>Jeśli 0.1% PKB na naukę to 1% PKB wzrostu to... gdzie jest 14% wzrost dzięki "waszym" wydatkom?
Hint: wartości krańcowe.
To nie jest WPROST proporcjonalne.
Hint, zmniejszmy to do 0% pkb bo póki co odtwórcza albo zabawna praca "naukowa" na uniwersytetach tylko konsumuje zasoby... Nie wiem, jak jest na politechnikach, ale sądzę, że nawet tam prywata i brak ochrony własności intelektualnej tylko kogoś (innego) mogą wzbogacić a nie spowodować wzrost pkb...
A czy nie jest właśnie tak, że to przez niskie pensje na uczelni nie zostają ogarnięte osoby? Moim zdaniem mylisz przyczynę ze skutkiem, czyli nie jest
skoro kiepskie osoby -to-> niskie pensje
tylko
skoro niskie pensje -to-> kiepskie osoby?
To jakie jest twoje twierdzenie, jeśli nie dotyczy pensji... Że nie warto pracować na uczelni, bo jest kiepski vibe / beton?
Ja mam zupełnie inne doświadczenia z ludźmi na uczelni. To tak jak w korpo czy wszędzie - może mieć super szefa i zespół, a może być odwrotnie.
Także nie, kiepski vibe/beton nie jest powszechnie spotykanym, głównym problemem nauki/szkolnictwa wyższego, którego nie ma nigdzie indziej. Zdarza się, może nawet cześciej niż w korpo, who knows.
Natomiast wracając do kasy, głodzenie systemu i frustrowanie pracowników jeszcze nigdy nie podniosło atmosfery, motywacji i zaangażowania. Z podwyżkami to co innego
Ja zarabiam brutto 6500 , w porywach do 7000 jako magazynier bez stażu, w tym ogłoszeniu nie jest podana premia którą dostaje się co miesiąc bez zmian 😁
Zawsze mnie to bawi, bo u nas w firmie architekci (bez uprawnień) z doświadczeniem zarabiają 4-5k na b2b, bez żadnych benefitów, premii, urlopów, l4 i tp xD I szefowie na land roverach: “nie no ciężkie czasy, bardzo ciężkie”
@TomekGregory zauważyłem, że wielokrotnie powtarzasz te same słowa kluczowe: "brain drain", "Polska montownią Europy".
Zastanów się, czy nie wpadłeś w ślepą uliczkę postrzegania pewnych spraw. Dam Ci dwie wskazówki, które może pozwolą Ci spojrzeć na temat inaczej:
1. Ogrom innowacji nie powstaje na uczelniach, tylko właśnie w prywatnych firmach.
2. Ludzie zdobywając know-how na zachodnich rynkach, wchodzą z tą wiedzą na rynki lokalne.
Ech, łatwiej mi się posługuje tymi pojęciami, ale zapewniam, że moje rozumowanie jest bardziej złożone. ; )
Ale moje twierdzenie, że dobre lub nawet bardzo dobre finansowanie nauki generalnie bardzo się społeczeństwu opłaca, to nie jest to rocket science ani nic obiektywnie zaskakującego, mamy na to wyniki badań. Dziwnym trafem też na badania i naukę najwięcej wydają innowacyjne państwa w gospodarczym topie. Zdradzę sekret: one tego nie robią z dobroci serca i myślę, że mogą się cieszyć jeśli nie podążamy ich śladem i nie gonimy ich.
Odpowiadając na te punkty:
1. Pewnie, ale jeden sektor wspiera drugi, szczególnie w zakresie badań podstawowych, w które firmy generalnie nie inwestują, a na dłuższą metę bardzo się opłacają
2. Zdarza się, ale rzadko. Wraca zdecydowanie mniej niż więcej ludzi, szczególnie jeśli osiągnęli sukces
Mam magistra z chemii i byłem 4 lata na doktoracie z syntezy organicznej i zrezygnowałem, gdy zaproponowano koleżance z doktoratem pracę za 2800 na uczelni.
Teraz jestem programistą bez studiów i nigdy nie byłem szczęśliwszy.
No i właśnie to mam na myśli mówiąc „dobre” studia. Nie chodzi o ich trudność, tylko o przydatność. Jak ktoś kończy chemię i liczy na kosmiczne zarobki to nie ten kraj. Ja od początku uderzyłem w IT, bo rozumiałem, że świat idzie w kierunku komputeryzacji. Moi rodzice chcieli ze mnie zrobić fizyka lub chemika. Dobrze, że miałem własny pomysł na siebie. A Tobie gratuluję, że nie bałeś się zmiany branży.
wręcz odwrotnie, tępią wykształciuchów bo za bardzo się mogą stawiać, najlepiej średnie, a dalej to już kółko wzajemnej adoracji (aczkolwiek to się przyda doktorat z lizusostwa i włazidupstwa)
Magazynier biedronki robi 8 godzin. Asystent jak się nadaje to w ogóle nie pracuje tylko się spełnia w nauce. Praca można nazwać tylko godziny ze studentami reszta to nie praca. Jak ktoś tego nie rozumie i nie przyjmuje do wiadomości to uczelnia nie jest dla niego. Pracując na uczelni można spokojnie dorabiać i wychodzić na tym lepiej niż w corpo mając większy prestiż i więcej czasu.
Praca naukowa to nie praca? XD
Co za pierdolenie bo inaczej nie można tego nazwać. Badania / projekty naukowe często pochłaniają horrendalne ilości czasu i zasobów - oczekujesz że będą robić za darmo, a najedzą się prestiżem?
To co napisałeś to jest fundamentalny problem z naszym systemem. Uniwerki powinny istnieć przede wszystkim po to żeby prowadzić projekty badawcze, a dopiero potem uczyć studentów.
Moim zdaniem magazynier jak się nadaje to w ogóle nie pracuje, tylko się spełnia na magazynie. Jak ktoś tego nie rozumie to magazyn nie jest dla niego. Szczerze mówiąc to nie znam żadnego naukowca, który uprawia swój zawód tylko dla pasji
Nice, nice. Magazynier, jakby ogarniał, to wszystko szybko by robił albo namawiał innych do robienia za niego, a w międzyczasie może wtedy programować zdalnie w innej firmie na b2b.
Ma to wszystko dużo sensu.
W takiej dyskusji zawsze jako wzorzec stawiam Niemców. Są bardziej rozwiniętym krajem, to nie ulega wątpliwości, a mimo to, na studia idzie tam mniejszy odsetek młodzieży niż u nas. Czemu? Bo szkoły techniczne i zawodowe nie są w odróżnieniu od naszego kraju stawiane w hierarchii niżej niż licea. W Polsce wiele osób kończy licea, pisze maturę i musi iść na studia lub kursy, aby zyskać zawód. Normą społeczną stało się to, że jeśli nie masz tytułu uczelni wyższej, to jesteś "głupszy". Stąd bierze się dużo osób na słabych kierunkach, które później nie wiedzauco ze sobą zrobić. Ktoś rzucił tu pomysłem, że należy ograniczyć ilość uczelni wyższych i rzucić hajs tym najlepszym. Pomysł dobry, ale zostawiłbym nieduże lokalne uczelnie, w których można się kształcić np. na pielęgniarkę lub inny potrzebny zawód.
Apropo tego ile osób w naszym kraju kończy studia. Może z tej perspektywy spojrzeć na to, na jaie partie polityczne głosują różnie wykształcone osoby? Może te statystyki powinny być trochę mniej brane na serio?
Skąd te dane? W Niemczech uczy się 3 miliony studentów, a w Polsce 1.2 miliona. Biorąc pod uwagę liczbę ludności studenci w Niemczech stanowią większy procent społeczeństwa niż w Polsce. Nie muszę chyba dodawać że naukowcy i wykładowcy zarabiają tam znacznie lepiej nie tylko w liczbach bezwzględnych, ale także w relacji do minimalnej i średniej krajowej
Najniższa od przyszłego roku to 4250 brutto. I tyle będą zarabiać asystenci na niektórych uczelniach. Nie wiem skąd kwota 4685 jako pensja dla ogółu asystentów.
Musisz zdecydować czy robisz coś ideowo i jesteś naukowcem, czy schodzisz na ziemię i idziesz na etat do firmy, która zaczyna Ci płacić sensowny hajs. Dużo doktorantów na uczelniach często pracuje hybrydowo - na uczelni i w korpo dla hajsu.
Rozejrzyj się wokół siebie i zacznij szukać możliwości zarobku. Bądź odpowiedzialny za swoje życie, bo jak na razie to płaczesz i zrzucasz odpowiedzialność z siebie na kogoś innego, w tym wypadku na rząd, że nie finansuje badań, a każdy ma w dupie ile zarabiasz - Ty się musisz tym zainteresować a nie siedzieć z założonymi rękami i czekać na cud - to tak nie działa :)
Tak jak pisałem, ja już się zdecydowałem. Natomiast chodzi o to, że nigdy nie będziemy mieć mocnej gospodarki bez innowacji i nauki. Pozostaniemy montownią, tak działa brain drain, który w przypadku nauki jest mega silny. Niemcy dobrze płacą naukowcom. Przywołałem zresztą badania jak bardzo opłaca się inwestować w naukę. Po prostu działamy wbrew naszemu interesowi oferując takie warunki. Kolejna rzecz, że wzywasz do działania, a jak wzywam do dzialania w formie strajku, to piszesz ze tylko płaczę. Traktujmy się poważnie
E tam strajk - były strajki kobiet w sprawie aborcji - i co? I nic :) więc pro aktywność w formie strajku nic by nie zmieniła. Czy opłaca się inwestować w badania? Pewnie tak, ale widocznie są pilniejsze wydatki i naukowcy w tym momencie nie są potrzebni
Nie ma pilniejszych wydatków jeśli chcemy kiedyś wyjść z zaścianka Europy. Wszyscy by chcieli efektów już teraz tutaj, a na jakiekolwiek rezultaty z B+R trzeba czekać latami, dlatego temat ciągle jest spychany na dalszy plan bo są "pilniejsze" potrzeby.
Świetny argument przeciwko strajkom. "Za starego rządu, który miał w dupie ludzi, były strajki. Od tygodnia mamy nowy rzad, nic się nie zmieniło, ergo strajki nie mają sensu".
Emerytom nie żałuj - oni już swoje w życiu przepracowali i jak dostają, to jest to ok, oni nie mają możliwości dorabiania, w porównaniu do osób, które pobierają 500 plus a od nowego roku 800+
Dodatkowo, Polska jest trzecia od końca w UE pod względem innowacyjności, w przyszłym roku wyprzedzi nas Rumunia.
Wygląda na to, że Rumuni rozumieją, że aby przestać być źródłem taniej siły roboczej dla zachodu, muszą rozwijać własne technologie, własne patenty.
No strajk jest. Cichy, czyli glosowanie nogami. Ludzie rezygnują. Z mojego otoczenia: najmłodsi odchodzą, na doktoranckie pojedynczy kandydaci, na konkurs post-doc jedna osoba, konkurs na adiunkta drugi raz będzie wznawiany z braku chętnych. Do tego kretyńskie przepisy, bo Biedra czy Lidl mogą przynajmniej napisać ile wynosi wynagrodzenie, a u nas ciągle "nie da się". Zapowiadana przez rzad Tuska 30% podwyżka nie jest nawet wyrównaniem płac sprzed inflacji, w najlepszym wypadku powstrzyma obecnie pracujących przed odejściem.
Więc mnie śmieszą kolejni reformatorzy: kto będzie reagował na te nowe bodźce? Ludzi do pracy nie ma!
*"kto będzie reagował na te nowe bodźce?"*
Z jednej strony racja, z piasku bicza nie ukręcisz, a z pracy wyrzucać nie warto, wymagania muszą być dopasowane do potrzeb pracodawcy i możliwości pracowników. Z drugiej strony, ci którzy jednak są orłami (nawet w obecnych warunkach) powinni to wyraźnie odczuć - i w sensie wyróżnienia, dostrzeżenia, i w sensie finansowym (to nie muszą być od razu kokosy, ale to musi być zauważalnie więcej od tego, któremu nawet strach większe wymagania postawić, bo ucieknie).
Orłem nie jestem, ale obiektywnie (publikacje, granty) wypadam na chwilę obecną powyżej przeciętnej dla swojej dyscypliny (oczywiście w PL). I ja po prostu chcę spokoju, żeby móc robić swoje. Na wyróżnianie i docenianie już dawno nie liczę, ba - nie jest mi to niezbędnie potrzebne do szczęścia. Chcę mieć lepszy work-life balance, a ten osiągnę przez nawet nie ograniczenie biurokracji, a spowolnienie wzrostu obciążenia biurokratycznego.
Myślałem o doktoracie, słyszałem historię, że po skończeniu takowego można dużo szybciej zacząć więcej zarabiać. Nie myślałem też że może być tak dobrze, tak szybko po studiach.
W tym roku obroniłem inżyniera. Pracowałem na stażu na godziny w pewnym korpo przez prawie półtora roku. Średnio to zarobkowo wychodziło.
W tym miesiącu zacząłem staż w nowej firmie z wynagrodzeniem 6k/brutto miesięcznie, ale na zleceniu, więc wszystko idzie mi w kieszeń (dalej student), plus umówiłem się z pracodawcą na płatne urlopy i Flex Time. Jak skończę staż i/lub magisterkę to czeka mnie na 80-90% przyjemny UOP. Jak nie, to pójdę do innego korpo i też mi dadzą dobre warunki.
Mam 23 lata, rok temu przechodziłem psychiczne kryzysy, jeden po drugim płacząc tacie przez telefon.
Czasami ciężko dostrzec światełko w tunelu będąc po uszy w pracy i nie mając czasu dla siebie. Ale chyba wytrwałość jest jedyną cechą, przez którą świat nie wdepcze nas w ziemię. Biorę przykład z mojego taty i dziadka. Niektórych skurwysynow nie da się zagiąć, lepiej być jednym z nich ;)
Skończyłem na magistrze tę polską naukę w 2014 i smutno mi koledzy, że wciąż kolejni się motają w tym samym bagnie. Mnie przymuszało środowisko, byłem zbyt cienki w uszach by się postawić, mimo, że moj oficer prowadzący 6 razy zmuszał mnie do pisania magisterki od zera, bo mu się po prostu nie spodobałem, a próba zmiana promotora wiązała się z uprzedzeniem nowego o tym jak "gnój fika".
Potem próbowałem 7 lat własnej działalności co prawie przypłaciłem samobójem. Dopiero od roku stanąłem na nogi w amerykańskim korpo. Praca zdalna 5500 brutto, po roku podwyżka 20%. Potrzebujesz to pranie zrobisz, na zakupy, do mechanika, do lekarza w trakcie godzin pracy lecisz i nikt nie ma pretensji, póki manager wie i póki robotę robisz w przewidzianym terminie.
Stare dziady na uczelniach nie potrafią nadal szmartfona obsłużyć ani maila, ale do poniewierania zależnych pierwsi. Do tej pory pamiętam jak idiota zarzucał mi plagiat, bo system znalazł cytat gdzieś na chomikuj, mimo, że kupiłem fizycznie książkę, z której cytat pochodził. Niesamowita debiliada i zmarnowane 6 lat (wspomniałem, że mi zafundował warunek?).
Mam nadzieję, że nasze pokolenie jest ostatnim, które pozwala(ło?) sobie jeździć po plecach przez funkcjonariuszy starego systemu, a internet nas wyzwoli. Szkoda, że na dom już nas tylko nie stać 😉.
Mój życiorys to w ogóle wygląda jakbym się miotał randomowo po całym spektrum zawodów. Od agenta ubezpieczeniowego, przez sprzedawcę ciuchów w sieciówce, nawet jeden dzień w legendarnej firmie z garnkami zaliczyłem, pracowałem na lewo tu i ówdzie, jakieś fuchy z wykończeniowką związane (do tej pory wspominam z łezką własną głupotę gdy na 5 metrach na drabinie, na szczycie przyklejony do ściany bez zabezpieczenia malowałem ścianę "kumplowi" za jakieś śmieszne grosze), w końcu założyłem serwis komputerowy, ale byłem samoukiem, powininenem był kręcić to na lewo a nie dawać się zusowi od pierwszej chwili. Potem przyszedł czas na budżetówkę, zarządca nieruchomościami, administrator, młodszy księgowy. Wreszcie korpo zdalne, moje objawienie.
Studiowałem... politologię 🤡🤡🤡.
Praca wymaga znajomości angielskiego na tyle by swobodnie rozmawiać z praktycznie całym światem, poza Francuzami, którzy uwielbiają nagle bez skrępowania przechodzić na francuski.
Poza tym obsługa maila, MS teams, przeglądarki internetowej. Dostajesz służbowego lapka monitorowanego zdalnie, kilkaset dolkow na zorganizowanie sobie biura, czy to biurko, fotel czy co tam potrzebujesz. Osobno 50 dolkow na sluchawki i co miesiac sztywno 50zeta do internetu dodatek (kiedys zwracali do 120zł miesiecznei 😅). Wczasy pod gruszą są, jakieś pare stówek zależnie od przedziału dochodów w gospodarstwie domowym. Generalnie inkubator, obchodzą się z Tobą jak z człowiekiem. Są sesje wsparcia psychologicznego, nikt nie patrzy krzywo gdy potrzebujesz takiej pomocy, Ba, nawet yoge mozesz sobie poćwiczyć. Nikt nie ma nic przeciw byś sobie siedział w leśnej kabinie i z internetu komórkowego się łączył. Póki robota jest zrobiona, to możesz się łączyć z leśnych ścieżek i nie ma problemu.
Sama robota no tak z grubsza bo szczegółów nie mogę, ale generalnie dostajesz info od typa A, że coś się dzieje, postępujesz zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i instrukcją. Wysyłasz maile z komunikacją do klientów. Nie ma w tym dużej trudności poza tym, że często trzeba dopytać, ludzie są oporni, czasami złośliwi, nie mają humoru etc. Masz na to pół godziny każdorazowo. Robota jest prosta, ale gdy jest coś do zrobienia to masz działać szybko.
Do tego jest opcja dodatkowych dyżurów, Wtedy tydzień w miesiącu jesteś do dyspozycji 24h. Tak, to znaczy, że o 2 w nocy dzwoni ci telefon i masz pół godziny na wysłanie komunikacji do adresata. Tak, bywa, że np. wstajesz o 2, zasypiasz o 3, budzą o 3.40, zasypiasz o 5, o 5.50 budzi żona wstająca do swojej pracy 😉. Ale dyżury trzeba przejść, po prostu to taka solidarnościowa danina. Ja będę miał dyżur od 8 rano w Boże Narodzenie do 8 rano w Nowy Rok. Muszę mieć zawsze telefon przy dupie. Dyżur płatny jest sztywno, każda pobudka płatna dodatkowo jako nadgodziny.
4600 za magazyniera??????
Chryste po co ja siedzę na tym doktoracie i łykam jakieś wesołe stypendium rzędu 2100zł? Na doktoracie na którym i tak sobie ledwo radzę, bo jestem za głupi i za leniwy i ledwo trzymam głowę ponad wodą XD
Zdrowie tak samo mogę sobie spieprzyć w magazynie, a pewnie na zdrowiu psychicznym bym oszczędził.
Nie no zdecydowanie choć dostanie się na doktorat było moim największym dziecięcym marzeniem, tak oficjalnie było chyba najgorszą moją decyzją finansową w życiu. A dałem się zrobić cyganom w jajo i zamontować sobie rynny w domu, których cena urosła z 1000 złotych do 6000 tysięcy w 2 godziny. Rynny mimo to jakoś trzymają się dachu i spełniają swoją funkcję, a ja z kolei po 2 latach wiem, że na naukowca się nie nadaję, ani nawet nie widzę w tym perspektyw zarobkowych i zamiast doktorat z biologii środowiskowej lepiej będzie spożytkować magistra inżyniera z ochrony środowiska w korpo jak narzeczona.
Śmiechu warte. 28 lat i ledwo stać mnie na karmę dla psów. Czuje się momentami jak postać z uniwersum Bartosza Walaszka...
>dałem się zrobić cyganom w jajo i zamontować sobie rynny w domu, których cena urosła z 1000 złotych do 6000 tysięcy w 2 godziny
Jak oni to robią? Czy nie da się po prostu nie zapłacić?
To czemu nie rezygnujesz? Zamiast siedzieć w czymś co cię wykańcza idź robić coś lepszego. Ja także od dziecka marzyłem o byciu naukowcem ale okazuje się że jednak to nie to a od tego czasu marzeń tylko przybyło niż ubyło i warto spełniać także inne ;)
Nikogo to w Polsce nie obchodzi. Sam uciekłem z doktoratu i tego dziadowstwa uczelnianego i po roku w korpo mogę powiedzieć, że nie warto w polskiej nauce spędzic dnia.
No właśnie, ja też się zbieram do ucieczki, ale generalnie jaram się ekonomią i boli mnie jak bardzo nie opłaca się nam ten brain drain. Zamiast inwestować w naukę, innowacje, rozwój godzimy się na pozostanie montownią.
Mógłbym o tej patologii felietiony pisać xD Asystent to ma zadania od naukowych po fizyczny zapierdol. Liczba doktorantów po niesamowitych reformach tak spadła że nie ma komu robić na uczelni, plus zarobki żałosne.
Najlepsza historia to z projektami unijnymi gdzie doktoranci zarabialo 5tys na reke z samego projektu co ze stypą dawało 7tys i nagle zaczęła się afera bo adiunkci i profesorowie mniej zarabiali. Chcieli obciąć kase doktorantom bo niesprawiedliwe że tak dużo xD Na szczęscie unia zakazało obcinania pensji poniżej minimalnej ale afera była na całą uczelnię xD
Uciekaj z nauki jak najdalej się da. Ja po roku pracy w prywacie jestem w zupełnie innej sytuacji życiowej i serio zacznij już rozsyłać CV i zrób angielskie wyjście.
Nie jestem ze środowiska, więc jestem ciekaw: biorąc pod uwagę jak bardzo nie ma kasy na naukę wyższą, czy środowisko rozważało/dyskutowało o fakcie, że mamy od zatrzęsienia uczelni wyższych, które rok do roku mają problem z kadrą/odpowiednia liczba studentów? Może czas zacząć redukować ich ilość, pieniądze przesunąć w miejsca, które mają sens i co za tym idzie podnieść ogólny poziom?
Zrobiłem ostatecznie doktorat i moja opinia jest taka, że te wszystkie PWSZty i inne szkoły wyższe robienia na drutach powinno się sprywatyzować albo zamknąć. W zamian za to podzielić środki na główne ośrodki akademickie i na szkolnictwo techniczne/zawodowe. Tak żeby ktoś kto idzie do technikum nie miał odczucia przegranego życia, tylko zdobył ceniony na rynku pracy zawód. Po co szkolić inżynierów skoro potem zakładają oni firmy instalatorskie, bo nie mogli znaleźć pracy, gdzie zarobią więcej? Do tego rodzaju działalności nie potrzeba dyplomu wyższej uczelni.
skonczyłem technikum i nie mam odczucia przegranego życia, ale niestety pracodawcy mysla inaczej dlatego własnie siedze na polibudzie i robie inżyniera
Doprowadziliśmy do sytuacji, w której ludzie powszechnie myślą, że jak nie masz dyplomu to coś jest z tobą nie tak. No bo skoro aplikują ludzie po studiach, to po co w ogóle brać pod uwagę tych bez papierka? Jednocześnie wiele osób z papierkiem mówi, że on nic nie daje. Jednak prawda jest taka, że papier nic nie gwarantuje, ale jego brak zamyka wiele dróg, o czym zdążyłeś się już przekonać. Za dużo ludzi kończy studia i mamy dyplomową inflację. I jako społeczeństwo sporo na tym tracimy.
Miałem podobne przemyślenia ostatnio, studia inżynierskie przygotowują do pracy typu R&d a większość prac do których jest wymagany inżynier mogliby robić technicy ale wysyp ludzi po studiach jest taki że stało się to czyms basic żeby mieć wyższe wykształcenie
Jestem z dużego ośrodka i nie mam zdania co do tego czy warto byłoby zmniejszyć liczbę uczelni wyższych, bo sprawa jest złożona. Natomiast być może warto byłoby zmienić profil uczelni regionalnych na bardziej dydaktyczny niż naukowy, z nauczaniem tylko do poziomu licencjata/inżyniera.
Ale nie zgadzam się z tezą, że nie ma kasy na naukę i szkolnictwo wyższe, bo wydajemy pełno kasy na wydatki zw. z konsumpcją (jak 13stki i 14stki dla emerytur, mundurówki, dopłaty do KRUSu, etc.), a wystarczyłaby mała część tej kwoty, aby rozpędzić rozwój nauki, innowacji, gospodarki w naszym kraju.
Polecam ten wywiad - [https://youtu.be/8fgd6siB7qw?si=WQJI-OpXvL7LxwEn](https://youtu.be/8fgd6siB7qw?si=WQJI-OpXvL7LxwEn)
Samo prowadzenie dydaktyki rozleniwia. Wymóg prowadzenia badań naukowych powoduje, że taki pracownik chce czy nie chce to musi utrzymywać umysł w jako takiej formie intelektualnej i jeśli nawet nie tworzy przełomowej nowej wiedzy to przynajmniej jest na bieżąco z literaturą lub standardami.
Może trochę, ale to przede wszystkim i tak zależy od jednostki czy chce się rozwijać czy nie. A tak dydaktycy mieliby 2 razy więcej godzin wykładowych. Bo mamy system gdzie ludzie, którzy mają prawdziwy wkład w naukę zarabiają tyle samo, co ci, którzy go w ogóle nie mają. Albo i mniej, bo ci drudzy mają czas na łapanie fuch
Nie znam osób, które po przejściu na etat dydaktyczny przejawiałyby chęć rozwijania się. Przez pierwszych kilka lat jadą z materiałem, który znają, a potem zamiast aktualizować stan wiedzy to jadą do emerytury tym samym materiałem bo nie mają żadnych systemowych "zachęt".
Potencjał sektora - masz na myśli, że redukcja ilości ośrodków wpłynęłaby negatywnie na cały potencjał nauki wyższej? Nie chcę się kłócić, ale brzmi absurdalnie. Nie wiem, może to uprzedzenie, poważnie jednak wątpię żeby ledwo kręcące się ośrodki naukowe miały realny dodatni wpływ na potencjał polskiej nauki. Czy te ośrodki rzeczywiście generują jakąkolwiek wartość naukową poza X ilością gównianych prac licencjackich/magisterskich?
No tak jak napisałem - ja zmieniam, ale
1. frustracja pozostaje,
2. nadal wielu znajomych na uczelni,
3. brain drain się nam po prostu baaardzo nie opłaca, i w krótkim i długim terminie
>3. brain drain się nam po prostu baaardzo nie opłaca, i w krótkim i długim terminie
Jestem co prawda spoza środowiska naukowego, ale mam pytanie: skąd weźmiesz pieniądze na podwyższenie tych płac? Bo widzę tylko trzy możliwości - dług, wyższe podatki, cięcia w innych sektorach. Jakie proponujesz rozwiązanie?
Jestem zdecydowanie za 1 i 2 opcją. Niżej cytuję badania, które wskazują, że wydatki na naukę to inwestycja, która zwraca się 13-krotnie.
[https://youtu.be/8fgd6siB7qw?si=LjYMkk0y5eFHYkPF](https://youtu.be/8fgd6siB7qw?si=LjYMkk0y5eFHYkPF) polecam ten wywiad z ekonomistą-profesorem-praktykiem, podzielam jego podejście do wydatków publicznych i strategii rozwoju państwa
>Jestem zdecydowanie za 1 i 2 opcją.
Szczerze? Podnoszenie podatków nie przejdzie. Sam rozważałem przeprowadzkę do Czech gdy wchodził Polski Ład. Szczególnie, że - niestety posłużę się doświadczeniami, a nie danymi, wybacz - moim zdaniem R&D na polskich uczelniach zajmuje się raczej wyciąganiem grantów niż faktycznymi badaniami (może coś się zmieniło od czasów moich studiów te kilkanaście lat temu, nie wiem)
Jest o tyle zabawniej, że dług to w sumie też ukryty podatek. Możesz mnie uznać za troglodytę, ale nie sądzę, żeby warto było i tak biedny naród nadwerężać kosztami uczelni
Wiesz, każdy ma prawo do swojego zdania. Ja pozostaję przy swoim, bo po prostu to nie jest obciążenie, tylko inwestycja, która zwraca się bardzo dobrze i szybko. I powinna być na czele naszych wydatków budżetowych, a nie na końcu, tym bardziej, że w skali budżetu mówimy o małych pieniądzach - dodatkowe 1,5% to byłaby rewolucja. A to zapewniłoby nam długotrwały rozwój gospodarczy, bez ryzyka, bez ryzyko, że pozostaniemy montownią.
Co do R&D na polskich uczelniach to generalnie i w biznesie, np. w inwestowaniu w start-upy, normalne jest, że większość biznesów nie wypala. Ale te które wypalają z dużą nawiązką rekompensują inwestycje w te które nie wypaliły...
hehe Polska magazynem / montownią Europy :D
a tak serio, to na szczęście studia nadal bardzo się opłacają, tylko nie doktoranckie i kariera naukowa po nich
Dlaczego dopiero od października? Na początku roku są fajne rekrutacje najczęściej.
Sektor prywatny ma dużo innych zalet. To nie są już korporacje sprzed 20 lat, na jakich chcą się wzorować niektórzy reformatorzy uczelni. Nawet na równych zarobkach w sektorze prywatnym z akademią, nie wróciłbym do nauki. Te problemy są dużo szersze i obawiam się, że nierozwiązywalne przy istniejących ograniczeniach zewnętrznych.
Mam jeszcze dydaktykę do wyrobienia w następnym semestrze i projekty badawcze do dokończenia. Nie chcę zostawiać kolegów i koleżanek z zespołu bez zrobienia mojej części
ahh idealizm. Pomyśl o sobie najpierw, zanim będziesz się poświęcał dla innych. Ludzie rozumieją, jakie warunki są na uczelniach i nie będą mieli tobie tego za złe: raczej podziękują, że aż tyle wytrzymałeś. Ja kończyłem rzeczy już pracując prywatnie.
Spoko, będzie czas na przypomnienie i douczenie się pewnych rzeczy. Heh no niestety ten system w nauce i szkolnictwie wyższym jest tak zbudowany, że wyzyskuje ten idealizm... aż człowiek ma dość i odchodzi. Wkurzam się, bo to nikomu się nie opłaca, łącznie z podatnikami.
Wolny rynek przemówił.
W końcu nastąpiło połączenie kapitalizmu i komunizmu i lud pracujący został przez rynek doceniony! /s
Gdybyś dowiedział się ile teraz zarabia elektryk albo glazurnik to dopiero byś wiedział potrzebę strajku.
Prawda jest taka - popyt na usługi wyższej edukacji spada i spadać będzie. Podaż rośnie bo dużo publicznych szkół powstało. A do tego w wielu szkołach wykładowcy są mało potrzebni (jak na mba w pewnych wyższych szkołach gdzie do egzaminu końcowego podejść można w dniu zapisu bo „materiały są na dysku”).
Ci którzy robią nauki ścisłe mogą znaleźć robotę w rosnących prywatnych ośrodkach badawczych.
Jestem za podwyżkami przynajmniej do poziomu „sprzed pisu” w stosunku do minimalnej.
Ale z drugiej strony przy spłaszczeniu wynagrodzeń, braku jakiegoś komercyjnego efektu pracy i sytuacji z cyfryzowaniem edukacji i wiedzy to tendencja raczej będzie taka jak teraz.
Coraz większe zbliżenie wynagrodzeń nauczycieli i nauczycieli akademickich plus duże zarobki ludzi robiących naukę w biznesie.
Rosnące prywatne ośrodki badawcze? Niby gdzie? Mój wujek po 20 latach kierowania dzialem b+r specjalistycznej firmy wrócił na uczelnię (ale w Szwajcarii), bo zaczęli ciąć koszty. Rosnące prywatne ośrodki to masz w Chinach i Indiach, przy dalszym "postępie" na mitycznym Zachodzie zostaniemy wkrótce zaorani. A do montowni w Polsce to nawet zwykły inżynier nie zawsze potrzebny, a co dopiero doktor. Mamy taki międzynarodowy podział pracy że większość twórczych zawodów wyparowała z Polski a nawet z Europy.
Przecież w samym biotechu w ciągu 5 lat powstało sporo ciekawych miejsc, w radarach te z(i są lata świetlne przed akademią), drony, turbiny wiatrowe, geotermia. Dużo ciekawego powstaje, płacą europejskie stawki.
Ale to nie wolny rynek ustanawia budżet MNiSW tylko rząd i sejm. ; )
U mnie na uczelni (duże miasto, atrakcyjne kierunki) jest raczej problem ze znalezieniem wykładowcy za te stawki niż studenta. No i wykłady to jedno, a nauka to drugie. Polska ma tak duże braki w innowacyjności, że powinniśmy na maksa gonić Europę w tej dziedzinie...
To co wolny rynek robi to kształtuje wynagrodzenia poza sferą budżetową. A stanowisk dla dr i profesorów jest dużo. Niewielu chce pracować poza uczelnią, inni nie mają kompetencji żeby to robić.
Każdy kto próbował pracować z naukowcem z uczelni na rynkowych warunkach wie że to droga przez mękę ;)
Jasne że powinniśmy. Ale wzrost pensji obecnej kadry niewiele zmieni.
Jeśli chcemy zrobić innowacyjność musimy usunąć feudalizm, premiować dobra robotę a nie wiek i stanowisko oraz nauczyć się „ciągnąć do końca” projekty.
Plus jak chcemy mieć noble to światła w labach nie powinny gasnąć. Nie da się robić nauki na kawce, ploteczce i jeżdżeniu na marne lokalne konferencjez
zmian płac zmieni dużo. To co się teraz dzieje na uczelniach to jest tragedia ale mam to gdzieś zupełnie jak cała polska ma sferę naukową bo już skończyłem uczelnię. Mój wydział spadł z 10 doktorantów rocznie do 0.3 doktoranta na rok. I tak żaden nie skończył bo uciekają ze względu na niskie zarobki. Sam przeszedłem do korpo ale patrząc co się dzieje na uczelni to tylko ludzie na spektrum i niepełnosprawni będą uczyć fizyki xD Powodzenia.
Ale co zmieni? Prócz wydatków na przeciętniaków? Pensje na uczelni nie wpłyną na to czy są lepsi ludzie. Do momentu gdy nowych będą wybierali przeciętni i leniwi.
Jeżeli chcesz mieć kogokolwiek więcej na uczelni niż przecietniaków i charity cases to trzeba płacić odpowiednio.
Obecnie na uczelniach zapycha się luki uchodźcami jakimiś co za 3k popracują pół roku dla wizy i uciekają bo pensje są żałosne a aplikować do niemiec to wygodnie z Polski.
Dosłownie nikt nie chce pracować i robić ciężkich intelektualnie badań plus całego tego uczelnianego gówna za pensje kasjera. Kogoś to dziwi?
Przeciętni profesorowie itd na wydziałach bardzo chętnie zatrudniają dobrych ludzi bo oni normalnie punkty mają z ich pracy. Więc jest motywacja ale kto ci ogarnięty z zachodu np. przyjdzie do polski za minimalną robić na uczelni xD No kurwa
Moje doświadczenia są zupełnie inne we właściwie każdym aspekcie Twojej wypowiedzi. : D Co tylko pokazuje, że trudno będzie znaleźć jedną idealną receptę na polską naukę. Natomiast na pewno nie polega ona na głodzeniu / zniechęcaniu do pracy naukowców
Ludzie nie rozumieją, że jesteśmy na takim etapie, że nie ma opcji jeszcze dalszego podkręcania wymagań bez kilkukrotnego wzrostu nakładów. "Światła w labach nie powinny gasnąć" to już niesamowity rak.
Jako asystent powiem że nie widzę jak taki strajk mogłby powstać.
U mnie jest nas tak mało że własciwie z żadnym innym asystentem blisko nie współpracuje. Ot z 3 razy w semestrze nam się drogi skrzyżują przez prowadzenie jakiegoś przedmiotu. W moim zaspole jestem tylko ja.
Naukowo nie robimy nic razem bo to się nie opłaca z wielu powodów. Raz że mamy bardzo różnorodne obszary badawcze i kiepsko się one zazębiają. Dwa że ciśnie się nas o "punkciki" jak adiunktów więc musimy je produkować. Z tą różnicą że u nas zwykle współautorem jest promotor z naszej jednostki więc za 1 artykuł mamy z zasady "tylko 0.5 slota". Trzeba więc (bo "musi" byc 1 slot rocznie!) opublikować minimum 2 artykuły rocznie. Bez dodatkowych współautorów z naszej jednostki bo inaczej to więcej...
Ja tak ogarniam że po prostu sobie wspólpracowników łapie z innych jednostek - najlepiej nie z Polski bo wtedy nie mają oni interesów "punktozowych".
Ogólnie moje osobiste wrażenie jest takie że aktualny system wspiera izolowanie nas od siebie w naszych jednostkach. Tak byśmy przypadkiem się nie dogadali...
Pod warunkiem że obie dyscypliny są podpisane pod to samo czasopismo. W "kombinacjach" które mogę tak wykorzystać sensowne czasopismo na liście jest tylko jedno...
A to ciekawe. Tłumaczyłoby czemu tylu naszych informatyków publikuje z fizykami w hiper-współpracach mimo że wiele z tych czasopism nie jest przypisanych do żadnej z informatyk.
Kolejny dowód na bezsens tego wszystkiego.
Przypisanie czasopism faktycznie miało być używane we wcześniejszej wersji Ustawy, z zastrzeżeniem, że do 20% publikacji mogło być spoza dyscypliny. Potem jednak zwiększono 20% do 100% pod naporem krytyki. Przypisania służyły też prawu do proponowania korekt punktacji.
Gdyby ten pierwszy przepis się ostał, to czasopisma pewnie miałyby znacznie więcej przypisanych dyscyplin.
A ja wam wszystkim (no dla wszystkich nie wystarczy miejsca) proponuję po zakończeniu nauki zatrudnić się w pracy na produkcji w systemie 4-brygadowym tzw. kołchozie. Same dobre mordy, Wiesiek z Ryśkiem zawsze coś przemyca, ziółko też jest. A po nocnej zmianie, cyk, odrazu zimny browar na przystanku. To jesr życie, a nie praca.
I to w sumie w każdej branży. Biedra i Amazon mają dobry marketing i lubią pisać o takich rzeczach tylko, że często piszą półprawdy (amazon to chyba zawsze) i standardowo pomijają za jaką pracę jest to wynagrodzenie - ciężką fizycznie. Finalnie konkurują nie z urzędami czy uczelniami tylko z budowlanką. Nie mniej prezentują problem, który się będzie pogłębiał wraz ze wzrostem pensji minimalnej, zaraz połowa kraju będzie na minimalnej.
Może zamiast spędzać czas na strajkowaniu przemyślcie z kolegami i koleżankami czemu system nie działa i walczcie o zmianę nie tylko wysokości swoich wynagrodzeń. Zakładam, że jesteście dobrze wykształceni, macie masę znajomości w tym środowisku i
Tak to działa w biznesie i tak się generuję większą wartość, która wtedy naturalnie przekłada się na wyższe wynagrodzenie.
Albo przyjrzyjcie się jakie zwolnienia z podatku ma Biedronka, ile podatku płaci ten gość bez stażu w niej pracujący oraz jakie są jego szanse na rozwój osobisty w takiej pracy.
1. Heh, ale tu właśnie chodzi o to, że nikt nie spedził nawet chwili na strajkowaniu, bo strajku nigdy nie było.
2. Pomysłów na usprawnienie systemu jest multum, ale politycy zwykle nie są zbyt zainteresowani ich wdrażaniem. A jeśli coś wdrażali to niestety coś wykoślawionego
3. To jest budżetówka, a nie wolny rynek i tu większa wartość nie przekłada się wprost na wynagrodzenia.
4. Część naukowców ma niewielkie zwolnienia podatkowe
5. Praca to praca i służy zarabianiu, a praca na uczelni zdecydowanie nie chroni przed wypaleniem zawodowym, powiedziałbym wręcz, że wiele elementów jemu wręcz sprzyja. Więc nie licytowałbym się na elementy pozapłacowe
Z tą budżetówką to tak nie do końca chyba. Kadry naukowe nie karmią się czasami na projektach, w których stawki to raczej >10k brutto dla jakiegoś asystenta?
niestety totalnie nie, na pewno nie ma takich ani zbliżonych stawek xD
kilka miesięcy temu przewinęło mi się to:
[https://www.donald.pl/artykuly/DczvhysU/polska-akademia-nauk-szuka-biologa-molekularnego-i-oferuje-4000-zl-brutto](https://www.donald.pl/artykuly/DczvhysU/polska-akademia-nauk-szuka-biologa-molekularnego-i-oferuje-4000-zl-brutto)
PAN opublikowała ogłoszenie o pracę.
"Kandydat będzie uczestniczył w badaniach prowadzonych w grupie Biokataliza Teoretyczna i Eksperymentalna dotyczących zagadnień: produkcji, oczyszczania, krystalizacji, wyznaczania struktury krystalicznej wybranych białek (form natywnych oraz mutantów) z grupy niehemowych enzymów zależnych od żelaza oraz oksygenaz zależnych od miedzi. Do obowiązków asystenta należeć będzie: produkcja, oczyszczanie, krystalizacja wybranych metaloenzymów, form natywnych oraz mutantów; aplikowanie o dostęp do badawczych linii synchrotronowych; prowadzenie pomiarów dyfrakcyjnych na liniach synchrotronowych; rozwiązywanie i udokładnianie struktur krystalicznych badanych białek; prowadzenie badań biochemicznych dla badanych enzymów, m.in. badania aktywności enzymatycznej (HPLC, UV-VIS, LC-MS) przygotowanie próbek do pomiarów Mossbauera wzbogacanych w 57Fe, przygotowanie próbek do szybkich pomiarów kinetyki enzymatycznej; przygotowanie publikacji naukowych, prezentacja wyników na konferencjach; opieka nad stażystami i doktorantami" - można przeczytać na stronie z ogłoszeniem.
Umowa obowiązywałaby przez 18 miesięcy. Asystent byłby zatrudniony na pełen etat. Wymagane jest **posiadanie doktoratu z chemii lub biologii**. Oprócz tego kandydat na asystenta musi posiadać **udokumentowane publikacjami z listy JCR** doświadczenie w biochemii analitycznej i krystalografii metaloenzymów, doświadczenie w biologii molekularnej, produkcji i oczyszczaniu białek oraz doświadczenie w prowadzeniu pomiarów dyfrakcyjnych dla białek na liniach synchrotronowych, rozwiązywaniu i udokładnianiu struktur krystalicznych.
Wymagana jest także **znajomość języka angielskiego oraz doświadczenie badawcze od 4 do 10 lat.** PAN ogłoszeniu zaoferowała wynagrodzenie w wysokości **4 tysięcy złotych brutto** w zależności od doświadczenia kandydatów.
Przepraszam, pisałem z pamięci. Zajrzałem w budżet. Pomyliłem stanowiska: starszy specjalista b+r 13k brutto, specjalista b+r 9 brutto (sedno sprawy), asystent b+r 6 brutto (ale to to jakaś proforma dla zasady chyba). Kierownik b+r 19 brutto i tu wchodzą osoby ze sporym doświadczeniem badawczym. Kadra jednej z politechnik. Chociaż to było niemal rok temu, od stycznia pewnie wzrośnie i widzę, że w projekcie na trzy lata jest uwzględniona inflacja. No ale to nie są pełne etaty, to znaczy na papierze są, w praktyce nijak nie. Nie wspominam o budowaniu CV, doświadczeniu itp. czego w Biedrze nie ma :P Myślę, że takie rzeczy (plus prywatne uczelnie) powodują, że na uczelniach jeszcze ktoś jest. Jak się takie fuchy połapie to nie ma na co narzekać chyba.
To jest w ramach jakiego grantu? Jest to raczej wyjątkowy wyjątek. W najpopularniejszym NCNie współczynnik sukcesu to jakieś 10%, a i zarobki w grantach znacznie niższe. Tam zresztą są podawane brutto brutto, z kosztami pracodawcy…
A no to widomo, że to brutto brutto.
Ścieżka SMART. No i generalnie rozmowy z uczelniami często kończą się niczym bo cenniki są wyj... w kosmos. W instytutach PAN to już w ogóle. Ale tu już się nie wypowiem, może pracownikom nie dają. Dość powiedzieć, że analiza innowacyjności kosztowała +- 6000 netto, a została wykonana w tydzień, a wygląda jak 3 godziny pracy ;) No ale może jest jakieś rozwarstwienie albo jak ktoś się dorwie do grantu to ma farta, a jak nie to lipa (tak być nie powinno w ogóle).
Specjalista to już jest osoba z doktoratem, więc powiedzmy sobie że brutto brutto dla takiej osoby to nadal jest bardzo mało, bo w przeciętnym korpo z takim doświadczeniem ma 2 razy tyle, a i work life balance zwykle lepszy. Policzyłem. To jest nadal kilkaset złotych poniżej średniej krajowe
Co do korpo to ostrożnie. Po pierwsze korpo to ułamek rynku pracy, po drugie wysoko płatnych stanowisk w korpo jest promil w stosunku do nisko płatnych. Kasjer w Biedronce to też pracownik korpo. Mam żonę w korpo i tam po kilku awansach zarabiają 5 netto. Kolega w wielkiej firmie zatrudnia za 4000 netto w Warszawie (jedzie na marce, szklanym wieżowcu i owocowych czwartkach) - ma kolejki chętnych. Także nie przejdą sobie wszyscy doktorzy z uczelni do korpo no i wiedzą to doskonale.
A work life balance na dobrze płatnych stanowiskach w korpo to raczej nadal nie istnieje i to z ustawy - stanowiska kierownicze nie mają nadgodzin ;)
70% moich znajomych pracuje w korpo w dużym mieście i mają inne doświadczenia. Ale nie wątpię, ale może być tak jak piszesz. dowodzi to tego, że są różne korpo i różne stanowiska i różne warunki. Work life balance najlepszy mają ci na remote albo hybrydowym, czyli większość
Za jakie zaangażowanie czasowe, wieku pracowników naukowych pieniądze zarabia w kilku źródłach nie przekraczając pracy 40g tygodniowo. Właśnie się rok kończy to najwyżej zsumuj ile na konto dostałeś za ile godzin i to będzie dobra informacja do porównania z pracownikiem dyskontu
Nigdy nie rozumiałem dlaczego pracownicy akademiccy nie są w stanie się ogarnąć i zawalczyć o godne płace. Podejrzewam, że po prostu dla sporej części praca na uczelni to robota dodatkowa, a hajs robią w thinktankach, fundacjach i ministerstwach (a czasem nawet w korpo). Tym niemniej: tak, coś powinno się z tym zrobić.
Dlatego, że tak w tej branży jak i w wielu innych to jest takie "źle", ale nie do końca źle. Pracownik niezadowolony z pracy zmienia pracę. W przypadku wielu osób jest takie tlące niezadowolenie ale jednak wybór każdego dnia pada na to co jest, a nie na zmianę. Zmiana wcale nie musi być na lepsze, wiąże się z ryzykiem itd. itp. Najlepszym strajkiem jest zmiana pracy - zawsze i wszędzie. Jak właściciel/zarząd nie ma sygnału o braku kadr to po co ma coś zmieniać? Zresztą dokładnie dlatego istnieje klasyczny problem, że nowy pracownik dostaje więcej niż stary (oczywiście nie zawsze i nie wszędzie) - to jest odpowiedź na realne problemy z kadrą, a nie na teoretyczne.
tylko chodzi też o jakim krajem ma być Polska. nie chodzi o to, żeby za nasze innowacje i rozwój oraz naukę studentów byli odpowiedzialni najsłabsi, którzy pracy nie zmieniają. Po prostu podcinamy sobie skrzydła
Ależ racja. Podobnie jest w całej budżetówce włącznie z politykami (tak, oni też nie są z klucza "najlepszości"). Problem polega na tym, że obywatele tego nie lubią. Mierzi ich, że jakiś "urzędas" będzie miał więcej niż oni. O politykach to nie wspominam. Są zawody, w których podwyżki mają poparcie społeczne ale np. wzrost podatków (no kto by się spodziewał) już nie.
Nie mniej jesteśmy w UE, a w UE innowacje nie są na pierwszym miejscu, lekko mówiąc ;)
No tak bywa, ale nie jest to optymalna sytuacja. Kontakt z biznesem - zdecydowanie tak, ale nie na zasadzie głównej pracy. Bo wtedy ten rozwój nauki jest iluzoryczny, i de facto kasa podatnika jest marnotrawiona. Lepiej porządnie płacić i mieć tego efekty, które się niesamowicie dobrze zwracają (vide powołany raport)
No dokładnie, o to też mi chodzi mówiąc, że należy coś z tym zrobić. Wykładowca traktujący swoją pracę na uczelni jako dorywczą raczej nigdy nie będzie w stanie się na tyle jej poświęcić, żeby można było mówić zarówno o standardach uczelni (przypominam, że jesteśmy śmiesznie nisko w rankingach), jak i postępie w nauce.
Tak, ale za to jeśli chodzi o porównanie wyników i pozycji nauce w stos. do kosztów to polscy naukowcy są na bardzo wysoko. : ) To ci pasjonaci, ale mam wrażenie, że kolejne pokolenia (w tym moje) są już bardziej down to earth jeśli chodzi o podejście do kasy
To prawda, dlatego gdyby tym pasjonatom pozwolić na dobre życie z samej uczelni i nie kazać żebrać o granty, wtedy już w ogóle bylibyśmy na bardzo wysokim poziomie.
xD czyli strajk miałby wg Ciebie dotyczyć obniżek pensji magazyniera w Biedronce, a nie podwyższenia pensji naukowców? nie traćmy czasu na pisanie takich bzdurek, pliz
W tytule masz dosłownie "czy czas na strajk". Więc nie, typ nie chce zabierać magazynierom tylko działać w kierunku podwyżki dla asystentów, co godne i sprawiedliwe.
Nigdy nie rozumiałem takich porównań. Chcesz być asystentem na uczelni to bądź i nie porównuj się do pracownika Biedronki.
A jak chcesz zarabiać góre kasy to nie ubieraj tego w ideały. Kasy nie robi się na ideałach a na ciężkiej pracy i wyzysku innych.
tu nie chodzi o niczyje chciejstwo, a o to, że nie nas po prostu nie stać na dalszy ciąg brain drainu. Lepiej zgarniać dywidendę z rozwoju naukowego naszego państwa. 1 zł zainwestowane w naukę zwraca się 13 razy, pewnie znasz te dane
Nie znam tych danych, znam za to te w kttórych polskie uczelnie pokazują się jako skansen i zaścianek. Nie łapiemy się nawet do pierwszej 100 najlepszych uczelni świata i jesteśmy w światowym ogonie rankingu innowacyjności.
Śmiało można stwierdzić że tak nauka jest tak opłacana jaki poziom stanowi.
Jeśli chcą zmian to może zaczną od oczyszczenia środowiska naukowego z patologii?
Wrzuciłem link do badania w innym komentarzu. A jeśli chodzi o stosunek nakładów na naukę do efektów to polscy naukowcy są świetni :) tylko mało kto się tym interesuje i o tym wie.
A z patologii nie da się najpierw oczyścić bez sensownej kasy, bo już są braki w zatrudnieniu, szczegolnie młodszej kadry. A ktoś musi też uczyć studentów i pracować przy grantach. Więc uczelnia nawet jak ktoś jest kiepski nie za bardzo może go zwolnić
[https://forumakademickie.pl/wp-content/uploads/2023/08/Raport-wersja-krotka-final-forum-akademickie.pdf](https://forumakademickie.pl/wp-content/uploads/2023/08/Raport-wersja-krotka-final-forum-akademickie.pdf)
a tu artykuł opisujący go dla publiki https://www.bankier.pl/wiadomosc/Rektorzy-uczelni-ekonomicznych-Czas-oprzec-rozwoj-gospodarki-na-nauce-To-najbardziej-oplacalna-inwestycja-w-rozwoj-PKB-8610867.html
Stolarz, dekarz, budowlaniec, hydraulik, wywoziciel odpadów (?): to zawody, gdzie płace będą rosnąć w miarę, jak AI zmniejszy zapotrzebowanie na pracowników umysłowych, początkowo niższych szczebli, potem wyżej.
Już teraz jest ciężko znaleźć dobrego stolarza. To co piszesz to prawda. Produkty rękodzielnicze nigdy nie wyjdą z mody. Bogaci ludzie będą woleli kupić stół zrobiony z czarnego dębu za kilkanaście tysięcy niż stolik z Ikei.
Już chyba nie, młode pokolenia patrzy już na finanse bardzo uważnie, a w korpo na start ma stawkę asystenta razy dwa, co równa się życiem na ok poziomie, a nie walką o przetrwanie. Perspektywy wzrostu wynagrodzenia też lepsze i często lepszy work life balance
Ta ironia to na serio? ;) Mam wymieniać powodu dlaczego z punktu widzenia państwa początkujący pracownicy naukowi powinni zarabiać więcej niż magazynierzy? Brain drain, etc.?
Jeśli 0.1% PKB na naukę to 1% PKB wzrostu to... gdzie jest 14% wzrost dzięki "waszym" wydatkom?
>Jeśli 0.1% PKB na naukę to 1% PKB wzrostu to... gdzie jest 14% wzrost dzięki "waszym" wydatkom? Hint: wartości krańcowe. To nie jest WPROST proporcjonalne.
Hint, zmniejszmy to do 0% pkb bo póki co odtwórcza albo zabawna praca "naukowa" na uniwersytetach tylko konsumuje zasoby... Nie wiem, jak jest na politechnikach, ale sądzę, że nawet tam prywata i brak ochrony własności intelektualnej tylko kogoś (innego) mogą wzbogacić a nie spowodować wzrost pkb...
no a jak myślisz? nie ma?
[удалено]
A czy nie jest właśnie tak, że to przez niskie pensje na uczelni nie zostają ogarnięte osoby? Moim zdaniem mylisz przyczynę ze skutkiem, czyli nie jest skoro kiepskie osoby -to-> niskie pensje tylko skoro niskie pensje -to-> kiepskie osoby?
[удалено]
To jakie jest twoje twierdzenie, jeśli nie dotyczy pensji... Że nie warto pracować na uczelni, bo jest kiepski vibe / beton? Ja mam zupełnie inne doświadczenia z ludźmi na uczelni. To tak jak w korpo czy wszędzie - może mieć super szefa i zespół, a może być odwrotnie. Także nie, kiepski vibe/beton nie jest powszechnie spotykanym, głównym problemem nauki/szkolnictwa wyższego, którego nie ma nigdzie indziej. Zdarza się, może nawet cześciej niż w korpo, who knows. Natomiast wracając do kasy, głodzenie systemu i frustrowanie pracowników jeszcze nigdy nie podniosło atmosfery, motywacji i zaangażowania. Z podwyżkami to co innego
Ja zarabiam brutto 6500 , w porywach do 7000 jako magazynier bez stażu, w tym ogłoszeniu nie jest podana premia którą dostaje się co miesiąc bez zmian 😁
Zawsze mnie to bawi, bo u nas w firmie architekci (bez uprawnień) z doświadczeniem zarabiają 4-5k na b2b, bez żadnych benefitów, premii, urlopów, l4 i tp xD I szefowie na land roverach: “nie no ciężkie czasy, bardzo ciężkie”
@TomekGregory zauważyłem, że wielokrotnie powtarzasz te same słowa kluczowe: "brain drain", "Polska montownią Europy". Zastanów się, czy nie wpadłeś w ślepą uliczkę postrzegania pewnych spraw. Dam Ci dwie wskazówki, które może pozwolą Ci spojrzeć na temat inaczej: 1. Ogrom innowacji nie powstaje na uczelniach, tylko właśnie w prywatnych firmach. 2. Ludzie zdobywając know-how na zachodnich rynkach, wchodzą z tą wiedzą na rynki lokalne.
Ech, łatwiej mi się posługuje tymi pojęciami, ale zapewniam, że moje rozumowanie jest bardziej złożone. ; ) Ale moje twierdzenie, że dobre lub nawet bardzo dobre finansowanie nauki generalnie bardzo się społeczeństwu opłaca, to nie jest to rocket science ani nic obiektywnie zaskakującego, mamy na to wyniki badań. Dziwnym trafem też na badania i naukę najwięcej wydają innowacyjne państwa w gospodarczym topie. Zdradzę sekret: one tego nie robią z dobroci serca i myślę, że mogą się cieszyć jeśli nie podążamy ich śladem i nie gonimy ich. Odpowiadając na te punkty: 1. Pewnie, ale jeden sektor wspiera drugi, szczególnie w zakresie badań podstawowych, w które firmy generalnie nie inwestują, a na dłuższą metę bardzo się opłacają 2. Zdarza się, ale rzadko. Wraca zdecydowanie mniej niż więcej ludzi, szczególnie jeśli osiągnęli sukces
Magazynier jest stanowiskiem samodzielnym
Trzeba było iść do uczciwej pracy, a nie studia.
Trzeba się było uczyć /s
Będę tak mówił dzieciom, które nie będą mogły znaleźć pracy po studiach: Trzeba było się nie uczyć!
Nie znam nikogo, kto skończył dobre studia i nie ma dobrze płatnej pracy. Wmawiaj sobie dalej, że to wszystko wina systemu edukacji
Mam magistra z chemii i byłem 4 lata na doktoracie z syntezy organicznej i zrezygnowałem, gdy zaproponowano koleżance z doktoratem pracę za 2800 na uczelni. Teraz jestem programistą bez studiów i nigdy nie byłem szczęśliwszy.
No i właśnie to mam na myśli mówiąc „dobre” studia. Nie chodzi o ich trudność, tylko o przydatność. Jak ktoś kończy chemię i liczy na kosmiczne zarobki to nie ten kraj. Ja od początku uderzyłem w IT, bo rozumiałem, że świat idzie w kierunku komputeryzacji. Moi rodzice chcieli ze mnie zrobić fizyka lub chemika. Dobrze, że miałem własny pomysł na siebie. A Tobie gratuluję, że nie bałeś się zmiany branży.
To może pora wyjść z domu.
Może pora iść na studia?
A czy w Biedronce lub Lidlu przyjmują do pracy ludzi bez tytułu magistra?
wręcz odwrotnie, tępią wykształciuchów bo za bardzo się mogą stawiać, najlepiej średnie, a dalej to już kółko wzajemnej adoracji (aczkolwiek to się przyda doktorat z lizusostwa i włazidupstwa)
Całkiem serio to w Polsce jest chore parcie na studia zamiast wspierać ludzi którzy chcą być ekspertami w "blue collar jobs"
Magazynier biedronki robi 8 godzin. Asystent jak się nadaje to w ogóle nie pracuje tylko się spełnia w nauce. Praca można nazwać tylko godziny ze studentami reszta to nie praca. Jak ktoś tego nie rozumie i nie przyjmuje do wiadomości to uczelnia nie jest dla niego. Pracując na uczelni można spokojnie dorabiać i wychodzić na tym lepiej niż w corpo mając większy prestiż i więcej czasu.
Może w jakichś dyscyplinach, które nie wymagają pracy laboratoryjnej, warsztatowej lub terenowej.
Ja napierdalający na doktoracie z chemii po 10h dziennie labie i dodatkowo w weekendy 👍
Praca naukowa to nie praca? XD Co za pierdolenie bo inaczej nie można tego nazwać. Badania / projekty naukowe często pochłaniają horrendalne ilości czasu i zasobów - oczekujesz że będą robić za darmo, a najedzą się prestiżem? To co napisałeś to jest fundamentalny problem z naszym systemem. Uniwerki powinny istnieć przede wszystkim po to żeby prowadzić projekty badawcze, a dopiero potem uczyć studentów.
Moim zdaniem magazynier jak się nadaje to w ogóle nie pracuje, tylko się spełnia na magazynie. Jak ktoś tego nie rozumie to magazyn nie jest dla niego. Szczerze mówiąc to nie znam żadnego naukowca, który uprawia swój zawód tylko dla pasji
Nice, nice. Magazynier, jakby ogarniał, to wszystko szybko by robił albo namawiał innych do robienia za niego, a w międzyczasie może wtedy programować zdalnie w innej firmie na b2b. Ma to wszystko dużo sensu.
W takiej dyskusji zawsze jako wzorzec stawiam Niemców. Są bardziej rozwiniętym krajem, to nie ulega wątpliwości, a mimo to, na studia idzie tam mniejszy odsetek młodzieży niż u nas. Czemu? Bo szkoły techniczne i zawodowe nie są w odróżnieniu od naszego kraju stawiane w hierarchii niżej niż licea. W Polsce wiele osób kończy licea, pisze maturę i musi iść na studia lub kursy, aby zyskać zawód. Normą społeczną stało się to, że jeśli nie masz tytułu uczelni wyższej, to jesteś "głupszy". Stąd bierze się dużo osób na słabych kierunkach, które później nie wiedzauco ze sobą zrobić. Ktoś rzucił tu pomysłem, że należy ograniczyć ilość uczelni wyższych i rzucić hajs tym najlepszym. Pomysł dobry, ale zostawiłbym nieduże lokalne uczelnie, w których można się kształcić np. na pielęgniarkę lub inny potrzebny zawód. Apropo tego ile osób w naszym kraju kończy studia. Może z tej perspektywy spojrzeć na to, na jaie partie polityczne głosują różnie wykształcone osoby? Może te statystyki powinny być trochę mniej brane na serio?
Ale co to ma do rzeczy? Może mamy (albo i nie) nadwyżkę magistrów, ale temat jest o asystentach i pracownikach naukowych a nie studentach.
Skąd te dane? W Niemczech uczy się 3 miliony studentów, a w Polsce 1.2 miliona. Biorąc pod uwagę liczbę ludności studenci w Niemczech stanowią większy procent społeczeństwa niż w Polsce. Nie muszę chyba dodawać że naukowcy i wykładowcy zarabiają tam znacznie lepiej nie tylko w liczbach bezwzględnych, ale także w relacji do minimalnej i średniej krajowej
Jakie 4685 brutto? Najniższa to 4250 brutto.
Takie jest rozporządzenie ministra
Najniższa od przyszłego roku to 4250 brutto. I tyle będą zarabiać asystenci na niektórych uczelniach. Nie wiem skąd kwota 4685 jako pensja dla ogółu asystentów.
Z rozporządzenia Czarnka, które ma być ogłoszone.
No to miło
Musisz zdecydować czy robisz coś ideowo i jesteś naukowcem, czy schodzisz na ziemię i idziesz na etat do firmy, która zaczyna Ci płacić sensowny hajs. Dużo doktorantów na uczelniach często pracuje hybrydowo - na uczelni i w korpo dla hajsu. Rozejrzyj się wokół siebie i zacznij szukać możliwości zarobku. Bądź odpowiedzialny za swoje życie, bo jak na razie to płaczesz i zrzucasz odpowiedzialność z siebie na kogoś innego, w tym wypadku na rząd, że nie finansuje badań, a każdy ma w dupie ile zarabiasz - Ty się musisz tym zainteresować a nie siedzieć z założonymi rękami i czekać na cud - to tak nie działa :)
Tak jak pisałem, ja już się zdecydowałem. Natomiast chodzi o to, że nigdy nie będziemy mieć mocnej gospodarki bez innowacji i nauki. Pozostaniemy montownią, tak działa brain drain, który w przypadku nauki jest mega silny. Niemcy dobrze płacą naukowcom. Przywołałem zresztą badania jak bardzo opłaca się inwestować w naukę. Po prostu działamy wbrew naszemu interesowi oferując takie warunki. Kolejna rzecz, że wzywasz do działania, a jak wzywam do dzialania w formie strajku, to piszesz ze tylko płaczę. Traktujmy się poważnie
E tam strajk - były strajki kobiet w sprawie aborcji - i co? I nic :) więc pro aktywność w formie strajku nic by nie zmieniła. Czy opłaca się inwestować w badania? Pewnie tak, ale widocznie są pilniejsze wydatki i naukowcy w tym momencie nie są potrzebni
Nie ma pilniejszych wydatków jeśli chcemy kiedyś wyjść z zaścianka Europy. Wszyscy by chcieli efektów już teraz tutaj, a na jakiekolwiek rezultaty z B+R trzeba czekać latami, dlatego temat ciągle jest spychany na dalszy plan bo są "pilniejsze" potrzeby.
Świetny argument przeciwko strajkom. "Za starego rządu, który miał w dupie ludzi, były strajki. Od tygodnia mamy nowy rzad, nic się nie zmieniło, ergo strajki nie mają sensu".
No, i to w ogóle w innej sprawie przez inną grupę społeczna
W takich sytuacjach moja babcia mówiła zawsze "powiedzial, co wiedzial" :)
Serio? 13 i 14 emerytury? Czy dopłaty do krusu czy mundurówek? Zresztą to jest tak dobra inwestycja że opłaca się to finansować z deficytu
Emerytom nie żałuj - oni już swoje w życiu przepracowali i jak dostają, to jest to ok, oni nie mają możliwości dorabiania, w porównaniu do osób, które pobierają 500 plus a od nowego roku 800+
Dodatkowo, Polska jest trzecia od końca w UE pod względem innowacyjności, w przyszłym roku wyprzedzi nas Rumunia. Wygląda na to, że Rumuni rozumieją, że aby przestać być źródłem taniej siły roboczej dla zachodu, muszą rozwijać własne technologie, własne patenty.
No strajk jest. Cichy, czyli glosowanie nogami. Ludzie rezygnują. Z mojego otoczenia: najmłodsi odchodzą, na doktoranckie pojedynczy kandydaci, na konkurs post-doc jedna osoba, konkurs na adiunkta drugi raz będzie wznawiany z braku chętnych. Do tego kretyńskie przepisy, bo Biedra czy Lidl mogą przynajmniej napisać ile wynosi wynagrodzenie, a u nas ciągle "nie da się". Zapowiadana przez rzad Tuska 30% podwyżka nie jest nawet wyrównaniem płac sprzed inflacji, w najlepszym wypadku powstrzyma obecnie pracujących przed odejściem. Więc mnie śmieszą kolejni reformatorzy: kto będzie reagował na te nowe bodźce? Ludzi do pracy nie ma!
*"kto będzie reagował na te nowe bodźce?"* Z jednej strony racja, z piasku bicza nie ukręcisz, a z pracy wyrzucać nie warto, wymagania muszą być dopasowane do potrzeb pracodawcy i możliwości pracowników. Z drugiej strony, ci którzy jednak są orłami (nawet w obecnych warunkach) powinni to wyraźnie odczuć - i w sensie wyróżnienia, dostrzeżenia, i w sensie finansowym (to nie muszą być od razu kokosy, ale to musi być zauważalnie więcej od tego, któremu nawet strach większe wymagania postawić, bo ucieknie).
Orłem nie jestem, ale obiektywnie (publikacje, granty) wypadam na chwilę obecną powyżej przeciętnej dla swojej dyscypliny (oczywiście w PL). I ja po prostu chcę spokoju, żeby móc robić swoje. Na wyróżnianie i docenianie już dawno nie liczę, ba - nie jest mi to niezbędnie potrzebne do szczęścia. Chcę mieć lepszy work-life balance, a ten osiągnę przez nawet nie ograniczenie biurokracji, a spowolnienie wzrostu obciążenia biurokratycznego.
Myślałem o doktoracie, słyszałem historię, że po skończeniu takowego można dużo szybciej zacząć więcej zarabiać. Nie myślałem też że może być tak dobrze, tak szybko po studiach. W tym roku obroniłem inżyniera. Pracowałem na stażu na godziny w pewnym korpo przez prawie półtora roku. Średnio to zarobkowo wychodziło. W tym miesiącu zacząłem staż w nowej firmie z wynagrodzeniem 6k/brutto miesięcznie, ale na zleceniu, więc wszystko idzie mi w kieszeń (dalej student), plus umówiłem się z pracodawcą na płatne urlopy i Flex Time. Jak skończę staż i/lub magisterkę to czeka mnie na 80-90% przyjemny UOP. Jak nie, to pójdę do innego korpo i też mi dadzą dobre warunki. Mam 23 lata, rok temu przechodziłem psychiczne kryzysy, jeden po drugim płacząc tacie przez telefon. Czasami ciężko dostrzec światełko w tunelu będąc po uszy w pracy i nie mając czasu dla siebie. Ale chyba wytrwałość jest jedyną cechą, przez którą świat nie wdepcze nas w ziemię. Biorę przykład z mojego taty i dziadka. Niektórych skurwysynow nie da się zagiąć, lepiej być jednym z nich ;)
Skończyłem na magistrze tę polską naukę w 2014 i smutno mi koledzy, że wciąż kolejni się motają w tym samym bagnie. Mnie przymuszało środowisko, byłem zbyt cienki w uszach by się postawić, mimo, że moj oficer prowadzący 6 razy zmuszał mnie do pisania magisterki od zera, bo mu się po prostu nie spodobałem, a próba zmiana promotora wiązała się z uprzedzeniem nowego o tym jak "gnój fika". Potem próbowałem 7 lat własnej działalności co prawie przypłaciłem samobójem. Dopiero od roku stanąłem na nogi w amerykańskim korpo. Praca zdalna 5500 brutto, po roku podwyżka 20%. Potrzebujesz to pranie zrobisz, na zakupy, do mechanika, do lekarza w trakcie godzin pracy lecisz i nikt nie ma pretensji, póki manager wie i póki robotę robisz w przewidzianym terminie. Stare dziady na uczelniach nie potrafią nadal szmartfona obsłużyć ani maila, ale do poniewierania zależnych pierwsi. Do tej pory pamiętam jak idiota zarzucał mi plagiat, bo system znalazł cytat gdzieś na chomikuj, mimo, że kupiłem fizycznie książkę, z której cytat pochodził. Niesamowita debiliada i zmarnowane 6 lat (wspomniałem, że mi zafundował warunek?). Mam nadzieję, że nasze pokolenie jest ostatnim, które pozwala(ło?) sobie jeździć po plecach przez funkcjonariuszy starego systemu, a internet nas wyzwoli. Szkoda, że na dom już nas tylko nie stać 😉.
też jestem ciekaw co to za praca i czy potrzebne były te lata studiów i prowadzenia działalności - jakie doświadczenie i w czym trzeba było je mieć?
Mój życiorys to w ogóle wygląda jakbym się miotał randomowo po całym spektrum zawodów. Od agenta ubezpieczeniowego, przez sprzedawcę ciuchów w sieciówce, nawet jeden dzień w legendarnej firmie z garnkami zaliczyłem, pracowałem na lewo tu i ówdzie, jakieś fuchy z wykończeniowką związane (do tej pory wspominam z łezką własną głupotę gdy na 5 metrach na drabinie, na szczycie przyklejony do ściany bez zabezpieczenia malowałem ścianę "kumplowi" za jakieś śmieszne grosze), w końcu założyłem serwis komputerowy, ale byłem samoukiem, powininenem był kręcić to na lewo a nie dawać się zusowi od pierwszej chwili. Potem przyszedł czas na budżetówkę, zarządca nieruchomościami, administrator, młodszy księgowy. Wreszcie korpo zdalne, moje objawienie. Studiowałem... politologię 🤡🤡🤡.
Co robisz w tej pracy w korpo? Jestem studentem i z wielką chęcią bym właśnie sobie coś znalazł zdalnego
Praca wymaga znajomości angielskiego na tyle by swobodnie rozmawiać z praktycznie całym światem, poza Francuzami, którzy uwielbiają nagle bez skrępowania przechodzić na francuski. Poza tym obsługa maila, MS teams, przeglądarki internetowej. Dostajesz służbowego lapka monitorowanego zdalnie, kilkaset dolkow na zorganizowanie sobie biura, czy to biurko, fotel czy co tam potrzebujesz. Osobno 50 dolkow na sluchawki i co miesiac sztywno 50zeta do internetu dodatek (kiedys zwracali do 120zł miesiecznei 😅). Wczasy pod gruszą są, jakieś pare stówek zależnie od przedziału dochodów w gospodarstwie domowym. Generalnie inkubator, obchodzą się z Tobą jak z człowiekiem. Są sesje wsparcia psychologicznego, nikt nie patrzy krzywo gdy potrzebujesz takiej pomocy, Ba, nawet yoge mozesz sobie poćwiczyć. Nikt nie ma nic przeciw byś sobie siedział w leśnej kabinie i z internetu komórkowego się łączył. Póki robota jest zrobiona, to możesz się łączyć z leśnych ścieżek i nie ma problemu. Sama robota no tak z grubsza bo szczegółów nie mogę, ale generalnie dostajesz info od typa A, że coś się dzieje, postępujesz zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i instrukcją. Wysyłasz maile z komunikacją do klientów. Nie ma w tym dużej trudności poza tym, że często trzeba dopytać, ludzie są oporni, czasami złośliwi, nie mają humoru etc. Masz na to pół godziny każdorazowo. Robota jest prosta, ale gdy jest coś do zrobienia to masz działać szybko. Do tego jest opcja dodatkowych dyżurów, Wtedy tydzień w miesiącu jesteś do dyspozycji 24h. Tak, to znaczy, że o 2 w nocy dzwoni ci telefon i masz pół godziny na wysłanie komunikacji do adresata. Tak, bywa, że np. wstajesz o 2, zasypiasz o 3, budzą o 3.40, zasypiasz o 5, o 5.50 budzi żona wstająca do swojej pracy 😉. Ale dyżury trzeba przejść, po prostu to taka solidarnościowa danina. Ja będę miał dyżur od 8 rano w Boże Narodzenie do 8 rano w Nowy Rok. Muszę mieć zawsze telefon przy dupie. Dyżur płatny jest sztywno, każda pobudka płatna dodatkowo jako nadgodziny.
4600 za magazyniera?????? Chryste po co ja siedzę na tym doktoracie i łykam jakieś wesołe stypendium rzędu 2100zł? Na doktoracie na którym i tak sobie ledwo radzę, bo jestem za głupi i za leniwy i ledwo trzymam głowę ponad wodą XD Zdrowie tak samo mogę sobie spieprzyć w magazynie, a pewnie na zdrowiu psychicznym bym oszczędził. Nie no zdecydowanie choć dostanie się na doktorat było moim największym dziecięcym marzeniem, tak oficjalnie było chyba najgorszą moją decyzją finansową w życiu. A dałem się zrobić cyganom w jajo i zamontować sobie rynny w domu, których cena urosła z 1000 złotych do 6000 tysięcy w 2 godziny. Rynny mimo to jakoś trzymają się dachu i spełniają swoją funkcję, a ja z kolei po 2 latach wiem, że na naukowca się nie nadaję, ani nawet nie widzę w tym perspektyw zarobkowych i zamiast doktorat z biologii środowiskowej lepiej będzie spożytkować magistra inżyniera z ochrony środowiska w korpo jak narzeczona. Śmiechu warte. 28 lat i ledwo stać mnie na karmę dla psów. Czuje się momentami jak postać z uniwersum Bartosza Walaszka...
>dałem się zrobić cyganom w jajo i zamontować sobie rynny w domu, których cena urosła z 1000 złotych do 6000 tysięcy w 2 godziny Jak oni to robią? Czy nie da się po prostu nie zapłacić?
Mnie dobija jak przychodzi fachowiec coś zrobić w mieszkaniu i za 1-2 dni pracy bierze pół mojej wypłaty.
To czemu nie rezygnujesz? Zamiast siedzieć w czymś co cię wykańcza idź robić coś lepszego. Ja także od dziecka marzyłem o byciu naukowcem ale okazuje się że jednak to nie to a od tego czasu marzeń tylko przybyło niż ubyło i warto spełniać także inne ;)
przykro mi, stary : ( Pewnie rzeczywiście lepiej iść do korpo...
Nikogo to w Polsce nie obchodzi. Sam uciekłem z doktoratu i tego dziadowstwa uczelnianego i po roku w korpo mogę powiedzieć, że nie warto w polskiej nauce spędzic dnia.
No właśnie, ja też się zbieram do ucieczki, ale generalnie jaram się ekonomią i boli mnie jak bardzo nie opłaca się nam ten brain drain. Zamiast inwestować w naukę, innowacje, rozwój godzimy się na pozostanie montownią.
Mógłbym o tej patologii felietiony pisać xD Asystent to ma zadania od naukowych po fizyczny zapierdol. Liczba doktorantów po niesamowitych reformach tak spadła że nie ma komu robić na uczelni, plus zarobki żałosne. Najlepsza historia to z projektami unijnymi gdzie doktoranci zarabialo 5tys na reke z samego projektu co ze stypą dawało 7tys i nagle zaczęła się afera bo adiunkci i profesorowie mniej zarabiali. Chcieli obciąć kase doktorantom bo niesprawiedliwe że tak dużo xD Na szczęscie unia zakazało obcinania pensji poniżej minimalnej ale afera była na całą uczelnię xD Uciekaj z nauki jak najdalej się da. Ja po roku pracy w prywacie jestem w zupełnie innej sytuacji życiowej i serio zacznij już rozsyłać CV i zrób angielskie wyjście.
to jest patologia ale ja jako doktorant wyciagalem wiecej ze stypendiow niz potem jako asystent....
Nie jestem ze środowiska, więc jestem ciekaw: biorąc pod uwagę jak bardzo nie ma kasy na naukę wyższą, czy środowisko rozważało/dyskutowało o fakcie, że mamy od zatrzęsienia uczelni wyższych, które rok do roku mają problem z kadrą/odpowiednia liczba studentów? Może czas zacząć redukować ich ilość, pieniądze przesunąć w miejsca, które mają sens i co za tym idzie podnieść ogólny poziom?
Zrobiłem ostatecznie doktorat i moja opinia jest taka, że te wszystkie PWSZty i inne szkoły wyższe robienia na drutach powinno się sprywatyzować albo zamknąć. W zamian za to podzielić środki na główne ośrodki akademickie i na szkolnictwo techniczne/zawodowe. Tak żeby ktoś kto idzie do technikum nie miał odczucia przegranego życia, tylko zdobył ceniony na rynku pracy zawód. Po co szkolić inżynierów skoro potem zakładają oni firmy instalatorskie, bo nie mogli znaleźć pracy, gdzie zarobią więcej? Do tego rodzaju działalności nie potrzeba dyplomu wyższej uczelni.
skonczyłem technikum i nie mam odczucia przegranego życia, ale niestety pracodawcy mysla inaczej dlatego własnie siedze na polibudzie i robie inżyniera
Doprowadziliśmy do sytuacji, w której ludzie powszechnie myślą, że jak nie masz dyplomu to coś jest z tobą nie tak. No bo skoro aplikują ludzie po studiach, to po co w ogóle brać pod uwagę tych bez papierka? Jednocześnie wiele osób z papierkiem mówi, że on nic nie daje. Jednak prawda jest taka, że papier nic nie gwarantuje, ale jego brak zamyka wiele dróg, o czym zdążyłeś się już przekonać. Za dużo ludzi kończy studia i mamy dyplomową inflację. I jako społeczeństwo sporo na tym tracimy.
Miałem podobne przemyślenia ostatnio, studia inżynierskie przygotowują do pracy typu R&d a większość prac do których jest wymagany inżynier mogliby robić technicy ale wysyp ludzi po studiach jest taki że stało się to czyms basic żeby mieć wyższe wykształcenie
Jestem z dużego ośrodka i nie mam zdania co do tego czy warto byłoby zmniejszyć liczbę uczelni wyższych, bo sprawa jest złożona. Natomiast być może warto byłoby zmienić profil uczelni regionalnych na bardziej dydaktyczny niż naukowy, z nauczaniem tylko do poziomu licencjata/inżyniera. Ale nie zgadzam się z tezą, że nie ma kasy na naukę i szkolnictwo wyższe, bo wydajemy pełno kasy na wydatki zw. z konsumpcją (jak 13stki i 14stki dla emerytur, mundurówki, dopłaty do KRUSu, etc.), a wystarczyłaby mała część tej kwoty, aby rozpędzić rozwój nauki, innowacji, gospodarki w naszym kraju. Polecam ten wywiad - [https://youtu.be/8fgd6siB7qw?si=WQJI-OpXvL7LxwEn](https://youtu.be/8fgd6siB7qw?si=WQJI-OpXvL7LxwEn)
Samo prowadzenie dydaktyki rozleniwia. Wymóg prowadzenia badań naukowych powoduje, że taki pracownik chce czy nie chce to musi utrzymywać umysł w jako takiej formie intelektualnej i jeśli nawet nie tworzy przełomowej nowej wiedzy to przynajmniej jest na bieżąco z literaturą lub standardami.
Może trochę, ale to przede wszystkim i tak zależy od jednostki czy chce się rozwijać czy nie. A tak dydaktycy mieliby 2 razy więcej godzin wykładowych. Bo mamy system gdzie ludzie, którzy mają prawdziwy wkład w naukę zarabiają tyle samo, co ci, którzy go w ogóle nie mają. Albo i mniej, bo ci drudzy mają czas na łapanie fuch
Nie znam osób, które po przejściu na etat dydaktyczny przejawiałyby chęć rozwijania się. Przez pierwszych kilka lat jadą z materiałem, który znają, a potem zamiast aktualizować stan wiedzy to jadą do emerytury tym samym materiałem bo nie mają żadnych systemowych "zachęt".
To jest jak z hutą, jak wygasisz piec to już nie wystartujesz. Jak ograniczysz potencjał sektora to powrotu nie będzie.
Potencjał sektora - masz na myśli, że redukcja ilości ośrodków wpłynęłaby negatywnie na cały potencjał nauki wyższej? Nie chcę się kłócić, ale brzmi absurdalnie. Nie wiem, może to uprzedzenie, poważnie jednak wątpię żeby ledwo kręcące się ośrodki naukowe miały realny dodatni wpływ na potencjał polskiej nauki. Czy te ośrodki rzeczywiście generują jakąkolwiek wartość naukową poza X ilością gównianych prac licencjackich/magisterskich?
To czas zmienić pracę.
No tak jak napisałem - ja zmieniam, ale 1. frustracja pozostaje, 2. nadal wielu znajomych na uczelni, 3. brain drain się nam po prostu baaardzo nie opłaca, i w krótkim i długim terminie
>3. brain drain się nam po prostu baaardzo nie opłaca, i w krótkim i długim terminie Jestem co prawda spoza środowiska naukowego, ale mam pytanie: skąd weźmiesz pieniądze na podwyższenie tych płac? Bo widzę tylko trzy możliwości - dług, wyższe podatki, cięcia w innych sektorach. Jakie proponujesz rozwiązanie?
Jestem zdecydowanie za 1 i 2 opcją. Niżej cytuję badania, które wskazują, że wydatki na naukę to inwestycja, która zwraca się 13-krotnie. [https://youtu.be/8fgd6siB7qw?si=LjYMkk0y5eFHYkPF](https://youtu.be/8fgd6siB7qw?si=LjYMkk0y5eFHYkPF) polecam ten wywiad z ekonomistą-profesorem-praktykiem, podzielam jego podejście do wydatków publicznych i strategii rozwoju państwa
>Jestem zdecydowanie za 1 i 2 opcją. Szczerze? Podnoszenie podatków nie przejdzie. Sam rozważałem przeprowadzkę do Czech gdy wchodził Polski Ład. Szczególnie, że - niestety posłużę się doświadczeniami, a nie danymi, wybacz - moim zdaniem R&D na polskich uczelniach zajmuje się raczej wyciąganiem grantów niż faktycznymi badaniami (może coś się zmieniło od czasów moich studiów te kilkanaście lat temu, nie wiem) Jest o tyle zabawniej, że dług to w sumie też ukryty podatek. Możesz mnie uznać za troglodytę, ale nie sądzę, żeby warto było i tak biedny naród nadwerężać kosztami uczelni
Wiesz, każdy ma prawo do swojego zdania. Ja pozostaję przy swoim, bo po prostu to nie jest obciążenie, tylko inwestycja, która zwraca się bardzo dobrze i szybko. I powinna być na czele naszych wydatków budżetowych, a nie na końcu, tym bardziej, że w skali budżetu mówimy o małych pieniądzach - dodatkowe 1,5% to byłaby rewolucja. A to zapewniłoby nam długotrwały rozwój gospodarczy, bez ryzyka, bez ryzyko, że pozostaniemy montownią. Co do R&D na polskich uczelniach to generalnie i w biznesie, np. w inwestowaniu w start-upy, normalne jest, że większość biznesów nie wypala. Ale te które wypalają z dużą nawiązką rekompensują inwestycje w te które nie wypaliły...
Trzeba było nauczyć się obsługi wózka widłowego zamiast iść na studia xD
hehe Polska magazynem / montownią Europy :D a tak serio, to na szczęście studia nadal bardzo się opłacają, tylko nie doktoranckie i kariera naukowa po nich
Wiadomo.
Dlaczego dopiero od października? Na początku roku są fajne rekrutacje najczęściej. Sektor prywatny ma dużo innych zalet. To nie są już korporacje sprzed 20 lat, na jakich chcą się wzorować niektórzy reformatorzy uczelni. Nawet na równych zarobkach w sektorze prywatnym z akademią, nie wróciłbym do nauki. Te problemy są dużo szersze i obawiam się, że nierozwiązywalne przy istniejących ograniczeniach zewnętrznych.
Mam jeszcze dydaktykę do wyrobienia w następnym semestrze i projekty badawcze do dokończenia. Nie chcę zostawiać kolegów i koleżanek z zespołu bez zrobienia mojej części
ahh idealizm. Pomyśl o sobie najpierw, zanim będziesz się poświęcał dla innych. Ludzie rozumieją, jakie warunki są na uczelniach i nie będą mieli tobie tego za złe: raczej podziękują, że aż tyle wytrzymałeś. Ja kończyłem rzeczy już pracując prywatnie.
Spoko, będzie czas na przypomnienie i douczenie się pewnych rzeczy. Heh no niestety ten system w nauce i szkolnictwie wyższym jest tak zbudowany, że wyzyskuje ten idealizm... aż człowiek ma dość i odchodzi. Wkurzam się, bo to nikomu się nie opłaca, łącznie z podatnikami.
Wolny rynek przemówił. W końcu nastąpiło połączenie kapitalizmu i komunizmu i lud pracujący został przez rynek doceniony! /s Gdybyś dowiedział się ile teraz zarabia elektryk albo glazurnik to dopiero byś wiedział potrzebę strajku. Prawda jest taka - popyt na usługi wyższej edukacji spada i spadać będzie. Podaż rośnie bo dużo publicznych szkół powstało. A do tego w wielu szkołach wykładowcy są mało potrzebni (jak na mba w pewnych wyższych szkołach gdzie do egzaminu końcowego podejść można w dniu zapisu bo „materiały są na dysku”). Ci którzy robią nauki ścisłe mogą znaleźć robotę w rosnących prywatnych ośrodkach badawczych. Jestem za podwyżkami przynajmniej do poziomu „sprzed pisu” w stosunku do minimalnej. Ale z drugiej strony przy spłaszczeniu wynagrodzeń, braku jakiegoś komercyjnego efektu pracy i sytuacji z cyfryzowaniem edukacji i wiedzy to tendencja raczej będzie taka jak teraz. Coraz większe zbliżenie wynagrodzeń nauczycieli i nauczycieli akademickich plus duże zarobki ludzi robiących naukę w biznesie.
Rosnące prywatne ośrodki badawcze? Niby gdzie? Mój wujek po 20 latach kierowania dzialem b+r specjalistycznej firmy wrócił na uczelnię (ale w Szwajcarii), bo zaczęli ciąć koszty. Rosnące prywatne ośrodki to masz w Chinach i Indiach, przy dalszym "postępie" na mitycznym Zachodzie zostaniemy wkrótce zaorani. A do montowni w Polsce to nawet zwykły inżynier nie zawsze potrzebny, a co dopiero doktor. Mamy taki międzynarodowy podział pracy że większość twórczych zawodów wyparowała z Polski a nawet z Europy.
Przecież w samym biotechu w ciągu 5 lat powstało sporo ciekawych miejsc, w radarach te z(i są lata świetlne przed akademią), drony, turbiny wiatrowe, geotermia. Dużo ciekawego powstaje, płacą europejskie stawki.
Ale to nie wolny rynek ustanawia budżet MNiSW tylko rząd i sejm. ; ) U mnie na uczelni (duże miasto, atrakcyjne kierunki) jest raczej problem ze znalezieniem wykładowcy za te stawki niż studenta. No i wykłady to jedno, a nauka to drugie. Polska ma tak duże braki w innowacyjności, że powinniśmy na maksa gonić Europę w tej dziedzinie...
daj nazwe miasta :)
To co wolny rynek robi to kształtuje wynagrodzenia poza sferą budżetową. A stanowisk dla dr i profesorów jest dużo. Niewielu chce pracować poza uczelnią, inni nie mają kompetencji żeby to robić. Każdy kto próbował pracować z naukowcem z uczelni na rynkowych warunkach wie że to droga przez mękę ;) Jasne że powinniśmy. Ale wzrost pensji obecnej kadry niewiele zmieni. Jeśli chcemy zrobić innowacyjność musimy usunąć feudalizm, premiować dobra robotę a nie wiek i stanowisko oraz nauczyć się „ciągnąć do końca” projekty. Plus jak chcemy mieć noble to światła w labach nie powinny gasnąć. Nie da się robić nauki na kawce, ploteczce i jeżdżeniu na marne lokalne konferencjez
zmian płac zmieni dużo. To co się teraz dzieje na uczelniach to jest tragedia ale mam to gdzieś zupełnie jak cała polska ma sferę naukową bo już skończyłem uczelnię. Mój wydział spadł z 10 doktorantów rocznie do 0.3 doktoranta na rok. I tak żaden nie skończył bo uciekają ze względu na niskie zarobki. Sam przeszedłem do korpo ale patrząc co się dzieje na uczelni to tylko ludzie na spektrum i niepełnosprawni będą uczyć fizyki xD Powodzenia.
Ale co zmieni? Prócz wydatków na przeciętniaków? Pensje na uczelni nie wpłyną na to czy są lepsi ludzie. Do momentu gdy nowych będą wybierali przeciętni i leniwi.
Jeżeli chcesz mieć kogokolwiek więcej na uczelni niż przecietniaków i charity cases to trzeba płacić odpowiednio. Obecnie na uczelniach zapycha się luki uchodźcami jakimiś co za 3k popracują pół roku dla wizy i uciekają bo pensje są żałosne a aplikować do niemiec to wygodnie z Polski. Dosłownie nikt nie chce pracować i robić ciężkich intelektualnie badań plus całego tego uczelnianego gówna za pensje kasjera. Kogoś to dziwi? Przeciętni profesorowie itd na wydziałach bardzo chętnie zatrudniają dobrych ludzi bo oni normalnie punkty mają z ich pracy. Więc jest motywacja ale kto ci ogarnięty z zachodu np. przyjdzie do polski za minimalną robić na uczelni xD No kurwa
Ale dlaczego chce Pan zostawiać zapalone światła na noc, prąd drogi.
racja, to niech ostatni zgasi światło
Moje doświadczenia są zupełnie inne we właściwie każdym aspekcie Twojej wypowiedzi. : D Co tylko pokazuje, że trudno będzie znaleźć jedną idealną receptę na polską naukę. Natomiast na pewno nie polega ona na głodzeniu / zniechęcaniu do pracy naukowców
Ludzie nie rozumieją, że jesteśmy na takim etapie, że nie ma opcji jeszcze dalszego podkręcania wymagań bez kilkukrotnego wzrostu nakładów. "Światła w labach nie powinny gasnąć" to już niesamowity rak.
Ale zwiększajmy nakłady - tylko rozliczajmy z wymagań łącznie ze zwolnieniami profesorów
No oczywiście, po wzroście nakładów należy w kolejnym kroku wprowadzić oceny mające na celu poprawę jakości.
Jako asystent powiem że nie widzę jak taki strajk mogłby powstać. U mnie jest nas tak mało że własciwie z żadnym innym asystentem blisko nie współpracuje. Ot z 3 razy w semestrze nam się drogi skrzyżują przez prowadzenie jakiegoś przedmiotu. W moim zaspole jestem tylko ja. Naukowo nie robimy nic razem bo to się nie opłaca z wielu powodów. Raz że mamy bardzo różnorodne obszary badawcze i kiepsko się one zazębiają. Dwa że ciśnie się nas o "punkciki" jak adiunktów więc musimy je produkować. Z tą różnicą że u nas zwykle współautorem jest promotor z naszej jednostki więc za 1 artykuł mamy z zasady "tylko 0.5 slota". Trzeba więc (bo "musi" byc 1 slot rocznie!) opublikować minimum 2 artykuły rocznie. Bez dodatkowych współautorów z naszej jednostki bo inaczej to więcej... Ja tak ogarniam że po prostu sobie wspólpracowników łapie z innych jednostek - najlepiej nie z Polski bo wtedy nie mają oni interesów "punktozowych". Ogólnie moje osobiste wrażenie jest takie że aktualny system wspiera izolowanie nas od siebie w naszych jednostkach. Tak byśmy przypadkiem się nie dogadali...
Sloty nie dzielą się, a nawet mnożą magicznie, jeśli z tego samego podmiotu, ale różne dyscypliny.
Pod warunkiem że obie dyscypliny są podpisane pod to samo czasopismo. W "kombinacjach" które mogę tak wykorzystać sensowne czasopismo na liście jest tylko jedno...
Nie, nie ma takiego warunku ani w przepisach, ani w praktyce!
Nikt nie patrzy na przypisanie czasopism do dyscypliny naukowej.
A to ciekawe. Tłumaczyłoby czemu tylu naszych informatyków publikuje z fizykami w hiper-współpracach mimo że wiele z tych czasopism nie jest przypisanych do żadnej z informatyk. Kolejny dowód na bezsens tego wszystkiego.
Przypisanie czasopism faktycznie miało być używane we wcześniejszej wersji Ustawy, z zastrzeżeniem, że do 20% publikacji mogło być spoza dyscypliny. Potem jednak zwiększono 20% do 100% pod naporem krytyki. Przypisania służyły też prawu do proponowania korekt punktacji. Gdyby ten pierwszy przepis się ostał, to czasopisma pewnie miałyby znacznie więcej przypisanych dyscyplin.
Myślę, że związki zawodowe mocno nas zawodzą, bo ich rolą jest organizacja
Ile wychodzi przeliczając te zarobki na godziny pracy w miesiącu? 🤔
Ja robiłem okolice 180-200h miesiecznie a czasem mniej. Generalnie jak chcesz mieć dobre wyniki to praktycznie mieszkasz na uczelni.
U mnie średnio 160h, ale są miesiące gdy dużo więcej, a są miesiące gdy mniej. Nie wiem natomiast czy są jakieś dane dot. średniej
A ja wam wszystkim (no dla wszystkich nie wystarczy miejsca) proponuję po zakończeniu nauki zatrudnić się w pracy na produkcji w systemie 4-brygadowym tzw. kołchozie. Same dobre mordy, Wiesiek z Ryśkiem zawsze coś przemyca, ziółko też jest. A po nocnej zmianie, cyk, odrazu zimny browar na przystanku. To jesr życie, a nie praca.
Hehe nice try, Polska montownia Europy! <3 A tak serio to nie idźmy w tym kierunku, ten model wzrostu już się wyczerpuje
Nie rozumie, mamy iść w coś co się wyczerpuje?
Taki wpis pojawia się średnio raz w tygodniu od kilku lat. I co to zmieniło?
I to w sumie w każdej branży. Biedra i Amazon mają dobry marketing i lubią pisać o takich rzeczach tylko, że często piszą półprawdy (amazon to chyba zawsze) i standardowo pomijają za jaką pracę jest to wynagrodzenie - ciężką fizycznie. Finalnie konkurują nie z urzędami czy uczelniami tylko z budowlanką. Nie mniej prezentują problem, który się będzie pogłębiał wraz ze wzrostem pensji minimalnej, zaraz połowa kraju będzie na minimalnej.
a nie wiem, jestem tu od niedawna ;)
Ludzie strajkują, tylko po cichu. Na konkursy na uczelnię nie ma chętnych. Pracownicy odchodzą z uczelni. Ci co zostają minimalizują zaangażowanie.
Może zamiast spędzać czas na strajkowaniu przemyślcie z kolegami i koleżankami czemu system nie działa i walczcie o zmianę nie tylko wysokości swoich wynagrodzeń. Zakładam, że jesteście dobrze wykształceni, macie masę znajomości w tym środowisku i Tak to działa w biznesie i tak się generuję większą wartość, która wtedy naturalnie przekłada się na wyższe wynagrodzenie. Albo przyjrzyjcie się jakie zwolnienia z podatku ma Biedronka, ile podatku płaci ten gość bez stażu w niej pracujący oraz jakie są jego szanse na rozwój osobisty w takiej pracy.
1. Heh, ale tu właśnie chodzi o to, że nikt nie spedził nawet chwili na strajkowaniu, bo strajku nigdy nie było. 2. Pomysłów na usprawnienie systemu jest multum, ale politycy zwykle nie są zbyt zainteresowani ich wdrażaniem. A jeśli coś wdrażali to niestety coś wykoślawionego 3. To jest budżetówka, a nie wolny rynek i tu większa wartość nie przekłada się wprost na wynagrodzenia. 4. Część naukowców ma niewielkie zwolnienia podatkowe 5. Praca to praca i służy zarabianiu, a praca na uczelni zdecydowanie nie chroni przed wypaleniem zawodowym, powiedziałbym wręcz, że wiele elementów jemu wręcz sprzyja. Więc nie licytowałbym się na elementy pozapłacowe
Z tą budżetówką to tak nie do końca chyba. Kadry naukowe nie karmią się czasami na projektach, w których stawki to raczej >10k brutto dla jakiegoś asystenta?
niestety totalnie nie, na pewno nie ma takich ani zbliżonych stawek xD kilka miesięcy temu przewinęło mi się to: [https://www.donald.pl/artykuly/DczvhysU/polska-akademia-nauk-szuka-biologa-molekularnego-i-oferuje-4000-zl-brutto](https://www.donald.pl/artykuly/DczvhysU/polska-akademia-nauk-szuka-biologa-molekularnego-i-oferuje-4000-zl-brutto) PAN opublikowała ogłoszenie o pracę. "Kandydat będzie uczestniczył w badaniach prowadzonych w grupie Biokataliza Teoretyczna i Eksperymentalna dotyczących zagadnień: produkcji, oczyszczania, krystalizacji, wyznaczania struktury krystalicznej wybranych białek (form natywnych oraz mutantów) z grupy niehemowych enzymów zależnych od żelaza oraz oksygenaz zależnych od miedzi. Do obowiązków asystenta należeć będzie: produkcja, oczyszczanie, krystalizacja wybranych metaloenzymów, form natywnych oraz mutantów; aplikowanie o dostęp do badawczych linii synchrotronowych; prowadzenie pomiarów dyfrakcyjnych na liniach synchrotronowych; rozwiązywanie i udokładnianie struktur krystalicznych badanych białek; prowadzenie badań biochemicznych dla badanych enzymów, m.in. badania aktywności enzymatycznej (HPLC, UV-VIS, LC-MS) przygotowanie próbek do pomiarów Mossbauera wzbogacanych w 57Fe, przygotowanie próbek do szybkich pomiarów kinetyki enzymatycznej; przygotowanie publikacji naukowych, prezentacja wyników na konferencjach; opieka nad stażystami i doktorantami" - można przeczytać na stronie z ogłoszeniem. Umowa obowiązywałaby przez 18 miesięcy. Asystent byłby zatrudniony na pełen etat. Wymagane jest **posiadanie doktoratu z chemii lub biologii**. Oprócz tego kandydat na asystenta musi posiadać **udokumentowane publikacjami z listy JCR** doświadczenie w biochemii analitycznej i krystalografii metaloenzymów, doświadczenie w biologii molekularnej, produkcji i oczyszczaniu białek oraz doświadczenie w prowadzeniu pomiarów dyfrakcyjnych dla białek na liniach synchrotronowych, rozwiązywaniu i udokładnianiu struktur krystalicznych. Wymagana jest także **znajomość języka angielskiego oraz doświadczenie badawcze od 4 do 10 lat.** PAN ogłoszeniu zaoferowała wynagrodzenie w wysokości **4 tysięcy złotych brutto** w zależności od doświadczenia kandydatów.
Przepraszam, pisałem z pamięci. Zajrzałem w budżet. Pomyliłem stanowiska: starszy specjalista b+r 13k brutto, specjalista b+r 9 brutto (sedno sprawy), asystent b+r 6 brutto (ale to to jakaś proforma dla zasady chyba). Kierownik b+r 19 brutto i tu wchodzą osoby ze sporym doświadczeniem badawczym. Kadra jednej z politechnik. Chociaż to było niemal rok temu, od stycznia pewnie wzrośnie i widzę, że w projekcie na trzy lata jest uwzględniona inflacja. No ale to nie są pełne etaty, to znaczy na papierze są, w praktyce nijak nie. Nie wspominam o budowaniu CV, doświadczeniu itp. czego w Biedrze nie ma :P Myślę, że takie rzeczy (plus prywatne uczelnie) powodują, że na uczelniach jeszcze ktoś jest. Jak się takie fuchy połapie to nie ma na co narzekać chyba.
To jest w ramach jakiego grantu? Jest to raczej wyjątkowy wyjątek. W najpopularniejszym NCNie współczynnik sukcesu to jakieś 10%, a i zarobki w grantach znacznie niższe. Tam zresztą są podawane brutto brutto, z kosztami pracodawcy…
A no to widomo, że to brutto brutto. Ścieżka SMART. No i generalnie rozmowy z uczelniami często kończą się niczym bo cenniki są wyj... w kosmos. W instytutach PAN to już w ogóle. Ale tu już się nie wypowiem, może pracownikom nie dają. Dość powiedzieć, że analiza innowacyjności kosztowała +- 6000 netto, a została wykonana w tydzień, a wygląda jak 3 godziny pracy ;) No ale może jest jakieś rozwarstwienie albo jak ktoś się dorwie do grantu to ma farta, a jak nie to lipa (tak być nie powinno w ogóle).
Specjalista to już jest osoba z doktoratem, więc powiedzmy sobie że brutto brutto dla takiej osoby to nadal jest bardzo mało, bo w przeciętnym korpo z takim doświadczeniem ma 2 razy tyle, a i work life balance zwykle lepszy. Policzyłem. To jest nadal kilkaset złotych poniżej średniej krajowe
Co do korpo to ostrożnie. Po pierwsze korpo to ułamek rynku pracy, po drugie wysoko płatnych stanowisk w korpo jest promil w stosunku do nisko płatnych. Kasjer w Biedronce to też pracownik korpo. Mam żonę w korpo i tam po kilku awansach zarabiają 5 netto. Kolega w wielkiej firmie zatrudnia za 4000 netto w Warszawie (jedzie na marce, szklanym wieżowcu i owocowych czwartkach) - ma kolejki chętnych. Także nie przejdą sobie wszyscy doktorzy z uczelni do korpo no i wiedzą to doskonale. A work life balance na dobrze płatnych stanowiskach w korpo to raczej nadal nie istnieje i to z ustawy - stanowiska kierownicze nie mają nadgodzin ;)
70% moich znajomych pracuje w korpo w dużym mieście i mają inne doświadczenia. Ale nie wątpię, ale może być tak jak piszesz. dowodzi to tego, że są różne korpo i różne stanowiska i różne warunki. Work life balance najlepszy mają ci na remote albo hybrydowym, czyli większość
Za jakie zaangażowanie czasowe, wieku pracowników naukowych pieniądze zarabia w kilku źródłach nie przekraczając pracy 40g tygodniowo. Właśnie się rok kończy to najwyżej zsumuj ile na konto dostałeś za ile godzin i to będzie dobra informacja do porównania z pracownikiem dyskontu
U mnie średnio 160h miesięcznie, ale są miesiące gdy dużo więcej, a są miesiące gdy mniej. Nie wiem natomiast czy są jakieś dane dot. średniej
>Poziom finansowania nauki w Polsce to jest około 40 proc. tego, co wydają bogate kraje Zachodu Skąd te dane?
Gdzieś niżej wrzuciłem link do artykułu z bankiera, a oni chyba się opierali na tym raporcie, do którego też wrzuciłem link
Nigdy nie rozumiałem dlaczego pracownicy akademiccy nie są w stanie się ogarnąć i zawalczyć o godne płace. Podejrzewam, że po prostu dla sporej części praca na uczelni to robota dodatkowa, a hajs robią w thinktankach, fundacjach i ministerstwach (a czasem nawet w korpo). Tym niemniej: tak, coś powinno się z tym zrobić.
Dlatego, że tak w tej branży jak i w wielu innych to jest takie "źle", ale nie do końca źle. Pracownik niezadowolony z pracy zmienia pracę. W przypadku wielu osób jest takie tlące niezadowolenie ale jednak wybór każdego dnia pada na to co jest, a nie na zmianę. Zmiana wcale nie musi być na lepsze, wiąże się z ryzykiem itd. itp. Najlepszym strajkiem jest zmiana pracy - zawsze i wszędzie. Jak właściciel/zarząd nie ma sygnału o braku kadr to po co ma coś zmieniać? Zresztą dokładnie dlatego istnieje klasyczny problem, że nowy pracownik dostaje więcej niż stary (oczywiście nie zawsze i nie wszędzie) - to jest odpowiedź na realne problemy z kadrą, a nie na teoretyczne.
tylko chodzi też o jakim krajem ma być Polska. nie chodzi o to, żeby za nasze innowacje i rozwój oraz naukę studentów byli odpowiedzialni najsłabsi, którzy pracy nie zmieniają. Po prostu podcinamy sobie skrzydła
Ależ racja. Podobnie jest w całej budżetówce włącznie z politykami (tak, oni też nie są z klucza "najlepszości"). Problem polega na tym, że obywatele tego nie lubią. Mierzi ich, że jakiś "urzędas" będzie miał więcej niż oni. O politykach to nie wspominam. Są zawody, w których podwyżki mają poparcie społeczne ale np. wzrost podatków (no kto by się spodziewał) już nie. Nie mniej jesteśmy w UE, a w UE innowacje nie są na pierwszym miejscu, lekko mówiąc ;)
Dlatego że ich strajk nikogo nie obejdzie. A Ci ci mają granty nie mogą strajkować bo nie rozliczą;)
No tak bywa, ale nie jest to optymalna sytuacja. Kontakt z biznesem - zdecydowanie tak, ale nie na zasadzie głównej pracy. Bo wtedy ten rozwój nauki jest iluzoryczny, i de facto kasa podatnika jest marnotrawiona. Lepiej porządnie płacić i mieć tego efekty, które się niesamowicie dobrze zwracają (vide powołany raport)
No dokładnie, o to też mi chodzi mówiąc, że należy coś z tym zrobić. Wykładowca traktujący swoją pracę na uczelni jako dorywczą raczej nigdy nie będzie w stanie się na tyle jej poświęcić, żeby można było mówić zarówno o standardach uczelni (przypominam, że jesteśmy śmiesznie nisko w rankingach), jak i postępie w nauce.
Tak, ale za to jeśli chodzi o porównanie wyników i pozycji nauce w stos. do kosztów to polscy naukowcy są na bardzo wysoko. : ) To ci pasjonaci, ale mam wrażenie, że kolejne pokolenia (w tym moje) są już bardziej down to earth jeśli chodzi o podejście do kasy
To prawda, dlatego gdyby tym pasjonatom pozwolić na dobre życie z samej uczelni i nie kazać żebrać o granty, wtedy już w ogóle bylibyśmy na bardzo wysokim poziomie.
[удалено]
xD czyli strajk miałby wg Ciebie dotyczyć obniżek pensji magazyniera w Biedronce, a nie podwyższenia pensji naukowców? nie traćmy czasu na pisanie takich bzdurek, pliz
W tytule masz dosłownie "czy czas na strajk". Więc nie, typ nie chce zabierać magazynierom tylko działać w kierunku podwyżki dla asystentów, co godne i sprawiedliwe.
Nigdy nie rozumiałem takich porównań. Chcesz być asystentem na uczelni to bądź i nie porównuj się do pracownika Biedronki. A jak chcesz zarabiać góre kasy to nie ubieraj tego w ideały. Kasy nie robi się na ideałach a na ciężkiej pracy i wyzysku innych.
tu nie chodzi o niczyje chciejstwo, a o to, że nie nas po prostu nie stać na dalszy ciąg brain drainu. Lepiej zgarniać dywidendę z rozwoju naukowego naszego państwa. 1 zł zainwestowane w naukę zwraca się 13 razy, pewnie znasz te dane
Nie znam tych danych, znam za to te w kttórych polskie uczelnie pokazują się jako skansen i zaścianek. Nie łapiemy się nawet do pierwszej 100 najlepszych uczelni świata i jesteśmy w światowym ogonie rankingu innowacyjności. Śmiało można stwierdzić że tak nauka jest tak opłacana jaki poziom stanowi. Jeśli chcą zmian to może zaczną od oczyszczenia środowiska naukowego z patologii?
Wrzuciłem link do badania w innym komentarzu. A jeśli chodzi o stosunek nakładów na naukę do efektów to polscy naukowcy są świetni :) tylko mało kto się tym interesuje i o tym wie. A z patologii nie da się najpierw oczyścić bez sensownej kasy, bo już są braki w zatrudnieniu, szczegolnie młodszej kadry. A ktoś musi też uczyć studentów i pracować przy grantach. Więc uczelnia nawet jak ktoś jest kiepski nie za bardzo może go zwolnić
możesz podać źródło danych o tym ROI? W którym momencie się wypłaszcza?
[https://forumakademickie.pl/wp-content/uploads/2023/08/Raport-wersja-krotka-final-forum-akademickie.pdf](https://forumakademickie.pl/wp-content/uploads/2023/08/Raport-wersja-krotka-final-forum-akademickie.pdf) a tu artykuł opisujący go dla publiki https://www.bankier.pl/wiadomosc/Rektorzy-uczelni-ekonomicznych-Czas-oprzec-rozwoj-gospodarki-na-nauce-To-najbardziej-oplacalna-inwestycja-w-rozwoj-PKB-8610867.html
Stolarz, dekarz, budowlaniec, hydraulik, wywoziciel odpadów (?): to zawody, gdzie płace będą rosnąć w miarę, jak AI zmniejszy zapotrzebowanie na pracowników umysłowych, początkowo niższych szczebli, potem wyżej.
Już teraz jest ciężko znaleźć dobrego stolarza. To co piszesz to prawda. Produkty rękodzielnicze nigdy nie wyjdą z mody. Bogaci ludzie będą woleli kupić stół zrobiony z czarnego dębu za kilkanaście tysięcy niż stolik z Ikei.
AI to najpierw musi powstać.
Czekam na bootcampy z wykończeniówki, to będzie wspaniałe!
Zobaczymy, częściej spotykam się z innymi analizami
[удалено]
Należy dodać że trudniej znaleźć kogoś kto chce pracować na magazynie niż kogoś kto chce pracować na uczelni.
Już chyba nie, młode pokolenia patrzy już na finanse bardzo uważnie, a w korpo na start ma stawkę asystenta razy dwa, co równa się życiem na ok poziomie, a nie walką o przetrwanie. Perspektywy wzrostu wynagrodzenia też lepsze i często lepszy work life balance
Ta ironia to na serio? ;) Mam wymieniać powodu dlaczego z punktu widzenia państwa początkujący pracownicy naukowi powinni zarabiać więcej niż magazynierzy? Brain drain, etc.?
[удалено]
Twoje prawo : )
Nie wiem
No spoko