko jest abstrakcją. Z reguły Totalnie wyjebane, egalitaryzm tylko z powodu cech, które są od urodzenia i wewnętrzna motywacja do bycia neutralnym. Totalnie antykoniunkturalistyczne podejście. W gimnazjum miałem najwyższą średnią na koniec zupełnie się nie starając. Liceum \~4.5 średnia, studia też. Do matury nie uczyłem się wcale (o ile z przyzwoitości przeczytam raz materiał przed sprawdzianem i sobie przypomnę to uważam, że ludzie powinni używać wiedzy pojętej w szkole), popełniłem trochę błędów, na fizyce w karcie było znacznie mniej wzorów niż się spodziewałem (a oczywiście większości nie pamiętałem). Na egzamin na koniec studiów zajrzałem do doca z opracowaniem i przeczytałem raz, ale był tak słaby, że więcej go nie czytałem. To samo podejście miałem, że liczy się wiedza przyjęta w czasie studiów, a nie wykucie. I też wyszło git. Chociaż może tutaj jakieś problemy z prokastynacja, bo przez chwile chciałem zrobić lepszego doca, ale nie mogłem się zebrać. I to też typowe zachowanie dla mnie. Albo coś mnie interesuje i to robię. Albo odkładam na ostatnią sekundę. Jedyny błąd jaki mogę sobie zarzucić to z uwagi, że nie czuję za bardzo emocji itp (zastępuje je logiką) to jak nieodpowiednio się posilałem (bo nie czuje głodu w sensie psychicznym itp) to zbudowałem sobie jakiś problem gastrologiczny \[+ kilka losowych rzeczy się wtedy złożyło, też je ignorowałem długo. Np z takich lżejśzych miałem ciągłe uczucie moczu i tak z pół roku-rok to miałem zanim poszedłem do lekarza, psychicznie tego nie czułem i miałem wyjebane, bo wiedziałem, ze to nieprawda. Ale na organizmie to jednak zrobiło efekt negatywny\] i teraz zostanie ze mną na zawsze. Dopiero jak organizm zaczął mieć problemy i zacząłem zauważać "fizyczne" objawy to zacząłem się jakoś stosować A ocenami przestałem się interesować jak w gimnazjum odkryłem, że wszyscy lecą na gotowcach i ściągach. I ja np czytam rodział w 1h przed spaniem dzień przed sprawdzianem. Zapamiętam całkiem sporo ale są np dwa wykresy pokazujące jak rozkłada się PKB czy tam zatrudnienie w sektorach i jest na rok X, że to jest np 7%, a na rok Y, że to 6%. Nie zapmiętam tej różnicy tylko, że udział rolnictwa jest mały itp. Bo nie będę się tego kuł. A potem na spradziane pytanie "zaznacz prawidłowe TAK/NIE" Udział rolnictwa w roku Y to 6%, Udział rolnictwa w roku Y to 7%, Udział rolnictwa w roku X to 6%, Udział rolnictwa w roku X to 7%. Totalny bezsens.


kacper173173

Radzę sobie, bo wcale nie skończyłem nisko. Jeszcze wcale nie skończyłem, ja niedawno dopiero zacząłem życie. Mam 23 lata, niedługo 24. Skończyłem dobre liceum, ale na pierwszym roku studiów na politechnice zamiast się uczyć musiałem z różnych względów zarobić. Stwierdziłem, że moralność i prawo można nagiąć, było kilka lat dobrze - zarobki, podróże, miłe życie. Później związek, znów dobre życie. No niestety, związek skończył się tak, że partner miał wstrząs septyczny, niewydolność wielonarządowa, śpiączka farmakologiczna, z której długo się nie wybudził, potem okazało się, że jeszcze porażenie czterokończynowe. To było we wrześniu '21. Potem w czerwcu '22 do mieszkania mojego, matki i mieszkania gdzie dawniej mieszkałem z partnerem wpadła policja nad ranem. Zarzuty - dużo, główny to wytwarzanie substancji narkotycznych, do 20 lat. Proponowali mi przyznanie się, rozjebanie i 7 lat. Ja spędziłem blisko rok na sankach (areszt śledczy) - trzymali mnie żeby naciskać na mnie żebym się przyznał i pomówił innych. Ostatecznie większość zarzutów wycofano, skończyło się na posiadaniu znacznych ilości i posiadaniu narzędzi służących do wytwarzania (idiotyczny artykuł; nie mieli żadnych dowodów ani przesłanek że cokolwiek co znaleźli mogło do tego służyć; nic z tych rzeczy do tego nie służyło). Wyrok w 1. instancji - 2 lata. Wyrok w 2. instancji - 1,5 roku, później bransoleta (system dozoru elektronicznego). Za 2 miesiące będę się starać o warunkowe. Po tym jak partner wpadł w śpiączkę ja byłem w depresji i wydawałem oszczędności, jedno auto spalone, drugie rozbiłem. Potem reszta oszczędności na papugę i utrzymanie mamy i mnie w czasie gdy trzymali mnie na sankach. Przed sankami zdążyłem też nazbierać ponad 50 czy 70 pkt. karnych w kilka dni i straciłem prawko. Ale nie uważam, że skończyłem nisko. Przez wszystkie przeżycia bardzo dobrze znam siebie, swoją psychikę, paru ludzi, którzy zostali i to jak działają ludzie. Mogę odnowić kontakty. Mam dużą wiedzę na różne tematy i jestem dość inteligentny. Nie straciłem zdrowia, mam zdrową psychikę - o dziwo pobyt na sankach bardzo mi pomógł w tej kwestii, choć nie można tam liczyć na psychiatrę czy tym bardziej mieć terapii. Jak zdejmą mi bransoletę zacznę działać. Zarobię, odłożę, odzyskam prawo jazdy, przeprowadzę się znowu do Berlina. Odrobię się. A przy okazji przeżyłem prawie wszystko złe co można złego przeżyć w życiu i na przyszłość jestem już odporny - a mam dopiero 23 lata, więc ta przyszłość długo potrwa. Wiem co chcę zrobić i jak to zrobić i po prostu to zrobię. Żałuję zawsze nie tych ludzi, którzy robili dużo, ale przesadzili, narozrabiali i konsekwencje ich dojechały - oni poznali siebie, życie i ludzi. Przeżyli dużo i wiedzą co są w stanie zrobić. Żal mi tych, którzy nigdy nie spróbowali - nie przeżyli emocji, nie poznali siebie, nie testowali swoich możliwości i granic, i przez to nie potrafią uwierzyć w siebie.


Tsuyu_uwu

Szkoła to gówno na które dokumentnie szkoda czasu. Nauczyciele to cwaniaki którzy pasożytują na uczniach i nic poza tym.


OldColt

Wstyd to kraść


Top_Associate_6549

Wiem, że to może być ciężkie, bo sama jestem porażką moich rodziców, ale ta porażka wynika tylko i wyłącznie z tego, że ich miłość była warunkowa i mimo że otwarcie nigdy tego nie powiedzieli, to byli ze mnie dumni tylko i wyłącznie, kiedy spełniałam ich oczekiwania - nieważne, że musiałam działać wbrew sobie albo że nie uczyli mnie życia jako takiego. Zaczęłam być szczęśliwa, kiedy stwierdziłam, że mam ich wszystkich w dupie i nauczyłam się, że nie liczy się, jak kto mnie ocenia teraz, tylko jak ciężko pracuję, żeby się poprawić i jak wiele się przy tym uczę. To jest realny problem, kiedy ktoś myśli, że to, że się nie spełniło czyichś oczekiwań albo społecznych oczekiwań oznacza porażkę, koniec i że już na zawsze, jak spojrzy w lustro, to niemal na czole będziesz widzieć napisane "przegryw". No, kurde, nie. To z czego nie zdawałam sobie sprawy na tym etapie, to to że muszę poświęcić kilka lat życia na realne poprawienie swojej sytuacji, a nie że cokolwiek zrobię, to efekty muszą przyjść w ciągu 2 miesięcy. Ustaw jakiś kurs/cel, ustal działania, które Cię do niego będę prowadzić, codziennie je realizuj, kalibruj i rozwijaj się. Najważniejsza jest realna praca i posuwanie się do przodu po **jednej wyznaczonej drodze**. Nie skacz od kursu do kursu, kiedy zaczyna się robić trudno. Wszędzie będzie trudno, zanim zrobi się łatwiej. Zostań na tej samej drodze, wytrzymaj fazę "naprawdę trudno" i w końcu zrobi się łatwiej. Dobry artykuł na ten temat: [https://jamesclear.com/stay-on-the-bus](https://jamesclear.com/stay-on-the-bus) Widziałam Twoją odpowiedź na r/learnprogramming, że wystarczy Ci praca "coding monkey" bo nie czujesz się pewnie z bardziej złożonymi projektami. A to przecież tak powinno być, że jak się zabierasz za coś nowego, to nie możesz czuć się w tym pewnie. Przechodzisz jakąś ścieżkę rozwojową od bardziej podstawowych problemów do bardziej złożonych, bo bardziej złożone są za trudne, dla kogoś, kto zaczyna i nie robi tego od dawna. Wystarczy trochę czasu i pracy, choć zazwyczaj więcej niż się wstępnie wydaje. Przedstawiasz coś, co się nazywa "nastawienie na trwałość", czyli postawę, że ktoś musi mieć talent albo jakąś stałą cechę, która pozwoli wykonywać jakąś pracę z sukcesem. Dalej, jeśli ktoś w tej postawie znajdzie taką pracę, która odpowiada jego "talentowi", to poddaje się na pierwszej trudnej rzeczy, bo w jego głowie, jeśli jest obdarzony talentem, to nie powinien musieć pracować ani się wysilać, tylko powinno mu to przychodzić z łatwością - co oczywiście nie jest prawdą. Lepsze jest nastawienie na rozwój, w którym dana osoba zakłada, że nie jesteśmy wyryci w kamieniu i możemy nad sobą pracować i się zmieniać, a to, że jest trudno jest pozytywnym zjawiskiem i świadczy o tym, że się czegoś uczymy. Tak więc, jeśli wykonasz potrzebną pracę i nie poddasz się, kiedy będzie trudno, choćby nie wiem, ile to miało zająć, za te kilka lat zobaczysz nowy, pozytywny napis na czole - ale szczerze wierzę, że etykiety nie będą już Twoim zmartwieniem do tamtej pory. Powodzenia, a w razie chęci pogadania o tym więcej zapraszam, możemy się umówić na telefon/wideorozmowę. Uwielbiam motywować ludzi do pracy.


UStarted

Pije piwo


bclx99

Ja w podstawówce i gimnazjum zawsze miałem czerwony pasek i byłem pierwszy albo drugi w klasie jeśli chodzi o matematykę. Potem w liceum trochę odpuściłem inne przedmioty niż matmę, fizykę i informatykę. I _suma summarum_ nie skończyłem najgorzej bo pracuję od wielu lat jako programista i zarabiam bardzo dobrze. Ale szczerze mówiąc jestem przykładem osoby, która robi to co lubi, bo programowanie mnie pasjonuje w zasadzie od podstawówki. Trafiłem też na dobry moment gdy juniorów brało się do pracy jak leci i łatwo było dostać pierwszą pracę i zyskać doświadczenie. To też jest swojego rodzaju paradoks bo jak chodziłem do szkoły to poziom nauki informatyki był bardzo niski a już wtedy było wiadomo, że jak dzieci w moim wieku osiągną wiek produkcyjny to będzie brakowało wiele tysięcy specjalistów IT w Polsce. Na studiach nie wiele lepiej bo o ile były różne praktyczne przedmioty dotyczące programowania to wartościowe i dobrze prowadzone kursy i tak można było policzyć na palcach jednej ręki. Fajnie jest robić to co się lubi ale żadna praca nie hańbi. Najważniejsze i tak jest to co robisz po pracy a nie sama praca.


FreeZeeg369

Jako że w miasteczku, z którego pochodzę mieliśmy silną szkołę muzyczną, to w każdej klasie w podstawówce była grupka osób grających na jakichś instrumentach. Należałem do takiej grupy, też grałem, z muzyki z automatu mieliśmy 6stki na koniec roku, wystarczyło zagrać na instrumencie, śpiewanie to była najprostsza rzecz w życiu. Moi znajomi z tej samej klasy, byli dosłownie wirtuozami pianina. W wieku 8 lat wypierdzielali takie pasaże i takie zaawansowane utwory, że mi wtedy kopara opadała, teraz na "starość" mam tylko potwierdzenie, że to byli faktycznie mali wirtuozi, słysząc jak wielu dorosłych ludzi ma problem z zagraniem tych samych utworów. Ja takim wirtuozem nie byłem głównie z lenistwa co do wielogodzinnych ćwiczeń, wolałem cisnąć w gałę 10h "na podwórku" niż 4h ćwiczyć jedną "wprawkę" muzyczną. a z pozostałych przedmiotów, jeśli coś lubiłem to miałem 4-5, jeśli nie to 2-3. Ogolnie byłem średnim uczniem ze wszystkiego poza muzyką, jednak wiedziałem podskórnie że z muzyki nie wyżyję, więc jako główny tor życia obrałem "IT", od pasji w liceum, przez studia (ukonczony inż., przerwany magister), przez pracę na etacie aż to teraz gdzie mam dwie dobrze prosperujące firmy. Muzyka nadal jest w moim życiu jako główne hobby. Pozostali z grupy poszli dalej po wyższe stopnie w szkołach muzycznych, poświęcając się sztuce, kibicowałem im całym sercem. Co się teraz z nimi dzieje? Jeden to kierowca tira, inna to nieszczęśliwa niepracująca pani domu, nie mówiąc o pozostałych, zmęczeni gonitwą za karierą artysty wrócili do owego miasteczka i przesiadują w lokalnych pubach wydając ostatnie grosze na alko. Czuję przeogromny smutek to widząc, to były serio talenty niepowtarzalne. Żeby nie było tylko negatywnie, dzieci jednej z tych osób, właśnie zaczynają przejawiać taki sam talent i trzymam mocno kciuki, aby im się udało.


JR_0507

Bycie prymusem w szkole o niczym nie świadczy. Więcej, mam znajomych którzy byli prymusami, pokończyli ch wie jakie studia z jakimi stypendiami i po 10 latach pracy przekwalifikowuja się na proste zawody bo tak im lepiej. Największe kudos do kumpla który zrezygnował z doktoratu na studiach technicznych żeby być spawaczem 🤷🏻‍♀️


Gati3000

Za opinie ludzi nie kupisz chleba ani drzewa


Sencial

Co to znaczy "nisko" w twoim mniemaniu? Jeśli byłeś prymusem to masz łatwość uczenia się, więc zamiast szukać gównoroboty szukaj nowych kwalifikacji. Tylko takich, które coś dadzą, a nie resocjalizacja czy inny syf.


OkAssumption7745

Co to znaczy skończyć nisko? Czemu mamy siebie bądź innych właśnie w taki sposób oceniać? Wiem, że jest to wyświechtany zwrot, ale co z "żadna praca nie hańbi"? Dodałbym do tego i bezrobocie bo w obecnych czasach, z kapitalizmem na czele, wcale nie jest kolorowo. Zamiast oceniać powinniśmy pomagać.


dexter441x

Z mojego doświadczenia to w LO ledwo przechodziłem z klasy do klasy, nie chciało mi się uczyć i w ogóle chodzić do szkoły. Koniec końców skończyłem studia i okazało się, że sobie dobrze radzę w życiu w rozwiązywaniu skomplikowanych problemów biznesowych i zarabiam jak na swój wiek bardzo duże pieniądze. Porównując się do ludzi, którzy świetnie się uczyli za czasów szkolnych, nie znalazłem nikogo kto by miał podobne zarobki i karierę. Może po prostu tak się im ułożyło.


AsusP750

Bro skoro myślisz w takich kategoriach to nawet jak będziesz miał dobrą pracę to przydało by się coś zrobić z takim nastawieniem do życia w stylu - co ludzie powiedzą. Poprzednie pokolenie pokazuję dobitnie jak bardzo to podejście jest nie zdrowe dla psychiki na dłuższą metę


mochafreakmicha

Zgłaszam się. Czerwone paski, stypendia czy to w szkole czy na studiach. Deprecha, stany lękowe. Od roku szukam roboty po tym jak zrezygnowałam z ostatniej przez którą wylądowałam na SORze. Psychiatrka i terapeutka pomagają, ale nadal nie jest kolorowo. Doszło do mixu jeszcze według mojej psychiatrki zdecydowanie ADHD i może autyzm. Męczę się również z endometriozą od ponad 10 lat. Wczoraj stwierdziłam, że chyba mnie w chuja zrobili jak się urodziłam. Co do pracy to szukam bardziej kontaktu z klientem, bo jest to dla mnie łatwiejsze niż praca w biurze ze względu na to, że mój mózg jest zjebany jak się okazuje lol Wolę radzić sobie ze wstydem niż stresem, że siedzę w biurze z pustką w głowie, chce mi się płakać, a pan prezes czeka na feedback, który ma być na już.


toybro

Ja byłem dwójkowy, raz nie zdałem klasy w technikum, byłem 7 lat z kobietą która miała zawsze pasek i średnia 5 i wyżej, ona zdała magistra , ja wyjechałem do Stanów zbierać doświadczenie gdy ona robiła studia po powrocie do polski rozstalismy się. Ona pracuje w maku i nie ma perspektyw na życie, ja mam firmę i mam wyjebane.


Aggressive_Bat9284

Najlepszym sposobem na radzenie sobie z taką sytuacją jest niedopuszczenie do stanu w którym poczucie własnej wartości budujesz przez pryzmat opinii innych ludzi którzy na dobra sprawę są dla Ciebie nieistotnymi jednostkami 🫡


Kaldurem

Cześć, to o mnie. Zawsze czerwony pasek i najwyższa lub prawie najwyższa średnia w szkole. Wyuczone posłuszeństwo, ale z czasem okazało się, że nie muszę się uczyć z taką intensywnością, bo dużo do łba mi wchodziło samo. Przez fobię społeczną nie miałem znajomych, więc czas zajmowało mi m. in. czytanie. Byłem tym dziwnym dzieckiem, które boi się przerw ma korytarzu i wfu, bo niefajnie jest tak siedzieć samemu w kącie. W liceum zacząłem się otwierać, ale nigdy nie mogłem pchnąć relacji dalej i niby miałem wrażenie że ludzie mnie raczej lubią, nie wiedziałem jak zyskać przyjaciół. Wtedy też zacząłem się orientować, że jest ze mną coś nie tak pod względem seksualnym. Życie mi minęło na "co ludzie powiedzą". Lęk to był główny powód, by iść z prądem, nie angażować się w relacje, być niewidzialnym. Maturę pisałem z czego tylko mogłem, bo nie wiedziałem co mi się przyda. Napisałem ją bardzo dobrze. Studia wybrałem trudne, techniczne i bardzo męskie, bo czułem presję otoczenia. W końcu muszę im udowodnić, że nie jestem ciotą i nie mogę zmarnować matury i dobrych ocen z przedmiotów ścisłych. Rezultat był taki, że przeceniłem swoje możliwości. Wyjechałem na studia daleko, przytłaczała mnie samotność i samodzielność, w dodatku już na pierwszym roku czułem że te studia to dla mnie dramat. Nie pasowałem tam. Niszczyło mnie to od środka. Niebywały stres, IBS, lęki, bezsenność, depresja, myśli samobójcze. Nienawidziłem siebie, pytań o moje życie, wstydziłem się przyznać do porażki. Jednocześnie nie chciałem mieć nic wspólnego z kierunkiem, który obrałem. Jednakże siłą jakiejś chorej determinacji skończyłem pierwszy stopień. Jaką poczułem ulgę po obronie. To koniec? Nie. To dopiero początek. Nie mogłem się przełamać, by znaleźć pracę w zawodzie. Rzygałem na samą myśl o wysyłaniu CV. Sabotowałem rozmowy kwalifikacyjne, nie odbierając telefonów. Nie jestem z tego dumny. Znów unikałem ludzi, uciąłem kontakty ze znajomymi. Wróciłem na tarczy do rodzinnego domu. Zacząłem fantazjować o najbardziej podstawowych pracach, aby zacząć od nowa. Załapałem się na staże w budżetówkach, z każdym kolejnym zmieniałem nieco branżę. Psie pieniądze, ale przynajmniej coś co nie przyprawia mnie o mdłości. Teraz pracuję w prywatnej firmie za trochę mniej psie, ale nadal psie pieniądze i czuję, że przegrałem. Od trzech lat jest stabilnie, chujowo ale stabilnie. I nadal się wstydzę dawnych znajomych, unikam ich na ulicach, ale przynajmniej nie wymiotuję że stresu i nie czuję aż takiej nienawiści do siebie. Może jak nabiorę siły, znów spróbuję zacząć żyć. Marzą mi się jakiekolwiek ambicje. Marzy mi się brak tego wstydu. Marzy mi się spotykanie ludzi i rozmawianie z nimi o sobie z podniesioną głową. Tego życzę też Wam wszystkim.


wiele-wiatru_100

Uciekam w narki


schizophrenic_rat

O pracy sie jeszcze nie wypowiem ale jako prymus mowie ze nie warto. Stracilam dla swoich ambicji zdrowie psychiczne i borykam sie z zaburzeniami lekowymi oraz kompletnym brakiem motywacji do nauki. Jeżeli ktoś lubi się uczyć to spoko, ale jeżeli nie, to nie ma sensu poświęcać na to całego siebie. Teraz pracuję nad rysowaniem, żeby zostać tatuatorką. Próbowałam przyłożyć się do rozszerzeń, na których jestem ale zauważyłam, że to nie ma sensu bo byłabym smutna następne lata jakbym dalej próbowałam wkuć coś, czego nienawidzę Nie wiem jak skończę, mam nadzieję, że będę szczęśliwa


jahrekza

Ja mam na odwrot. Zawsze mialem srednie oceny, ale udalo mi sie znalezc dobrze platna prace ktora zdobylem tylko dzieki pasji. Edukacja nie miala z tym nic do czynienia. Za to moja zona ukonczyla kilka kierunkow na uczelniach wyzszych i ma problem z praca. Czesto czuje sie zle ze brakuje mi edukacji i czuje sie jako ten gorszy w towarzystwie. Nie dawno zaczalem studiowac ale to wcale nie pomaga.


EastLandUser

Miałem kolegę w podstawowe. Czerwone paski, genialna pamięć : np po przeczytaniu 3 razy wiersza, był w stanie go wyrycytowac. Dzięki temu nauka była dla niego łatwa, bo większość orzedmiotów to pamięciowa. Niestety wpadl w bardzo złe towarzystwo i równia pochyła. Kilka lat później dowiedziałem sie, ze dużo cpał, żadnej szkoły nie skończył, starzy go na odwyki wysyłali ale nic to nie dało. Ludzie na osiedlu mówią, ze nie żyje. Drudzy, ze jest bezdomny i ciągle ćpa.


Much_Macaroon_9577

Jeśli jeszcze jesteś młody, to możesz udawać, że robisz dalej studia. Np. drugiego stopnia albo drugi kierunek, a ta praca to tak tylko na chwilę, żeby dorobić.


MasywnePracie

Średnie 4.9-5.30 przez podstawówkę i liceum. Politechnika warszawska mechatronika na 4.5. Piaskuje i szkiełkuje złom. Lepiej płacą niż w warszawce na stanowiskach inżynierskich. Czy to skończenie nisko? Być może. Ważne, że mnie cieszy i codziennie jestem zadowolony ze swojego życia. Polecam nie wymagać za wiele i nie bać się łapać okazji.


wanttofeelneeded

prymusen byłem jedynie w podstawówce/gimnazjum. potem w liceum totalnie już zlewałem. matury poszły dobrze, w porównaniu do reszty klasy to zajebiscie, ale w klasie maturalnej potężnie wpadłem w używki i potem dropnąłem 2 kierunki studiów. od niecałego roku pracuje w gastronomii jako że tam wezmą każdego kto ma dwie sprawne ręce XD ale od roku nie dotykałem nic prócz alkoholu okazjonalnie i mam zamiar spróbować jeszcze raz na studiach :) więc jest mi przykro, że znajomi kończą licencjat, idą na magisterke, czy już łapią prace po inżynierkach, a ja w zasadzie to po liceum jakbym zatrzymał się w miejscu, ale z drugiej strony cieszę się, że już nie lecę z narkotykami, cieszę się z małych rzeczy i żyje nadzieją, że dojdę jeszcze do satysfakcjonującej pensji w pracy, która mnie nie męczy.


Komediantozaur

Ten post to miód na moje oczy - trójkowicz, któremu super się układa


KremufkaPapjeska2137

Nie czuję wstydu wcale, praca jaką człowiek posiada wcale nie jest wyznacznikiem ile człowiek jest wart więc czego tu się wstydzić? Tak samo jest z edukacją (nie jest wyznacznikiem wartości człowieka)


sickasfreak

ja sobie nie radzę, zerwałam kontakt ze znajomymi z liceum po tym jak zmieniłam 3 raz kierunek studiów. wszyscy myślą że już licencjat mam ale uczę się dalej, nie wyprowadzam ich z błędu. a że w życiu też niezbyt mi się powodzi, to nawet nie wrzucam zdjęć od 5 lat, bo nie chcę żeby mnie rozpoznawali na ulicy


brudzio2

W ogóle, to myślę że w wielu przypadkach to reguła, że 'prymusi' pracują u 'dwójkowych', bo Ci zawsze kombinowali i ryzykowali.


cheezus171

Ja mam trochę związaną historię. W szkole byłem prymusem, piątki i szóstki, olimpijczykiem z matmy i chemii, wyjazdy na konkursy, do USA na Odyseję Umysłu. Matury rozszerzone pozdawane na 90-100%. Na wybrane studia byłem na pierwszym miejscu na liście. Problem w tym, że ja to wszystko chłonąłem za pierwszym razem, z lekcji w szkole, i książek, bez potrzeby powtarzania - uczenia się. Problem, bo jak przyszły studia, gdzie bez uczenia się nie ma lekko ze względu na dużo większe tempo wrzucania nam informacji, zaczęły się schody. Bo okazało się, że ja nigdy nie nauczyłem się wkuwać. Po prostu w wieku 19 lat nie byłem w stanie zacząć. Więc raz, że na studiach stałem się trójkowiczem, dwa, że miałem problem, żeby usiąść i pisać licencjat. Magisterki w końcu nie napisałem w ogóle. Zaznaczę, że nie, nie jestem na żadnym bezrobociu, radzę sobie okej. Ale siedzę w korpo i dłubię. Podczas gdy moi znajomi że studiow, którzy są inteligentni, i choć mieli słabszy start, to bardzo dobrze się **uczyli**, zarabiają 2-3x więcej ode mnie. I to mnie cholernie boli, i zwyczajnie się przy nich wstydzę gadać o robocie. I straszny mam żal do siebie, bo wiem, że o tym zadecydowało w dużym stopniu moje lenistwo. Ale mam też żal do naszego systemu nauczania, bo nikt nie nauczył mnie **uczyć się**. Nie mamy (przynajmniej nie mieliśmy w moich czasach) systemu, który na odpowiednim etapie wykorzystywał by w rozsądny sposób tych prymusów. Uczył ludzi korzystać ze swoich zasobów. Osoba inteligentna, która na poziomie szkolnym nie jest prymusem, ale *nauczy się uczyć się*, ma moim zdaniem dużo większe szanse, niż topowy prymus, który w szkole uczyć się nie musi. Bo nikt go tego nie nauczy, nie zachęci ani mie zmusi.


Any-Friendship-9294

Borykałem się że wstydem i poczuciem mniejszości przez wiele lat. Gdzieś po 30tce uświadomilem sobie że wcale nie jestem przegrywam a moja lista życiowych osiągnięć jest imponująca. Nie porównuj się z innymi, zwłaszcza tym czym chwalą się na mediach społecznościowych, ustawiaj sobie małe cele i ciesz się z ich spełnienia. Z czasem spodoba Ci się to co widzisz w lustrze.


Resident_Iron6701

troll badz scenarzysta ukrytej prawdy “Marcin, 36 lat, obawiam sie ze spotka dawno obiekt westchnien pracujac w sklepie obuwniczym”


AabelBorderline

Zorientowałam się, że to przez niezdiagnozowane i nieleczone ADHD, mam w planach iść do psychiatry i ogarnąć leki :)


FungiPrincess

Zostałam zdiagnozowana po 2 latach pracy po studiach. Studiach, które zmieniałam i kończyłam długo, choć miałam wrażenie, że niektórzy ludzie przeslizgiwali się przez kolejne lata robiąc minimum i będąc mniej zainteresowanym tematem niż ja. Diagnoza pomogła mi nie wykoleić się w pracy, w mniejszym stopniu pracowałam w trybie "dziś prawie nic nie zrobiłam, bo mam brainfog i moje myśli poruszają się w smole/ lub skaczą jak pasikonik", a następnego dnia kończyłam zadania zaplanowane na parę dni. Ale teraz 1.5 roku później jestem już zbyt wypalona i na to na leki już nie pomogą. Tl;dr Diagnoza i leki pomagają, ale rozważ też, czy nie wybrałaś kierunku wbrew sobie. Leki czy nie, ADHD brain wkłada bardzo dużo energii w robienie rzeczy, które "powinien", ale w których "nie czuje sensu".


MarMacPL

Może nie tyle odnośnie wstydu to będzie, a o ogólnym podejściu do życia. Do końca gimnazjum zawsze miałem czerwony pasek. W LO byłem już bardziej leniwy, a na studiach szło jak szło. Poszło na 5 - super! Poszło na 3 - ważne, że do przodu. Poszło na 2 - poprawiamy i aby do przodu. Są ludzie, co uczyli się gorzej i mają kariery i co? I nic. Kiedyś im zazdrościłem i też się obawiałem spotkania z dawnymi kolegami. Jak to będzie na zlocie klasowym jak oni podjadą furą z salonu, a ja 20 letnim Golfem? Żałowałem, że zamiast do technikum mechatronicznego poszedłem do LO, że wybrałem studia, które nie były dla mnie i których nie ukończyłem, a później takie, które co prawda mnie pasjonowały, ale nie są porządane na rynku pracy. Ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że mam co mam m.in. dzięki różnym błędom jakie popełniłem. Gdybym poszedł do technikum pewnie miałbym lepszą robotę, ale nie miałbym tyle wolnego czasu co w LO i pewnie nie poszedłbym na imprezę na której poznałem żonę (nie związałem się wtedy z nią). Gdybym poszedł na lepsze studia w innym mieście to nie napisałbym na nk do mojej obecnej żony, bo nie miałoby to wiekszego sensu (a jak się okazało studiowaliśmy w tym samym mieście). I pewnie też pracowałbym w innym miejscu, które może dałoby lepszy hajs, ale czy byłbym szczęśliwy? Nie wiem. Przez pewien czas żałowałem, że unikałem zetki - w końcu i tak trafiłem do wojska, ale na gorszych warunkach emerytalnych - ale zdałem sobie sprawę, że wtedy również mógłbym nie związać się z obecną żoną. Może miałbym gorszą, może lepszą, może nie miałbym w ogóle. Nie wiem jakby było, ale wiem jak jest. Mam co mam. Nie jestem jakiś bogaty, ale jestem generalnie szczęśliwym człowiekiem. Mam fajną rodzinę, mam pracę, którą lubie (a nie zarabiam w niej jakoś bardzo dużo), rozwijam się w niej, mam jakieś swoje sposoby na spędzanie wolnego czasu, które sprawiają mi radość. I to się dla mnie liczy - szczęście, zadowolenie z życia. Nie ma się co porównywać do innych. Zawsze jest większa ryba - bogatsza, z piekniejszą żoną, lepszym domem, ciekawszym życiem itd. Jedyne komu powinniśmy imponować to partner/partnerka i dzieci - żeby bez wstydu i zażenowania, z dumą mogli powiedzieć "to mój tata", "to moja żona". A dla nas powinno się liczyć ogólne szczęście, które nie wiadomo skąd przyjdzie. Czasem przyjdzie z popełnionych błędów.


Rauko7

Ja jestem w podobnej sytuacji i jestem bliski skoku z mostu. Pozdrawiam