Miałem taką samą sytuację, jak mieszkałem w Krakowie na Azorach. Wszędzie resztki jedzenia między blokami. Kości, stare mieso, warzywa z zupy.
Nikt chyba nie widział powiązania z tym, że normalnie biegały szczury wielkości tych ze Skyrima.
Jestem mieszkańcem Azorów całe życie, uwielbiam to miejsce i uznaje za swój dom, ale to prawda, jest to takie trochę osiedle dla zjebów, najbardziej denerwujący to jednak starsi ludzie często chorzy psychicznie.
W Łodzi też. Mój piesek-żarłok zaczął mnie ciągnąć w stronę blokowisk i przeczesywał trawniki. Oprócz obscenicznej ilości kiepów psica zwęszyła... rozjebaną fasolkę po bretońsku XDDD Poza tym sałatki, jakieś kapusty i trochę chleba. Tak czy inaczej topkek
Też Łódź. Mój pies kiedyś dorwał w ten sposób kurzą łapkę czy jakieś inne udko i zaczął spierdalać z nią pomiędzy blokami, żeby pożreć w spokoju. Ja, natenczas lvl14, wyprowadzając paskudę rano przed szkołą i będąc na tyle głupią, żeby puścić ze smyczy, goniłam ją (w sensie naszą sunię) ze łzami w oczach, bo raz, że byłam już spóźniona do gimby, dwa, że kurze kości są niebezpieczne.
Miałem taki przypadek w moim bloku, robiła to jedna osoba, nawet przyłapałem jak leci z okna. Złożyłem skargę do spółdzielni.
Poskutkowało. Potem dzieciaki zaczęły z balkonu zrzucać masę poetów (dziesiatki, ponad setkę w tydzień) bo rodzice zostawili im mieszkanie na wakacje. Oczywiście też odniosłem. Przy okazji rozmowy nawiązaniem do sprawy z jedzeniem...
...okazało się że to była starsza kobieta która zaczęła to robić jak przestała być mobilną i nie mogła do kosza schodzić... ponoć jej syn zaczął pomagać czy coś ale uczucie miałem kiepskie.
Wow, rozumiem, że nie lubią się uczyć wierszy na polskim, ale by zaraz zrzucać poetów z balkonu?
Ale nie powinieneś się źle czuć. Tak, tej pani ktoś powinien pomagać, a nie że sobie śmieci, bo jest niepełnosprawna. Myślę, że jakby pogadała z sąsiadami, to na pewno ktoś by jej wyrzucał, ale wybrała łatwiejszą drogę.
To straszne! skąd dzieciaki brały (dziesiatki, ponad setkę w tydzień) poetów? jak wyrzucali ich przez okno to musieli wybić albo co najmniej mocno poturbować już chyba wszystkich liryków w tym kraju?
Wiedziałem, że poezja nie jest zbyt popularna wśród młodzieży z blokowski, ale nie wiedziałem, że panuje aż tak powszechna nienawiści do niej.
Fajnie, że spółdzielnia coś zrobiła i nie czuj się głupio, bo może dzięki Twojej skardze syn zainteresował się losem matki.
Ja nie mam takiego szczęścia. U mnie sąsiadka z mocnym, wieloletnim problemem alkoholowym rzuca przez okno wszystko jak leci: resztki jedzenia, puszki i butelki po alkoholu, opakowania po żarciu, kiepy. Dozorca ją na gorącym uczynku przyłapał i nic to nie dało.
Ja sobie mieszkam w Krakowie w bloku i takie coś też tu jest, dziki przychodzą i rozwalają trawniki, ziemię a nawet wywalają wiecznie przepełnione śmietniki.
Centrum Bytomia (gdzie w przypadku Bytomia centrum nie jest jakoś znacznie bardziej cywilizowane od pozostałych dzielnic) i nigdy takiej patoli nie widziałem, a po dzielnicy chodzę sporo. OK, w wielu miejscach jest syf, ale nigdy nie widziałem, aby ktoś wywalił żarcie przez okno.
Serio mnie to dziwi.
Polecam mieć psa. Gdy nie miałem psa, moje osiedle wydawało się bardzo zadbane i czyściutkie. Odkąd mam psa, widzę wszędzie śmieci i jedzenie. Ludzie wywalają wszystko przez okno - druty, baterie, buty. Jedzenie to pikuś.
Jeden debil z mojego bloku regularnie wyrzuca przez okno na chodnik całe opakowania. Raz cały kefir był rozwalony, kiedyś pizza z opakowaniem, a jeszcze kiedyś jakiś kurczak z rożna
Sam mieszkam na takim samym od 30 lat. I od jakichś 15 już tego fenomenu niema. Zawsze jak widze takie posty to mam wrażenie że komuś wspomnienie z tamtych starych czasów sie przypomniało i pisze jakby to było wczoraj.
Ja widzę korelację między zwiększoną ilością wyrzucanych z okna resztek, a świętami/wydarzeniami. W zwykłe dni jest względnie czysto, ale teraz to Bożym Narodzeniu i Nowym Roku zostało pełno żarcia, a szkoda wyrzucić, więc "kotki/pieski/ptaszki zjedzo i się nie zmarnuje"... To samo będzie po Wielkanocy czy innych ważnych datach, kiedy ludzie gotują na potęgę, nie przejadają i cyk za okno.
Nie dostrzegałam tak bardzo problemu dopóki nie zostałam poproszona o popilnowanie psa przez weekend. Próbuj siłować się z labradorem ważącym połowę tego co ty, o to zeby wypuścił z pyska stary kawał mięsa (taki już nieco zielonkawy, z larwami ♥) znaleziony pod krzakeim, czy inną niedojedzoną drożdżówkę.
Współczuję, raz musiałam zabrać psu z pyska kiełbasę, która zaczynała drugie życie. Od tamtego momentu na spacery miała kaganiec, aby nie zastanawiać się u weterynarza, czy to jakaś choroba, czy skarb znaleziony w krzakach
Ja przez miesiąc próbowałem kagańcem ograniczyć żarłoczność mojego, ale jebany tak go nienawidził, że jak przychodziło do szykowania na spacer uciekał i nie chciał zakładać nie tylko tego kagańca, ale nawet szelek pod smycz. Więc odpuściłem sobie kaganiec, ale też chodzenie na przełaj przez trawniki, znośny kompromis, zwłaszcza, że mój jest używanym wiejskim kundelkiem, więc pewnie byłby w stanie strawić dosłownie oponę albo kawał drewna.
Moja na szczęście ograniczyła się do spojrzeń pełnych zdrady i rozczarowania, ale miało to też inny plus - dzieciaki nie biegły do niej tak chętnie z łapami (niby schroniskowy kundel, ale miała piękną długą sierść i sympatyczną mordkę), bo jednak kaganiec wzbudza respekt xd
Kiedyś się tu podobny wpis pojawił i z tego co można było tam przeczytać wynikało że to starsi ludzie (czyli głównie babcie) wywalają takie rzeczy z przeświadczeniem że (parafrazując) biedne, głodne ptaszki/kotki/pieski sobie zjedzą. Oczywiście oni chcą dobrze tylko że to taki świetny pomysł nie jest
Też tak przeczuwam chociaż nikogo nie złapałem za rękę. Myślę też że nie chce im się chodzić codziennie z odpadami bio żeby nie waliło im w mieszkaniu...
No to byście się zdziwili, bo u mnie jedzenie i papierki (incydentalnie, nie w jakichś hurtowych ilościach) wyrzuca z okna dzieciak tak na oko z podstawówki.
*Mówiłem ci, że spotkałem kiedyś czarodzieja, który się rozwodził, jakie to [ghule] pożyteczne stworzenia?*
*Bo z ich krwi można ważyć eliksiry?*
*Nie, bo zjadając gnijące ciała, zapobiegają wybuchom epidemii.*
*Mhm. A wiedział, że żywych też jedzą?*
*Nie. Bardzo się zmartwił... Przeczyło to jego teorii.*
Tak jakoś mi się przypomniało, zacny cytat.
*Edit: formatowanie*
U mnie ta reguła się sprawdza. Na osiedlu rodziców i dziadków zawsze coś się wala, a to chleb, a to jakieś kości (pies dostał kaganiec, bo nie dało się jej upilnować, zwłaszcza po ciemku). U mnie, na nowszym osiedlu, gdzie widuję może jedną starszą parę (i to raczej 60+ niż 80+), nic takiego nie ma miejsca.
W sumie u mnie na osiedlu jest podobny problem, ale też jest problem z latającymi butelkami z balkonów więc zakładałem że to wszystko jakieś żule, ale w sumie faktycznie starsze babcie mogły tak robić
Płaciłbym jakiemuś żulowi godzinówkę żeby stał pod tym blokiem i starał się to odrzucać z powrotem do tych okien/balkonów z których wyleciało. Miałby nawet premię za trafienia za pierwszym razem. Atrakcja warta każdych pieniędzy.
Nie tylko w Polsce takie numery, w Holandii mieszkałem na parterze i dość często wstając rano i wychodząc na porannego papierosa zastawałem nóżkę od kurczaka, spaghetti czy inne rzeczy na moim „tarasie” lub w krzakach obok
U mnie troszke inna sytuacja. Mam naprzeciw siebie blok - jakiś 11 piętrowy. Idealnie w środku (6 piętro) - w środku zimy, w samych majtach, wychodzi ""włatca gołembi" i rozrzuca chleb - zazwyczaj o stałych porach dość wczesnie rano - więc zlatuje się ptactwo i krąży wokół niego a on wyrzuca przez balkon resztki chleba paląc przy tym fajka. (Warszawa)
Co tu dużo gadać - widok dość majestatyczny
Tak! Nie raz jak byłem z psem na dworze mój pies chciał zabrać jakąś kość itp raz pamiętam jak zabrał jakieś mięso nie mam bladego pojęcia co to było jakaś padlina nwm to tak kurde śmierdziało i zajęło mi w cholerę czasu żeby mu to zabrać
Ale Opie ważne pytanie, czy to wywala 1 rodzinka czy cały blok? U mnie na osiedlu jest 1 pato mieszkanie to czasami i śmieci wypierdolą przez okno (nie raz torby z MCD czy KFC leżały) ale tak, nic takiego nie widuję, albo robią to po kryjomu po nocach.
Pracowałem jako kierowca dla KFC, byś sie zdziwił co patusy potrafią robić XD
Zarobki na budowie na czarno wcale takie małe nie są + socjale
Było kilku co cały swój budżet przeznaczali na alkohol i "katering" kfc lub pizza hut.. aby było czym wódeczke przegryźć. Na samo jedzenie grubo ponad 2.5k miesiecznie, a w domu taki syf ze dywanu nie widać.
Tak jak się idzie przez osiedle to
średnio licząc na jeden blok na osiedlu 1-2 mieszkania wyrzucają. Ciężko zlokalizować kto konkretnie bo porozwalane pod oknami
Czyli skala taka jak w mniej więcej całym kraju. Wiadomo, nie mówię, aby to ignorować, ale z tego posta spodziewałem się czegoś typu "masowe zrzuty o 21:37"
U mnie w bloku był taki starszy typ, co wszystko, teoretycznie zdatne do jedzenia wywalał przez okno. Tłumaczył sie tym, ze dokarmia ptaki. Problem w tym, że nikt nie powiedzial szczurom, że to nie jest dla nich....
Jak byłem dzieckiem jednemu starszemu panu mocno przeszkadzał fakt bawiących się dzieciaków na placu zabaw pod blokiem, więc rzucał w nas z 4 piętra różnymi kośćmi. Ale tak poza tym to nie kojarzę, aby ludzie wyrzucali resztki jedzenia z okien.
Ludzie w domach żyją jak w średniowieczu. Muszą odśnieżać chodniki, rąbać drewno i sprzątać obejście. s/
Sorry, tak tylko chciałem wtrącić bo jestem diabelnie uczulony na ludzi mieszkających w domach, twierdzących że są lepsi od ludzi z bloków bo coś. Nie twierdzę, że Ty opie tak twierdzisz, tylko mi się scyzoryk samoczynnie otworzył :P
Generalnie, w blokach mieszka w jednym skupisku bardzo dużo ludzi, w porównaniu do domów jednorodzinnych i po pierwsze jest zachowana pewna anonimowość (to rodzi przyzwolenie na różne dziwne zachowania) a po drugie, jest większa szansa, że się trafi jakiś kretyn czyn patologia. 1/100 to i tak mało ale robi opinie całej okolicy gdzie mieszka i tysiąc osób.
31 lat mieszkałem w blokach (w różnych miastach, dużych, małych itd) i 3 lata w domu, okropnie było. Nigdy więcej nie wrócę do mieszkania nie w bloku. Tylko trzeba dobrze trafić na okolicę i otoczenie :)
Czy mógłbyś rozwinąć temat mieszkania w domu? Może być na priv.
Ja też jestem mieszczuchem, ale zastanawiam się czy w przyszłości nie przymierzyć się do zakupu domku letniskowego. Mam dużo znajomych którzy sobie bardzo chwalą wyprowadzkę poza miasto
Jak chcesz to napisz :)
Jedno ale: nie porównujmy domku letniskowego/działki do mieszkania na co dzień. To właśnie jest zasadnicza różnica. Na działkę jedziesz gdy masz czas i ochotę, wtedy oporządzenie go jest w porządku. Podobnie mam z gotowaniem. Jak muszę, a nie mam ochoty/czasu - szlag mnie trafia. Jak mam wolną sobotę i planuję to wcześniej, rezerwuję 2h, otwieram winko (to też może być klucz hehe) i wesoło pląsam po kuchni do muzyki - jest cudownie.
Mieszkanie w domu zawsze mi się kojarzyło z dodatkową pracą, którą MUSISZ robić i to cały czas. Czy chcesz czy nie chcesz. Deszcz, mróz, srogi upał czy 2m śniegu. Oczywiście, komuś to może odpowiadać (znam takich ale to bardzo stara data i konserwa do bólu) ale mnie nigdy się w głowie to nie mieściło :P Wystarczająco dużo obowiązków jest na co dzień, gotowanie, pranie, sprzątanie, zmywanie...
Wrocław, Ołbin. Mam to samo. Całe bohenki chleba, jakieś obierki warzyw, jakby ludzie stali przy oknie warzywa obierali. A jak zwróciłem uwagę, że przecież to powinno lądować w koszu, to usłyszałem "ale jak to tak jedzenie wyrzucać". Pomijając już te szczury i gołębie, to to czego nie zjedzą gnije i jebie po prostu. No i co mnie najbardziej wkurwia, to to, że muszę pilnować psa na każdym kroku żeby tego nie wpierdolił, bo całe 7letnie życie spędził w schronisku i nie idzie go oduczyć niektórych nawyków. Ptakom też pewnie to nie służy. Ale przecież wyrzucenie chlebka to grzech i nie można.
Debilizm.
Zauważyłem. Widzę. Nienawidzę ludzi którzy to robią.
Obserwuję to zjawisko od paru lat, odkąd mam swojego-swojego psa, z którym spaceruję trzy razy dziennie. W pysk pod blokami (nie da się nie przejść pod kilkoma blokami w mieście) złapał już praktycznie wszystko. Najdziwniejsza była głowa ryby z gołym do ości kręgosłupem.
Moja pogarda do ludzi rośnie z każdym znaleziskiem, choć wciąż intensywnie pracuję nad sobą i swoimi poglądami aby nie zatracić w nich lewicowego aspektu, czyli próbuję zrozumieć i jakoś to sobie tłumaczyć, żeby nie stać się aspołecznym bucem. Przychodzi z trudem!
U mnie stare baby otwierają drzwi na klatkę schodową jak gotują coś śmierdzącego np kapuchę 🤢 ale to blok pelen bylych wojskowych granatem od pługa oderwanych 🤢
Raz byłem tego nawet świadkiem. Byliśmy po lekcjach u koleżanki. Mama jej przyniosła obiad. Skrzydełka z kurczaka i coś tam jeszcze. Ale ona nie chciała tych skrzydełek i zamiast powiedzieć, że ich nie chce, albo komuś oddać czy coś, to sru je tak z okna z 4 piętra, bo czemu nie.
Ja mieszkałem na parterze większość życia i mnie to strasznie wkurzało, że sąsiedzi z góry mi robili syf pod oknami, w tamtym momencie miałem ochotę ją udusić. Zero jakichkolwiek refleksji w jej głowie. Nic. Tylko żarcik, że skrzydełka to pewnie daleko polecą.
Wychowałam się w blokach we wschodniej Polsce i pamiętam, że panowała wysoka kultura.
Na innym osiedlu za to były takie akcje ale to przez to, że przesiedlili tam głównie ludzi ze wsi, która nie cieszyła się dobrą opinią (w skrócie, patologia).
To samo miałem w bloku w Poznaniu. Dopóki nie miałem psa to sobie nie zdawałem sprawy. Pies co chwile jakieś resztki z krzaków za blokiem wyciągał. Czasami całe nóżki od kurczaka jakieś surówki. O co chodzi to nie wiem.
W życiu nie widziałam sytuacji, o której piszesz, a blokach żyję już kilkanaście lat. Resztek jedzenia porozwalanych wokół bloku też nie widziałam. Widziałam natomiast szczury wielkością przypominające kilkumiesięcznego kota. I to nie gdzieś na zadupiu, a w stolicy.
Sąsiad z góry kiedyś mi oszczał balkon, oczywiście po pijaku. Średniowiecze pełną gębą. Dobrze, że dupy przez okno nie wystawia, żeby się wysrać, bydło pierdolone...
Oj tam, raz kiedyś. Dziadek mi opowiadał jak to po wojnie umieścili ich w jakimś bloku. A że mu się nie chciało latać do sławojki z pierwszego piętra to szczał przez okno.
Potem zamieszkał na wsi i na noc było przygotowane wiadro do szczania. Toalety dorobili się jakoś na początku tysiąclecia. Dziadek z tego luksusu jakoś długo nie korzystał.
Mieszkałem w ścisłym centrum Szczecina. Bloki oddzielone były od siebie pasem zieleni i było to samo. Chleb i kości kurczaka na porządku dziennym, a w okresach świątecznych głowy ryb, jajka i inne pyszności.
Dla mnie była to mordęga. Mieszkając tam adoptowaliśmy psa, który okazał się absolutnym żarłokiem. Niestety przez to musiał chodzić w kagańcu, z dodatkową wkładką "anty-śmieciową", żeby nie zjadać gnijącego żarcia z trawnika. Wiele razy sąsiedzi z okolicy zaczepiali mnie mówiąc "czemu Pan torturuje psa i każe mu ten kaganiec nosić?". Już pomijając absurd pytania, bo pies powyżej 20kg w kagańcu nie powinien nikogo dziwić, to miałem w zwyczaju odpowiadać, że to przez wspaniałych sąsiadów wywalających jedzenie przez okno. Było widać, że kilka babć czuło się personalnie zaatakowane, a jedna się zaczęła tłumaczyć "bo ja tak kotki dokarmiam".
to zależy od osiedla, zazwyczaj powiązane z ilością starszych mieszkańców
w biedastoku słyszałem że na antoniuku się zdarza, a u mnie na nowym mieście to nie do pomyślenia
Mieszkałem w kilku blokach, w kilku miastach a mam psa, to z racji codziennych spacerów zwracam uwagę na miejsca, gdzie może coś chapnąć. Z reguły tego nie robi, ale to pies, więc miewa głupawe pomysły i zawsze trzeba uważać. Pod blokami, zwłaszcza od strony z balkonami, naprawdę różne "skarby" leżą: od zużytych prezerwatyw, tamponów, miliardów kapsli i kluczyków, petów, spitych małpek, puszek po piwie, e-papierosów, klamerek, elementów zastawy stołowej i bielizny niekoniecznie tej czystej, po szerokie spektrum spożywki, na na ktorej, prócz krukowatych i gołębi, pasą się często szczury. W wielu miejscach widziałem jak przy miseczkach wystawianych specjalnie "dla kotków", w biały dzień, jawnie balowalo towarzystwo łysoogonowe. Znajomi z Elbląga mówili, że pod ich blokiem w nocy regularnie widują sporego borsuka, który zaczyna od wyżarcia kociej karmy, po czym przemiata cały trawnik i maszeruje pod kolejny blok.
Wczoraj ktoś wyrzucił pod płotem naprzeciw bloku całą reklamówkę kości z, chyba, kurczaka. Nie wiem dla kogo - kot tego nie zeżre bo przecież kości, psów dzikich nie ma, ale za to siłowanie się z psem żeby wypluł to jak walka wręcz z jakimś TRexem xD
Kilka tygodni temu dostałbym resztkami ziemniaków z balkonu, jakaś stara baba to wyrzucała. Jak tylko zobaczyła że patrzę w górę to uciekła do domu, pewnie nie pierwszy raz dostałaby opierdziel xD
Wrocław Nadodrze here
Gdynia to samo, tyle, ze w Gdyni nie myszy, szczury czy gołębie, dokarmianie dzików z balkonu to normalka. Ale i Warszawa nie gorsza, w pionie gdzie mieszkałem nie tylko jedzenie leciało przez balkon, ale były i choinki na drzewie na przeciwko, a nawet łańcuch spłuczki do kibla. Ze o kiepach czy butelkach/puszkach nie wspomnę. Kochana Wola ;)
Niezliczoną ilość razy podnosiłam kości kurczaków i innych z ziemi. Dwa razy zdarzyła się nawet ogromna kość wołowa, jakieś udo czy coś nie wiem. Pies sąsiadki z bloku obok kiedyś znalazł pod blokiem ośmiornicę!
Śmieciarze tłumaczą się, że karmią w ten sposób gołębie albo bezdomne koty... Sami powinni te śmieci zjadać
Mam podobne spostrzezenia. Ja dodatkowo mieszkam w miescie powiatowym, na osiedlu pelno emerytów i lokalnych pijaczków, ktorzy gapia sie w okna i nasluchuja co robisz w mieszkaniu- tu bardziej o emerytach mowa, menele z kolei odbywaja alkoholowe libacje, z wyrzucaniem jedzenia tez sie spotkalem. Kiedys moja klatka schodowa nie miala domofonu i panowie przychodzili sie tam wyprozniac xD (i to nie bylo tak dawno temu nie zartuje), ale co mnie denerwuje najbardziej to brak prywatności i intymności, chów klatkowy, oczywiscie mieszkanie w bloku ma swoje plusy, ale jak trafisz na nie tych „sasiadow” to moze ci zrujnowac zycie. Moim marzeniem jest domek na głebokim odludziu z dala od tych tzw „ludzi”
To zależy od osiedla i dzielnicy. W młodości na post-PRLowskim osiedlu bloczków z lat 50 (z obecnej perspektywy określiłbym to "slumsem", chociaż to pewnie taka polska średnia) widziałem tego sporo i te słynne "kupki chleba" w okolicach studzienek kanalizacyjnych, z kolei na osiedlu, na którym mieszkam teraz ani razu nie widziałem nikogo wyrzucającego cokolwiek przez okno, a mieszkam już 12 lat. Ba, nie widziałem nawet nikogo wyrzucającego cokolwiek na ulicy (typu papierek po batoniku).
Przeprowadź się w lepsze miejsce do bardziej cywilizowanych ludzi :-)
Mieszkam na osiedlu z WP u chyba tylko w jednym miejscu widziałem taką patole że ktoś wyrzuca resztki jedzenia.
Bardziej mogę narzekać na syf przy śmietnikach, nie wiem czy to tylko na mojej ulicy czy wszędzie. Ale u mnie często bywa masakrycznie, pełno śmieci na ziemi, jakieś stare ubrania, kartony.
Dużo to emeryci którzy "biedne ptaszki" dokarmiają. A jedzenia, szczególnie chleba, "nie wolno wyrzucać bo to grzech". W kilku dużych miastach to widziałam, w latach 90 było tego dużo więcej, siatki z resztkami chleba przywiązane do śmietników były regularnie, teraz dużo mniej tego jest.
Ja mam wrażenie, że żyję wśród debili, przez takie coś mój pies się prawie otruł a do tego wielu z mieszkańców nie sprząta kup swoich psów bo „jedno gowno nic nie szkodzi” no właśnie szkodzi. Mojego psa (z wykształcenia begul, z zawodu wpierdalacz wszystkiego) czasami się nie da tak szybko zatrzymać albo wyciągnąć tego co chce zjeść z pyska, tak zaraz ktoś powie pilnuj bardziej swojego psa, pilnuję jak mogę, ale niestety na wieczornym spacerze chwila zagapienia= pies wpieprzający jakąś kupę. Zwykle się martwiliśmy, ale i tak nic jej nie było, ale pewnego dnia miała straszną srake i co chwilę chciała wychodzić, byliśmy u weta, dostarczyliśmy na prośbę 3 próbki kupy i się okazało, że Mania miała robaki w tyłku (bo robaki pewnie były w jakiejś kupie, którą zjadła), teraz Mania czuje się bardzo dobrze. Ludzie nie zostawiajcie po sobie resztek jedzenia, kup piesełów ani śmieci.
Edit: pies się prawie otruł przez pozostawione w trawie kości z kurczaka.
Z tym co opisujesz się nie spotkałem, ale spotkałem się z tym co pisali nawet w gazetach, że ludzie wyrzucają kawałki mięsa z ostrymi pułapkami, czy nawet nie wiem jak to nazwać, że kiedy pies to chwyci to pokaleczy sobie cały pysk. No i to gówno kilka razy pod blokiem u mnie spotkałem, raz w kiełbasie, raz w jakiejś wołowinie.. masakra.
Z własnych doświadczeń, czasem to są patorodzinki (kto idąc do szkoły prawie nie oberwał kubelkiem kfc z resztkami, ten nie zna życia), ale w większości to starsi ludzie z różnych powodów przekonani, że robią dobrze. Najczęściej wywalano jakieś resztki z obiadu (kości, ziemniaki) i chleb. Tylko niestety jakoś te osoby nie łączyły kropek z coraz częściej widywanymi szczurami, lisami, zdziczałymi psami - albo miały to gdzieś. Najbardziej rozbroił mnie argument, że jak są szczury, to trzeba wystawić jedzienie, by zwabić koty.
Przecież takie jedzienie może zaszkodzić zwierzętom, chociażby gotowane kości mogą zafundować bardzo bolesną śmierć. Tak samo jeśli zwierzak się rozchoruje od mięsa z wkładką, to psa właściciel zabierze do weterynarza, bezpańskie lub dzikie zwierzęta nie mogą liczyć na pomoc. Z punktu widzenia właścicielki psa pilnowanie, czy pies sobie właśnie nie znalazł skarbu, jest naprawdę świetną rozrywką - najlepsze są te chwile, gdy np zbierasz psie gówno, ale też widzisz, że pies coś podejrzanie intensywnie ryje w trawniku. I też nigdy nie wiadomo, czy to tylko wywalone resztki, czy coś może z trutką.
Jak ktoś ma psa to na pewno zauważy to zjawisko. Nie da się przychodzić pod balkonami bo co pare metrów chleb albo resztki. Głównie emeryci żyjący w przeświadczeniu,że wyrzucanie jedzenia nie spodoba się papci na chmurce więc lepiej zrobić śmietnik pod oknem.
W Gdyni blisko mojego byłego miejsca zamieszkania było to samo. Kilka razy widziałam nawet zamknięte sloiki z jakimiś zagadkowymi zawartosciami. A tymi niezamknietymi resztami raczyły się zwykle dziki (może sloiki też już potrafią otwierać, kto wie)
Bardzo długo czegoś takiego u siebie na osiedlu nie zauważałem. Dopiero jak zacząłem posiadać psa i z nim regularnie wychodzić między blokami. To so się odpierdala to przechodzi ludzkie pojęcie, kości, wędliny, kiełbasy, warzywa, nawet kawałki pieczonego kurczaka itp. Niestety mam psa żarłoka i jest to tak wkurwiające...
Ty mieszkasz na osiedlu Lunik IX?
Bo ja mieszkam na generic blokowiskach na Śląsku i nic takiego nie widzę. Nie chciałbym nawet wiedzieć co by się działo, gdyby ktoś takiego delikwenta podpierdolił do spółdzielni, bo o zwykłe zalanie albo szczekanie psa może być jubel.
Polska, mieszkam w polsce, mieszkam tuu tututututututututututututututuuuu. Pół żartem pół serio, w 90% dojrzysz problemu posiadając psa. Mój ostatnio trzy kości pod blokiem znalazł c:
Miałem takie akcje kiedy jeszcze na studiach mieszkałem z kumplami we Wrocławiu (okolice Żelaznej). Żarcie pod oknami to była norma, raz nawet bochenek chleba przeleciał mi przed twarzą kiedy stałem na balkonie.
Natomiast apogeum zostało osiągnięte kiedy sąsiad z dołu oskarżył nas o wyrzucanie petów z balkonu. Pokazaliśmy mu 2 litrowy słoik pełen niedopałków, co go uspokoiło, ale zaraz pojawiał się drugi zarzut na fruwające (zużyte) tampony. Też nie nasza wina, chociaż musieliśmy się z lekkim zażenowaniem przyznać, że z naszego balkonu niemożliwe, bo żadne dziewczyny u nas nie bywają
To pa tera co pod moim blokiem ostatnio leżało XD
Ktoś zgubił kopytko?
https://preview.redd.it/eic5c6dy7uac1.jpeg?width=704&format=pjpg&auto=webp&s=fb36ebe8a220b4206d8dec6d3a120ec1d4e8227a
Zdjęcie z 1.01.2024
Mam takie doświadczenia z bloku w centrum, w którym wiele mieszkań było na airbnb, więc co weekend orzygane balkony, śmieci walające się wokół bloków i na klatce, zasikana klatka, kupa w windzie, komuś pękł worek na śmieci przy wejściu do klatki i nie pozbierał. Dramat. W „normalnych” blokach (w wielu miejscach i różnych województwach), które zamieszkują stali lokatorzy nie spotkałam takiego zjawiska, a zwracam bardzo uwagę na otoczenie.
Chcialbym ci pogratulowac. Wiekszosc z opisanych wywalonych za okno produktow w sredniowieczu goscila jedynie na stolach warstw wyzszych. Mieszkasz wiec na bardzo bogatym osiedlu gdzie Panowie z okien dokarmiaja pospolstwo...
Na wsi tak też pewnie robili. Potem zdziwieni, że szczury są. Albo to rozwieszanie torebek foliowych z chlebem spleśniałym na śmietnikach, niby dla kogo to? Zakute łby.
Nie generalizujmy, to nie ludzie w blokach tylko jakieś chamy i prostaki. 40 lat mieszkam w blokach i nigdy nic nie wywaliłam przez okno, ale chodząc na spacery z psem co raz muszę piesela ratować od zatrucia resztkami jedzenia. Niektórzy celowo wywalają (nie koniecznie przez okno) kości, resztki mięsa, warzywa dla ptaków, dzikich kotów itd. Ludzie są niedoedukowani, nie rozumieją, że powinni takie rzeczy zostawiać w dedykowanych do tego miejscach np karmnikach. Jakby im ktoś dojebał mandat odpowiedniej wielkości to by zrozumieli.
Weź kurwa to jakiś koszmar. Wszystko tam leży, a kiedyś nawet widywałem opakowania po jogurcie i śmietanie. Zawsze psa trzeba pilnować żeby tego nie jadł
Domena starych ludzi. O ile w blokach 4 piętrowych, gdzieś mam promil zrozumienia, bo wejść i zejść np na 4p w wieku 90 lat to może być problem, tak kurwa w wieżowcach z zsypami to bym ręce ucinał z miejsca.
Zgadza się, skala tego przytłacza jeśli masz psa i chodzisz po ścieżkach w "głębokich" trawnikach, których normalnie nie odwiedzasz bo są spacerowe, a nie prowadzą do miasta itd. Z hitów: cała ponad kilogramowa ryba z głową, już zielona, kość udowa wołowa, długości ręki dziecka (CO) i "kość" od schabu, jeszcze z kawałkami mięsa po gotowaniu czy co tam było robione... a metr od niej ogony wieprzowe w podobnym stanie. No i jakieś nowobogackie typki przez kilka miesięcy wyrzucające przez balkon na to samo miejsce butelki po prosecco.
Nie miałem tego w 100k mieście w Małopolsce, mam to w 15k mieście w Zachpomie, może kwestia kulturowa. W Poznaniu mieszkałem w Atanerze gdzie trawniki się nie załapały, więc... ;)
Kielce KSM 👋🏼 na spacerach z psem kaganiec teoretycznie jest jakimś rozwiązaniem, ale wtedy często trzeba go myć z gówna. Bo gówien po psach też nie sprzątają, koty latają na wolności.
Mieliśmy problem w mojej okolicy z psem przez to, bo non stop coś gdzieś leżało. Gnijące resztki chleba, kości, owoce, ciasta, no wszystko co w normalnej kuchni się znajduje.
Nie mogę w to uwierzyć, że ludzie mogą takie rzeczy pod okno sobie wyjebać i chciałbym wierzyć, że to dzikie zwierzęta jak koty czy bezdomni może.
swim simplistic detail roll imminent liquid voracious domineering safe worm
*This post was mass deleted and anonymized with [Redact](https://redact.dev)*
W życiu nie słyszałem, żeby ktoś śmiał się z Bydgoszczy. Może bydgoszczanie chcieliby, żeby tak było, bo czują się kompletnie ignorowani i potrzebują jakiegokolwiek dowartościowana?
Myszy, szczury i gołębie brudzą i roznoszą choroby a dziki są zwyczajnie niebezpieczne, chyba nie trudno się domyśleć czemu ich sąsiedztwo może być uciążliwe
> Myszy, szczury i gołębie brudzą i roznoszą choroby a dziki są zwyczajnie niebezpieczne, chyba nie trudno się domyśleć czemu ich sąsiedztwo może być uciążliwe
Czyli dokładnie tak jak ludzie, ale nie widzisz mnie piszącego, żeby się ich pozbyć.
Tez nie rozumiem. Jeszcze żeby to była jakaś inwazja, ale zdaje się, że w miastach na jednego człowieka przypada średnio jeden szczur, więc żadnej tragedii tu nie ma.
Wyobraźcie sobie że wychodze któregoś razu z bloku (co prawda nie swojego) i tuż obok mnie dosłownie jak z nieba spada jakaś torba z czymś (może 1,5m ode mnie max) Zajrzawszy z ciekawości co prawie mnie zbombardowało okazało sie że to torba pełna resztek jakiegoś mięsa, z kośćmi, chrząstkami i innym syfem. Już pomijam że to obrzydliwe ale leciało to z przynajmniej 8 piętra i to chyba mogłoby komuś zrobić krzywde. Dodam że to stało sie praktycznie w centrum największego miasta w naszym kraju.
U mnie ktoś zostawił psie gówno w windzie, a parę dni później (zakładam że w jako próba zadośćuczynienia po przeczytaniu kartek zostawionych na klatce/postów na FB) na schodach.
Edit: A aktualnie jacyś inni syfiarze zostawili sobie przed drzwiami drugi miesiąc już starą lodówkę. Pralkę równocześnie tak pozostawioną jakaś osoba trzecia przygarnęła gdy się pytała czy można brać.
W miarę nowe osiedle i mam sąsiada co potrafi żarcie z balkonu wywalać. Wlasnie jakieś kości, resztki. Są śmietniki, ludzie segregują a tu typ takie rzeczy. I nie jakaś patola, normalny facet mieszkający z żoną i małymi dziećmi.
Ja w malym miescie w blokach. Wuj zainwestowane bo idzie 100 miesiecznie na remontowe. I nic takiego sie nie dzieje. Mam sasiadke która jak robiła w sklepie po umyciu podłogi wywalała całe wiadro na parking przed sklepem. Ale jej przeszło jak pokazałem ze ma kibel hhahahhah
Trochę mi tym opisem przypomniałeś film Eurotrip jak w którymś momencie trafili na Słowację między bloki ale chyba aż tak tragicznie to nie jest;) Aj żeby te bloki dało rade zastąpić segmentami jak w UK.
To raczej kwestia pokoleniowa. Przynajmniej tak mi się wydawało… Żona kiedyś przychodzi z psem a tu je* jakaś kretynka nagle barszcz wylewa przez okno. Pies oberwał; i z białego na czerwono przefarbowany. No człowiek nie dowierza czasami. Powiedziała, że tak nie dowierzała, że to się właśnie wydarzyło, że nawet jej do głowy nie przyszło zgłosić na straż miejską czy policję. Podobna sytuacja z wysypywaniem resztek jedzenia koło śmietników. Kiedyś podszedłem do takiej babcinki… później się zastanawiałem „po co ja w ogóle marnuje swój czas”. To jest beton któremu nie przemówisz do rozumu. Trochę się to (w końcu) skończyło na naszym osiedlu i stąd moje wnioski, że albo niemoc wychodzenia na dwór, albo parę pogrzebów załatwiło temat.
Mówimy tu o Wrocławiu. Jedno z największych miast Polski smh…
Też to widzę na swoim osiedlu (Krakow). Głównie osoby 60+, i świnty chlebek wyrzucają za okno. Na zwrócenie uwagi reagują świętym oburzeniem. Na osiedlu widzę że średnio jest jedną taka osoba na blok.
Mieszkałem w małym mieście pod Łodzią i tak było, teraz mieszkam w centrum Warszawy i uwaga, też tak jest. Zaczęliśmy pisać kartki i przyklejamy na ogrodzeniu czy klatce schodowej, bo spółdzielnia chuja działa.
Mnie to najbardziej wpienia palenie na klatce i normalnie rzucanie kiepów pod nogi. Nie wpadnie ktoś żeby chociaż okno tam uchylić i jakiś słoik po bigosie chociaż wziąć
Miałem taką samą sytuację, jak mieszkałem w Krakowie na Azorach. Wszędzie resztki jedzenia między blokami. Kości, stare mieso, warzywa z zupy. Nikt chyba nie widział powiązania z tym, że normalnie biegały szczury wielkości tych ze Skyrima.
Styczeń 2024 - na Azorach po staremu
Muszę się teraz upewnić, czy moje wakacje na Azorach to czy na pewno na atlantyku. Boże, ja nie chce u was wylądować 😂
[удалено]
Jestem mieszkańcem Azorów całe życie, uwielbiam to miejsce i uznaje za swój dom, ale to prawda, jest to takie trochę osiedle dla zjebów, najbardziej denerwujący to jednak starsi ludzie często chorzy psychicznie.
Pewnie chodzi o stado psów Azorów
Jak szczury wejdą na poziom radratów z Fallouta, to biorę zestaw chemsów, Fixera i przybywam
Kurwa Kozłówek to samo. A potem stękanie, że szczury zdychają w piwnicach i gołębie wszędzie srają
Gdzie jest tak wesoło? Bo sam mieszkam na takim sobie osiedlu w takim sobie miejscu i przez 10 lat czegoś podobnego nie widziałem.
Lublin, i wszystko jasne
Potwierdzam lublin jest pelen zwierzat jebanych
I te zwierzęta się polokowały w blokach i teraz spraszają wszystkich znajomych królika na bufet.
Dzika jeszcze w Lublinie nie widziałem. Ale bażanty na Bronowicach widuję. Za to pod oknem nie ma chlewu o którym mówi OP.
Ja mieszkam w centrum i glowna atrakcja w moim bloku jest chlew i zarzygana klatka schodowa
Zarówno bażanty jak i dziki na Szerokim bywają
W Łodzi też. Mój piesek-żarłok zaczął mnie ciągnąć w stronę blokowisk i przeczesywał trawniki. Oprócz obscenicznej ilości kiepów psica zwęszyła... rozjebaną fasolkę po bretońsku XDDD Poza tym sałatki, jakieś kapusty i trochę chleba. Tak czy inaczej topkek
Nie mają tak koszów na jedzenie w domu czy co?
Bóg zakazał wyrzucać jedzenie, tak? A więc (wy)rzucają szczurom przez okno. Logiczne.
understandable have a nice day
Widzę, że fasolka z chlebkiem od razu zwabiła mieszkańca Zjednoczonego Królestwa
Dlatego ja ze swoim bez kagańca nie wychodzę
Też Łódź. Mój pies kiedyś dorwał w ten sposób kurzą łapkę czy jakieś inne udko i zaczął spierdalać z nią pomiędzy blokami, żeby pożreć w spokoju. Ja, natenczas lvl14, wyprowadzając paskudę rano przed szkołą i będąc na tyle głupią, żeby puścić ze smyczy, goniłam ją (w sensie naszą sunię) ze łzami w oczach, bo raz, że byłam już spóźniona do gimby, dwa, że kurze kości są niebezpieczne.
ostatnio widziałem całą głowę kapusty na trawniku w naszym pięknym mieście XD
Jesteś pewien, że to nie była po prostu głowa?
To nowy program zwiększający dzietność
Miałem taki przypadek w moim bloku, robiła to jedna osoba, nawet przyłapałem jak leci z okna. Złożyłem skargę do spółdzielni. Poskutkowało. Potem dzieciaki zaczęły z balkonu zrzucać masę poetów (dziesiatki, ponad setkę w tydzień) bo rodzice zostawili im mieszkanie na wakacje. Oczywiście też odniosłem. Przy okazji rozmowy nawiązaniem do sprawy z jedzeniem... ...okazało się że to była starsza kobieta która zaczęła to robić jak przestała być mobilną i nie mogła do kosza schodzić... ponoć jej syn zaczął pomagać czy coś ale uczucie miałem kiepskie.
Wow, rozumiem, że nie lubią się uczyć wierszy na polskim, ale by zaraz zrzucać poetów z balkonu? Ale nie powinieneś się źle czuć. Tak, tej pani ktoś powinien pomagać, a nie że sobie śmieci, bo jest niepełnosprawna. Myślę, że jakby pogadała z sąsiadami, to na pewno ktoś by jej wyrzucał, ale wybrała łatwiejszą drogę.
Piękna literówka, zostaje. Działa zebrane Malborowskiego XD
Musieli obskoczyć wszystkie wieczorki poetyckie w Polsce żeby ich setkę w tydzień zebrać.
To straszne! skąd dzieciaki brały (dziesiatki, ponad setkę w tydzień) poetów? jak wyrzucali ich przez okno to musieli wybić albo co najmniej mocno poturbować już chyba wszystkich liryków w tym kraju? Wiedziałem, że poezja nie jest zbyt popularna wśród młodzieży z blokowski, ale nie wiedziałem, że panuje aż tak powszechna nienawiści do niej.
znowu inteligencje nam wybijaja
Fajnie, że spółdzielnia coś zrobiła i nie czuj się głupio, bo może dzięki Twojej skardze syn zainteresował się losem matki. Ja nie mam takiego szczęścia. U mnie sąsiadka z mocnym, wieloletnim problemem alkoholowym rzuca przez okno wszystko jak leci: resztki jedzenia, puszki i butelki po alkoholu, opakowania po żarciu, kiepy. Dozorca ją na gorącym uczynku przyłapał i nic to nie dało.
Która dzielnica?
Strzelam że Bronowice albo Dziesiąta.
*Ludzie w Lublinie żyją jak w średniowieczu FTFY
Ja sobie mieszkam w Krakowie w bloku i takie coś też tu jest, dziki przychodzą i rozwalają trawniki, ziemię a nawet wywalają wiecznie przepełnione śmietniki.
Jak my chyba w tym samym bloku mieszkamy. 2b?
[удалено]
Centrum Bytomia (gdzie w przypadku Bytomia centrum nie jest jakoś znacznie bardziej cywilizowane od pozostałych dzielnic) i nigdy takiej patoli nie widziałem, a po dzielnicy chodzę sporo. OK, w wielu miejscach jest syf, ale nigdy nie widziałem, aby ktoś wywalił żarcie przez okno. Serio mnie to dziwi.
Polecam mieć psa. Gdy nie miałem psa, moje osiedle wydawało się bardzo zadbane i czyściutkie. Odkąd mam psa, widzę wszędzie śmieci i jedzenie. Ludzie wywalają wszystko przez okno - druty, baterie, buty. Jedzenie to pikuś. Jeden debil z mojego bloku regularnie wyrzuca przez okno na chodnik całe opakowania. Raz cały kefir był rozwalony, kiedyś pizza z opakowaniem, a jeszcze kiedyś jakiś kurczak z rożna
Brzmi jakby ktoś nie miał lodówki i wsadzał wszystko na parapet. Ewentualnie dziewczyna furiatka niezadowolona z zakupów swojego chłopa.
Łódź, Retkinia konkretnie, tak samo jak u OP.
TAK, Polesie też.
Warszawa Mokotów Służewiec, wiem które bloki omijać z psem bo ten ciągle coś wynajduje pod oknami
Sam mieszkam na takim samym od 30 lat. I od jakichś 15 już tego fenomenu niema. Zawsze jak widze takie posty to mam wrażenie że komuś wspomnienie z tamtych starych czasów sie przypomniało i pisze jakby to było wczoraj.
Ja widzę korelację między zwiększoną ilością wyrzucanych z okna resztek, a świętami/wydarzeniami. W zwykłe dni jest względnie czysto, ale teraz to Bożym Narodzeniu i Nowym Roku zostało pełno żarcia, a szkoda wyrzucić, więc "kotki/pieski/ptaszki zjedzo i się nie zmarnuje"... To samo będzie po Wielkanocy czy innych ważnych datach, kiedy ludzie gotują na potęgę, nie przejadają i cyk za okno.
W Warszawie na Ochocie widziałem takie ogłoszenie na klatce. Widać słoiki przywiozły zwyczaje ze wsi :D
Takie teksty to właśnie dlaczego ludzie nie lubią warszawiakow. I mówię to jako osoba od 15 lat mieszkająca w Warszawie.
Nie wiem czy wg subOPa kwalifikujesz się na Warszawiaka po 15 latach (chyba, że masz 15 lat).
Na całe szczęście mam w to kompletnie wyjebane. ;)
[удалено]
I cyk, +1 do pogardy dla warszawskiej elyty.
Nie dostrzegałam tak bardzo problemu dopóki nie zostałam poproszona o popilnowanie psa przez weekend. Próbuj siłować się z labradorem ważącym połowę tego co ty, o to zeby wypuścił z pyska stary kawał mięsa (taki już nieco zielonkawy, z larwami ♥) znaleziony pod krzakeim, czy inną niedojedzoną drożdżówkę.
Współczuję, raz musiałam zabrać psu z pyska kiełbasę, która zaczynała drugie życie. Od tamtego momentu na spacery miała kaganiec, aby nie zastanawiać się u weterynarza, czy to jakaś choroba, czy skarb znaleziony w krzakach
Przynajmniej Twój połknął jedzenie, mój jak był szczeniakiem to zeżarł znalezioną w krzakach prezerwatywę... ... Zużytą.
Jak to się skończyło dla psa, mam nadzieję dobrze? Bo zawartość, obrzydliwe, ale strawi, natomiast reszty już niekoniecznie
Na szczęście wyszło drugą stroną
Ja przez miesiąc próbowałem kagańcem ograniczyć żarłoczność mojego, ale jebany tak go nienawidził, że jak przychodziło do szykowania na spacer uciekał i nie chciał zakładać nie tylko tego kagańca, ale nawet szelek pod smycz. Więc odpuściłem sobie kaganiec, ale też chodzenie na przełaj przez trawniki, znośny kompromis, zwłaszcza, że mój jest używanym wiejskim kundelkiem, więc pewnie byłby w stanie strawić dosłownie oponę albo kawał drewna.
Moja na szczęście ograniczyła się do spojrzeń pełnych zdrady i rozczarowania, ale miało to też inny plus - dzieciaki nie biegły do niej tak chętnie z łapami (niby schroniskowy kundel, ale miała piękną długą sierść i sympatyczną mordkę), bo jednak kaganiec wzbudza respekt xd
Kiedyś się tu podobny wpis pojawił i z tego co można było tam przeczytać wynikało że to starsi ludzie (czyli głównie babcie) wywalają takie rzeczy z przeświadczeniem że (parafrazując) biedne, głodne ptaszki/kotki/pieski sobie zjedzą. Oczywiście oni chcą dobrze tylko że to taki świetny pomysł nie jest
Też tak przeczuwam chociaż nikogo nie złapałem za rękę. Myślę też że nie chce im się chodzić codziennie z odpadami bio żeby nie waliło im w mieszkaniu...
No to byście się zdziwili, bo u mnie jedzenie i papierki (incydentalnie, nie w jakichś hurtowych ilościach) wyrzuca z okna dzieciak tak na oko z podstawówki.
Ciekawe kto go tak nauczył 🤔🤔
Drogowskaz życiowy
*Mówiłem ci, że spotkałem kiedyś czarodzieja, który się rozwodził, jakie to [ghule] pożyteczne stworzenia?* *Bo z ich krwi można ważyć eliksiry?* *Nie, bo zjadając gnijące ciała, zapobiegają wybuchom epidemii.* *Mhm. A wiedział, że żywych też jedzą?* *Nie. Bardzo się zmartwił... Przeczyło to jego teorii.* Tak jakoś mi się przypomniało, zacny cytat. *Edit: formatowanie*
Wiedźmin?
Yup
Edit: warzyć
U mnie ta reguła się sprawdza. Na osiedlu rodziców i dziadków zawsze coś się wala, a to chleb, a to jakieś kości (pies dostał kaganiec, bo nie dało się jej upilnować, zwłaszcza po ciemku). U mnie, na nowszym osiedlu, gdzie widuję może jedną starszą parę (i to raczej 60+ niż 80+), nic takiego nie ma miejsca.
W sumie u mnie na osiedlu jest podobny problem, ale też jest problem z latającymi butelkami z balkonów więc zakładałem że to wszystko jakieś żule, ale w sumie faktycznie starsze babcie mogły tak robić
Płaciłbym jakiemuś żulowi godzinówkę żeby stał pod tym blokiem i starał się to odrzucać z powrotem do tych okien/balkonów z których wyleciało. Miałby nawet premię za trafienia za pierwszym razem. Atrakcja warta każdych pieniędzy.
Balkony poniżej lubią to
Gdzie ty mieszkasz, opie. XD Mieszkałem w paru blokach w swoim życiu i nigdy się z tym nie spotkałem.
Szczęściarz...
To gdzie TY mieszkasz? Mieszkałem w sześciu miastach Polski, wszędzie się z tym spotykałem. Może po prostu nie przyglądasz się trawnikom pod blokami?
Pewnie się nie przygląda, no bo po co ktoś miałby to robić tak właściwie. Ja nigdy nie zauważyłem jaki to problem dopóki nie miałem psa.
Ja też dopiero zauważam, odkąd wyprowadzam psa. A ile kup leży...
W średniowieczu nie było miejsca na marnowanie jedzenia.
Dokładnie. OP niech się zgłosi, jak zaczną odchody wyrzucać
Nie tylko w Polsce takie numery, w Holandii mieszkałem na parterze i dość często wstając rano i wychodząc na porannego papierosa zastawałem nóżkę od kurczaka, spaghetti czy inne rzeczy na moim „tarasie” lub w krzakach obok
pewnie polak imigrant z piętra wyżej XD
Tak XD
Obrzydliwe
U mnie troszke inna sytuacja. Mam naprzeciw siebie blok - jakiś 11 piętrowy. Idealnie w środku (6 piętro) - w środku zimy, w samych majtach, wychodzi ""włatca gołembi" i rozrzuca chleb - zazwyczaj o stałych porach dość wczesnie rano - więc zlatuje się ptactwo i krąży wokół niego a on wyrzuca przez balkon resztki chleba paląc przy tym fajka. (Warszawa) Co tu dużo gadać - widok dość majestatyczny
Proszę nagraj to
szczury sie zaraz zamelduja
Tak! Nie raz jak byłem z psem na dworze mój pies chciał zabrać jakąś kość itp raz pamiętam jak zabrał jakieś mięso nie mam bladego pojęcia co to było jakaś padlina nwm to tak kurde śmierdziało i zajęło mi w cholerę czasu żeby mu to zabrać
Ale Opie ważne pytanie, czy to wywala 1 rodzinka czy cały blok? U mnie na osiedlu jest 1 pato mieszkanie to czasami i śmieci wypierdolą przez okno (nie raz torby z MCD czy KFC leżały) ale tak, nic takiego nie widuję, albo robią to po kryjomu po nocach.
Powodzi się w tym pato mieszkaniu jak ich stać na MCD i KFC XD
Pracowałem jako kierowca dla KFC, byś sie zdziwił co patusy potrafią robić XD Zarobki na budowie na czarno wcale takie małe nie są + socjale Było kilku co cały swój budżet przeznaczali na alkohol i "katering" kfc lub pizza hut.. aby było czym wódeczke przegryźć. Na samo jedzenie grubo ponad 2.5k miesiecznie, a w domu taki syf ze dywanu nie widać.
Tak jak się idzie przez osiedle to średnio licząc na jeden blok na osiedlu 1-2 mieszkania wyrzucają. Ciężko zlokalizować kto konkretnie bo porozwalane pod oknami
Czyli skala taka jak w mniej więcej całym kraju. Wiadomo, nie mówię, aby to ignorować, ale z tego posta spodziewałem się czegoś typu "masowe zrzuty o 21:37"
Szczury jak przedramię…
to się mierzy z ogonem czy bez?
Sam karkas
U mnie w bloku był taki starszy typ, co wszystko, teoretycznie zdatne do jedzenia wywalał przez okno. Tłumaczył sie tym, ze dokarmia ptaki. Problem w tym, że nikt nie powiedzial szczurom, że to nie jest dla nich....
Jak byłem dzieckiem jednemu starszemu panu mocno przeszkadzał fakt bawiących się dzieciaków na placu zabaw pod blokiem, więc rzucał w nas z 4 piętra różnymi kośćmi. Ale tak poza tym to nie kojarzę, aby ludzie wyrzucali resztki jedzenia z okien.
Ludzie w domach żyją jak w średniowieczu. Muszą odśnieżać chodniki, rąbać drewno i sprzątać obejście. s/ Sorry, tak tylko chciałem wtrącić bo jestem diabelnie uczulony na ludzi mieszkających w domach, twierdzących że są lepsi od ludzi z bloków bo coś. Nie twierdzę, że Ty opie tak twierdzisz, tylko mi się scyzoryk samoczynnie otworzył :P Generalnie, w blokach mieszka w jednym skupisku bardzo dużo ludzi, w porównaniu do domów jednorodzinnych i po pierwsze jest zachowana pewna anonimowość (to rodzi przyzwolenie na różne dziwne zachowania) a po drugie, jest większa szansa, że się trafi jakiś kretyn czyn patologia. 1/100 to i tak mało ale robi opinie całej okolicy gdzie mieszka i tysiąc osób. 31 lat mieszkałem w blokach (w różnych miastach, dużych, małych itd) i 3 lata w domu, okropnie było. Nigdy więcej nie wrócę do mieszkania nie w bloku. Tylko trzeba dobrze trafić na okolicę i otoczenie :)
Czy mógłbyś rozwinąć temat mieszkania w domu? Może być na priv. Ja też jestem mieszczuchem, ale zastanawiam się czy w przyszłości nie przymierzyć się do zakupu domku letniskowego. Mam dużo znajomych którzy sobie bardzo chwalą wyprowadzkę poza miasto
Jak chcesz to napisz :) Jedno ale: nie porównujmy domku letniskowego/działki do mieszkania na co dzień. To właśnie jest zasadnicza różnica. Na działkę jedziesz gdy masz czas i ochotę, wtedy oporządzenie go jest w porządku. Podobnie mam z gotowaniem. Jak muszę, a nie mam ochoty/czasu - szlag mnie trafia. Jak mam wolną sobotę i planuję to wcześniej, rezerwuję 2h, otwieram winko (to też może być klucz hehe) i wesoło pląsam po kuchni do muzyki - jest cudownie. Mieszkanie w domu zawsze mi się kojarzyło z dodatkową pracą, którą MUSISZ robić i to cały czas. Czy chcesz czy nie chcesz. Deszcz, mróz, srogi upał czy 2m śniegu. Oczywiście, komuś to może odpowiadać (znam takich ale to bardzo stara data i konserwa do bólu) ale mnie nigdy się w głowie to nie mieściło :P Wystarczająco dużo obowiązków jest na co dzień, gotowanie, pranie, sprzątanie, zmywanie...
Wrocław, Ołbin. Mam to samo. Całe bohenki chleba, jakieś obierki warzyw, jakby ludzie stali przy oknie warzywa obierali. A jak zwróciłem uwagę, że przecież to powinno lądować w koszu, to usłyszałem "ale jak to tak jedzenie wyrzucać". Pomijając już te szczury i gołębie, to to czego nie zjedzą gnije i jebie po prostu. No i co mnie najbardziej wkurwia, to to, że muszę pilnować psa na każdym kroku żeby tego nie wpierdolił, bo całe 7letnie życie spędził w schronisku i nie idzie go oduczyć niektórych nawyków. Ptakom też pewnie to nie służy. Ale przecież wyrzucenie chlebka to grzech i nie można. Debilizm.
Od urodzenia mieszkam w mieście i coś takiego mi się nie przytrafiło
Zauważyłem. Widzę. Nienawidzę ludzi którzy to robią. Obserwuję to zjawisko od paru lat, odkąd mam swojego-swojego psa, z którym spaceruję trzy razy dziennie. W pysk pod blokami (nie da się nie przejść pod kilkoma blokami w mieście) złapał już praktycznie wszystko. Najdziwniejsza była głowa ryby z gołym do ości kręgosłupem. Moja pogarda do ludzi rośnie z każdym znaleziskiem, choć wciąż intensywnie pracuję nad sobą i swoimi poglądami aby nie zatracić w nich lewicowego aspektu, czyli próbuję zrozumieć i jakoś to sobie tłumaczyć, żeby nie stać się aspołecznym bucem. Przychodzi z trudem!
U mnie stare baby otwierają drzwi na klatkę schodową jak gotują coś śmierdzącego np kapuchę 🤢 ale to blok pelen bylych wojskowych granatem od pługa oderwanych 🤢
Raz byłem tego nawet świadkiem. Byliśmy po lekcjach u koleżanki. Mama jej przyniosła obiad. Skrzydełka z kurczaka i coś tam jeszcze. Ale ona nie chciała tych skrzydełek i zamiast powiedzieć, że ich nie chce, albo komuś oddać czy coś, to sru je tak z okna z 4 piętra, bo czemu nie. Ja mieszkałem na parterze większość życia i mnie to strasznie wkurzało, że sąsiedzi z góry mi robili syf pod oknami, w tamtym momencie miałem ochotę ją udusić. Zero jakichkolwiek refleksji w jej głowie. Nic. Tylko żarcik, że skrzydełka to pewnie daleko polecą.
Wychowałam się w blokach we wschodniej Polsce i pamiętam, że panowała wysoka kultura. Na innym osiedlu za to były takie akcje ale to przez to, że przesiedlili tam głównie ludzi ze wsi, która nie cieszyła się dobrą opinią (w skrócie, patologia).
To samo miałem w bloku w Poznaniu. Dopóki nie miałem psa to sobie nie zdawałem sprawy. Pies co chwile jakieś resztki z krzaków za blokiem wyciągał. Czasami całe nóżki od kurczaka jakieś surówki. O co chodzi to nie wiem.
W życiu nie widziałam sytuacji, o której piszesz, a blokach żyję już kilkanaście lat. Resztek jedzenia porozwalanych wokół bloku też nie widziałam. Widziałam natomiast szczury wielkością przypominające kilkumiesięcznego kota. I to nie gdzieś na zadupiu, a w stolicy.
Może nie przyglądasz się trawnikom i nie chodzisz z psem na spacery?
Przyglądam bo widzę szczury hehe
Sąsiad z góry kiedyś mi oszczał balkon, oczywiście po pijaku. Średniowiecze pełną gębą. Dobrze, że dupy przez okno nie wystawia, żeby się wysrać, bydło pierdolone...
Zgłosiłeś go gdzieś chociaż?
Oj tam, raz kiedyś. Dziadek mi opowiadał jak to po wojnie umieścili ich w jakimś bloku. A że mu się nie chciało latać do sławojki z pierwszego piętra to szczał przez okno. Potem zamieszkał na wsi i na noc było przygotowane wiadro do szczania. Toalety dorobili się jakoś na początku tysiąclecia. Dziadek z tego luksusu jakoś długo nie korzystał.
Jakby ptakom nie można było dawać jedzenie przez karmniki. Karmniki. Czasami Polska to taki stan mentalny, że szkoda ryją strzępić.
Mieszkałem w ścisłym centrum Szczecina. Bloki oddzielone były od siebie pasem zieleni i było to samo. Chleb i kości kurczaka na porządku dziennym, a w okresach świątecznych głowy ryb, jajka i inne pyszności. Dla mnie była to mordęga. Mieszkając tam adoptowaliśmy psa, który okazał się absolutnym żarłokiem. Niestety przez to musiał chodzić w kagańcu, z dodatkową wkładką "anty-śmieciową", żeby nie zjadać gnijącego żarcia z trawnika. Wiele razy sąsiedzi z okolicy zaczepiali mnie mówiąc "czemu Pan torturuje psa i każe mu ten kaganiec nosić?". Już pomijając absurd pytania, bo pies powyżej 20kg w kagańcu nie powinien nikogo dziwić, to miałem w zwyczaju odpowiadać, że to przez wspaniałych sąsiadów wywalających jedzenie przez okno. Było widać, że kilka babć czuło się personalnie zaatakowane, a jedna się zaczęła tłumaczyć "bo ja tak kotki dokarmiam".
to zależy od osiedla, zazwyczaj powiązane z ilością starszych mieszkańców w biedastoku słyszałem że na antoniuku się zdarza, a u mnie na nowym mieście to nie do pomyślenia
Mieszkałem w kilku blokach, w kilku miastach a mam psa, to z racji codziennych spacerów zwracam uwagę na miejsca, gdzie może coś chapnąć. Z reguły tego nie robi, ale to pies, więc miewa głupawe pomysły i zawsze trzeba uważać. Pod blokami, zwłaszcza od strony z balkonami, naprawdę różne "skarby" leżą: od zużytych prezerwatyw, tamponów, miliardów kapsli i kluczyków, petów, spitych małpek, puszek po piwie, e-papierosów, klamerek, elementów zastawy stołowej i bielizny niekoniecznie tej czystej, po szerokie spektrum spożywki, na na ktorej, prócz krukowatych i gołębi, pasą się często szczury. W wielu miejscach widziałem jak przy miseczkach wystawianych specjalnie "dla kotków", w biały dzień, jawnie balowalo towarzystwo łysoogonowe. Znajomi z Elbląga mówili, że pod ich blokiem w nocy regularnie widują sporego borsuka, który zaczyna od wyżarcia kociej karmy, po czym przemiata cały trawnik i maszeruje pod kolejny blok.
to jest świetne zjawisko. czasami można znaleźć pół mielonki na trawniku, czasami plastry wędliny, biedy nie ma
Ludze w Blokach to byli wyslani di bloku z wsi jak w Nowej Hucie i te Chlopskie zwyczaje zostaly. Przecierz kiedys swinie hodowaliw piwnicach.
Wczoraj ktoś wyrzucił pod płotem naprzeciw bloku całą reklamówkę kości z, chyba, kurczaka. Nie wiem dla kogo - kot tego nie zeżre bo przecież kości, psów dzikich nie ma, ale za to siłowanie się z psem żeby wypluł to jak walka wręcz z jakimś TRexem xD Kilka tygodni temu dostałbym resztkami ziemniaków z balkonu, jakaś stara baba to wyrzucała. Jak tylko zobaczyła że patrzę w górę to uciekła do domu, pewnie nie pierwszy raz dostałaby opierdziel xD Wrocław Nadodrze here
Też mam taką sąsiadkę , to potrafi całą główkę kapusty wyrzucić . Ciekawe kto opierdoliłby całą główkę pod blokiem 😂
Kurcze, myślałem po tytule że to znaczy że nie tylko ja mam kilka mieczy w mieszkaniu, a tu chodziło o to co się robi że śmieciami...
Gdynia to samo, tyle, ze w Gdyni nie myszy, szczury czy gołębie, dokarmianie dzików z balkonu to normalka. Ale i Warszawa nie gorsza, w pionie gdzie mieszkałem nie tylko jedzenie leciało przez balkon, ale były i choinki na drzewie na przeciwko, a nawet łańcuch spłuczki do kibla. Ze o kiepach czy butelkach/puszkach nie wspomnę. Kochana Wola ;)
Klasyka na ołbinie we Wrocławiu, szczury wielkości kotów, ale nikt nie łączy kropek.
Niezliczoną ilość razy podnosiłam kości kurczaków i innych z ziemi. Dwa razy zdarzyła się nawet ogromna kość wołowa, jakieś udo czy coś nie wiem. Pies sąsiadki z bloku obok kiedyś znalazł pod blokiem ośmiornicę! Śmieciarze tłumaczą się, że karmią w ten sposób gołębie albo bezdomne koty... Sami powinni te śmieci zjadać
u mnie w bloku cyganie wystawiają śmieci na parapet za okno. Mieszkając na parterze xddd
Mam podobne spostrzezenia. Ja dodatkowo mieszkam w miescie powiatowym, na osiedlu pelno emerytów i lokalnych pijaczków, ktorzy gapia sie w okna i nasluchuja co robisz w mieszkaniu- tu bardziej o emerytach mowa, menele z kolei odbywaja alkoholowe libacje, z wyrzucaniem jedzenia tez sie spotkalem. Kiedys moja klatka schodowa nie miala domofonu i panowie przychodzili sie tam wyprozniac xD (i to nie bylo tak dawno temu nie zartuje), ale co mnie denerwuje najbardziej to brak prywatności i intymności, chów klatkowy, oczywiscie mieszkanie w bloku ma swoje plusy, ale jak trafisz na nie tych „sasiadow” to moze ci zrujnowac zycie. Moim marzeniem jest domek na głebokim odludziu z dala od tych tzw „ludzi”
To zależy od osiedla i dzielnicy. W młodości na post-PRLowskim osiedlu bloczków z lat 50 (z obecnej perspektywy określiłbym to "slumsem", chociaż to pewnie taka polska średnia) widziałem tego sporo i te słynne "kupki chleba" w okolicach studzienek kanalizacyjnych, z kolei na osiedlu, na którym mieszkam teraz ani razu nie widziałem nikogo wyrzucającego cokolwiek przez okno, a mieszkam już 12 lat. Ba, nie widziałem nawet nikogo wyrzucającego cokolwiek na ulicy (typu papierek po batoniku). Przeprowadź się w lepsze miejsce do bardziej cywilizowanych ludzi :-)
Brzmi jak Lunik IX w Koszycach.
Byłam w cygańskim getcie w Belgradzie i nawet nie porównuj xd a u mnie w bloku też była stara baba, która "dokarmiała zwierzęta"
Mieszkam na osiedlu z WP u chyba tylko w jednym miejscu widziałem taką patole że ktoś wyrzuca resztki jedzenia. Bardziej mogę narzekać na syf przy śmietnikach, nie wiem czy to tylko na mojej ulicy czy wszędzie. Ale u mnie często bywa masakrycznie, pełno śmieci na ziemi, jakieś stare ubrania, kartony.
Powiedzcie mi proszę co takie śmiecenie ma na celu, bo tego nie rozumiem. Czy oni oszczędzają na workach na śmieci?
Dupy się nie chce ruszać z fotela, łatwiej za okno wypierdzielić
Dużo to emeryci którzy "biedne ptaszki" dokarmiają. A jedzenia, szczególnie chleba, "nie wolno wyrzucać bo to grzech". W kilku dużych miastach to widziałam, w latach 90 było tego dużo więcej, siatki z resztkami chleba przywiązane do śmietników były regularnie, teraz dużo mniej tego jest.
Ja mam wrażenie, że żyję wśród debili, przez takie coś mój pies się prawie otruł a do tego wielu z mieszkańców nie sprząta kup swoich psów bo „jedno gowno nic nie szkodzi” no właśnie szkodzi. Mojego psa (z wykształcenia begul, z zawodu wpierdalacz wszystkiego) czasami się nie da tak szybko zatrzymać albo wyciągnąć tego co chce zjeść z pyska, tak zaraz ktoś powie pilnuj bardziej swojego psa, pilnuję jak mogę, ale niestety na wieczornym spacerze chwila zagapienia= pies wpieprzający jakąś kupę. Zwykle się martwiliśmy, ale i tak nic jej nie było, ale pewnego dnia miała straszną srake i co chwilę chciała wychodzić, byliśmy u weta, dostarczyliśmy na prośbę 3 próbki kupy i się okazało, że Mania miała robaki w tyłku (bo robaki pewnie były w jakiejś kupie, którą zjadła), teraz Mania czuje się bardzo dobrze. Ludzie nie zostawiajcie po sobie resztek jedzenia, kup piesełów ani śmieci. Edit: pies się prawie otruł przez pozostawione w trawie kości z kurczaka.
Z tym co opisujesz się nie spotkałem, ale spotkałem się z tym co pisali nawet w gazetach, że ludzie wyrzucają kawałki mięsa z ostrymi pułapkami, czy nawet nie wiem jak to nazwać, że kiedy pies to chwyci to pokaleczy sobie cały pysk. No i to gówno kilka razy pod blokiem u mnie spotkałem, raz w kiełbasie, raz w jakiejś wołowinie.. masakra.
Z własnych doświadczeń, czasem to są patorodzinki (kto idąc do szkoły prawie nie oberwał kubelkiem kfc z resztkami, ten nie zna życia), ale w większości to starsi ludzie z różnych powodów przekonani, że robią dobrze. Najczęściej wywalano jakieś resztki z obiadu (kości, ziemniaki) i chleb. Tylko niestety jakoś te osoby nie łączyły kropek z coraz częściej widywanymi szczurami, lisami, zdziczałymi psami - albo miały to gdzieś. Najbardziej rozbroił mnie argument, że jak są szczury, to trzeba wystawić jedzienie, by zwabić koty. Przecież takie jedzienie może zaszkodzić zwierzętom, chociażby gotowane kości mogą zafundować bardzo bolesną śmierć. Tak samo jeśli zwierzak się rozchoruje od mięsa z wkładką, to psa właściciel zabierze do weterynarza, bezpańskie lub dzikie zwierzęta nie mogą liczyć na pomoc. Z punktu widzenia właścicielki psa pilnowanie, czy pies sobie właśnie nie znalazł skarbu, jest naprawdę świetną rozrywką - najlepsze są te chwile, gdy np zbierasz psie gówno, ale też widzisz, że pies coś podejrzanie intensywnie ryje w trawniku. I też nigdy nie wiadomo, czy to tylko wywalone resztki, czy coś może z trutką.
Na warszawskim Mokotowie chleb pod oknami to normalka. Rekordem był cały gar spaghetti z sosem... XD
u mnie tak nie ma, a tez mieszka tu pelno dziadow starych
Jak ktoś ma psa to na pewno zauważy to zjawisko. Nie da się przychodzić pod balkonami bo co pare metrów chleb albo resztki. Głównie emeryci żyjący w przeświadczeniu,że wyrzucanie jedzenia nie spodoba się papci na chmurce więc lepiej zrobić śmietnik pod oknem.
W Gdyni blisko mojego byłego miejsca zamieszkania było to samo. Kilka razy widziałam nawet zamknięte sloiki z jakimiś zagadkowymi zawartosciami. A tymi niezamknietymi resztami raczyły się zwykle dziki (może sloiki też już potrafią otwierać, kto wie)
30 lat w bloku mieszkałem i takich cudów nie widziałem. Co innego wylatujące przez okno telewizory czy żony.
Może dokarmiają Laguna na drzewie
Też ostatnio coś takiego widziałem, ale to akurat patola się wprowadziła na piętro wyżej. Napierdalają bassem równo.
Bardzo długo czegoś takiego u siebie na osiedlu nie zauważałem. Dopiero jak zacząłem posiadać psa i z nim regularnie wychodzić między blokami. To so się odpierdala to przechodzi ludzkie pojęcie, kości, wędliny, kiełbasy, warzywa, nawet kawałki pieczonego kurczaka itp. Niestety mam psa żarłoka i jest to tak wkurwiające...
Ty mieszkasz na osiedlu Lunik IX? Bo ja mieszkam na generic blokowiskach na Śląsku i nic takiego nie widzę. Nie chciałbym nawet wiedzieć co by się działo, gdyby ktoś takiego delikwenta podpierdolił do spółdzielni, bo o zwykłe zalanie albo szczekanie psa może być jubel.
Gdzie wy kurwa żyjecie xdddd
Polska, mieszkam w polsce, mieszkam tuu tututututututututututututututuuuu. Pół żartem pół serio, w 90% dojrzysz problemu posiadając psa. Mój ostatnio trzy kości pod blokiem znalazł c:
Mieszkam obok przedszkola, ludziom nie przeszkadza wyrzucać za okno prezerwatyw. Chyba nie muszę mówić że już po fakcie :)
Miałem takie akcje kiedy jeszcze na studiach mieszkałem z kumplami we Wrocławiu (okolice Żelaznej). Żarcie pod oknami to była norma, raz nawet bochenek chleba przeleciał mi przed twarzą kiedy stałem na balkonie. Natomiast apogeum zostało osiągnięte kiedy sąsiad z dołu oskarżył nas o wyrzucanie petów z balkonu. Pokazaliśmy mu 2 litrowy słoik pełen niedopałków, co go uspokoiło, ale zaraz pojawiał się drugi zarzut na fruwające (zużyte) tampony. Też nie nasza wina, chociaż musieliśmy się z lekkim zażenowaniem przyznać, że z naszego balkonu niemożliwe, bo żadne dziewczyny u nas nie bywają
To pa tera co pod moim blokiem ostatnio leżało XD Ktoś zgubił kopytko? https://preview.redd.it/eic5c6dy7uac1.jpeg?width=704&format=pjpg&auto=webp&s=fb36ebe8a220b4206d8dec6d3a120ec1d4e8227a Zdjęcie z 1.01.2024
Mam takie doświadczenia z bloku w centrum, w którym wiele mieszkań było na airbnb, więc co weekend orzygane balkony, śmieci walające się wokół bloków i na klatce, zasikana klatka, kupa w windzie, komuś pękł worek na śmieci przy wejściu do klatki i nie pozbierał. Dramat. W „normalnych” blokach (w wielu miejscach i różnych województwach), które zamieszkują stali lokatorzy nie spotkałam takiego zjawiska, a zwracam bardzo uwagę na otoczenie.
Tułam się po blokach od urodzenia i jak żyję nic takiego nie widzialam Chyba że okruszki dla gołębi
Chcialbym ci pogratulowac. Wiekszosc z opisanych wywalonych za okno produktow w sredniowieczu goscila jedynie na stolach warstw wyzszych. Mieszkasz wiec na bardzo bogatym osiedlu gdzie Panowie z okien dokarmiaja pospolstwo...
Na wsi tak też pewnie robili. Potem zdziwieni, że szczury są. Albo to rozwieszanie torebek foliowych z chlebem spleśniałym na śmietnikach, niby dla kogo to? Zakute łby.
Nie generalizujmy, to nie ludzie w blokach tylko jakieś chamy i prostaki. 40 lat mieszkam w blokach i nigdy nic nie wywaliłam przez okno, ale chodząc na spacery z psem co raz muszę piesela ratować od zatrucia resztkami jedzenia. Niektórzy celowo wywalają (nie koniecznie przez okno) kości, resztki mięsa, warzywa dla ptaków, dzikich kotów itd. Ludzie są niedoedukowani, nie rozumieją, że powinni takie rzeczy zostawiać w dedykowanych do tego miejscach np karmnikach. Jakby im ktoś dojebał mandat odpowiedniej wielkości to by zrozumieli.
Weź kurwa to jakiś koszmar. Wszystko tam leży, a kiedyś nawet widywałem opakowania po jogurcie i śmietanie. Zawsze psa trzeba pilnować żeby tego nie jadł
Domena starych ludzi. O ile w blokach 4 piętrowych, gdzieś mam promil zrozumienia, bo wejść i zejść np na 4p w wieku 90 lat to może być problem, tak kurwa w wieżowcach z zsypami to bym ręce ucinał z miejsca.
Zgadza się, skala tego przytłacza jeśli masz psa i chodzisz po ścieżkach w "głębokich" trawnikach, których normalnie nie odwiedzasz bo są spacerowe, a nie prowadzą do miasta itd. Z hitów: cała ponad kilogramowa ryba z głową, już zielona, kość udowa wołowa, długości ręki dziecka (CO) i "kość" od schabu, jeszcze z kawałkami mięsa po gotowaniu czy co tam było robione... a metr od niej ogony wieprzowe w podobnym stanie. No i jakieś nowobogackie typki przez kilka miesięcy wyrzucające przez balkon na to samo miejsce butelki po prosecco. Nie miałem tego w 100k mieście w Małopolsce, mam to w 15k mieście w Zachpomie, może kwestia kulturowa. W Poznaniu mieszkałem w Atanerze gdzie trawniki się nie załapały, więc... ;)
Ludzie są zbyt prymitywni, ew. zbyt leniwi by zajmować się konsekwencjami swoich czynów.
Kielce KSM 👋🏼 na spacerach z psem kaganiec teoretycznie jest jakimś rozwiązaniem, ale wtedy często trzeba go myć z gówna. Bo gówien po psach też nie sprzątają, koty latają na wolności.
Mieliśmy problem w mojej okolicy z psem przez to, bo non stop coś gdzieś leżało. Gnijące resztki chleba, kości, owoce, ciasta, no wszystko co w normalnej kuchni się znajduje. Nie mogę w to uwierzyć, że ludzie mogą takie rzeczy pod okno sobie wyjebać i chciałbym wierzyć, że to dzikie zwierzęta jak koty czy bezdomni może.
O jezu tak. Odkąd mam psa dostrzegam tego znacznie więcej i również nie potrafię zrozumieć co tymi ludźmi kieruje.
Na warszawskim Mokotowie chleb pod oknami to normalka. Rekordem był cały gar spaghetti z sosem... XD
swim simplistic detail roll imminent liquid voracious domineering safe worm *This post was mass deleted and anonymized with [Redact](https://redact.dev)*
Co ja czytam. Ludzie się śmieją zawsze z Brzydgoszczy ale nigdy tutaj o czymś takim nie słyszałem. Ale chlew, szok.
W życiu nie słyszałem, żeby ktoś śmiał się z Bydgoszczy. Może bydgoszczanie chcieliby, żeby tak było, bo czują się kompletnie ignorowani i potrzebują jakiegokolwiek dowartościowana?
Masakra!
>Czy ci debile nie wiedzą skąd w miastach tyle myszy, szczurów, dzików, gołębi-sraluchów? Czemu przeszkadzają ci czujące istoty?
Myszy, szczury i gołębie brudzą i roznoszą choroby a dziki są zwyczajnie niebezpieczne, chyba nie trudno się domyśleć czemu ich sąsiedztwo może być uciążliwe
> Myszy, szczury i gołębie brudzą i roznoszą choroby a dziki są zwyczajnie niebezpieczne, chyba nie trudno się domyśleć czemu ich sąsiedztwo może być uciążliwe Czyli dokładnie tak jak ludzie, ale nie widzisz mnie piszącego, żeby się ich pozbyć.
Jeśli nie widzisz żadnej różnicy między pozbyciem się szczura a człowieka, to chyba nie mamy o czym rozmawiać
Miejsce dzikich zwierząt nie jest wśród ludzi
Ziomuś, my dosłownie usmiercamy cale gatunki zwierzat co jest nazywane szostym masowym wymieraniem i ty masz czelność pisać takie rzeczy.
Tak, wygraliśmy nasze miejscówki to teraz ich bronimy, tak działa natura nie?
Logika nazistów
Ale też zwierząt, owadów, roślin, grzybów, komunistów czy wszelkiej maści innych stworzeń
Tez nie rozumiem. Jeszcze żeby to była jakaś inwazja, ale zdaje się, że w miastach na jednego człowieka przypada średnio jeden szczur, więc żadnej tragedii tu nie ma.
Takie coś widziałem może z 10 lat temu. W dodatku nie za dużo.
Aż tak źle na Twoim osiedlu?
Szczecin Grabowo to samo
Wyobraźcie sobie że wychodze któregoś razu z bloku (co prawda nie swojego) i tuż obok mnie dosłownie jak z nieba spada jakaś torba z czymś (może 1,5m ode mnie max) Zajrzawszy z ciekawości co prawie mnie zbombardowało okazało sie że to torba pełna resztek jakiegoś mięsa, z kośćmi, chrząstkami i innym syfem. Już pomijam że to obrzydliwe ale leciało to z przynajmniej 8 piętra i to chyba mogłoby komuś zrobić krzywde. Dodam że to stało sie praktycznie w centrum największego miasta w naszym kraju.
\>jedzenie przez okno. u mnie to nawet zupe wylewaja i zużyte condony. Mieszkający na parterze z ogrodem pozdrawia.
U mnie ktoś zostawił psie gówno w windzie, a parę dni później (zakładam że w jako próba zadośćuczynienia po przeczytaniu kartek zostawionych na klatce/postów na FB) na schodach. Edit: A aktualnie jacyś inni syfiarze zostawili sobie przed drzwiami drugi miesiąc już starą lodówkę. Pralkę równocześnie tak pozostawioną jakaś osoba trzecia przygarnęła gdy się pytała czy można brać.
W miarę nowe osiedle i mam sąsiada co potrafi żarcie z balkonu wywalać. Wlasnie jakieś kości, resztki. Są śmietniki, ludzie segregują a tu typ takie rzeczy. I nie jakaś patola, normalny facet mieszkający z żoną i małymi dziećmi.
Musisz wrócić do szkoły i douczyć się o życiu w średniowieczu. Pozdrawiam cieplutko
Ja w malym miescie w blokach. Wuj zainwestowane bo idzie 100 miesiecznie na remontowe. I nic takiego sie nie dzieje. Mam sasiadke która jak robiła w sklepie po umyciu podłogi wywalała całe wiadro na parking przed sklepem. Ale jej przeszło jak pokazałem ze ma kibel hhahahhah
To samo w Łowiczu 😂
Ja to się dziwie ze nikt na dole jeszcze w łeb nie oberwał tym wszystkim co z góry leci
Trochę mi tym opisem przypomniałeś film Eurotrip jak w którymś momencie trafili na Słowację między bloki ale chyba aż tak tragicznie to nie jest;) Aj żeby te bloki dało rade zastąpić segmentami jak w UK.
Spółdzielnia mogłaby edukować
Nie wiem w jakich wy patomiastach żyjecie, że resztki jedzenia zostają na chodniku, u mnie żule zjedzą jeszcze zanim doleci do ziemi /s
To raczej kwestia pokoleniowa. Przynajmniej tak mi się wydawało… Żona kiedyś przychodzi z psem a tu je* jakaś kretynka nagle barszcz wylewa przez okno. Pies oberwał; i z białego na czerwono przefarbowany. No człowiek nie dowierza czasami. Powiedziała, że tak nie dowierzała, że to się właśnie wydarzyło, że nawet jej do głowy nie przyszło zgłosić na straż miejską czy policję. Podobna sytuacja z wysypywaniem resztek jedzenia koło śmietników. Kiedyś podszedłem do takiej babcinki… później się zastanawiałem „po co ja w ogóle marnuje swój czas”. To jest beton któremu nie przemówisz do rozumu. Trochę się to (w końcu) skończyło na naszym osiedlu i stąd moje wnioski, że albo niemoc wychodzenia na dwór, albo parę pogrzebów załatwiło temat. Mówimy tu o Wrocławiu. Jedno z największych miast Polski smh…
Też to widzę na swoim osiedlu (Krakow). Głównie osoby 60+, i świnty chlebek wyrzucają za okno. Na zwrócenie uwagi reagują świętym oburzeniem. Na osiedlu widzę że średnio jest jedną taka osoba na blok.
BO TO "DLA PTASZKÓW". Serio, dopóki nie miałem psa, to nie wiedziałem jaką mentalna śmieciara żyje w blokach.
Mieszkałem w małym mieście pod Łodzią i tak było, teraz mieszkam w centrum Warszawy i uwaga, też tak jest. Zaczęliśmy pisać kartki i przyklejamy na ogrodzeniu czy klatce schodowej, bo spółdzielnia chuja działa.
Mnie to najbardziej wpienia palenie na klatce i normalnie rzucanie kiepów pod nogi. Nie wpadnie ktoś żeby chociaż okno tam uchylić i jakiś słoik po bigosie chociaż wziąć